Podsumowanie: Grand Prix Austrii 2020
Przedstawiamy wam nową pozycję, która będzie stałym punktem po każdym wyścigu.
06.07.2020:29
2534wyświetlenia
W sezonie 2020 mamy dla was nową propozycję, jaką będą podsumowania całego weekendu Grand Prix. Nasza analiza formy oraz poczynań poszczególnych zespołów będzie publikowana między poniedziałkiem a środą po każdym kolejnym wyścigu.
Po pierwszym Grand Prix tegorocznych mistrzostw nie brakowało nam tematów. Zwycięstwo w Austrii odniósł Valtteri Bottas z Mercedesa, ale bez dwóch zdań nie przyszło mu to łatwo. Przede wszystkim Fin mógł nawet nie dojechać do mety, a rywale wywieraną presją czy kolejnymi okresami neutralizacji nie ułatwiali mu zadania. Dla Red Bulla wyścig zakończył się gigantycznym rozczarowaniem, natomiast Ferrari po fatalnych kwalifikacjach może mówić o dużym szczęściu...
Mercedes: Valtteri Bottas P1, Lewis Hamilton P4
Embed from Getty Images
W przypadku Valtteriego Bottasa trudno przyczepić się do chociaż jednej minuty całego weekendu w Austrii. Już okrążenie z pierwszego przejazdu w Q3 dało Finowi pole position, choć jego incydent z czwartego zakrętu na drugiej próbie „odrobinę” utrudnił zadanie konkurencji. Lewis Hamilton ignorując w tej sytuacji żółte flagi, został relegowany na polach startowych z drugiego miejsca na piąte.
W samym wyścigu Bottas musiał mierzyć się z ogromną presją, najpierw kontrolując tempo nad drugim Verstappenem z zupełnie inną strategią, a później licząc się z zagrożeniem ze strony Hamiltona. Sprawy nie ułatwiała również awaria sensora w skrzyni biegów oraz liczne neutralizacje, przy których margines błędu stał się minimalny. Finowi chcąc nie chcąc pomógł także Hamilton, który pod koniec wyścigu zaangażował się w kolizję z Albonem i wykluczył go z szarży po zwycięstwo na świeższym zestawie miękkich opon. Bottas podobnie jak przed rokiem zaczyna od wygranej i teraz pytanie brzmi, czy przed sezonem 2020 wyciągnął odpowiednie wnioski. Wejście na szczyt to jedno, ale utrzymanie się na nim to zupełnie inna sprawa, a z tym Valtteri miał bardzo duże kłopoty. Sugerując się formą Mercedesa, największy rywal o mistrzostwo może znajdować się po drugiej stronie garażu.
W przypadku Hamiltona start sezonu jest mocno zbliżony do lat poprzednich. Po mocnej formie w treningach, w kwalifikacjach oraz wyścigu wkradło się sporo nerwowości. Zignorowanie żółtych flag w końcówce Q3 kosztowało Hamiltona trzy pozycje na starcie, natomiast w wyścigu kontakt z Albonem oznaczał dla niego doliczenie pięciu sekund do końcowego rezultatu. Tym samym urzędujący mistrz świata mimo dojechania na metę na drugim miejscu, został sklasyfikowany jako czwarty. Szansa na rehabilitację pojawi się już w następny weekend i Hamilton będzie musiał z niej skorzystać. W skróconym sezonie każde potknięcie może być decydujące dla losów mistrzostw, a raczej nikt nie ma wątpliwości, że Hamilton celuje w tym roku w wyrównanie rekordu Schumachera.
Ferrari: Charles Leclerc P2, Sebastian Vettel P10
Embed from Getty Images
Charles Leclerc na Red Bull Ringu osiagnął rezultat, który normalnie powinien być minimum dla Ferrari. Rzeczywistość jest jednak taka, że wykręcił wynik ponad stan. Grand Prix Austrii potwierdziło, że stajnia z Maranello nie blefowała podczas zimowej przerwy. Ba, problemy są większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Obecne osiągi SF1000 to balansowanie na cienkiej granicy między czwartym a piątym miejscem w klasyfikacji generalnej, z mglistymi widokami na najniższy stopień podium. Brak poprawek silnika na pierwszą rundę oznacza, że Ferrari pozostanie z obecnym pakietem do końca sezonu. Z kolei w Maranello ma trwać mobilizacja, by chociaż część nowych elementów bolidu szykowanych na Węgry była już dostępna na Grand Prix Styrii.
Przed mistrzostwami wiele mówiło się o kwestii lidera w Ferrari i wyścig na Red Bull Ringu potwierdził, że Vettel jest nim tylko na papierze z racji czterech mistrzostw świata. Gdy na torze waliło się i paliło, to mniej doświadczony Leclerc zachował chłodną głowę i dojechał do mety trzeci, awansując oczko wyżej po karze czasowej dla Hamiltona. Tymczasem Sebastian... Trudno powiedzieć co chciał osiągnąć swoim manewrem na Carlosie Sainzu w trzecim zakręcie. Biorąc pod uwagę, jak trudną maszyną w prowadzeniu jest tegoroczne Ferrari i jak późno Vettel zdecydował się na atak, to po prostu nie miało prawa się udać. Do widoku obróconego Ferrari o 180 stopni zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem różnica polegała na tym, że przebijanie się przez stawkę nie było już tak proste. Vettel pojawił się na mecie dopiero przedostatni, na dziesiątym miejscu.
McLaren: Lando Norris P3, Carlos Sainz P5
Embed from Getty Images
Lando Norris bez dwóch zdań jest kierowcą całego weekendu w Austrii. Najpierw sensacyjnie wywalczona druga linia w kwalifikacjach, później fantastyczny wyścig. Brytyjczyk nie miał w nim nawet momentu na złapanie oddechu i co chwilę był zaangażowany w pojedynki, broniąc się przed rywalami w szybszych maszynach lub przedzierając do czołówki. Prawdziwym popisem Norrisa było ostatnie okrążenie, kiedy po karze czasowej dla Hamiltona otworzyła się dla niego szansa na pierwsze podium w karierze. Zawodnik McLarena zrealizował niemalże kwalifikacyjny przejazd na pośrednim zestawie z przebiegiem 20 okrążeń. Efekt? Najszybsze kółko wyścigu, odrobiona jedna sekunda do Hamiltona i podium wywalczone różnicą dwóch dziesiątych. Jeszcze kilka takich występów i strata Carlosa Sainza po sezonie 2020 będzie nieodczuwalna...
A skoro przy Hiszpanie jesteśmy. W Austrii zanotował typowy dla siebie występ. Spokojna jazda, daleko od kłopotów, przy jednoczesnym mocnym tempie. Czyli coś, czego nie lubi realizator... Sainz dojechał na solidnym piątym miejscu i w końcówce niewiele brakowało, by to on znalazł się w położeniu Lando Norrisa. Kierowcy McLarena realizowali dokładnie tą samą strategię i gdyby to Carlos wyszedł górą z bratobójczej walki, nie można wykluczyć, że rozpocząłby pogoń za drugim podium w karierze.
Racing Point: Sergio Perez P6, Lance Stroll - nie ukończył
Embed from Getty Images
Po piątkowych treningach nawet Red Bull mógł drżeć widząc osiągi samochodu Racing Point. Kwalifikacje nie oddały jednak pełnego potencjału „różowego Mercedesa”, którym Sergio Perez zakwalifikował się na szóstym miejscu, a Lance Stroll na dziewiątym. W wyścigu przede wszystkim brakło szczęścia: Stroll odpadł po awarii układu napędowego, natomiast Perez opuszczając mechaników ułamki sekund wcześniej, byłby w stanie przeskoczyć Norrisa po pierwszym pit stopie. Kto wie jak wtedy potoczyłby się jego wyścig?
Zespół nie uchronił się od błędów i największym było zatrzymanie Meksykanina na torze w trakcie drugiej neutralizacji. Z kolei sam kierowca przekraczając prędkość w alei serwisowej zapewnił sobie dodatkowe pięć sekund na mecie, co jednak nie miało wpływu na jego szóste, solidne miejsce. Interesująco będzie obserwować Racing Point w kolejnych wyścigach. Patrząc na przykłady mniejszych ekip, które dysponowały samochodami pozwalającymi wyrwać się ponad przeciętność, często ostateczny wynik był niweczony błędami kierowców, wysoką awaryjnością czy nietrafionymi strategiami. Tak było chociażby w przypadku Williamsa w latach 2014-2015 czy Haasa w sezonie 2018. Póki co jest za wcześnie na wyroki, ale na pewno pierwsza eliminacja mogła potoczyć się dużo lepiej.
AlphaTauri: Pierre Gasly P7, Daniił Kwiat P12
Embed from Getty Images
Na szczęście dla AlphaTauri tempo wyścigowe bolidu AT01 jest dużo lepsze niż na pojedynczym okrążeniu. Po treningach oraz kwalifikacjach można było mieć wątpliwości co do szans zespołu, jednakże niedzielny wyścig na Red Bull Ringu udowodnił, że włoska stajnia jest bliżej górnej części środka stawki, aniżeli jego dołu. Wiodącą postacią przez cały weekend był Pierre Gasly, który rozpoczął mistrzostwa od siódmego miejsca i sześciu punktów. O dużym pechu może mówić Daniił Kwiat, który miał realną szansę na dziesiątą pozycję, lecz w zdobyciu jej przeszkodziła mu eksplozja opony na dwa okrążenia przed metą.
Dla Rosjanina pierwsza runda sezonu to jednak sygnał ostrzegawczy. Od czasu powrotu Pierre'a Gasly do stajni z Faenzy, Kwiat wyraźnie mu ustępuje. O ile jego tegoroczna posada wydaje się być bezpieczna, o tyle przed sezonem 2021 AlphaTauri może mieć kłopot bogactwa wśród kandydatów. Jeżeli 26-latek chce wydłużyć swój pobyt w programie Red Bulla, najwyższa pora podjąć wyrównaną walkę z partnerem.
Renault: Esteban Ocon P8, Daniel Ricciardo - nie ukończył
Embed from Getty Images
Bolid R.S.20 wydaje się być dużo lepszy niż mogłyby na to wskazywać wyniki kwalifikacji oraz wyścigu. W sobotę Ricciardo stracił szansę na poprawę czasu po żółtej fladze wywołanej incydentem Bottasa, natomiast w niedzielę posłuszeństwa odmówił układ napędowy. W przypadku Estebana Ocona widać długą przerwę od startów w Formule 1. Francuz w kwalifikacjach był dopiero czternasty i czeka go sporo pracy, by móc zbliżyć się na pojedynczym kółku do Daniela Ricciardo. Z kolei wyścig w jego wykonaniu był bez większej historii. Wykorzystał problemy rywali na wejście do punktowanej strefy, a on sam trzymał się z dala od kłopotów. Ósme miejsce to nie najgorszy początek współpracy z Renault, jednakże apetyty w Enstone są większe.
Alfa Romeo: Antonio Giovinazzi P9, Kimi Raikkonen - nie ukończył
Embed from Getty Images
Postawa Alfy Romeo to jedno z największych rozczarowań weekendu w Austrii. Stajnia z Hinwil w kwalifikacjach była najwolniejszą w całej stawce, z osiemnastym wynikiem Giovinazziego i dziewiętnastym Raikkonena. Problemy Alfy wydają się bliźniacze do tych Ferrari: samochód ma braki niemal we wszystkich obszarach, z jednostką napędową na czele. Porównując czasy z zeszłego roku, zespół jest wolniejszy aż o 1,1 sekundy. Mimo dziewiątego miejsca Giovinazziego w wyścigu, można już powoli bić na alarm. W normalnych okolicznościach punktowana strefa będzie poza zasięgiem Alfy Romeo. W przypadku Raikkonena, rozczarowujący weekend dopełniło oderwane koło po drugiej neutralizacji, co zmusiło go do wycofania samochodu.
Williams: Nicholas Latifi P11, George Russell - nie ukończył
Embed from Getty Images
Skoro była mowa o jednym z większych rozczarowań, przejdźmy do jednego z większych zaskoczeń. Williams potwierdził, że forma z testów nie była efektem jazdy na oparach, a sygnałem, iż w Grove powoli wracają do gry. Po kwalifikacjach, w których George Russell uzyskał siedemnasty wynik, w zespole odczuwano niedosyt. Sam kierowca przyznał, że w nieco lepszych okolicznościach awans do Q2 mógł być w jego zasięgu. Wyścig także był mocny w wykonaniu Brytyjczyka. Williams wykorzystał zamieszanie podczas pierwszej neutralizacji, przebijając się z kierowcą na dwunaste miejsce. Przez dłuższy okres Russell dzielnie bronił się przed Vettelem w Ferrari, lecz dalszą jazdę na pięćdziesiątym okrążeniu uniemożliwiła awaria silnika.
W przypadku Nicholasa Latifiego nie ma co wyciągać daleko idących wniosków. Dla Kanadyjczyka był to absolutny debiut w Formule 1, okraszony kilkoma błędami w sesjach treningowych i dosyć słabym tempem w wyścigu. Jedyny zawodnik Williamsa na mecie zameldował się na jedenastym miejscu, już w pierwszym starcie wyrównując najlepszy wynik George'a Russella.
Red Bull: Alexander Albon P13, Max Verstappen - nie ukończył
Embed from Getty Images
Bezczelnie pewny siebie Red Bull został brutalnie sprowadzony na ziemię. Stajnia z Milton Keynes otwarcie deklarowała, że w sezonie 2020 podejmie walkę z Mercedesem o mistrzowskie tytuły. Pomóc w tym miały duże poprawki RB16 oraz nowy układ napędowy Hondy. W dodatku Red Bull oprotestował system DAS (nieskutecznie) i odwołał się od decyzji sędziów w sprawie zignorowania żółtej flagi przez Hamiltona (skutecznie). Efekt? Zero punktów. Verstappen po zaledwie dziesięciu okrążeniach musiał wycofać samochód, prawdopodobnie po awarii elektryki. Z kolei potencjalny rajd Alexandra Albona po pierwsze miejsce został powstrzymany przez Hamiltona, z którym dziesięć okrążeń przed metą doszło do kolizji w czwartym zakręcie. Tajlandczyk znalazł się poza torem i lepsza strategia zakładająca przejazd na miękkich oponach zdała się na nic, gdy wrócił na ostatniej pozycji i wkrótce zatrzymał bolid po awarii silnika.
Po weekendzie w Austrii jasne jest, że Red Bulla wciąż dzieli dystans do Mercedesa. Ekipa posiada status drugiej siły w stawce i przynajmniej na tym etapie sezonu będzie potrzebowała sprzyjających okoliczności do wygrywania wyścigów. Jedną z nich mogła być strategia zakładająca start Verstappena na pośrednich oponach, jednak biorąc pod uwagę pierwszą neutralizację na wczesnym etapie wyścigu, trudno zakładać, by pozwoliła ona Holendrowi na przeskoczenie Bottasa. Na pocieszenie pozostaje mu fakt, że faworyt tegorocznych mistrzostw - Lewis Hamilton, zdobył zaledwie dwanaście punktów. Mimo to przy skróconym sezonie taki weekend jak ten nie może już się Red Bullowi więcej powtórzyć.
Haas: Kevin Magnussen - nie ukończył, Romain Grosjean - nie ukończył
Embed from Getty Images
Jeżeli w życiu człowieka pewne są śmierć i podatki, tak u Haasa pewne są awarie samochodu i błędy kierowców. Grosjean oraz Magnussen odpadli z rywalizacji po identycznych defektach układu hamulcowego, a Francuz w międzyczasie zaliczył piruet na wyjściu z czwartego zakrętu. To jednak nie problemy techniczne są największym zmartwieniem stajni z Kannapolis. Bolid VF-20 w trybie wyścigowym zdaje się być jednym z najwolniejszych w stawce. Ponadto Grosjean podkreśla, że będąc za rywalem, samochód bardzo trudno się prowadzi. Czyżby deklaracje z zimowych testów o rozwiązaniu problemów poprzednika były przedwczesne? Szansa na weryfikację będzie już w najbliższy weekend. Tak czy inaczej cierpliwość Gene Haasa znów została wystawiona na próbę.
Po pierwszym Grand Prix tegorocznych mistrzostw nie brakowało nam tematów. Zwycięstwo w Austrii odniósł Valtteri Bottas z Mercedesa, ale bez dwóch zdań nie przyszło mu to łatwo. Przede wszystkim Fin mógł nawet nie dojechać do mety, a rywale wywieraną presją czy kolejnymi okresami neutralizacji nie ułatwiali mu zadania. Dla Red Bulla wyścig zakończył się gigantycznym rozczarowaniem, natomiast Ferrari po fatalnych kwalifikacjach może mówić o dużym szczęściu...
Mercedes: Valtteri Bottas P1, Lewis Hamilton P4
Embed from Getty Images
W przypadku Valtteriego Bottasa trudno przyczepić się do chociaż jednej minuty całego weekendu w Austrii. Już okrążenie z pierwszego przejazdu w Q3 dało Finowi pole position, choć jego incydent z czwartego zakrętu na drugiej próbie „odrobinę” utrudnił zadanie konkurencji. Lewis Hamilton ignorując w tej sytuacji żółte flagi, został relegowany na polach startowych z drugiego miejsca na piąte.
W samym wyścigu Bottas musiał mierzyć się z ogromną presją, najpierw kontrolując tempo nad drugim Verstappenem z zupełnie inną strategią, a później licząc się z zagrożeniem ze strony Hamiltona. Sprawy nie ułatwiała również awaria sensora w skrzyni biegów oraz liczne neutralizacje, przy których margines błędu stał się minimalny. Finowi chcąc nie chcąc pomógł także Hamilton, który pod koniec wyścigu zaangażował się w kolizję z Albonem i wykluczył go z szarży po zwycięstwo na świeższym zestawie miękkich opon. Bottas podobnie jak przed rokiem zaczyna od wygranej i teraz pytanie brzmi, czy przed sezonem 2020 wyciągnął odpowiednie wnioski. Wejście na szczyt to jedno, ale utrzymanie się na nim to zupełnie inna sprawa, a z tym Valtteri miał bardzo duże kłopoty. Sugerując się formą Mercedesa, największy rywal o mistrzostwo może znajdować się po drugiej stronie garażu.
W przypadku Hamiltona start sezonu jest mocno zbliżony do lat poprzednich. Po mocnej formie w treningach, w kwalifikacjach oraz wyścigu wkradło się sporo nerwowości. Zignorowanie żółtych flag w końcówce Q3 kosztowało Hamiltona trzy pozycje na starcie, natomiast w wyścigu kontakt z Albonem oznaczał dla niego doliczenie pięciu sekund do końcowego rezultatu. Tym samym urzędujący mistrz świata mimo dojechania na metę na drugim miejscu, został sklasyfikowany jako czwarty. Szansa na rehabilitację pojawi się już w następny weekend i Hamilton będzie musiał z niej skorzystać. W skróconym sezonie każde potknięcie może być decydujące dla losów mistrzostw, a raczej nikt nie ma wątpliwości, że Hamilton celuje w tym roku w wyrównanie rekordu Schumachera.
Ferrari: Charles Leclerc P2, Sebastian Vettel P10
Embed from Getty Images
Charles Leclerc na Red Bull Ringu osiagnął rezultat, który normalnie powinien być minimum dla Ferrari. Rzeczywistość jest jednak taka, że wykręcił wynik ponad stan. Grand Prix Austrii potwierdziło, że stajnia z Maranello nie blefowała podczas zimowej przerwy. Ba, problemy są większe niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Obecne osiągi SF1000 to balansowanie na cienkiej granicy między czwartym a piątym miejscem w klasyfikacji generalnej, z mglistymi widokami na najniższy stopień podium. Brak poprawek silnika na pierwszą rundę oznacza, że Ferrari pozostanie z obecnym pakietem do końca sezonu. Z kolei w Maranello ma trwać mobilizacja, by chociaż część nowych elementów bolidu szykowanych na Węgry była już dostępna na Grand Prix Styrii.
Przed mistrzostwami wiele mówiło się o kwestii lidera w Ferrari i wyścig na Red Bull Ringu potwierdził, że Vettel jest nim tylko na papierze z racji czterech mistrzostw świata. Gdy na torze waliło się i paliło, to mniej doświadczony Leclerc zachował chłodną głowę i dojechał do mety trzeci, awansując oczko wyżej po karze czasowej dla Hamiltona. Tymczasem Sebastian... Trudno powiedzieć co chciał osiągnąć swoim manewrem na Carlosie Sainzu w trzecim zakręcie. Biorąc pod uwagę, jak trudną maszyną w prowadzeniu jest tegoroczne Ferrari i jak późno Vettel zdecydował się na atak, to po prostu nie miało prawa się udać. Do widoku obróconego Ferrari o 180 stopni zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tym razem różnica polegała na tym, że przebijanie się przez stawkę nie było już tak proste. Vettel pojawił się na mecie dopiero przedostatni, na dziesiątym miejscu.
McLaren: Lando Norris P3, Carlos Sainz P5
Embed from Getty Images
Lando Norris bez dwóch zdań jest kierowcą całego weekendu w Austrii. Najpierw sensacyjnie wywalczona druga linia w kwalifikacjach, później fantastyczny wyścig. Brytyjczyk nie miał w nim nawet momentu na złapanie oddechu i co chwilę był zaangażowany w pojedynki, broniąc się przed rywalami w szybszych maszynach lub przedzierając do czołówki. Prawdziwym popisem Norrisa było ostatnie okrążenie, kiedy po karze czasowej dla Hamiltona otworzyła się dla niego szansa na pierwsze podium w karierze. Zawodnik McLarena zrealizował niemalże kwalifikacyjny przejazd na pośrednim zestawie z przebiegiem 20 okrążeń. Efekt? Najszybsze kółko wyścigu, odrobiona jedna sekunda do Hamiltona i podium wywalczone różnicą dwóch dziesiątych. Jeszcze kilka takich występów i strata Carlosa Sainza po sezonie 2020 będzie nieodczuwalna...
A skoro przy Hiszpanie jesteśmy. W Austrii zanotował typowy dla siebie występ. Spokojna jazda, daleko od kłopotów, przy jednoczesnym mocnym tempie. Czyli coś, czego nie lubi realizator... Sainz dojechał na solidnym piątym miejscu i w końcówce niewiele brakowało, by to on znalazł się w położeniu Lando Norrisa. Kierowcy McLarena realizowali dokładnie tą samą strategię i gdyby to Carlos wyszedł górą z bratobójczej walki, nie można wykluczyć, że rozpocząłby pogoń za drugim podium w karierze.
Racing Point: Sergio Perez P6, Lance Stroll - nie ukończył
Embed from Getty Images
Po piątkowych treningach nawet Red Bull mógł drżeć widząc osiągi samochodu Racing Point. Kwalifikacje nie oddały jednak pełnego potencjału „różowego Mercedesa”, którym Sergio Perez zakwalifikował się na szóstym miejscu, a Lance Stroll na dziewiątym. W wyścigu przede wszystkim brakło szczęścia: Stroll odpadł po awarii układu napędowego, natomiast Perez opuszczając mechaników ułamki sekund wcześniej, byłby w stanie przeskoczyć Norrisa po pierwszym pit stopie. Kto wie jak wtedy potoczyłby się jego wyścig?
Zespół nie uchronił się od błędów i największym było zatrzymanie Meksykanina na torze w trakcie drugiej neutralizacji. Z kolei sam kierowca przekraczając prędkość w alei serwisowej zapewnił sobie dodatkowe pięć sekund na mecie, co jednak nie miało wpływu na jego szóste, solidne miejsce. Interesująco będzie obserwować Racing Point w kolejnych wyścigach. Patrząc na przykłady mniejszych ekip, które dysponowały samochodami pozwalającymi wyrwać się ponad przeciętność, często ostateczny wynik był niweczony błędami kierowców, wysoką awaryjnością czy nietrafionymi strategiami. Tak było chociażby w przypadku Williamsa w latach 2014-2015 czy Haasa w sezonie 2018. Póki co jest za wcześnie na wyroki, ale na pewno pierwsza eliminacja mogła potoczyć się dużo lepiej.
AlphaTauri: Pierre Gasly P7, Daniił Kwiat P12
Embed from Getty Images
Na szczęście dla AlphaTauri tempo wyścigowe bolidu AT01 jest dużo lepsze niż na pojedynczym okrążeniu. Po treningach oraz kwalifikacjach można było mieć wątpliwości co do szans zespołu, jednakże niedzielny wyścig na Red Bull Ringu udowodnił, że włoska stajnia jest bliżej górnej części środka stawki, aniżeli jego dołu. Wiodącą postacią przez cały weekend był Pierre Gasly, który rozpoczął mistrzostwa od siódmego miejsca i sześciu punktów. O dużym pechu może mówić Daniił Kwiat, który miał realną szansę na dziesiątą pozycję, lecz w zdobyciu jej przeszkodziła mu eksplozja opony na dwa okrążenia przed metą.
Dla Rosjanina pierwsza runda sezonu to jednak sygnał ostrzegawczy. Od czasu powrotu Pierre'a Gasly do stajni z Faenzy, Kwiat wyraźnie mu ustępuje. O ile jego tegoroczna posada wydaje się być bezpieczna, o tyle przed sezonem 2021 AlphaTauri może mieć kłopot bogactwa wśród kandydatów. Jeżeli 26-latek chce wydłużyć swój pobyt w programie Red Bulla, najwyższa pora podjąć wyrównaną walkę z partnerem.
Renault: Esteban Ocon P8, Daniel Ricciardo - nie ukończył
Embed from Getty Images
Bolid R.S.20 wydaje się być dużo lepszy niż mogłyby na to wskazywać wyniki kwalifikacji oraz wyścigu. W sobotę Ricciardo stracił szansę na poprawę czasu po żółtej fladze wywołanej incydentem Bottasa, natomiast w niedzielę posłuszeństwa odmówił układ napędowy. W przypadku Estebana Ocona widać długą przerwę od startów w Formule 1. Francuz w kwalifikacjach był dopiero czternasty i czeka go sporo pracy, by móc zbliżyć się na pojedynczym kółku do Daniela Ricciardo. Z kolei wyścig w jego wykonaniu był bez większej historii. Wykorzystał problemy rywali na wejście do punktowanej strefy, a on sam trzymał się z dala od kłopotów. Ósme miejsce to nie najgorszy początek współpracy z Renault, jednakże apetyty w Enstone są większe.
Alfa Romeo: Antonio Giovinazzi P9, Kimi Raikkonen - nie ukończył
Embed from Getty Images
Postawa Alfy Romeo to jedno z największych rozczarowań weekendu w Austrii. Stajnia z Hinwil w kwalifikacjach była najwolniejszą w całej stawce, z osiemnastym wynikiem Giovinazziego i dziewiętnastym Raikkonena. Problemy Alfy wydają się bliźniacze do tych Ferrari: samochód ma braki niemal we wszystkich obszarach, z jednostką napędową na czele. Porównując czasy z zeszłego roku, zespół jest wolniejszy aż o 1,1 sekundy. Mimo dziewiątego miejsca Giovinazziego w wyścigu, można już powoli bić na alarm. W normalnych okolicznościach punktowana strefa będzie poza zasięgiem Alfy Romeo. W przypadku Raikkonena, rozczarowujący weekend dopełniło oderwane koło po drugiej neutralizacji, co zmusiło go do wycofania samochodu.
Williams: Nicholas Latifi P11, George Russell - nie ukończył
Embed from Getty Images
Skoro była mowa o jednym z większych rozczarowań, przejdźmy do jednego z większych zaskoczeń. Williams potwierdził, że forma z testów nie była efektem jazdy na oparach, a sygnałem, iż w Grove powoli wracają do gry. Po kwalifikacjach, w których George Russell uzyskał siedemnasty wynik, w zespole odczuwano niedosyt. Sam kierowca przyznał, że w nieco lepszych okolicznościach awans do Q2 mógł być w jego zasięgu. Wyścig także był mocny w wykonaniu Brytyjczyka. Williams wykorzystał zamieszanie podczas pierwszej neutralizacji, przebijając się z kierowcą na dwunaste miejsce. Przez dłuższy okres Russell dzielnie bronił się przed Vettelem w Ferrari, lecz dalszą jazdę na pięćdziesiątym okrążeniu uniemożliwiła awaria silnika.
W przypadku Nicholasa Latifiego nie ma co wyciągać daleko idących wniosków. Dla Kanadyjczyka był to absolutny debiut w Formule 1, okraszony kilkoma błędami w sesjach treningowych i dosyć słabym tempem w wyścigu. Jedyny zawodnik Williamsa na mecie zameldował się na jedenastym miejscu, już w pierwszym starcie wyrównując najlepszy wynik George'a Russella.
Red Bull: Alexander Albon P13, Max Verstappen - nie ukończył
Embed from Getty Images
Bezczelnie pewny siebie Red Bull został brutalnie sprowadzony na ziemię. Stajnia z Milton Keynes otwarcie deklarowała, że w sezonie 2020 podejmie walkę z Mercedesem o mistrzowskie tytuły. Pomóc w tym miały duże poprawki RB16 oraz nowy układ napędowy Hondy. W dodatku Red Bull oprotestował system DAS (nieskutecznie) i odwołał się od decyzji sędziów w sprawie zignorowania żółtej flagi przez Hamiltona (skutecznie). Efekt? Zero punktów. Verstappen po zaledwie dziesięciu okrążeniach musiał wycofać samochód, prawdopodobnie po awarii elektryki. Z kolei potencjalny rajd Alexandra Albona po pierwsze miejsce został powstrzymany przez Hamiltona, z którym dziesięć okrążeń przed metą doszło do kolizji w czwartym zakręcie. Tajlandczyk znalazł się poza torem i lepsza strategia zakładająca przejazd na miękkich oponach zdała się na nic, gdy wrócił na ostatniej pozycji i wkrótce zatrzymał bolid po awarii silnika.
Po weekendzie w Austrii jasne jest, że Red Bulla wciąż dzieli dystans do Mercedesa. Ekipa posiada status drugiej siły w stawce i przynajmniej na tym etapie sezonu będzie potrzebowała sprzyjających okoliczności do wygrywania wyścigów. Jedną z nich mogła być strategia zakładająca start Verstappena na pośrednich oponach, jednak biorąc pod uwagę pierwszą neutralizację na wczesnym etapie wyścigu, trudno zakładać, by pozwoliła ona Holendrowi na przeskoczenie Bottasa. Na pocieszenie pozostaje mu fakt, że faworyt tegorocznych mistrzostw - Lewis Hamilton, zdobył zaledwie dwanaście punktów. Mimo to przy skróconym sezonie taki weekend jak ten nie może już się Red Bullowi więcej powtórzyć.
Haas: Kevin Magnussen - nie ukończył, Romain Grosjean - nie ukończył
Embed from Getty Images
Jeżeli w życiu człowieka pewne są śmierć i podatki, tak u Haasa pewne są awarie samochodu i błędy kierowców. Grosjean oraz Magnussen odpadli z rywalizacji po identycznych defektach układu hamulcowego, a Francuz w międzyczasie zaliczył piruet na wyjściu z czwartego zakrętu. To jednak nie problemy techniczne są największym zmartwieniem stajni z Kannapolis. Bolid VF-20 w trybie wyścigowym zdaje się być jednym z najwolniejszych w stawce. Ponadto Grosjean podkreśla, że będąc za rywalem, samochód bardzo trudno się prowadzi. Czyżby deklaracje z zimowych testów o rozwiązaniu problemów poprzednika były przedwczesne? Szansa na weryfikację będzie już w najbliższy weekend. Tak czy inaczej cierpliwość Gene Haasa znów została wystawiona na próbę.