Grand Prix Arabii Saudyjskiej odbędzie się zgodnie z planem
Po nocnych rozmowach ustalono, że wyścig powinien dojść do skutku.
26.03.2200:43
2140wyświetlenia
Embed from Getty Images
Grand Prix Arabii Saudyjskiej dojdzie do skutku pomimo obaw związanych z bezpieczeństwem, które pojawiły się po ataku rakietowym na terminal naftowy Aramco w Dżuddzie.
Do ostrzału doszło w trakcie pierwszego piątkowego treningu. Wkrótce po nim zwołano posiedzenie kryzysowe a wieczorne zajęcia ruszyły z 15-minutowym opóźnieniem.
Za atak wymierzony w infrastrukturę paliwową Arabii Saudyjskiej odpowiada działający na terenie Jemenu ruch Huti. Jest on uznawany przez Królestwo za organizację terrorystyczną.
O godzinie 22:00 czasu lokalnego doszło do spotkania dyrektora generalnego F1 - Stefano Domenicaliego, prezesa FIA - Mohammada bin Sulayema oraz kierowców i szefów zespołów.
Po rozmowach Domenicali ogłosił, że weekend wyścigowy będzie kontynuowany zgodnie z planem, po tym jak F1 przekazane zostały pełne gwarancje bezpieczeństwa. Decyzję tę mieli jednomyślnie poprzeć szefowie zespołów.
Bin Sulayem przekonywał:
Okazało się jednak, że kilku kierowców wyraziło zaniepokojenie bezpieczeństwem Grand Prix. Zaatakowany zakład Aramco był bowiem oddalony od ulicznego toru o zaledwie 11 kilometrów.
Zawodnicy przeprowadzili rozmowy we własnym gronie. Przez pewien czas w wymianie zdań brali także udział Domenicali a także dyrektor do spraw sportowych F1 - Ross Brawn. Szefowie zespołów, z których cześć zdążyła wcześniej opuścić obiekt, powrócili do padoku i dołączyli do debaty.
Po upływie 30 minut szefowie opuścili pomieszczenie, w którym odbywało się spotkanie kierowców i udali się w kierunku stanowiska kontroli wyścigu. Sami zawodnicy zakończyli zebranie około 02:20.
Około 20 minut później do mediów trafiły pierwsze deklaracje w sprawie losów Grand Prix. Zarówno Christian Horner z Red Bulla jak i Zak Brown z McLarena potwierdzili, że rywalizacja będzie kontynuowana.
Grand Prix Arabii Saudyjskiej dojdzie do skutku pomimo obaw związanych z bezpieczeństwem, które pojawiły się po ataku rakietowym na terminal naftowy Aramco w Dżuddzie.
Do ostrzału doszło w trakcie pierwszego piątkowego treningu. Wkrótce po nim zwołano posiedzenie kryzysowe a wieczorne zajęcia ruszyły z 15-minutowym opóźnieniem.
Za atak wymierzony w infrastrukturę paliwową Arabii Saudyjskiej odpowiada działający na terenie Jemenu ruch Huti. Jest on uznawany przez Królestwo za organizację terrorystyczną.
O godzinie 22:00 czasu lokalnego doszło do spotkania dyrektora generalnego F1 - Stefano Domenicaliego, prezesa FIA - Mohammada bin Sulayema oraz kierowców i szefów zespołów.
Po rozmowach Domenicali ogłosił, że weekend wyścigowy będzie kontynuowany zgodnie z planem, po tym jak F1 przekazane zostały pełne gwarancje bezpieczeństwa. Decyzję tę mieli jednomyślnie poprzeć szefowie zespołów.
To było dobre spotkanie- powiedział Toto Wolff z Mercedesa.
Kierowcy będą teraz kontynuować rozmowy podczas swojego spotkania. My, szefowie zespołów, zostaliśmy zapewnieni o ochronie. W tej chwili znajdujemy się prawdopodobnie w najbezpieczniejszym miejscu w całej Arabii Saudyjskiej. Dlatego będziemy się ścigać.
Bin Sulayem przekonywał:
[Huti] celują w infrastrukturę, a nie w cywilów i oczywiście nie w tor. Sprawdziliśmy fakty a z najwyższego szczebla napłynęły do nas zapewnienia, iż znajdujemy się w bezpiecznym miejscu. Ścigajmy się.
Okazało się jednak, że kilku kierowców wyraziło zaniepokojenie bezpieczeństwem Grand Prix. Zaatakowany zakład Aramco był bowiem oddalony od ulicznego toru o zaledwie 11 kilometrów.
Zawodnicy przeprowadzili rozmowy we własnym gronie. Przez pewien czas w wymianie zdań brali także udział Domenicali a także dyrektor do spraw sportowych F1 - Ross Brawn. Szefowie zespołów, z których cześć zdążyła wcześniej opuścić obiekt, powrócili do padoku i dołączyli do debaty.
Po upływie 30 minut szefowie opuścili pomieszczenie, w którym odbywało się spotkanie kierowców i udali się w kierunku stanowiska kontroli wyścigu. Sami zawodnicy zakończyli zebranie około 02:20.
Około 20 minut później do mediów trafiły pierwsze deklaracje w sprawie losów Grand Prix. Zarówno Christian Horner z Red Bulla jak i Zak Brown z McLarena potwierdzili, że rywalizacja będzie kontynuowana.