Domenicali: Historia to za mało, by zachować klasyczne tory

Według Włocha, nowi fani mają 'krótką pamięć' i nie widzą różnicy między Las Vegas a Monako.
04.10.2510:19
Maciej Wróbel
273wyświetlenia
Embed from Getty Images

Stefano Domenicali przekonuje, że historia to za mało, aby zachować klasyczne tory w kalendarzu mistrzostw świata F1.

Szef Formuły 1, Stefano Domenicali, w ostatnich tygodniach nieco naraził się purystom sportu, sugerując zmiany w formacie weekendów, takie jak dodanie większej liczby sprintów, krótsze wyścigi czy nawet odwrócona kolejność startowa. Teraz Włoch postanowił po raz kolejny wypowiedzieć się na temat przyszłości klasycznych torów wyścigowych.

W rozmowie w ramach włoskiego podcastu Passa dal BSMT Domenicali powrócił do tematu tzw. historycznych torów i tego, co ich włodarze muszą dziś zrobić, aby zasłużyć na miejsce w kalendarzu, biorąc pod uwagę ogromne zainteresowanie kolejnych krajów i promotorów.

Dziś mówimy o poziomach inwestycji zupełnie innych niż kiedyś - powiedział Domenicali. Od czasu tych symbolicznych drzwi przesuwnych z lat 2020-2021, kiedy objąłem stanowisko, dziś znajdujemy się w sytuacji, w której jedne drzwi się zamknęły, a inne otworzyły. Konkurencja się zmieniła, kontekst jest znacznie bardziej agresywny i, co oczywiste… samo przywiązanie [do tradycji] nie wystarczy.

Zapytany, czy istnieją jakieś nienaruszalne granice i czy dane Grand Prix może pozostać w kalendarzu wyłącznie ze względu na swoją tradycję lub wizerunek, Domenicali odpowiedział bez wahania: Nie. Oczywiście, jeśli Grand Prix ma wartość historyczną, to jest to duży plus, ale to nie wystarczy. To element, który dodaje historii - i to ważne dla kogoś takiego jak ja, kto śledzi Formułę 1 od dzieciństwa.

Jednakże, jeśli chodzi o nowych fanów, którzy dziś oglądają Formułę 1 - może to zabrzmi dziwnie, ale mamy dane, które są dla nas kluczowe. Ich tendencja do zapominania, do «scrollowania», do przejścia do następnej informacji, jest bardzo wysoka. Oni bardzo szybko zapominają, kto wygrał rok temu.

Dla wielu nowych fanów dziś nie ma różnicy między wyścigiem w Monte Carlo a tym w nowym Las Vegas. Historia nie jest więc dla nas czynnikiem fundamentalnym. Historia musi być wsparta strukturą spoglądającą w przyszłość - inwestycjami w infrastrukturę, lepszymi usługami dla kibiców, bo bilety nie są tanie - i zapewnieniem, że kraj jest w stanie finansowo utrzymać swoją obecność w kalendarzu, który moim zdaniem nie urośnie już powyżej obecnej liczby wyścigów.

Po przejęciu praw komercyjnych do Formuły 1 przez Liberty Media w styczniu 2017 roku - i niemal natychmiastowym odsunięciu Berniego Ecclestone'a na boczny tor w roli 'honorowego przewodniczącego' bez realnych obowiązków - oficjalne stanowisko F1 zaczęło stopniowo ewoluować.

Nowy szef, Chase Carey, w jednym ze swoich pierwszych wywiadów zapewnił, że historyczne tory są bezpieczne. Kryterium jakości miał być nie tyle staż w kalendarzu, co ogólne znaczenie dla bogatej historii F1. Carey wymienił wtedy z nazwy Silverstone, Monako, Hockenheim i Nurburgring, mówiąc: Musimy kultywować te tradycje, by F1 nie utraciła swoich wartości.

Z wymienionych przez Careya torów trapiony przez kłopoty finansowe Nurburgring zniknął z kalendarza już po 2013 roku. Powrócił tylko raz, w 2020 roku, jako gospodarz Grand Prix Eifelu w czasach pandemii. Hockenheimring nie gościł zaś Formuły 1 od roku 2019.

Silverstone przystosowało się, zamieniając wyścig w pełnowymiarowe wydarzenie z koncertami i atrakcjami, co zaowocowało długoterminowym kontraktem. Monako natomiast musiało ulec - długie negocjacje i groźba wypadnięcia z kalendarza sprawiły, że księstwo zgodziło się oddać częściową kontrolę nad transmisjami i reklamami.

Domenicali sam przyznał, że jego objęcie funkcji w czasie pandemii COVID-19 było momentem „drzwi przesuwnych”. Aby przetrwać, F1 musiała sięgnąć po kreatywną księgowość i wynająć tory, które pozwoliły zrealizować minimalny harmonogram potrzebny do wypełnienia kontraktów telewizyjnych. W ten sposób do kalendarza wróciły między innymi Imola czy właśnie Nurburgring.

W międzyczasie dostępny na platformie Netflix serial Drive to Survive stał się światowym fenomenem, przyciągając nowych fanów. Wzost jednak musi być nieustanny - jeśli ma oznaczać to porzucenie starszych obiektów kosztem nowych, z promotorami oferującymi więcej pieniędzy, to tak też się stanie. Sam Domenicali przyznał już w 2022 roku: Wiemy, że musimy równoważyć pojawianie się nowych wyścigów z historycznymi Grand Prix, które powinny pozostać częścią kalendarza.

Dziś jego ton brzmi zupełnie inaczej, a z harmonogramu po tym roku znika Imola, zaś po sezonie 2026 wypadnie Zandvoort. Tor Spa-Francorchamps w tym roku - jako pierwszy - podpisał umowę przewidującą rotacyjną obecność w kalendarzu z innym obiektem.

Concorde Agreement dopuszcza rozszerzenie kalendarza powyżej obecnych 24 wyścigów, ale wszyscy zainteresowani są zgodni, że jest to maksimum, biorąc pod uwagę obciążenie personelu zespołów i FIA. Oznacza to, że konkurencja o miejsce w kalendarzu jest większa niż kiedykolwiek.

Wielu starszych torów nie stać jest również na rozbudowę infrastruktury i trybun. Często nie pozwala na to lokalizacja, ale także brak państwowych dopłat - w przeciwieństwie do nowych obiektów, które finansowane są z publicznych pieniędzy.

Domenicali wspomniał o tym w kontekście Imoli, która właśnie wypada z kalendarza: Imola leży w miejscu o ograniczonych możliwościach rozwoju. Trudno sobie wyobrazić rozbudowę infrastruktury czy hoteli, bo jest, jaka jest. Historia to wartość, ale może być też ograniczeniem, jeśli nie ma warunków do wzrostu.