Dakar na Narodowym okiem Wyprzedź Mnie!
Przedstawiamy relację z piątej edycji Verva Street Racing
24.09.1417:08
4062wyświetlenia
20 września odbyła się już piąta edycja Verva Street Racing, która po raz kolejny zawitała na Stadion Narodowy. Redakcja [color=#3c88b8]Wyprzedź Mnie![/color] oczywiście pojawiła się na największej imprezie motoryzacyjnej w Polsce, by przedstawić Wam jak zupełnie inny motyw tematyczny wyglądał z naszej perspektywy!
Tradycyjnie, VSR rozpoczęło się od pit party na promenadzie wokół stadionu, gdzie można było podziwiać różne samochody, począwszy od klasyków, po rajdówki czy wyścigówki. Już chwilę po przekroczeniu bramy zauważyłem jedno z najnowszych i najpotężniejszych aut z gamy Porsche - model 918, który w barwach Martini Racing po prostu prezentował się obłędnie. Dalej były m.in. samochody rajdowe Peugeota, jak legendarny 205 T16 oraz jego następca, 2008, którym francuski producent planuje zwojować przyszłoroczny Dakar. Tuż obok nich stał bolid Formuły 1 - Red Bull RB6, który był tylko na pokaz, a szkoda, ponieważ na terenie stadionu było jedno idealne miejsce do zaprezentowania jego możliwości, ale do tego jeszcze wrócimy…
Tegoroczne pit party było niespodziewanie ciekawe dla fanów wyścigów, ponieważ na stoisku Audi był obecny prototyp klasy LMP1, za kierownicą którego Allan McNish, Tom Kristensen oraz Loic Duval zwyciężyli w ubiegłorocznych zmaganiach Długodystansowych Mistrzostw Świata. Oprócz „potwora” z Ingolstadt, kilkanaście metrów wcześniej był obecny prototyp klasy LMP2, a także kilka samochodów GT jak Mercedes SLS - który w rzeczywistości wydaje się być o wiele mniejszy niż na zdjęciach - czy Audi R8. Mimo to najbardziej wyszukiwanym przeze mnie pojazdem był bolid Formuły E, o którego obecności spekulowano od kilku tygodni. Odrzucając wszelkie antypatie do „eko”, napędu elektrycznego i tak dalej, muszę przyznać, iż konstrukcja startująca w ePrix prezentuje się bardzo ciekawie, a zwłaszcza osiemnastocalowe felgi, do których po ujrzeniu w rzeczywistości udało mi się przekonać. Ponadto pojazdowi dodaje uroku chromowy lakier z czarnymi oraz błękitnymi wstawkami. Szczerze mówiąc nie obraziłbym się, gdyby McLaren postanowił rozszerzyć współpracę z Gillette ;)
Wcześniej wspominałem o idealnym miejscu dla bolidu Formuły 1, a była nim oczywiście strefa akcji. Podobnie jak w zeszłym roku, co kilkanaście minut były w niej organizowane pokazy FMX, driftu oraz stuntu. Panowie oczywiście zrobili niesamowite show, a zwłaszcza ci od poślizgów kontrolowanych, którzy mówiąc potocznie, „dali w palnik”. W kontekście strefy akcji nie możemy zapomnieć o Terrym Grancie, który przywiózł do Warszawy swojego nieprawdopodobnie zwrotnego Forda Sedan z 1937 roku, pozwalającego na bardzo widowiskową jazdę i wiele sztuczek, w tym samodzielne kręcenie bączków.
Podobnie jak przed rokiem, Verva Street Racing rozpoczęło się od pre show, na temat którego nie będę się zbytnio rozpisywać, ponieważ bądźmy szczerzy, jazda radiowozów, wyścigi Polonezów Analog czy występy cheerleaderek nie są czymś porywającym - a co do tego ostatniego - zwłaszcza na obiekcie o takich rozmiarach. Punktualnie o godzinie dwudziestej rozpoczęto główną część imprezy, którą otworzyła prezentacja drużyn Polski oraz reszty świata, mających wziąć udział w Bitwie Mistrzów. Zaraz po niej, rozpoczął się pierwszy pokaz, który był ogromnym falstartem…
Na pierwszy ogień poszło seryjne Mini, mające przeskoczyć z jednego miejsca na drugie, aczkolwiek zbyt niska prędkość podczas najazdu na rampę zakończyła się uderzeniem w nasyp i niemałym wybuchem śmiechu na trybunach. Kierowcy na szczęście nic się nie stało i po ściągnięciu uszkodzonego Coopera, pokaz kontynuowano, a zaraz po nim rozegrano pierwsze zmagania w ramach Bitwy Mistrzów. Kierowcy w trakcie show mieli stoczyć pojedynki w sześciu konkurencjach: wyścigach samochodów rajdowych, motocykli, quadów, ciężarówek, buggy oraz cross country. Zwycięsko z tych potyczek wyszła reprezentacja Polski, a naszym zdaniem najbardziej widowiskowo wyglądała pierwsza rywalizacja, w której zmierzyli się Tomasz Kuchar, Szymon Ruta, Carlos Sainz i Marcus Gronholm. Cała czwórka jechała naprawdę na limicie, a sam El Matador postanowił przemierzyć siły na zamiary i skoczyć swoim Peugeotem 208 T16 z rampy, co zakończyło się roztrzaskaniem przedniego zderzaka na kawałki. Impreza była także przerywana na występy zespołu Jamiroquai, który naprawdę dał czadu i poziomem głośności powodował, że przedmioty leżące na stolikach na trybunie prasowej przemieszczały się samodzielnie ;)
Imprezę ogólnie oceniam pozytywnie, aczkolwiek jestem zdania, że ubiegłoroczna edycja rozegrana na asfalcie, wypadła o wiele lepiej. W tym roku Orlen podjął decyzję o skupieniu się na rajdach, co jest całkiem zrozumiałe, ze względu na fakt, iż wspierają o wiele więcej kierowców startujących w terenie. Mimo to pętla przygotowana na stadionie była zdecydowanie zbyt ciasna dla aut terenowych, które do pokazania swoich pełnych możliwości potrzebują przestrzeni, a jej tym razem zabrakło. Idealnie zademonstrował to wyścig ciężarówek, gdy Jarosław Kazberuk i Rafael Tornabell byli zmuszeni po prostu jechać przed siebie, co spotkało się z dużym niezadowoleniem publiczności i dosyć głośnymi gwizdami. Ponadto w porównaniu do ubiegłego roku był wyraźnie odczuwalny brak decybeli z rur wydechowych, ponieważ tak naprawdę porządny hałas generowały jedynie rajdówki. Mimo to impreza okazała się być sporym sukcesem, ponieważ organizatorzy zdołali zapełnić wszystkie dostępne trybuny, w związku z czym raczej możemy być spokojni o organizację następnej edycji. Osobiście mam jednak nadzieję, iż szósta Verva Street Racing wróci do korzeni i zostanie rozegrana na asfalcie!
Fot: Mateusz Szymkiewicz, Agencja Live
Tradycyjnie, VSR rozpoczęło się od pit party na promenadzie wokół stadionu, gdzie można było podziwiać różne samochody, począwszy od klasyków, po rajdówki czy wyścigówki. Już chwilę po przekroczeniu bramy zauważyłem jedno z najnowszych i najpotężniejszych aut z gamy Porsche - model 918, który w barwach Martini Racing po prostu prezentował się obłędnie. Dalej były m.in. samochody rajdowe Peugeota, jak legendarny 205 T16 oraz jego następca, 2008, którym francuski producent planuje zwojować przyszłoroczny Dakar. Tuż obok nich stał bolid Formuły 1 - Red Bull RB6, który był tylko na pokaz, a szkoda, ponieważ na terenie stadionu było jedno idealne miejsce do zaprezentowania jego możliwości, ale do tego jeszcze wrócimy…
Tegoroczne pit party było niespodziewanie ciekawe dla fanów wyścigów, ponieważ na stoisku Audi był obecny prototyp klasy LMP1, za kierownicą którego Allan McNish, Tom Kristensen oraz Loic Duval zwyciężyli w ubiegłorocznych zmaganiach Długodystansowych Mistrzostw Świata. Oprócz „potwora” z Ingolstadt, kilkanaście metrów wcześniej był obecny prototyp klasy LMP2, a także kilka samochodów GT jak Mercedes SLS - który w rzeczywistości wydaje się być o wiele mniejszy niż na zdjęciach - czy Audi R8. Mimo to najbardziej wyszukiwanym przeze mnie pojazdem był bolid Formuły E, o którego obecności spekulowano od kilku tygodni. Odrzucając wszelkie antypatie do „eko”, napędu elektrycznego i tak dalej, muszę przyznać, iż konstrukcja startująca w ePrix prezentuje się bardzo ciekawie, a zwłaszcza osiemnastocalowe felgi, do których po ujrzeniu w rzeczywistości udało mi się przekonać. Ponadto pojazdowi dodaje uroku chromowy lakier z czarnymi oraz błękitnymi wstawkami. Szczerze mówiąc nie obraziłbym się, gdyby McLaren postanowił rozszerzyć współpracę z Gillette ;)
Wcześniej wspominałem o idealnym miejscu dla bolidu Formuły 1, a była nim oczywiście strefa akcji. Podobnie jak w zeszłym roku, co kilkanaście minut były w niej organizowane pokazy FMX, driftu oraz stuntu. Panowie oczywiście zrobili niesamowite show, a zwłaszcza ci od poślizgów kontrolowanych, którzy mówiąc potocznie, „dali w palnik”. W kontekście strefy akcji nie możemy zapomnieć o Terrym Grancie, który przywiózł do Warszawy swojego nieprawdopodobnie zwrotnego Forda Sedan z 1937 roku, pozwalającego na bardzo widowiskową jazdę i wiele sztuczek, w tym samodzielne kręcenie bączków.
Podobnie jak przed rokiem, Verva Street Racing rozpoczęło się od pre show, na temat którego nie będę się zbytnio rozpisywać, ponieważ bądźmy szczerzy, jazda radiowozów, wyścigi Polonezów Analog czy występy cheerleaderek nie są czymś porywającym - a co do tego ostatniego - zwłaszcza na obiekcie o takich rozmiarach. Punktualnie o godzinie dwudziestej rozpoczęto główną część imprezy, którą otworzyła prezentacja drużyn Polski oraz reszty świata, mających wziąć udział w Bitwie Mistrzów. Zaraz po niej, rozpoczął się pierwszy pokaz, który był ogromnym falstartem…
Na pierwszy ogień poszło seryjne Mini, mające przeskoczyć z jednego miejsca na drugie, aczkolwiek zbyt niska prędkość podczas najazdu na rampę zakończyła się uderzeniem w nasyp i niemałym wybuchem śmiechu na trybunach. Kierowcy na szczęście nic się nie stało i po ściągnięciu uszkodzonego Coopera, pokaz kontynuowano, a zaraz po nim rozegrano pierwsze zmagania w ramach Bitwy Mistrzów. Kierowcy w trakcie show mieli stoczyć pojedynki w sześciu konkurencjach: wyścigach samochodów rajdowych, motocykli, quadów, ciężarówek, buggy oraz cross country. Zwycięsko z tych potyczek wyszła reprezentacja Polski, a naszym zdaniem najbardziej widowiskowo wyglądała pierwsza rywalizacja, w której zmierzyli się Tomasz Kuchar, Szymon Ruta, Carlos Sainz i Marcus Gronholm. Cała czwórka jechała naprawdę na limicie, a sam El Matador postanowił przemierzyć siły na zamiary i skoczyć swoim Peugeotem 208 T16 z rampy, co zakończyło się roztrzaskaniem przedniego zderzaka na kawałki. Impreza była także przerywana na występy zespołu Jamiroquai, który naprawdę dał czadu i poziomem głośności powodował, że przedmioty leżące na stolikach na trybunie prasowej przemieszczały się samodzielnie ;)
Imprezę ogólnie oceniam pozytywnie, aczkolwiek jestem zdania, że ubiegłoroczna edycja rozegrana na asfalcie, wypadła o wiele lepiej. W tym roku Orlen podjął decyzję o skupieniu się na rajdach, co jest całkiem zrozumiałe, ze względu na fakt, iż wspierają o wiele więcej kierowców startujących w terenie. Mimo to pętla przygotowana na stadionie była zdecydowanie zbyt ciasna dla aut terenowych, które do pokazania swoich pełnych możliwości potrzebują przestrzeni, a jej tym razem zabrakło. Idealnie zademonstrował to wyścig ciężarówek, gdy Jarosław Kazberuk i Rafael Tornabell byli zmuszeni po prostu jechać przed siebie, co spotkało się z dużym niezadowoleniem publiczności i dosyć głośnymi gwizdami. Ponadto w porównaniu do ubiegłego roku był wyraźnie odczuwalny brak decybeli z rur wydechowych, ponieważ tak naprawdę porządny hałas generowały jedynie rajdówki. Mimo to impreza okazała się być sporym sukcesem, ponieważ organizatorzy zdołali zapełnić wszystkie dostępne trybuny, w związku z czym raczej możemy być spokojni o organizację następnej edycji. Osobiście mam jednak nadzieję, iż szósta Verva Street Racing wróci do korzeni i zostanie rozegrana na asfalcie!
Fot: Mateusz Szymkiewicz, Agencja Live
KOMENTARZE