Czy koszty związane z organizowaniem wyścigu F1 są zbyt wielkie?

29.04.0400:00
Marek Roczniak
981wyświetlenia
Organizatorzy niektórych europejskich wyścigów Formuły 1 twierdzą, iż Bernie Ecclestone żąda zbyt wielkich opłat w zamian za prawo do organizowania wyścigu. Zawarte ostatnio umowy szacuje się na 45 milionów USD za rok z wzrostem opłaty o 10% za kolejne lata, ale nie wydaje się, aby była to zbyt wygórowana cena, skoro ciągle pojawiają się nowe kraje, chętne do organizowania u siebie wyścigu F1 i to za znacznie większą cenę, jeśli konieczne jest wybudowanie odpowiedniego toru i stworzenie całej infrastruktury (drogi, hotele). Korzyści wynikające z posiadania wyścigu to jednak nie tylko dochód dla organizatorów ze sprzedanych biletów, ale ogólna poprawa wizerunku danego regionu, poprawa środków lokomocji (drogi, kolej, lotniska) no i oczywiście prestiż, który przyciąga miliony turystów.

Dla porównania koszty związane z organizowaniem igrzysk olimpijskich, odbywających się zaledwie co cztery lata, są nieporównywalnie wyższe, ale chętnych jest tak wiele krajów, iż w 1996 roku zaczęły się pojawiać zarzuty o przekupstwo i korupcję, które doprowadziły do opracowania nowych przepisów przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Koszt tegorocznej letniej olimpiady w Atenach może oscylować w granicach 25 miliardów USD i mimo to dla Grecji jest to bardzo dobra inwestycja. Oczywiście nie wszystkie kraje mogą sobie pozwolić na zorganizowanie olimpiady i właśnie dla nich F1 może być doskonałym środkiem zastępczym na poprawę sytuacji ekonomicznej.

Region, w którym odbywają się wyścigi Grand Prix, corocznie ma około 50 milionów USD dochodu i chociaż organizator zwykle ma niewielki zysk, to jednak sama poprawa wizerunku danego regionu daje już bardzo duże korzyści. Można się oczywiście upierać, że Administracja Formuły Jeden zagarnia dla siebie zbyt dużo, ale twierdzenie, że wyścigi są zbyt drogie jest z pewnością mocno przesadzone. Biorąc pod uwagę liczną konkurencję (w kolejce czekają Turcja, Korea Południowa, Libia, Meksyk) organizatorzy europejskich wyścigów F1 powinni się wreszcie wziąć do roboty i zadbać o odpowiedni poziom, gdyż w dzisiejszych czasach nikt nie będzie się przejmował tym, iż dany kraj ma bogate tradycje motoryzacyjne lub jest wręcz kolebką wyścigów Grand Prix.

Najlepszym przykładem są krytykowane nieustannie przez Ecclestone'a wyścigi w San Marino i Wielkiej Brytanii, gdyż kraje te nie chcą zainwestować w modernizację torów. Tradycje motoryzacyjne mogą się narodzić także w innych częściach świata (najlepszym przykładem jest Brazylia) i wtedy ściągnięcie F1 z powrotem do Europy nie będzie już takie łatwe. W tym roku wyścig o Grand Prix Malezji przyciągnął o 10 tysięcy więcej widzów niż rozegrana w ostatnią niedzielę na przestarzałym już od 10 lat torze Imola Grand Prix San Marino. W Bahrajnie było oczywiście znacznie słabiej, ale popularyzacja motoryzacji na Bliskim Wschodzie dopiero się rozpoczęła. Jeśli Malezja w ciągu sześciu lat zdołała prześcignąć uważany za klasyk wyścig na torze im. Enzo i Dino Ferrarich, to nie ma powodów aby wątpić w to, że w Bahrajnie także uda się ten cel osiągnąć. Tak więc jeśli władze regionu, w którym położona jest miejscowość Imola, z pomocą władz Ferrari zamierzają walczyć o utrzymanie Grand Prix San Marino, to powinny wziąć się ostro do roboty i nie liczyć na jakąkolwiek łaskę.

Źródło: GrandPrix.com