Relacja F1WM.pl z N-Gine Renault F1 Team Show
Była to jedna z lepszych imprez motoryzacyjnych w Polsce pod względem atrakcji
19.07.1019:25
6993wyświetlenia
Przyjechaliśmy na tor Poznań z myślą o świetnej imprezie sportowej dla ludzi z benzyną we krwi, nie myliłem się. Trzeba było mieć tę benzynę, aby przymknąć oko na niedociągnięcia organizacyjne podczas show... ale o niedociągnięciach opowie Paweł później.

Paweł Zając w pozycji bojowej ;-)
Wrażenia po przybyciu na tor zaraz po godzinie 9.00 - na pierwszy rzut oka wyglądało to całkiem nieźle, choć cała impreza rozrzucona była po całej wewnętrznej części toru. Gdybym miał wybierać, to wolałbym jednak wszystko odpowiednio poukładane w cywilizowany i zorganizowany sposób, tymczasem od jednego do drugiego namiotu i stanowiska było mnóstwo przestrzeni. Jednak co z tego, skoro i tak większość ludzi nie mogłaby dostać się chociażby do symulatora?
Po otrzymaniu odpowiednich plakietek, wiedzieni nosem i czujnym okiem naszego kolegi z innej redakcji skierowaliśmy się w stronę namiotu odpowiedzialnego za zapisy na jazdy po torze dla mediów. Dzięki temu byliśmy jednymi z pierwszych, którzy się na nie zapisali i mogliśmy cieszyć się z jazdy takimi samochodami, jak Renault Laguna Coupe GT, Megane Sport RS, Clio RS, czy Twingo Sport. Do wyboru, do koloru. Osobiście miałem najpierw okazję przejechać się Laguną, która co prawda była mocnym samochodem, jednak nie prowadziła się tak dobrze i „na sportowo”, jak inne egzemplarze, a trzymanie boczne dawało wiele do życzenia. Drugim samochodem było Clio - mniej mocy, ale dźwięk silnika zaczynający się od 3 tys. i nie ustający aż do czerwonego pola mógł wystraszyć niejednego amatora szybkiej jazdy.
Na koniec Paweł przewiózł mnie w Megane RS - najmocniejszej i najbardziej usportowionej bestii, jaka była tam dostępna. Osiągi i prowadzenie tego samochodu wykopały nasze umysły w kosmos. Nim Paweł na dobre się rozpędził i wcisnął pedał gazu w podłogę zaświeciła się czerwona lampka i na drodze do kolejnego km/h stanął limiter obrotów. Poprosiłem Pawła, żeby w kolejnym zakręcie spróbował wprowadzić samochód w podsterowność skręcając maksymalnie koła i dołączając do tego pedał w podłodze - zamiast tego otrzymaliśmy niewiarygodne przyspieszenie na świetnym wyjściu z zakrętu. Ja chcę ten samochód! Niestety na moją jazdę porównawczą z Pawłem zabrakło już czasu. Tak jednak spełniło się moje osobiste marzenie przejechania się po torze wyścigowym za kierownicą samochodu.
Kiedy na torze pojawił się Robert, fanów motorowego szaleństwa było już mnóstwo. Przed południem powitał wszystkich wraz z Jeromem d'Ambrosio, przejeżdżając po całym torze i pozdrawiając ludzi stojących na całej długości toru. Potem przekazane zostały mu kluczyki do pierwszego z trzydziestu egzemplarzy Renault Megane GT sygnowanych jego imieniem i nazwiskiem, a dostępnych jedynie na polskim rynku. Niestety, takie momenty pokazywały koszmar organizacyjny, gdyż praktycznie nie byliśmy w stanie wraz z innymi przedstawicielami mediów zrobić porządnego ujęcia Roberta z samochodem.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się chwilę później, pierwszy Polak w F1 opowiadał o początkach swojej kariery w kartingu i pierwszej wizycie na torze Poznań - w wyścigu którym oczywiście zwyciężył po, jak dodał, twardej walce z lokalnym kierowcą Jackiem Henschke.

Robert Kubica na konferencji prasowej
Na pytanie, czy istnieją realne szanse na F1 w Polsce, Kubica odpowiedział:
Przy okazji Polak powiedział, że nic nie słyszał na temat propozycji karania kierowców F1 za nieprzestrzeganie przepisów na drogach publicznych oraz o mającym powstać w Bułgarii torze z podgrzewaną nawierzchnią. Prawdę mówiąc, o tym drugim również i ja nie słyszałem. Po konferencji Prezydentowi Poznania - Ryszardowi Grobelnemu Kubica wręczył sporej wielkości model bolidu R30, natomiast Robert otrzymał pierwszą wyprodukowaną puszkę napoju N-Gine od prezes firmy Foodcare.
Po konferencji przyszedł czas na podgrzewanie gorącej już atmosfery na poznańskim torze za pomocą przejazdów w samochodach Renault Megane Trophy, podczas których Robert pokazał, jak bardzo uwielbia cisnąć na „maksa” ku uciesze kibiców, a także pokazami Karoliny Czapki, Maurycego Kochańskiego i Jakuba Śmiechowskiego. Szkoda, że ci ostatni nie pokazali pełnego potencjału swoich maszyn, a jedynie ograniczyli się do przejazdów prezentacyjnych. Wisienką na torcie było usłyszenie Mazurka Dąbrowskiego odgrywanego przez odpowiednio zaprogramowany silnik bolidu F1 - Renault RS27.
Kiedy wszyscy byli już zmęczeni spiekotą nad poznańskim torem, przyszedł czas na najważniejszą chwilę - pierwszy przejazd Roberta bolidem F1 po torze wyścigowym w Polsce. Krakowianin wykonał aż 10 okrążeń, podczas których nie oszczędzał maszyny, a pod koniec nie oszczędził i tylnych opon. Niewiele brakowało, a nie oszczędziłby też swojego mechanika... Robert jednak wykonał fantastyczną robotę i zapewnił kibicom naprawdę sporo emocji - ryk silnika wchodzącego w obroty na wyjściu z zakrętu to tylko przedsmak prawdziwego wyścigu Formuły 1, jednak już tyle wystarczyło polskim fanom, by zakochać się w tym sporcie.

Robert Kubica za kierownicą bolidu Renault R29
Potem przyszedł czas na pożegnanie Roberta, jednak to nie był koniec atrakcji - Jerome d'Ambrosio przejął bolid od Kubicy, a pod koniec na tor wyjechała wielka chmara samochodów z diamentem na masce. Według nieoficjalnych jeszcze danych pobito rekord Guinessa - w sumie na torze znalazło się 678 samochodów.
Kiedy przyszedł już czas na powrót, po raz kolejny dał się we znaki brak jakiegokolwiek oznaczenia i informacji dla zmotoryzowanych. Organizatorzy nie postarali się o przekazanie informacji o najmniej zakorkowanych ulicach i możliwości wyjazdu z toru nie korzystając z drogi prowadzącej jednocześnie do podpoznańskiego lotniska. Nam udało się pojechać na północ, dzięki czemu zaoszczędziliśmy sobie godziny stania w korku przy wyjeździe. Inni nie byli tak szczęśliwi - wystarczy przytoczyć małą historię Nissana 350Z, który stał zaraz przed nami przy wyjeździe z toru, a na autostradzie wyprzedził nas dopiero około 150 kilometrów przed Warszawą, jadąc z mocno nieprzepisową prędkością.
Tak oto zakończyła się jedna z lepszych imprez motoryzacyjnych pod względem atrakcji, natomiast mocno utykająca pod względami organizacyjnymi. Jednak to nie ma znaczenia - sobota w Poznaniu pozostanie w mojej pamięci jako jeden z najlepszych dni w mojej wymarzonej pracy.
Kilka słów od Pawła...
Pokazy spod szyldu Renault są świetnie pomyślaną imprezą i mają niesamowity potencjał. Problemem lokalnych organizatorów jest niezmarnowanie potencjału wypracowanego przez lata wcześniejszych doświadczeń. Piotrek świetnie opisał pozytywy imprezy, które mi również zapadną na długi czas w pamięci. Bolid F1 nie wymaga reklamy i mógłbym wpatrywać się w niego zawsze i wszędzie. Moim zdaniem jednak organizatorzy poznańskich pokazów poszli po najmniejszej linii oporu myśląc, że obecność Roberta wraz ze swoim narzędziem pracy nadrobi wszelkie braki.
Na tle podobnej imprezy w Czechach po prostu wypadamy blado, jeśli nie beznadziejnie. Problemy zaczęły się jeszcze sporo przed wyjazdem do Poznania, kiedy próby rozmów z organizatorami kończyły się na wysłuchaniu - „nie wiem, jeszcze ustalamy, proszę zadzwonić za x dni” i tak w kółko. Na samym torze, na moją twarz spadł prawy sierpowy w związku z niesamowitym bajzlem dotyczącym wejściówek, niedoinformowaną ochroną, która czepiała się wszystkich i o wszystko, a w dodatku stwarzająca problemy nawet ludziom odpowiedzialnym za bolid. Kompletny brak wiedzy na temat tego, co się dzieje na torze również nie pomagał. Przejazdów d'Ambrosio nie było w programie dla widzów, ani też w bardziej szczegółowym dla mediów. Kiedy pożegnalna runda kierowców się przeciągała i chciałem dowiedzieć się u pań odpowiedzialnych za kontakty z mediami, czy bolid F1 jeszcze raz pojawi się na torze poinformowano mnie, że nie… Po to bym za 10 minut zobaczył Belga palącego gumę w R29.
W Czechach było dużo lepiej, a przede wszystkim sympatyczniej. To, że tamte pokazy były organizowane wspólnie z wyścigiem World Series by Renault, nie ma większego znaczenia. Bolid F1 był dużo bardziej dostępny dla widzów (można było sobie zrobić przy nim zdjęcie), jak i dla mediów. Było dużo atrakcji dla dzieci, przez co można było przyjść z rodziną i nie zmuszać jej tylko do oglądania aut. Wystawy nie dość, że większe, to ze znacznie większą liczbą modeli i lepiej ulokowane. Ochrona zajmowała się swoją pracą, a nie wtykaniem nosa tam gdzie nie trzeba i ogólnie wyszła bardzo sympatyczna impreza. Szkoda, że Polakom nie udało się choć w połowie temu dorównać.
Pierwszy Roadshow z Heikki Kovalainenem bardzo mi się podobał. Zastanawia mnie to, czy po prostu miałem tak niewygórowane oczekiwania z powodu tego, że pierwszy raz byłem na takiej imprezie, czy po prostu nie wyciągnięto wniosków z jazdy po Moście Świętokrzyskim.
Zobacz także:

Paweł Zając w pozycji bojowej ;-)
Wrażenia po przybyciu na tor zaraz po godzinie 9.00 - na pierwszy rzut oka wyglądało to całkiem nieźle, choć cała impreza rozrzucona była po całej wewnętrznej części toru. Gdybym miał wybierać, to wolałbym jednak wszystko odpowiednio poukładane w cywilizowany i zorganizowany sposób, tymczasem od jednego do drugiego namiotu i stanowiska było mnóstwo przestrzeni. Jednak co z tego, skoro i tak większość ludzi nie mogłaby dostać się chociażby do symulatora?
Po otrzymaniu odpowiednich plakietek, wiedzieni nosem i czujnym okiem naszego kolegi z innej redakcji skierowaliśmy się w stronę namiotu odpowiedzialnego za zapisy na jazdy po torze dla mediów. Dzięki temu byliśmy jednymi z pierwszych, którzy się na nie zapisali i mogliśmy cieszyć się z jazdy takimi samochodami, jak Renault Laguna Coupe GT, Megane Sport RS, Clio RS, czy Twingo Sport. Do wyboru, do koloru. Osobiście miałem najpierw okazję przejechać się Laguną, która co prawda była mocnym samochodem, jednak nie prowadziła się tak dobrze i „na sportowo”, jak inne egzemplarze, a trzymanie boczne dawało wiele do życzenia. Drugim samochodem było Clio - mniej mocy, ale dźwięk silnika zaczynający się od 3 tys. i nie ustający aż do czerwonego pola mógł wystraszyć niejednego amatora szybkiej jazdy.
Na koniec Paweł przewiózł mnie w Megane RS - najmocniejszej i najbardziej usportowionej bestii, jaka była tam dostępna. Osiągi i prowadzenie tego samochodu wykopały nasze umysły w kosmos. Nim Paweł na dobre się rozpędził i wcisnął pedał gazu w podłogę zaświeciła się czerwona lampka i na drodze do kolejnego km/h stanął limiter obrotów. Poprosiłem Pawła, żeby w kolejnym zakręcie spróbował wprowadzić samochód w podsterowność skręcając maksymalnie koła i dołączając do tego pedał w podłodze - zamiast tego otrzymaliśmy niewiarygodne przyspieszenie na świetnym wyjściu z zakrętu. Ja chcę ten samochód! Niestety na moją jazdę porównawczą z Pawłem zabrakło już czasu. Tak jednak spełniło się moje osobiste marzenie przejechania się po torze wyścigowym za kierownicą samochodu.
Kiedy na torze pojawił się Robert, fanów motorowego szaleństwa było już mnóstwo. Przed południem powitał wszystkich wraz z Jeromem d'Ambrosio, przejeżdżając po całym torze i pozdrawiając ludzi stojących na całej długości toru. Potem przekazane zostały mu kluczyki do pierwszego z trzydziestu egzemplarzy Renault Megane GT sygnowanych jego imieniem i nazwiskiem, a dostępnych jedynie na polskim rynku. Niestety, takie momenty pokazywały koszmar organizacyjny, gdyż praktycznie nie byliśmy w stanie wraz z innymi przedstawicielami mediów zrobić porządnego ujęcia Roberta z samochodem.
Podczas konferencji prasowej, która odbyła się chwilę później, pierwszy Polak w F1 opowiadał o początkach swojej kariery w kartingu i pierwszej wizycie na torze Poznań - w wyścigu którym oczywiście zwyciężył po, jak dodał, twardej walce z lokalnym kierowcą Jackiem Henschke.
Tak naprawdę nie myślałem wtedy o F1. Sądzę, że ten, kto mnie zna i wie jak wyglądała moja przygoda ze sportem samochodowym nie myślał o Formule Jeden, tylko bardziej marzył o niej. Ja, jako kierowca, tak naprawdę nigdy nie stawiałem jej sobie jako najwyższej półki, ponieważ wiedziałem jak ciężko jest się tam dostać i jakie są realia.

Robert Kubica na konferencji prasowej
Nawet gdy jechałem w 2005 roku po raz pierwszy na test bolidu F1 dla Renault na torze w Barcelonie brałem to jak doskonałą przygodę, jako pociąg, który tylko raz w życiu przejedzie i trzeba do niego wskoczyć. Przejechałem 32 okrążenia i tyle wystarczyło, żeby po raz kolejny mieć szansę - już jako kierowca BMW - zasiąść za kierownicą bolidu półtora miesiąca później. Później odpowiadał na pytania z sali i wśród nich znalazło się to od redakcji Wyprzedź Mnie! - Czy chciałbyś wziąć udział w Race of Champions?
Nie. Co roku dostaję zaproszenie, jednak jakoś ta impreza nie wzbudza we mnie specjalnych emocji. A szkoda, chętnie zobaczylibyśmy polski zespół w składzie Robert Kubica i Michał Kościuszko…
Na pytanie, czy istnieją realne szanse na F1 w Polsce, Kubica odpowiedział:
Trzeba sobie zdać sprawę, że to nie jest takie proste zadanie i planów czy też miłośników byłoby wielu, jednak od realizacji tego typu przedsięwzięcia dzieli daleka i kręta droga. Z chęcią zobaczyłbym lub też wystartował w tym wyścigu. Powiedziałem „zobaczył”, gdyż jest to bardziej realistyczny czas, niż „wystartował” - przynajmniej ja sądzę, że nie byłbym w stanie wystartować w wyścigu F1 w Polsce, chyba że jeździłbym do czterdziestki, ale wątpię, żeby akurat tak się stało.
Przy okazji Polak powiedział, że nic nie słyszał na temat propozycji karania kierowców F1 za nieprzestrzeganie przepisów na drogach publicznych oraz o mającym powstać w Bułgarii torze z podgrzewaną nawierzchnią. Prawdę mówiąc, o tym drugim również i ja nie słyszałem. Po konferencji Prezydentowi Poznania - Ryszardowi Grobelnemu Kubica wręczył sporej wielkości model bolidu R30, natomiast Robert otrzymał pierwszą wyprodukowaną puszkę napoju N-Gine od prezes firmy Foodcare.
Po konferencji przyszedł czas na podgrzewanie gorącej już atmosfery na poznańskim torze za pomocą przejazdów w samochodach Renault Megane Trophy, podczas których Robert pokazał, jak bardzo uwielbia cisnąć na „maksa” ku uciesze kibiców, a także pokazami Karoliny Czapki, Maurycego Kochańskiego i Jakuba Śmiechowskiego. Szkoda, że ci ostatni nie pokazali pełnego potencjału swoich maszyn, a jedynie ograniczyli się do przejazdów prezentacyjnych. Wisienką na torcie było usłyszenie Mazurka Dąbrowskiego odgrywanego przez odpowiednio zaprogramowany silnik bolidu F1 - Renault RS27.
Kiedy wszyscy byli już zmęczeni spiekotą nad poznańskim torem, przyszedł czas na najważniejszą chwilę - pierwszy przejazd Roberta bolidem F1 po torze wyścigowym w Polsce. Krakowianin wykonał aż 10 okrążeń, podczas których nie oszczędzał maszyny, a pod koniec nie oszczędził i tylnych opon. Niewiele brakowało, a nie oszczędziłby też swojego mechanika... Robert jednak wykonał fantastyczną robotę i zapewnił kibicom naprawdę sporo emocji - ryk silnika wchodzącego w obroty na wyjściu z zakrętu to tylko przedsmak prawdziwego wyścigu Formuły 1, jednak już tyle wystarczyło polskim fanom, by zakochać się w tym sporcie.

Robert Kubica za kierownicą bolidu Renault R29
Potem przyszedł czas na pożegnanie Roberta, jednak to nie był koniec atrakcji - Jerome d'Ambrosio przejął bolid od Kubicy, a pod koniec na tor wyjechała wielka chmara samochodów z diamentem na masce. Według nieoficjalnych jeszcze danych pobito rekord Guinessa - w sumie na torze znalazło się 678 samochodów.
Kiedy przyszedł już czas na powrót, po raz kolejny dał się we znaki brak jakiegokolwiek oznaczenia i informacji dla zmotoryzowanych. Organizatorzy nie postarali się o przekazanie informacji o najmniej zakorkowanych ulicach i możliwości wyjazdu z toru nie korzystając z drogi prowadzącej jednocześnie do podpoznańskiego lotniska. Nam udało się pojechać na północ, dzięki czemu zaoszczędziliśmy sobie godziny stania w korku przy wyjeździe. Inni nie byli tak szczęśliwi - wystarczy przytoczyć małą historię Nissana 350Z, który stał zaraz przed nami przy wyjeździe z toru, a na autostradzie wyprzedził nas dopiero około 150 kilometrów przed Warszawą, jadąc z mocno nieprzepisową prędkością.
Tak oto zakończyła się jedna z lepszych imprez motoryzacyjnych pod względem atrakcji, natomiast mocno utykająca pod względami organizacyjnymi. Jednak to nie ma znaczenia - sobota w Poznaniu pozostanie w mojej pamięci jako jeden z najlepszych dni w mojej wymarzonej pracy.
Kilka słów od Pawła...
Pokazy spod szyldu Renault są świetnie pomyślaną imprezą i mają niesamowity potencjał. Problemem lokalnych organizatorów jest niezmarnowanie potencjału wypracowanego przez lata wcześniejszych doświadczeń. Piotrek świetnie opisał pozytywy imprezy, które mi również zapadną na długi czas w pamięci. Bolid F1 nie wymaga reklamy i mógłbym wpatrywać się w niego zawsze i wszędzie. Moim zdaniem jednak organizatorzy poznańskich pokazów poszli po najmniejszej linii oporu myśląc, że obecność Roberta wraz ze swoim narzędziem pracy nadrobi wszelkie braki.
Na tle podobnej imprezy w Czechach po prostu wypadamy blado, jeśli nie beznadziejnie. Problemy zaczęły się jeszcze sporo przed wyjazdem do Poznania, kiedy próby rozmów z organizatorami kończyły się na wysłuchaniu - „nie wiem, jeszcze ustalamy, proszę zadzwonić za x dni” i tak w kółko. Na samym torze, na moją twarz spadł prawy sierpowy w związku z niesamowitym bajzlem dotyczącym wejściówek, niedoinformowaną ochroną, która czepiała się wszystkich i o wszystko, a w dodatku stwarzająca problemy nawet ludziom odpowiedzialnym za bolid. Kompletny brak wiedzy na temat tego, co się dzieje na torze również nie pomagał. Przejazdów d'Ambrosio nie było w programie dla widzów, ani też w bardziej szczegółowym dla mediów. Kiedy pożegnalna runda kierowców się przeciągała i chciałem dowiedzieć się u pań odpowiedzialnych za kontakty z mediami, czy bolid F1 jeszcze raz pojawi się na torze poinformowano mnie, że nie… Po to bym za 10 minut zobaczył Belga palącego gumę w R29.
W Czechach było dużo lepiej, a przede wszystkim sympatyczniej. To, że tamte pokazy były organizowane wspólnie z wyścigiem World Series by Renault, nie ma większego znaczenia. Bolid F1 był dużo bardziej dostępny dla widzów (można było sobie zrobić przy nim zdjęcie), jak i dla mediów. Było dużo atrakcji dla dzieci, przez co można było przyjść z rodziną i nie zmuszać jej tylko do oglądania aut. Wystawy nie dość, że większe, to ze znacznie większą liczbą modeli i lepiej ulokowane. Ochrona zajmowała się swoją pracą, a nie wtykaniem nosa tam gdzie nie trzeba i ogólnie wyszła bardzo sympatyczna impreza. Szkoda, że Polakom nie udało się choć w połowie temu dorównać.
Pierwszy Roadshow z Heikki Kovalainenem bardzo mi się podobał. Zastanawia mnie to, czy po prostu miałem tak niewygórowane oczekiwania z powodu tego, że pierwszy raz byłem na takiej imprezie, czy po prostu nie wyciągnięto wniosków z jazdy po Moście Świętokrzyskim.
Zobacz także:
- Zdjęcia z N-Gine Renault F1 Team Show (Piotr Bogucki)
- Zdjęcia z N-Gine Renault F1 Team Show (Paweł Zając)
KOMENTARZE