Williams rozstał się ze swoim głównym projektantem
Ed Wood opuścił stajnię z Grove ze względów osobistych
10.05.1815:20
2478wyświetlenia
Embed from Getty Images
Ekipa Williams potwierdziła rozstanie ze swoim dotychczasowym głównym projektantem Edem Woodem.
Wood pełnił swoją funkcję w stajni z Grove przez dwanaście lat i jak dowiadujemy się z oficjalnego stanowiska, jego odejście spowodowane jest sprawami osobistymi. W przeszłości 50-latek pracował dla Ferrari oraz Renault, natomiast później odpowiadał od strony technicznej za program Subaru w Rajdowych Mistrzostwach Świata, który obsługiwał Prodrive.
Odejście Wooda zbiegło się w czasie ze zmianami w pionie technicznym Williamsa. Przed rokiem funkcję dyrektora technicznego zespołu objął Paddy Lowe, natomiast przed sezonem 2018 jego szeregi wzmocnili Dirk de Beer oraz Doug McKiernan, pozyskani odpowiednio z Ferrari i McLarena.
Ekipa Williams potwierdziła rozstanie ze swoim dotychczasowym głównym projektantem Edem Woodem.
Wood pełnił swoją funkcję w stajni z Grove przez dwanaście lat i jak dowiadujemy się z oficjalnego stanowiska, jego odejście spowodowane jest sprawami osobistymi. W przeszłości 50-latek pracował dla Ferrari oraz Renault, natomiast później odpowiadał od strony technicznej za program Subaru w Rajdowych Mistrzostwach Świata, który obsługiwał Prodrive.
Możemy potwierdzić, że Ed Wood zdecydował się odejść z Williamsa z powodów osobistych- brzmi oświadczenie zespołu.
Jako inżynier Ed był kluczową postacią w wielu sukcesach, wliczając w to trzecie miejsca w klasyfikacji zdobyte bolidami FW36 oraz FW37 w 2014 i 2015 roku. Zespół chciałby wyrazić wdzięczność Edowi za jego ciężką pracę przez ostatnie dwanaście lat. Jego doświadczenie, umiejętności oraz pasja do inżynierii była wielkim atutem Williamsa.
Odejście Wooda zbiegło się w czasie ze zmianami w pionie technicznym Williamsa. Przed rokiem funkcję dyrektora technicznego zespołu objął Paddy Lowe, natomiast przed sezonem 2018 jego szeregi wzmocnili Dirk de Beer oraz Doug McKiernan, pozyskani odpowiednio z Ferrari i McLarena.
KOMENTARZE