Analiza GP Turcji: Zbyt wystawny stół na Istanbul Park?
Ilość akcji w ostatnie niedzielne popołudnie przewyższyła najśmielsze oczekiwania widzów F1
10.05.1117:13
7975wyświetlenia
Wyścig w Turcji miał być kolejną ucztą dla miłośników Formuły 1, ale tym razem niektórzy się przejedli, albowiem na stole postawiono bardzo dużo potraw. Mowa oczywiście o wyprzedzeniach, na które kiedyś wyczekiwało się z utęsknieniem, a gdy już zobaczyliśmy bezpośrednią walkę między kierowcami, to serce zaczynało bić szybciej i mocniej. Niedzielna rywalizacja na Istanbul Park udowodniła, że co za dużo to niezdrowo, ponieważ jazda rywali koło w koło stała się w pewnym sensie rutyną, a multum zamiany pozycji niekiedy dezorientowało.
Wszystkie zespoły przystępowały do tego grand prix z jakimiś poprawkami w swoich bolidach, u niektórych były to gruntowne modyfikacje, jak na przykład zupełnie nowy nos bolidach Virgin, inni zaś zajęli się dopieszczaniem szczegółów, przygotowując nowe wersje istotniejszych części dopiero na Hiszpanię. Czasami jednak ważniejsze od ulepszeń jest odpowiednie ustawienie aktualnej specyfikacji samochodu, czego świetnym przykładem jest Mercedes. Bądź co bądź nie tylko Srebrne Strzały wyjeżdżając z Chin na trzy tygodnie przerwy od ścigania zakasały rękawy - poniżej więc prezentujemy bardziej szczegółowe omówienie formy poszczególnych ekip w Turcji.
Red Bull Racing: Sebastian Vettel P1, Mark Webber P2
Tym razem aktualni mistrzowie świata nie mieli okazji okrasić wyścigu efektowną kolizją, choć nawet gdyby znaleźli się blisko siebie, to obaj bogatsi o zeszłoroczne doświadczenie zachowaliby pewnie więcej zimnej krwi. Dla Vettela kluczowe było sobotnie zdobycie pole position, niedzielny start oraz pierwszy przejazd, w którym wyrobił sobie niezłą przewagę. Odtąd całkowicie kontrolował sytuację, stosując bezpieczną strategię i zwycięstwa pozbawić mógł go tylko jakiś błąd lub awaria. Webber miał nieco bardziej emocjonujące popołudnie, ponieważ na pierwszych okrążeniach musiał toczyć bój z Rosbergiem, lecz ostatecznie to nie Niemiec był dla niego najgroźniejszym rywalem, a Alonso. Tak czy inaczej Australijczyk zdołał odzyskać utraconą na rzecz zarówno Mercedesa, jak i Ferrari pozycję wicelidera, więc zasłużenie minął linię mety bezpośrednio za zespołowym kolegą. Tym samym Czerwone Byki osiągnęły w Turcji możliwie najlepszy wynik i nie zanosi się na to, by w najbliższych kilku grand prix ktoś stał się dla nich poważnym rywalem pod względem osiągów, a przewaga w klasyfikacji rośnie.
Ferrari: Fernando Alonso P3, Felipe Massa P11
Bolid Scuderii wyraźnie zyskał na konkurencyjności, więc jeśli trend zwyżkowy zostanie utrzymany, to prawdopodobnie Alonso powróci do walki o najwyższe cele. Hiszpan już na pierwszym okrążeniu zdołał wyjść przed Hamiltona, aczkolwiek szkoda, że równie ekspresowo nie uporał się z Rosbergiem, bowiem wówczas mógłby pokonać Webbera w walce o drugą lokatę. Bądź co bądź Fernando chyba miał małą nadzieję na rywalizację nawet z Vettelem, ale nowa twarda mieszanka założona podczas trzeciego pit-stopu wytrzymała zaledwie 10 okrążeń. Massa ścigał się z kierowcami jadącymi za plecami pierwszej trójki i po pokonaniu 1/3 dystansu jego szanse na miejsce gdzieś w pobliżu McLarena wydawały się całkiem niezłe, lecz problematyczny pit-stop oraz brak choćby jednego kompletu nowych miękkich opon sprawiły, że ostatecznie wypadł z pierwszej dziesiątki pomimo stoczenia multum pojedynków i został bez punktów. Niemniej jednak Brazylijczyk po raz kolejny zaprezentował gorsze osiągi od zespołowego kolegi, tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że Istanbul Park to jego ulubiony tor i powinien tu być szybszy.
McLaren: Lewis Hamilton P4, Jenson Button P6
Hamilton wystartował dosyć dobrze, ale próbując na pierwszym okrążeniu wyprzedzić Webbera przy pokonywaniu jednego z zakrętów wyjechał zbyt szeroko na zewnętrzną, w efekcie czego nie zyskał, a stracił i to od razu dwa miejsca. To niejako ustawiło jego niedzielne popołudnie, bowiem odtąd podjął się realizacji strategii czterech postojów i jedyne, na co mógł realnie liczyć, to czwarta lokata. Problem podczas trzeciej zmiany opon kosztujący niemal 15 sekund nieco skomplikował mu sytuację, aczkolwiek mimo tego obrona miejsca tuż za podium wydawała się nie stanowić dla niego wielkiego wyzwania. Button chciał atakować swoim starym sposobem, czyli jazdą nieco wolniejszą, ale jednocześnie rozsądną, opierającą się na dbaniu o opony. To jednak ostatecznie nie dało mu upragnionego awansu w klasyfikacji zawodów, bowiem jak sam przyznał zbyt wcześnie wymieniał opony wciąż umożliwiające ustanawianie dosyć konkurencyjnych czasów okrążeń, przez co na ostatniej twardej mieszance musiał pokonać aż 19 kółek i nie był w stanie obronić czwartego miejsca przed Hamiltonem oraz Rosbergiem. Warto jednak podkreślić, że walka Buttona z Hamiltonem we wcześniejszej fazie wyścigu była bardzo emocjonująca.
Mercedes: Nico Rosberg P5, Michael Schumacher P12
Srebrne Strzały po udanych kwalifikacjach oraz dobrym starcie Rosberga mogły w Turcji naprawdę zagrać jedną z głównych ról, ale młody Niemiec szybko stracił zyskaną lokatę na rzecz kontratakującego Webbera, a potem do skóry dobrał mu się również Alonso. Ross Brawn znów pozwolił sobie na lekki hazard ze strategią, przygotowując twarde mieszanki inaczej niż reszta stawki na środkową część wyścigu, aczkolwiek trudno ocenić czy była to właściwa droga, ponieważ Rosberg nie prezentował tempa wystarczającego na ukończenie rywalizacji w pierwszej trójce. W pewnym momencie wydawało się, że Nico będzie miał naprawdę kiepski dzień, na szczęście miękkie nowe opony założone na ostatnią część rywalizacji pozwoliły wspiąć się w górę tabeli. Jeśli chodzi o Schumachera, to jego szanse na dobry rezultat legły w gruzach tak naprawdę po wczesnej kolizji z Pietrowem i przymusowej wizycie w boksach, mającej na celu wymianę uszkodzonego przedniego skrzydła. Przez to siedmiokrotny mistrz świata spadł niemal na sam koniec stawki i musiał kolejno wyprzedzać o wiele wolniejsze bolidy, gdy zaś doszedł do kierowców walczących o ostatnie punktowane miejsca, nie dał już rady ich pokonać.
Lotus Renault GP: Nick Heidfeld P7, Witalij Pietrow P8
Reprezentanci stajni z Enstone pojechali chyba na miarę swoich możliwości i ukończyli grand prix tuż za czołową szóstką, pokonując słabsze zespoły oraz Schumachera i Massę. Bądź co bądź pomimo przegrania z partnerem to Pietrow prezentował się raczej lepiej - często podejmował udane próby ataku na rywali, nie bał się bezpośredniej konfrontacji, odniósł sukces w kluczowych momentach rywalizacji. Dla czarno-złotych bolidów tym razem realne zagrożenie stanowił Buemi, aczkolwiek udało się go wyprzedzić w końcowej fazie zawodów, a na wyższe pozycje raczej nie można było liczyć. Heidfeld i Pietrow ponadto stoczyli ze sobą budzącą kontrowersje interesującą batalię i choć zdaniem wielu Rosjanin zbyt ostro obszedł się z zespołowym kolegą, to jednak chociażby w McLarenie często rozgrywają się podobne walki i nikt nie ma tam do nikogo pretensji. Doświadczony zastępca Roberta Kubicy powinien zrezygnować z próby kontrataku na partnera widząc, że ten zablokował mu jedyną prowadzącą ku temu drogę.
Toro Rosso: Sebastien Buemi P9, Jaime Alguersuari P16
Obaj kierowcy tej stajni kwalifikacji z pewnością nie mogli zaliczyć do udanych, ale wyścig przynajmniej dla jednego z nich był o wiele lepszy. Buemi od początku wziął się za wyprzedzanie i przed swoim pierwszym zjazdem był już dwunasty, a marsz w kierunku wyższych lokat kontynuował przez resztę zawodów - między innymi także dzięki strategii trzech postojów. Gdy wydawało się, że Szwajcar ma wielką szansę na świetną siódmą pozycję, dwa udane ataki przeprowadzili na niego reprezentanci Renault, dysponujący oponami w dużo lepszej kondycji. Właśnie długi ostatni przejazd Sebastiena, podobnie jak w przypadku Buttona sprawił, że stracił on dwa miejsca, aczkolwiek dziewiąta lokata po starcie z 16. pola i tak była doskonałym osiągnięciem, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że podczas końcowych okrążeń Buemi - jak sam stwierdził - z powodu wibracji miał niespodziewanie poważne kłopoty z utrzymaniem w rękach kierownicy. Alguersuari z kolei borykał się ze zbyt dużą degradacją tylnych opon i choć walczył prawie równie dobrze co partner z Toro Rosso, to jednak jego starania spełzły na niczym, ponieważ na cztery okrążenia przed metą zjechał na nadplanowy czwarty pit-stop, mając ogromne problemy z ogumieniem. Jednakże w to popołudnie młody Hiszpan i tak nie mógł liczyć na punkty, a przed nim jeszcze wiele pracy, by nauczyć się utrzymywania opon Pirelli w dobrej kondycji na dłuższych dystansach.
Sauber: Kamui Kobayashi P10, Sergio Perez P14
Dla Saubera był to weekend wzlotów i upadków. Najpierw Kobayashi przez problem z bolidem nie ustanowił żadnego czasu w kwalifikacjach i musiał startować z końca stawki, potem zaś w wyścigu znów zaprezentował swoje wysokie umiejętności w wyprzedzaniu i przebił się z końca stawki na świetną - biorąc pod uwagę okoliczności - dziesiątą pozycję. Na Istanbul Park C30 spisywał się naprawdę dobrze i Japończyk mógł być nawet wyżej, ale po kontakcie z Buemim przebił oponę i w rezultacie stracił cenny czas, który mógł go kosztować 2-3 miejsca na mecie. Kłopoty nie ominęły także Pereza, ponieważ młody Meksykanin na pierwszym okrążeniu zaliczył kolizję z Pastorem Maldonado, przez co uszkodził przednie skrzydło i musiał zjechać na nadplanowy pit-stop. To oznaczało dla niego spadek nawet za reprezentantów HRT, aczkolwiek wykorzystanie pecha do zmiany strategii umożliwiło awans o kilka pozycji. Sergio ponadto w samej końcówce stoczył pojedynek z Adrianem Sutilem, którego nie oszczędził podczas poprzedniego grand prix. Tym razem jednak to Niemiec był atakującym, a obaj wtargnęli na metę jadąc bok w bok.
Force India: Adrian Sutil P13, Paul di Resta - nie ukończył
Force India spisywało się na miarę swoich oczekiwań, a że nikomu oprócz ich samych nie przydarzyła się awaria, toteż do punktowanych pozycji trochę zabrakło. Sutil utrzymywał się za bolidami z tyłu, ale na dłuższą metę nie był w stanie dorównać tempem czołowej dziesiątce, być może także ze względu na strategię trzech postojów, aczkolwiek gdyby w przypadku Niemca zdecydowano się na cztery zjazdy, ostatecznie jego miejsce na mecie mogłoby być nawet gorsze. Adrian w międzyczasie stoczył kilka pojedynków, między innymi udany z Schumacherem oraz rzutem na taśmę na ostatnich metrach wyprzedził Pereza. Di Resta narzekał na opony, więc w trakcie wyścigu zdecydowano się zaprosić go na czwarty postój, po którym Szkot dostał polecenie przerwania rywalizacji ze względu na podejrzenie niedokręcenia koła. Szkoda, ponieważ jadąc na świeżych oponach mógłby przynajmniej mieć satysfakcję z wyprzedzenia kilku aut konkurencji, a może i nawet zespołowego kolegi. Hinduska ekipa dopiero na GP Hiszpanii przygotowuje poważny pakiet ulepszeń, więc jest szansa na rychły wzrost ich formy.
Williams: Rubens Barrichello P15, Pastor Maldonado P17
Obaj zawodnicy brytyjskiej stajni stopniowo tracili swe pozycje, a ich tempo nie pozwalało myśleć o wejściu do czołowej dziesiątki. Barrichello co prawda po udanych kwalifikacjach ruszał z 11. pola, ale w wyścigu doświadczył problemów z przegrzewającym się systemem KERS, co dodatkowo utrudniło mu życie. Maldonado również pojechał zgodnie z obecną formą prezentowaną zarówno przez siebie, jak i swój samochód. Wenezuelczyk przypomniał również, iż nie jest mistrzem w stronieniu od popełniania błędów za sprawą przekroczenia limitu prędkości w alei serwisowej podczas swojego ostatniego postoju. To jeszcze bardziej pogrążyło jego wyścig. Williams zdecydowanie potrzebuje zmian i dobrze, że w końcu się na nie zdecydowano, jednak w późniejszej fazie sezonu zespół powinien również przeanalizować swój obecny skład kierowców.
Team Lotus: Jarno Trulli P18, Heikki Kovalainen P19
Obaj kierowcy ekipy z Norfolk zaliczyli dobry start, dzięki czemu na pierwszych okrążeniach poprawili swe pozycje. W przypadku Trullego obyło się bez większych problemów technicznych, aczkolwiek Włoch na początku tradycyjnie już zmagał się z oponami. Kovalainena z kolei to właśnie mechanika powstrzymała od ścigania chociażby Maldonado, ponieważ w aucie Fina doszło do wycieku z systemu hydraulicznego, przez który ucierpiał DRS oraz dyferencjał. W efekcie Heikki mimo prezentowania przez większość weekendu lepszych osiągów od zespołowego partnera, tym razem musiał uznać jego wyższość. Między oboma T128 doszło do ciekawego bezpośredniego pojedynku na kilka okrążeń przed metą, z którego zwycięsko wyszedł Trulli. Team Lotus podobnie jak Force India duży pakiet poprawek szykuje na Barcelonę.
Virgin: Jerome D'Ambrosio P20, Timo Glock - nie wystartował
Zespół na to grand prix przygotował poważne ulepszenia, sprawdzając je głównie w bolidzie Glocka, jednak większość z nich nie spełniła pokładanych w nich nadziei, więc po kwalifikacjach postanowiono je wymontować. Timo nie wystartował do wyścigu ze względu na problem ze skrzynią biegów powstały podczas niedzielnego dojazdu na pola startowe. Ekipa mechaników zajmująca się jego bolidem postanowiła spróbować wymienić przekładnię, jednak po prostu nie było to możliwe w tak krótkim czasie. D'Ambrosio przez niefrasobliwość na sobotnim treningu stracił wywalczoną w czasówce dobrą 20. lokatę, ale raczej nie wpłynęło to zbytnio na jego pozycję na mecie, ponieważ samochód Virgin - przynajmniej obecnie - nie pozwala na nawiązanie walki z reprezentantami Team Lotus, a Jerome nie miał problemów z uporaniem się z HRT. Belg tym samym po raz kolejny udowodnił, że mimo bycia debiutantem radzi sobie naprawdę dobrze, a dodatkowo jako jedyny kierowca pojechał tylko na 2 pit-stopy, pokonując imponującą liczbę 25 okrążeń na jednym komplecie opon. Glock z kolei zdenerwowany brakiem progresu oraz z pewnością porażkami z partnerem chyba powoli zaczyna tracić cierpliwość, więc perspektywa reprezentowania przez Niemca stajni Virgin także w przyszłorocznych mistrzostwach stoi pod coraz większym znakiem zapytania.
HRT: Narain Karthikeyan P21, Vitantonio Liuzzi P22
Reprezentanci HRT mogli myśleć o nawiązaniu walki jedynie z D'Ambrosio, ale szybko skapitulowali przed atakującym Belgiem. Odtąd jechali swoim tempem, licząc na realizację strategii trzech postojów. Niestety o ile w przypadku Karthikeyana obyło się bez żadnych problemów, o tyle mechanicy obsługujący w pit-stopie Liuzziego dwa razy napotkali kłopot przy dokręcaniu prawego przedniego koła, przez co Włoch odbył dwie nadplanowe wizyty w alei serwisowej. To bez wątpienia przysporzyło mu poważnych strat czasowych, ale jeśli chodzi o pozycje, to stracił tylko jedną - na rzecz Karthikeyana. Niemniej jednak HRT aktualnie prezentuje dobrą niezawodność oraz tempo coraz bardziej zbliżone do Virgin. Sytuacja ma się ku lepszemu.
KOMENTARZE