Hamilton umniejsza znaczenie swego nastroju po wyścigu w Melbourne
Brytyjczyk wierzy, że w ten weekend on i jego zespół mogą być jeszcze silniejsi.
22.03.1220:07
1763wyświetlenia
Lewis Hamilton zaprzeczył, jakoby jego wyraźne rozczarowanie wynikiem wyścigu o Grand Prix Australii miało być związane z tym, że nie poradził sobie jeszcze ze wszystkimi problemami osobistymi, które utrudniały mu ubiegłoroczne mistrzostwa.
Po wywalczeniu obiecującego, pierwszego pola startowego, Brytyjczyk ukończył wyścig dopiero na trzeciej lokacie, prezentując przy tym nastrój przybicia i pesymizmu, co niemal natychmiast przyciągnęło na myśl przejścia z minionego sezonu.
Hamilton zaprzeczył jednak takim powiązaniom mówiąc, że prezentowane przez niego niezadowolenie jest normalną sytuacją po tak rozczarowującym wyniku rywalizacji.
W zimie pracowałem tak mocno, jak tylko mogłem, mocniej niż kiedykolwiek, a wynik wyścigu nie był taki, jakiego oczekiwałem. Myślę że moje rozczarowanie było na miejscu. Nie czuję, że powinienem je specjalnie tuszować.
To był weekend, podczas którego startowałem z pole position i przytrafiły się dwie rzeczy, które utrudniły mi wyścig, a które były całkowicie poza moją kontrolą. Czułem że wszystko idzie całkiem dobrze, choć na pewno wolałbym, aby mój samochód był nieco inny pod względem ustawień i formy w wyścigu. Podczas tego weekendu postaram się to zmienić, więc nie powinno być już problemu. Jadąc z dużą prędkością wkradało się zbyt dużo nadsterowności, a w dodatku wybrałem przednie skrzydło w konfiguracji dla Jensona, co okazało się niewłaściwym trafem.
Kwalifikacje były cudowne, choć na pewno podczas wyścigu bolid może być znacznie lepszy i tak będzie w ten weekend. Było kilka rzeczy, które nie szły po mojej myśli, ale takie są wyścigi samochodowe. Nasz bolid jest dość dobry w szybkich zakrętach, widać to było podczas testów w Barcelonie, a także całkiem niezły w partiach wymagających niskiej prędkości. Sądzę że w tym tygodniu powinniśmy być bardzo konkurencyjni- zakończył mistrz świata z 2008 roku.
Źródło: autosport.com
KOMENTARZE