305 kilometrów: GP Hiszpanii - odcinek pilotażowy
Zapraszamy do zapoznania się z nową serią na naszym portalu!
23.05.1223:24
5109wyświetlenia
305 kilometrów (odcinek pilotażowy)
GP Hiszpanii
Chcielibyśmy wszystkich użytkowników powitać nową serią artykułów na naszej stronie! Właśnie oddajemy waszym oczom pilotażowy odcinek serii "305 kilometrów", która będzie prezentowała dokładne analizy i podsumowania wyścigów w tym sezonie. Zaczynamy od GP Hiszpanii, choć wiemy, że odbyło się już jakiś czas temu. Jednak jak wcześniej wspomnieliśmy, to odcinek pilotażowy, mający nam pokazać, czy jest wśród was zapotrzebowanie na konkrety, a nie informacje ze świata plotek i celebrytów. Zapraszamy do lektury i komentarzy!
Dlaczego 305 kilometrów? To dystans kojarzony z długością przeciętnego wyścigu F1, prawda? Co ciekawe, jest to średni dystans (dokładnie: 304,95 km) wszystkich rozgrywanych w tym sezonie wyścigów z 260 kilometrowym wyścigiem w Monako włącznie. Niniejszy raport, jak i kolejne - które być może się pojawią - będzie próbą analizy GP pod kątem strategii i osiągów poszczególnych zespołów.
Co więc wydarzyło się na 305 km hiszpańskiego wyścigu? Typowana przez wielu loteria? Nic z tych rzeczy.
Widok Pastora Maldonado na najwyższym stopniu podium może wydawać się nieco dziwny. Czy Pastor kupił cudowny los w „loterii oponiarskiej Pirelli”? Nie. Pirelli & C. SpA jest zarejestrowanym na terenie UE producentem opon, a nie organizatorem gier liczbowych i loterii. Tyle z abecadła.
Dobra robota od początku
Inżynier ds. strategii, Mark Barnett pracujący w Williamie i F1 w ogóle dopiero od lutego '08, nie pamięta sukcesów Williamsa-Renault… Ale pracuje, jakby naprawdę pamiętał. Pierwszy postój Pastora był posunięciem zgoła oczywistym. Gdy Fernando stopujący okrążenie wcześniej odrobił tylko w środkowym sektorze 0,5 s na dobrze wybranych twardych oponach, zaś Kimi drugie okrążenie z rzędu zbijał straty, zmiana opon na koniec 11 kółka była oczywista. Williamsem mogły oczywiście targać pokusy kombinacji w stylu Red Bulla, czyli wykonanie zmiany już po 6 czy 7 okrążeniach, tyle że Williams w przeciwieństwie do Red Bulla nie musiał tego robić, trzymając mocne tempo, a poza tym kłóciłoby się to z chytrym planem wcielonym w życie na kolejnych przejazdach.
Na skutek małego „podcięcia” oraz szybszej pracy mechaników, po pierwszej serii postojów przewaga Alonso wzrosła z ok. 1,1 do 3,1 sekundy i to był ostatni tak dobry moment dla Ferrari. Po 11 pełnych okrążeniach, z których 10 należało do Wenezuelczyka, przewaga Alonso na powrót stopniała do ok. 1 sekundy i wtedy Barnett ogolił czarnemu koniowi grzywę. Maldonado przy pierwszych minimalnych oznakach degradacji na 24 kółku zjechał po nowy komplet opon, by następnie wykonać dwa okrążenia kwalifikacyjne, na które biedny Hiszpan nie mógł udzielić żadnej odpowiedzi. Niezależnie od Charlesa Pica, przez którego nawiasem mówiąc stracił najwyżej kilka dziesiątych sekundy, co w ostatecznym rozrachunku nie miało żadnego znaczenia. Czas Maldonado - 1:27.906, jego rekordowy, a czwarty w wyścigu padł 40 okrążeń przed metą. Imponujące. Finał? W pierwszy zakręt 27 okrążenia Maldonado wjechał z przewagą ponad 4 sekund nad Alonso. Po dołożeniu jeszcze 3,5 sekundy zespół rozpoczął tzw. zarządzanie oponami, co zaowocowało redukcją przewagi z 7,5 na powrót do 4 s. Ten bufor bezpieczeństwa przydał się Maldonado, ponieważ zespół kolejny raz miał schrzanić postój. Na szczęście ostatni.
Oczywiście w tym momencie można powiedzieć, że stratedzy Williamsa podjęli duże ryzyko, zostawiając aż 25 okrążeń (3 więcej niż Alonso) na ostatni komplet twardej mieszanki, ale z drugiej strony zdawali sobie sprawę z przewagi nad Ferrari w tej materii. Rzeczywiście, mimo późniejszego postoju, Alonso zaczął tracić tempo już 8 okrążeń przed metą względem Maldonado, a 3 przed flagą w szachownicę stracił je doszczętnie. Zdziwiony Fernando stwierdził później, że nie wie co się stało, ale nie jest żadną tajemnicą, że zwyczajnie zerwał ostatnie resztki mieszanki odpowiedzialnej za kontakt z nawierzchnią, docierając do twardej i śliskiej, jak sumienie polityka, gumy tworzącej konstrukcję opony. Dokładnie tak jak Kimi Raikkonen w Chinach. Innymi słowy Ferrari tak czy inaczej nie byłoby w stanie wygrać tego wyścigu. Nawet z pokryciem strategii Williamsa Hiszpan daleko przed metą jechałby „na łyżwach”… No chyba, że Pastor kilkakrotnie wykonałby klasycznego „pereza” na pobocze.
Na podium Fernando wyglądał jak zbity pies, ale ostatecznie powinien cieszyć się z drugiego miejsca, lub nawet obecności na podium, bo nie tylko Williams dysponował w Katalonii szybszym i lepszym dla opon samochodem. Mike Coughlan chyba znowu naraził się Ferrari...
Gdzie był Lotus?
Lotus popełnił dwa błędy. Po pierwsze nadmiernie wydłużał przejazdy swoich zawodników, po drugie wybrali złe opony na pierwszą zmianę. O ile kwestia wydłużania przejazdów jest względnie jasna, kwalifikując się jako pospolity błąd taktyczny (tylko na tych kilku bardzo wolnych okrążeniach Raikkonen stracił ok 15 sekund do Maldonado), o tyle dobór opon jest ciekawszym problemem.
Nie jest jasne, kiedy część zespołów dowiedziała się, że twarda mieszanka w warunkach wyścigu będzie nie tylko trwalsza, ale i szybsza od samego początku. Prawdopodobnie nie w piątek, ani sobotę, a dopiero na pierwszych kilku okrążeniach wyścigu, gdy Sergio Perez po przymusowej wizycie w boksach, natychmiast zaczął kręcić czasy dalece lepsze od liderów, mając w perspektywie niezbyt krótki przejazd.
Lotus to zobaczył - takich danych się nie przegapia, to jasne - ale zlekceważył. Tak jak Mercedes, Force India, Toro Rosso, Marussia, Caterham, i HRT. Motywy strategów Lotusa na zawsze pozostaną tajemnicą. Być może kierowały nimi piątkowe treningi, które wypadły fantastycznie. Raikkonen w niedzielę jechał co prawda wyraźnie wolniej niż w piątek (to znaczy nadal był trzecim najszybszym zawodnikiem) a ledwie 2,4 sekundy straty do Maldonado na starcie 12 okrążenia pozostawiało wyścig otwartym dla Lotusa. Niestety tylko teoretycznie. Słabsze tempo miękkiej mieszanki + przeciąganie postojów pomnożyło wspomnianą stratę dziesięciokrotnie. Kilkanaście bardzo szybkich okrążeń dzięki korekcie ustawień i świeższym oponom pozwoliło odrobić prawie 90% straty czasowej, czyli o 10% za mało. Osłabienie tempa na początku zespół przypisał niższej temperaturze niż w momencie definiowania setupu i sobotniej burzy, która pogorszyła nieco przyczepność. Reasumując, nie mieli najlepszych ustawień i strategii, ale przecież mogliby wszystko zrzucić na loterię, czyż nie?
Z oczywistych względów, szans walki o koszmarne puchary "Santander-style" pozbawił się McLaren. Nie da się co prawda precyzyjnie określić ich tempa w zestawieniu do czołowej czwórki, gdyż Jenson cały weekend odmieniał słowo „struggle” przez wszystkie przypadki, zaś Lewis startując z tyłu jechał na dwa postoje, tym niemniej warto wyróżnić całkiem niezłe tempo mistrza świata z 2008 roku. Mimo konieczności przejechania 30 okrążeń na ostatnim komplecie twardych opon, szybko dogonił Rosberga stopującego 5 okrążeń później i pewnie by biedaka wyprzedził. Na innym torze.
Środek stawki
Jeśli już jesteśmy przy Mercedesie - „das ist unglaublich!" mógłby krzyknąć niemiecki redaktor w przerwie od wymyślania finansowych kłopotów rywali swojej ukochanej niemieckiej stajni rodem z Northamptonshire. Nico Rosberg wyjeździł co prawda solidne 7 miejsce, a ostatkiem sił obronił się przed Hamiltonem, ale to co stało się pod koniec wyścigu trudno wytłumaczyć nawet teoriami loteriopodobnymi. Rosberg na ostatnim komplecie przejechał tyle samo okrążeń, co Maldonado, warto porównać 10 ostatnich kołek:
Rosberg | Maldonado | Różnica |
---|---|---|
1:29.458 | 1:28.686 | +0.772 |
1:29.731 | 1:28.369 | +1.362 |
1:29.701 | 1:28.106 | +1.595 |
1:31.735 | 1:28.551 | +3.184 |
1:30.525 | 1:28.696 | +1.829 |
1:30.851 | 1:28.585 | +2.266 |
1:31.106 | 1:28.840 | +2.266 |
1:32.647 | 1:28.869 | +3.778 |
1:31.690 | 1:29.161 | +2.529 |
1:32.740 | 1:29.735 | +3.005 |
Dla czerwonego byka hiszpański wyścig był czymś w rodzaju corridy. To znaczy, że nie byli naprawdę szybcy ani przez chwilę. Mark Webber musiał czuć się nieswojo zaliczając dubla na ostatnim okrążeniu. Ostatni raz "przyjemność" ta spotkała Red Bulla w sierpniu 2010 roku, gdy Sebastian Vettel ukończył wyścig po zaparkowaniu w chłodnicy Jensona Buttona. Nie da się tego usprawiedliwić wymianą skrzydła - Mark w alei serwisowej spędził tylko 1,5 s więcej niż Maldonado. Pierwszym symptomem kompletnego braku szybkości był fakt, iż pomimo bardzo wczesnego postoju w celu zmiany opon na te lepsze (twarde nowe) zawodnicy RBR nie byli w stanie „podciąć” swoich rywali tempem i odebrać im pozycji po pierwszej serii postojów. Jak tłumaczy się Red Bull? Oczywiście „loterią”, sukces Williamsa kwitując zaś stwierdzeniem, że prawdopodobnie sami nie rozumieją przyczyn własnej szybkości. Dociekliwi mogą spytać, co mieli do powiedzenia o swoim sukcesie w Bahrajnie:
Wspaniały wynik zespołu i dość niespodziewane pierwsze oraz trzecie pole startowe. To świadczy o całej ciężkiej pracy całej ekipy, by dostarczyć osiągi na takim poziomie. (…) Mogę tylko podziękować ekipie, która włożyła naprawdę wiele pracy w dostosowanie samochodu do naszych upodobań.(…) Pracowaliśmy ekstremalnie ciężko nad samochodem szukając odpowiedniej drogi. Zespół pracował bardzo ciężko i był bardzo skupiony.
Cóż… sukces Red Bulla ma wielu ciężko pracujących ojców, zaś sukces rywali ma jedną matkę - loterię. Welcome to my world, the world of Red Bull.
Głupiego pijaru oszczędza sobie na szczęście Sauber. Dobre, równe przejazdy - zwłaszcza drugi i trzeci - pozwoliły Kobayashiemu przekroczyć metę na czele peletonu i zarazem zdecydowanie lepszym miejscu niż po kwalifikacjach, dostarczając kolejne cenne punkty swojemu małemu-wielkiemu zespołowi. Interesujące jest natomiast to, że Sauber chyba utracił swoje cudowne właściwości oszczędzania opon.
Pomimo zdobycia punktu, Force India nie może być zadowolone ze swojego tempa. Pakiet poprawek nie przyniósł oczekiwanych rezultatów, a przez rezultaty jak sądzę należało rozumieć rzucenie rękawicy Sauberowi, nie minimalne wygranie z Toro Rosso. Nic straconego, ale zespół czeka ciężka walka, aby zdobyć w tym sezonie pozycję wyższą niż 8 w klasyfikacji konstruktorów.
Ciężko jest ujmować tył stawki z punktu widzenia ulokowania w kolejności… I tak wiadomo, że są z tyłu. Chcąc pochwalić Caterhama należy zaznaczyć stratę 131,6 s do zwycięzcy. To zdecydowany progres wobec zeszłorocznych 244,1 s. Nowe porządki podziałały również pozytywnie na Marussię. Tak jak w przypadku Caterhama, ekipa nie walczy z nikim poza czasem. Redukcja straty 348,1 do 193,2 sekundy mówi wiele o skoku jakościowym samochodu, nawet jeśli na to nie wygląda.
Redakcja
KOMENTARZE