Verva Street Racing: Ulica vs. stadion
Nasze spojrzenie na motorsport w wydaniu stadionowym
23.09.1312:19
6910wyświetlenia
W sobotę na Stadionie Narodowym odbyła się edycja specjalna Verva Street Racing połączona z Top Gear Live. Portalu [color=#3c88b8]Wyprzedź Mnie![/color] oczywiście też nie mogło tam zabraknąć, więc w najbliższych kilku... dziesięciu linijkach podzielimy się naszymi wrażeniami i porównamy z poprzednimi edycjami imprezy.
Całość standardowo zaczęła się pit party, podczas którego widzowie mieli okazję przejść przez stoiska startujących ekip, a także kilku dodatkowych wystawców, by spróbować zdobyć autografy kierowców. Początkowo myślałem, że ograniczenie miejsc do 15 tysięcy jest trochę na wyrost, ale okazało się, że organizatorzy wyczuli to praktycznie na styk i ludzi była naprawdę chmara. Do każdego stoiska ustawiały się spore kolejki i w niektórych miejscach trudno było się przecisnąć.
Doszło nawet do tego, że BMW M3 DTM Andiego Priaulx zauważyłem dopiero, gdy użyłem swoich prasowych super mocy i zrobiłem sobie rundkę już "na pusto". W tym roku samo pit party zostało mocno poszerzone o pewne pokazy na żywo, takie jak np. terenowe stoisko z Land Roverem Evouqe oraz strefę Monster Energy, gdzie jeszcze przed częścią stadionową, odbywały się pokazy drifringu i FMX. W tym roku co prawda zabrakło wyścigowych perełek takich jak np. Porsche 917, jednak sytuację ratowała bardzo interesująca obsada aut drogowych. Poza tłumkiem "standardowych" super samochodów można było obejrzeć takie cuda jak np. Jaguara XJ220 z początku lat '90, którego produkcja wyniosła zaledwie 281 sztuk, a także ultra unikatowego Jaguara Project 7 - swoisty demo car brytyjskiej firmy. Pierwsza prezentacja odbyła się podczas tegorocznego festiwalu w Goodwood, oparto go na modelu E-Type, a stylistyka nawiązuje do wyścigowych modeli marki. Rzecz jasna powstał tylko jeden egzemplarz.
Występy na stadionie rozpoczęły się od drobnego wprowadzenia w postaci pokazu amerykańskich radiowozów, jazdy na rowerze, ciężarówki jeżdżącej na tylnych kołach, odrobiny driftu i wyścigu VIPów za kierownicą Maluchów. Później był pokaz w wykonaniu kierowców sponsorowanych przez Orlen - czyli jeszcze więcej driftu, Kuba Giermaziak i Patryk Szczerbiński w Porsche, Adam Małysz i reszta paczki z Dakaru oraz trochę rajdów płaskich. Całość została uzupełniona przejazdami aut NASCAR oraz wyścigówek ze stajni Konrad Motorsport. Wyszło szybko i sympatycznie, choć muzyka na stadionie leciała trochę zbyt głośno, a sprzęt mają tam na tyle dobry, że w pewnych momentach zagłuszał silniki.
Niektórzy narzekali także na podrabiany dym podczas driftu. Cóż, teoretycznie można poczuć się oszukanym, jednak trzeba pamiętać, że ta impreza to przede wszystkim show i liczą się efekty, a kręcenie bączków bez dymu raczej tez nie zostało by ciepło przyjęte. Wszystko przez tymczasową nawierzchnię, która była po prostu zbyt śliska i nawet Kubę w Porsche nosiło po całym torze. Tak czy inaczej skoro liczy się show, to organizatorzy mogli by sobie odpuścić symulowane zawody i wręczanie pucharków. Nie wiem co wy o tym sądzicie, ale do mnie to kompletnie nie przemawia i marnuje się tylko czas, w trakcie którego można by pokazać jeszcze jakieś fajne auto, albo chociażby więcej driftingu, który w tym roku wypadł naprawdę interesująco.
Podczas gwoździa programu kwestia show poszła jeszcze dalej. Brytyjskie trio skupiło się praktycznie tylko na wygłupach i ostrych żartach. Początkowo dowcipy o naszych emigrantach nie spotkały się z dużą aprobatą 58-tysięcznego tłumu, ale naśmiewanie się z basenu narodowego przypadło do gustu wszystkim ;). Wyścigi skutero-rydwanów, kasowanie Fiatów Stilo w motocarlingu i płonące auta może nie są szczególnie wyszukaną rozrywką, jednak myślę że warto choć raz rozluźnić się i obejrzeć taki spektakl. Uważam nawet, że w tym wszystkim można by pójść o krok dalej. Kiedy na stadion wyjechał monster truck, to żywiłem gorącą nadzieję, że rozprawi się ze stojącymi tam samochodami. Brakło też pewnego rodzaju kropki na i. Piłka była niezła, jednak raczej nie był to materiał na zakończenie i zwyczajnie brakowało czystej destrukcji w stylu Top Gear, która byłaby dobrym zwieńczeniem moto igrzysk.
Co zatem z porównaniem? Tegoroczna edycja była lepsza? Moim zdaniem tak, głównie za sprawą perfekcyjnej widoczności na całą akcję. Nigdy nie byłem zwolennikiem wcześniejszego formatu, zwłaszcza tak bardzo w centrum miasta, gdzie widziało się tylko marny kawałek "toru", a z powodu ciasnoty kierowcy nie mieli się gdzie rozpędzić i dać posłuchać maszyn. Stadion w przypadku imprezy motor sportowej jest względnie mały i nawet z górnych rzędów perspektywa jest całkiem niezła. Oczywiście jest jeszcze kwestia tego, że na poprzednie edycje można było oglądać także za darmo. Tutaj już każdy sam musi sobie odpowiedzieć, czy ważniejsza jest dla niego cena, czy jakość. Sam pamiętam jak parę lat temu koczowałem po kilka godzin, aby mieć dobrą miejscówkę na przejazdy. Nigdy za tym nie przepadałem i gdybym miał możliwość względnie taniego ułatwienia sobie życia, to na pewno bym skorzystał.
Reasumując, moim zdaniem tegoroczna edycja VSR wypadła nadspodziewanie dobrze. Spodziewałem się czegoś zdecydowanie mniej ciekawego. Co prawda Clarkson, Hammond i May są pewnego rodzaju gwarantem co najmniej przyzwoitej rozrywki, jednak bałem się, że podczas reszty będzie wiało nudą. Ostatecznie wyszedł całkiem fajny pokaz, który powinien poprawić uśmiech każdego fana motoryzacji, a w dodatku nie trzeba było zamykać połowy Warszawy. Oczywiście były pewne zgrzyty, bo ochrona jak zawsze próbowała wiedzieć lepiej, nawet w przypadku dziennikarzy, ale pytanie gdzie tak nie jest? Jedynym czego mi brakowało, a co było na poprzednich częściach, to bolid Formuły 1. Co prawda na stoisku Infiniti stał RB6, ale niestety nie był mobilny, a przy akustyce stadionu aż prosiło się, żeby ktoś "przepalił ef-jedynkę". Śmiałbym zaryzykować stwierdzenie, że jeśli Orlen zdecyduje się na kontynuowanie Verva Street Racing, to impreza już nie wróci na ulicę...
Fot: Paweł Zając, Damian Kramski/LIVE
Całość standardowo zaczęła się pit party, podczas którego widzowie mieli okazję przejść przez stoiska startujących ekip, a także kilku dodatkowych wystawców, by spróbować zdobyć autografy kierowców. Początkowo myślałem, że ograniczenie miejsc do 15 tysięcy jest trochę na wyrost, ale okazało się, że organizatorzy wyczuli to praktycznie na styk i ludzi była naprawdę chmara. Do każdego stoiska ustawiały się spore kolejki i w niektórych miejscach trudno było się przecisnąć.
Doszło nawet do tego, że BMW M3 DTM Andiego Priaulx zauważyłem dopiero, gdy użyłem swoich prasowych super mocy i zrobiłem sobie rundkę już "na pusto". W tym roku samo pit party zostało mocno poszerzone o pewne pokazy na żywo, takie jak np. terenowe stoisko z Land Roverem Evouqe oraz strefę Monster Energy, gdzie jeszcze przed częścią stadionową, odbywały się pokazy drifringu i FMX. W tym roku co prawda zabrakło wyścigowych perełek takich jak np. Porsche 917, jednak sytuację ratowała bardzo interesująca obsada aut drogowych. Poza tłumkiem "standardowych" super samochodów można było obejrzeć takie cuda jak np. Jaguara XJ220 z początku lat '90, którego produkcja wyniosła zaledwie 281 sztuk, a także ultra unikatowego Jaguara Project 7 - swoisty demo car brytyjskiej firmy. Pierwsza prezentacja odbyła się podczas tegorocznego festiwalu w Goodwood, oparto go na modelu E-Type, a stylistyka nawiązuje do wyścigowych modeli marki. Rzecz jasna powstał tylko jeden egzemplarz.
Występy na stadionie rozpoczęły się od drobnego wprowadzenia w postaci pokazu amerykańskich radiowozów, jazdy na rowerze, ciężarówki jeżdżącej na tylnych kołach, odrobiny driftu i wyścigu VIPów za kierownicą Maluchów. Później był pokaz w wykonaniu kierowców sponsorowanych przez Orlen - czyli jeszcze więcej driftu, Kuba Giermaziak i Patryk Szczerbiński w Porsche, Adam Małysz i reszta paczki z Dakaru oraz trochę rajdów płaskich. Całość została uzupełniona przejazdami aut NASCAR oraz wyścigówek ze stajni Konrad Motorsport. Wyszło szybko i sympatycznie, choć muzyka na stadionie leciała trochę zbyt głośno, a sprzęt mają tam na tyle dobry, że w pewnych momentach zagłuszał silniki.
Niektórzy narzekali także na podrabiany dym podczas driftu. Cóż, teoretycznie można poczuć się oszukanym, jednak trzeba pamiętać, że ta impreza to przede wszystkim show i liczą się efekty, a kręcenie bączków bez dymu raczej tez nie zostało by ciepło przyjęte. Wszystko przez tymczasową nawierzchnię, która była po prostu zbyt śliska i nawet Kubę w Porsche nosiło po całym torze. Tak czy inaczej skoro liczy się show, to organizatorzy mogli by sobie odpuścić symulowane zawody i wręczanie pucharków. Nie wiem co wy o tym sądzicie, ale do mnie to kompletnie nie przemawia i marnuje się tylko czas, w trakcie którego można by pokazać jeszcze jakieś fajne auto, albo chociażby więcej driftingu, który w tym roku wypadł naprawdę interesująco.
Podczas gwoździa programu kwestia show poszła jeszcze dalej. Brytyjskie trio skupiło się praktycznie tylko na wygłupach i ostrych żartach. Początkowo dowcipy o naszych emigrantach nie spotkały się z dużą aprobatą 58-tysięcznego tłumu, ale naśmiewanie się z basenu narodowego przypadło do gustu wszystkim ;). Wyścigi skutero-rydwanów, kasowanie Fiatów Stilo w motocarlingu i płonące auta może nie są szczególnie wyszukaną rozrywką, jednak myślę że warto choć raz rozluźnić się i obejrzeć taki spektakl. Uważam nawet, że w tym wszystkim można by pójść o krok dalej. Kiedy na stadion wyjechał monster truck, to żywiłem gorącą nadzieję, że rozprawi się ze stojącymi tam samochodami. Brakło też pewnego rodzaju kropki na i. Piłka była niezła, jednak raczej nie był to materiał na zakończenie i zwyczajnie brakowało czystej destrukcji w stylu Top Gear, która byłaby dobrym zwieńczeniem moto igrzysk.
Co zatem z porównaniem? Tegoroczna edycja była lepsza? Moim zdaniem tak, głównie za sprawą perfekcyjnej widoczności na całą akcję. Nigdy nie byłem zwolennikiem wcześniejszego formatu, zwłaszcza tak bardzo w centrum miasta, gdzie widziało się tylko marny kawałek "toru", a z powodu ciasnoty kierowcy nie mieli się gdzie rozpędzić i dać posłuchać maszyn. Stadion w przypadku imprezy motor sportowej jest względnie mały i nawet z górnych rzędów perspektywa jest całkiem niezła. Oczywiście jest jeszcze kwestia tego, że na poprzednie edycje można było oglądać także za darmo. Tutaj już każdy sam musi sobie odpowiedzieć, czy ważniejsza jest dla niego cena, czy jakość. Sam pamiętam jak parę lat temu koczowałem po kilka godzin, aby mieć dobrą miejscówkę na przejazdy. Nigdy za tym nie przepadałem i gdybym miał możliwość względnie taniego ułatwienia sobie życia, to na pewno bym skorzystał.
Reasumując, moim zdaniem tegoroczna edycja VSR wypadła nadspodziewanie dobrze. Spodziewałem się czegoś zdecydowanie mniej ciekawego. Co prawda Clarkson, Hammond i May są pewnego rodzaju gwarantem co najmniej przyzwoitej rozrywki, jednak bałem się, że podczas reszty będzie wiało nudą. Ostatecznie wyszedł całkiem fajny pokaz, który powinien poprawić uśmiech każdego fana motoryzacji, a w dodatku nie trzeba było zamykać połowy Warszawy. Oczywiście były pewne zgrzyty, bo ochrona jak zawsze próbowała wiedzieć lepiej, nawet w przypadku dziennikarzy, ale pytanie gdzie tak nie jest? Jedynym czego mi brakowało, a co było na poprzednich częściach, to bolid Formuły 1. Co prawda na stoisku Infiniti stał RB6, ale niestety nie był mobilny, a przy akustyce stadionu aż prosiło się, żeby ktoś "przepalił ef-jedynkę". Śmiałbym zaryzykować stwierdzenie, że jeśli Orlen zdecyduje się na kontynuowanie Verva Street Racing, to impreza już nie wróci na ulicę...
Fot: Paweł Zając, Damian Kramski/LIVE
KOMENTARZE