Norris: Nic nie wskazywało na to, by opona miała pęknąć

W podobnym tonie wypowiedzieli się pozostali pechowcy - Bottas, Russell i Latifi.
21.11.2121:33
Maciej Wróbel
1454wyświetlenia
Embed from Getty Images

Lando Norris przyznał, że podczas wyścigu o Grand Prix Kataru nie docierały do niego żadne sygnały, które świadczyłyby o zbliżającej się awarii lewej przedniej opony.

Kierowca McLarena podczas niedzielnych zmagań na torze Losail był bliski pierwszego od czasu wrześniowego Grand Prix Włoch finiszu w pierwszej piątce. Ostatecznie, Norris, po odbyciu nadprogramowego postoju w boksach z powodu przebitej opony minął linię mety dopiero na dziewiątej pozycji.

22-latek był jednym z czterech kierowców, którzy w wyścigu w Katarze doświadczyli podobnej awarii. Oprócz niego byli to Valtteri Bottas z Mercedesa oraz duet Williamsa: George Russell i Nicholas Latifi. Z całej tej grupy Norris był jedynym kierowcą, który zdołał sięgnąć po zdobycz punktową.

Jak twierdzi Brytyjczyk, w trakcie wyścigu pojawiły się pewne obawy co do pracy lewej przedniej opony, jednak nie spodziewał się niczego poważniejszego. Raczej nie spodziewasz się, że eksplozuje ci opona, zwłaszcza, jeśli jest to twarda mieszanka - powiedział Norris. Ten stint nawet nie trwał aż tak długo, coś koło 20 okrążeń, a ta opona powinna wytrzymać znacznie dłużej.

Na każdym torze dbasz o swoje opony, ponieważ się zużywają, ale nigdy nie spodziewasz się, że rozpadnie się całkowicie. To było dość niebezpieczne dla wielu z nas dzisiaj. To nie powinno było się zdarzyć.

Norris dodał, że nie otrzymał żadnych ostrzeżeń o zbliżającej się awarii i uważa, że przyczyna jest oczywista, lecz nie może powiedzieć nic więcej.

To po prostu nie powinno było się zdarzyć. Jeśli w tamtym miejscu byłaby ściana, to mogłoby być znacznie bardziej niebezpieczne. Powinni robić lepsze opony. To niebezpieczne dla nas jako kierowców. Zawsze dużo ryzykujemy i jeśli nie możemy po prostu normalnie prowadzić bolidu po torze to co możemy zrobić?

Nawet nie przejechałem zbyt długiego stintu. 20, czy 25 okrążeń, nieważne. Wciąż powinienem być w stanie normalnie jechać.

Pierwszym kierowcą, w którego bolidzie doszło do przebicia opony, był Valtteri Bottas. Awaria wykluczyła Fina z walki o podium i, jak się później okazało, zmusiła go również do wycofania się z wyścigu. Tak naprawdę nie wiem, co się stało - powiedział kierowca Mercedesa.

Nie było żadnych sygnałów, żadnych wibracji. Tempo było równe, przyczepność była w porządku. Po prostu nagle się to wydarzyło. Na początku zdawało mi się, że wzmaga się wiatr na prostej startowej, bo poczułem, jakby samochód jechał bokiem.

Potem, w pierwszym zakręcie doszło do przebicia i było to oczywiście najbardziej pechowe miejsce, zaraz za wyjazdem z pit lane - dodał Bottas.

W podobnym tonie o swojej awarii wypowiedział się George Russell, który także podkreśla, iż nic jej nie zwiastowało. Brytyjczyk dodaje jednak, iż jego zespół przed wyścigiem zwrócił uwagę na to, że może dojść do problemów z lewą przednią oponą, jeśli będzie się zbyt mocno naciskać.

Nie było żadnych sygnałów, ale tak naprawdę spodziewaliśmy się tego przed wyścigiem - stwierdził Russell. W tym wszystkim chodziło głównie o zewnętrzną końcówkę opony, jakieś 10 centymetrów. W pewnym momencie mogła się po prostu rozerwać w wypadku, gdybyśmy zbyt mocno naciskali.

Powodem był też nasz brak tempa dzisiaj. W szybkich zakrętach i tych prowadzących na proste, gdzie musisz odpowiednio zarządzać oponami chłopaki zazwyczaj znajdowali się zaraz za mną. Jeśli zdecydowałbym się oszczędzać opony jeszcze bardziej, po prostu wszyscy by mnie wyprzedzili.

Samochody Formuły 1 są tak szybkie, że opony szybko się zużywają. W tych szybkich, prawych zakrętach jedzie się praktycznie z gazem w podłodze, na siódmym biegu. Nie wiem, jaka była dokładnie prędkość, może 270, 280 kilometrów na godzinę. Takie awarie są możliwe.

Zaskoczony pęknięciem opony był również Nicholas Latifi, którego pech dopadł w ostatnim zakręcie, zmuszając go do pokonania pełnego okrążenia z przebitą oponą. Jak twierdzi kierowca Williamsa, jego opona zdawała się być w porządku w momencie, gdy mijał powoli jadącego Russella.

Gdy usłyszałem, że chodzi o oponę, to pomyślałem «OK, moja jest w porządku». Nawet nie czułem, by lewa przednia była na limicie - powiedział Latifi. Bardziej czułem ograniczenia na lewej tylnej, nawet pomimo tego, że starałem się o nią zadbać. Oczywiście były to jednak ostatnie okrążenia i po prostu cisnęliśmy, żeby utrzymać Alfy za sobą.

Myślę, że nie mieliśmy nic do stracenia z tą strategią, szczególnie, że obie Alfy były za nami. To z nimi się ścigaliśmy i ostatecznie przegraliśmy - dodał 26-latek.