Pierwszy długodystansowy wyścig kartingowy WRT
Ekipa Wyprzedź Mnie! popisała się całkiem niezłym rezutatem
04.04.1111:28
4953wyświetlenia
W ostatni wtorek marca na torze WRT Tychy rozegrano wyścig długodystansowy. Gokarty pracowały przez 3 godziny na pełnych obrotach, a emocji było więcej niż podczas standardowych zawodów. Chyba nikt nie spodziewał się, że walka o wynik zespołu może być tak przyjemna.
Zeszłotygodniowe zmagania były pierwszym wyścigiem długodystansowym organizowanym przez WRT, więc nie wiadomo było, jak inicjatywa się przyjmie i czy pomysły organizatorów się sprawdzą. Korzystano ze standardowej konfiguracji toru, a każda ekipa musiała mieć co najmniej trzech kierowców. Rywalizacja rozpoczęła się kwalifikacjami, na które zespół musiał wytypować jednego kierowcę. Ten zaś musiał maksymalnie się skoncentrować, by na tylko jednym mierzonym okrążeniu wykręcić dobry czas.
Później był już tylko wyścig trwający „około” 3 godziny. Czas zmagań nie był doprecyzowany, ponieważ przygotowanie kilku idealnie równych gokartów jest bardzo trudne i chciano rozwiązać problem zyskiwania przewagi przez lepszy wózek. Z tego powodu wymyślona została specyficzna procedura zmian. Każda ekipa miała pojechać każdym gokartem, dlatego też w boksie stał jeden nadprogramowy wózek.
Porządkowi co dwie minuty ściągali daną drużynę na zmianę. Kierowca po wjeździe do pit lane musiał zatrzymać się w wyznaczonej strefie, wysiąść, dobiec do strefy zmian. Wtedy jego kolega mógł wsiąść do nadprogramowego wózka, nie tego który przed chwilą przyjechał. Następna ekipa podczas zmiany wsiadała do tego gokarta, zostawiając swój kolejnej ekipie. W przypadku awarii lub uszkodzenia gokarta wstrzymywano wyścig, a wózek był błyskawicznie naprawiany.
Na starcie pojawiło się 9 drużyn, w sumie 35 zawodników, większość znana z regularnych startów w pucharze WRT. Rzecz jasna nie mogło również zabraknąć ekipy Wyprzedź Mnie. Błękitno-białe barwy reprezentowali Igor Szmidt, Łukasz Godula, Mariusz Tomza (nie jest członkiem redakcji, po prostu werbujemy do składu najlepszych!) oraz Paweł Zając, czyli moja skromna osoba. Szczerze mówiąc nie bardzo wiedzieliśmy na co liczyć przed wyścigiem, gdyż mimo tego, że Igor i Mariusz są mocni, to jednak na wynik pracujemy w czwórkę, a spora część zawodników w innych zespołach lepiej wypadała podczas zawodów indywidualnych.
Na kwalifikacje postanowiliśmy wybrać Igora. Warto też dodać, że mieliśmy trochę szczęścia podczas losowania kolejności przejazdów (kwalifikacje odbywały się na jednym gokarcie), gdyż Igor jechał jako ostatni, więc miał do dyspozycji najbardziej rozgrzany sprzęt i znał czasy rywali. Ostatecznie udało mu się wskoczyć na trzecią pozycję. Do drugiego pola, które zgarnął Dariusz Poloński z Ligi Niedzielnej brakło nam tylko 0,041s. Pierwszy był Konrad Wacławik z ekipy KFC. Igor nadal był mocno eksploatowany i to on rozpoczynał wyścig. Udało mu się uniknąć małego zamieszania na starcie, awansować na drugie miejsce i prawie do samego pit stopu utrzymać za plecami seryjnego zwycięzcę zawodów indywidualnych - Michała Grzyba.
Po Igorze przyszła pora, abym to ja przejął kierownicę. Pierwsze okrążenie po zmianie jest bardzo szalone. Nie ma jak sprawdzić możliwości gokarta, na który się trafiło. To wyścig i od razu trzeba jechać szybkim tempem. Po za tym błyskawicznie trzeba odnaleźć się w stawce, wiedzieć z kim walczy się o pozycje, kto już zjeżdżał, a kto jeszcze nie i kogo można przepuścić. Najważniejsze na długich dystansach jest wejście w dobry rytm i utrzymanie odpowiedniego tempa. Na tym staraliśmy się skupiać, gdyż bezpośrednia walka np. z Michałem Grzybem, który pomimo doważania i tak jest sporo lżejszy skończyłaby się ostatecznie stratą czasową.
Podczas mojej zmiany zdarzyła się pierwsza neutralizacja. Jedna z drużyn nie zauważyła flagi i nie zjechała na zmianę, zanim zorientowano się, że oni są nadal na torze, kolejna ekipa zdążyła się zmienić i zabrać złego gokarta. Po odkręceniu sytuacji powróciliśmy do rywalizacji. Po mnie za kółko wsiadł Łukasz, a cykl zmian w naszej drużynie zakończył Mariusz. Ogólnie rywalizacja przebiegała spokojnie, na czele stawki walczyła ekipa Szybcy i Wściekli, w której składzie jechała czołowa trójka zeszłorocznej edycji pucharu, z niewiele wolniejszą drużyną KFC. My trzymaliśmy swoje tempo i jechaliśmy w okolicach trzeciego, czwartego miejsca.
Kiedy za kółko ponownie wrócił Igor, na torze doszło do incydentu i jeden z gokartów został uszkodzony. Etatowy mechanik WRT wykonał świetną robotę i w kilka minut doprowadził wózek do odpowiedniego stanu. Niestety podczas tej neutralizacji wystąpił również problem z systemem pomiaru, który zresetował wyniki. Istniała ich kopia zapasowa, jednak formalnie musieliśmy jeszcze raz wystartować i pojechać tak jakby osobny wyścig, przez co nie było wiadomo na jakiej pozycji znajdziemy się po zsumowaniu rezultatów. Po tej neutralizacji naszej ekipie lepiej łapało się rytm niż wcześniej i ogólnie jazda lepiej szła. Każdy z nas trzymał świetne tempo i jechaliśmy na trzeciej pozycji.
Na końcówkę wyścigu postanowiliśmy odejść od założonego harmonogramu zmian i oddać pole Igorowi i Mariuszowi, którzy walczyli o utrzymanie trzeciego miejsca. Podczas ostrej walki o czasy wskoczyliśmy na 3 miejsce w klasyfikacji najszybszych kółek. Po zsumowaniu wyników okazało się, że zajęliśmy 4 miejsce. Naszym zdaniem bardzo dobre, satysfakcjonujące i pobudzające apetyt na podium. Najszybsza okazała się ekipa Szybkich i Wściekłych (Michał Kuś, Michał Grzyb, Szymon Cieślak, Darek Staroń, Mateusz Słomka), drugie miejsce zajęła Liga Niedzielna (Mirosław Pasiecznik, Dariusz Poloński, Marcin Skowron, Michał Radołowicz), a najniższy stopień podium uzupełniło KFC (Artur Goglewicz, Kamil Kruszyna, Julek Kautsch, Wacławik Konrad, Paweł Ćmielowski).
Jako że po raz pierwszy rozgrywano coś takiego, był to pewnego rodzaju sprawdzian, który miał pokazać czy taka formuła zawodów wypali, oraz czy przyjmie się wśród zawodników. Przyjęła się, nawet bardzo. Wszyscy nie mogą się już doczekać kolejnego wyścigu „Le Tychs”, który na pewno się odbędzie. Na zakończenie mogę dodać od siebie, że rywalizacja drużynowa jest chyba bardziej emocjonująca niż indywidualna. Napięcie nie odpuszcza ani na trochę przez całe 3 godziny, a widząc kolegę, który kręci najszybsze kółko czujesz się tak, jak gdybyś sam ustanawiał ten czas. Świetna sprawa!
Kolejna runda indywidualnego pucharu odbędzie się już jutro. Zawody w Krakowie przewidziane są na 19 kwietnia. Więcej informacji na temat zawodów oraz działalności toru można znaleźć na jego oficjalnej stronie - WRT-Karting.pl.
KOMENTARZE