Niewidzialna granica - Marc Priestley o rywalizacji wewnątrz zespołu

"Bez względu na wynik, znaczna część każdego teamu F1 będzie zawiedziona"
16.08.1217:31
Michał Roszczyn
7280wyświetlenia
Rywalizacja między partnerami zespołowymi jest nieodłącznym elementem Formuły 1. Nie zawsze jednak przebiega ona w prawidłowy sposób, o czym na swoim blogu napisał były pracownik McLarena - Marc Priestley. Postanowił opowiedzieć o niewidocznej granicy wewnątrz zespołu, którą jednak było można zaobserwować w garażu McLarena podczas pamiętnego sezonu 2007.

Gdy szef zespołu wychodzi po wyścigu do dziennikarzy i stwierdza, że «to fantastyczny rezultat dla całego zespołu», rzadko kiedy jego słowa w stu procentach pokrywają się z prawdą. Bez względu na wynik, znaczna część każdego teamu F1 będzie zawiedziona, że ich samochód okazał się mniej konkurencyjny od takiego samego stojącego po drugiej stronie garażu.


Wszystkie zespoły na padoku tak naprawdę podzielone są na trzy samodzielnie funkcjonujące ekipy. Na każdy samochód i każdego kierowcę przypada sztab zaangażowanych ludzi, obsługujących wyłącznie dany samochód i danego kierowcę, którego jedynym celem jest dojechanie tym samochodem na możliwie najwyższej pozycji w poszczególnych wyścigach.

Do trzeciej ekipy zaliczamy wszystkich pozostałych członków zespołu, jak chociażby kierowców ciężarówek, menedżment, strategów, pracowników gastronomii i oczywiście setki ludzi w fabryce. Pracują oni dla teamu jako ogółu i, poza jakimiś osobistymi preferencjami, nie są powiązani z jedną czy drugą stroną garażu. Dla nich wygrana jest wygraną, punkt jest punktem, a żal wywołany odpadnięciem jednego samochodu z rywalizacji może zostać nieco złagodzony solidnym rezultatem drugiego.

Kiedy wiele lat temu wszedłem do Formuły 1 mając doświadczenie z niższych serii wyścigowych, byłem trochę zaskoczony tym, że wysiłki ludzi odpowiedzialnych za konkretny samochód skupiały się wyłącznie na tym jednym samochodzie. Byłem przyzwyczajony w mniejszych teamach, że pomimo przydzielenia do poszczególnych bolidów, wszyscy sobie pomagali i kiedy jedna grupa skończyła swoją pracę, zamiast iść do domu, szła wspierać drugą załogę, by przygotować samochód.

Obecnie w Formule 1 wygląda to inaczej i w dużej mierze jest to spowodowane skalą działań związanych z obsługą bolidu w pełni obsadzonego przez ludzi wyposażonych we wszystko, co potrzebują do wykonywania swoich obowiązków. W rzeczywistości przez większość czasu pomoc nie jest potrzebna, a nawet jeśli, to wokół samochodu brakuje miejsca na upchnięcie dodatkowych osób. Drugim i być może najważniejszym powodem jest mentalność tych ludzi - zżytych ze sobą, żądnych rywalizacji i chroniących swoją niezależność. Przeważnie pomoc z zewnątrz - chyba że absolutnie niezbędna - nie jest szczególnie pożądana.


W odróżnieniu od większości dyscyplin sportowych, w sportach motorowych zawodnicy reprezentujący te same barwy w walce o mistrzostwo zespołowe są jednocześnie bezpośrednimi rywalami w batalii o tytuł wśród kierowców. Prawda jest taka, że kierowca F1 oraz jego trenerzy, menedżerowie, doradcy, osobiści sponsorzy, goście, rodzina i przyjaciele obecni podczas weekendu grand prix, nie mają jakiegokolwiek interesu w tym, co się dzieje po drugiej stronie garażu. Dla prawie żadnego z nich nie ma mistrzostw konstruktorów. Ich własne interesy, inwestycje finansowe, sukcesy zawodowe bądź też po prostu prestiż, zależą wyłącznie od losów jednego człowieka i jego samochodu, ni mniej, ni więcej.

Podobne - choć być może nie zawsze tak mocne - odczucie oddania zwykle narasta wśród ludzi wkładających serce i duszę, by zapewnić swojemu kierowcy możliwie najlepszy samochód w każdym wyścigu. Mowa tu oczywiście o mechanikach, inżynierach czy innych członkach załogi obsługującej bolid. Dla tych ludzi zdobycie dubletu - w przypadku czołowej ekipy - jest naprawdę świetnym wynikiem tylko wówczas, gdy to ich samochód zajął pierwsze miejsce.

Oczywiście ogólnie nie ma żadnej animozji pomiędzy mechanikami itd. Poczucie rozczarowania czy rozgoryczenia w sytuacji, kiedy drugi bolid osiąga lepszy rezultat, jest tuszowane. Gratulacyjne uściski dłoni i wspólne uśmiechy zawsze wyglądają przekonująco przed kamerami. Jeżeli chodzi o kierowców, dzięki przerośniętym ego oraz niepohamowanym chęciom skupienia uwagi na sobie, często łatwiej jest się zorientować, czy rzeczywiście są zadowoleni z wyniku zespołowego czy może jednak myślą tylko o swojej porażce.


Do Formuły 1 dołączyłem wiele lat temu, a jej fanem jestem jeszcze dłużej i od czasów Prosta oraz Senny nie było ostrzejszej walki od tej, która miała miejsce w sezonie 2007 w McLarenie. Objąłem nowe, bardziej centralne stanowisko w tamtym roku, nadzorując budowę obu samochodów i dlatego zaliczałem się do tej trzeciej, wspomnianej wcześniej, grupy. Zarówno Lewis, jak i Fernando byli nowi w teamie i nie darzyłem żadnego z nich szczególną lojalnością w momencie rozpoczęcia sezonu. Panowały między nimi dobre relacje, z Fernando pewnym swojej pozycji kierowcy numer jeden i Lewisem szanującym - na tym etapie - swojego kolegę, od którego chętnie się uczył.

Gdy nadszedł czas na Grand Prix Monako, pewność siebie Lewisa się spotęgowała, można by powiedzieć, że zbyt mocno, jak na zawodnika z karierą F1 liczącą ledwie cztery wyścigi. Jestem pewien, że Fernando był nieco sfrustrowany faktem, iż żółtodziób nie zamierza po prostu trzymać się z tyłu, a kiedy przyszła pora na wyścig i obaj jechali na czele stawki, na falach radiowych zrobiło się dość gorąco za sprawą tego duetu. Lewisowi przekazano informację, by pozostał na drugiej pozycji w celu uniknięcia ryzyka kolizji na ciasnych i niewybaczających błędów ulicach Monte Carlo, ale zamiast tego rozpoczął walkę z Fernando, wykonując wiele szaleńczych manewrów. Obaj wrzeszczeli przez radio i nastał początek końca ich współpracy, a zwłaszcza początek wielkiego rozłamu w garażu McLarena.

Kierowcy mają ogromny wpływ na różne aspekty w Formule 1 - to odpowiedzialność związana z wykonywaniem tego zawodu. Jeśli duet zawodników współpracuje, razem mogą natchnąć zespół, podnieść morale i zmotywować wszystkich, a zdarzenia z 2007 roku w McLarenie są całkowitym przeciwieństwem tych założeń. Kiedy Alonso i Hamilton zaczęli publicznie obrzucać się mięsem, zwłaszcza po głośnym incydencie podczas kwalifikacji na Hungaroringu, wiadomo było, że obaj nie darzą się sympatią i ostatnią rzeczą, jaką byliby gotowi czynić jest współpraca.


Nieuniknione spięcie bardzo szybko odbiło się na funkcjonowaniu teamu. Fernando desperacko organizował swoją część garażu, płacąc dodatkowo ludziom odpowiedzialnym za jego samochód. Lewis natomiast stosował zagrywki pod publiczkę, w sposób widoczny wymieniając przed wyścigiem uściski rąk z całą ekipą, gdy tylko w pobliżu pojawiła się kamera. Załogi obsługujące bolidy oczywiście wspierały swoich kierowców, ale co interesujące, dość wyraźnie gardzili zawodnikiem po drugiej stronie tej niewidocznej granicy. Rywalizacja - jakiej wcześniej nie widziałem - przeniosła się na mechaników i inżynierów po obu stronach frontu i nawet oni zaczęli się od siebie coraz bardziej oddalać.

Z tymi nieustającymi animozjami, w połączeniu z naszym wykluczeniem z klasyfikacji konstruktorów wskutek afery Spygate, McLaren nie był wówczas przyjemnym miejscem pracy. Jako osoba niepowiązana z żadnym z kierowców straciłem do nich wiele szacunku w trakcie sezonu. Obaj byli niesamowicie szybcy, dysponując przy tym bardzo konkurencyjnym bolidem. Powinniśmy zdominować tamten sezon. Ze wstydem muszę przyznać, że przybywając do Brazylii - gdzie Fernando i Lewis liczyli się w walce o koronę wśród kierowców, ale nie mogliśmy zdobyć punktów w tabeli zespołowej - w głębi serca miałem nadzieję na ostateczny triumf Kimiego Raikkonena.

Naturalnie podczas weekendu mimo wszystko wykonywałem swoją pracę najlepiej jak potrafiłem, lecz cała ta sytuacja mną wstrząsnęła i byłem doskonałym przykładem tego, jak dwóch skonfliktowanych kierowców tej samej ekipy, może w negatywny sposób wpłynąć na wszystkich pozostałych członków teamu. Formuła 1 jest sportem zespołowym i choć zdrowa rywalizacja między duetem zawodników to świetna sprawa, to każdy musi zmierzać w tym samym kierunku, by odnieść sukces. Zawsze któraś ze stron będzie w lepszym bądź gorszym nastroju po wyścigu, ale jeżeli osoby na eksponowanych stanowiskach, budujące wizerunek ekipy, sprzeczają się wzajemnie, to ich działania nadzwyczaj szybko wyniszczają całą resztę.

Gdy szef zespołu wychodzi po wyścigu do dziennikarzy i stwierdza, że «to fantastyczny rezultat dla całego zespołu», rzadko kiedy jego słowa w stu procentach pokrywają się z prawdą, ale mówiąc tak, kieruje się niezwykle ważnym powodem.

Źródło: http://f1elvis.wordpress.com

KOMENTARZE

42
Tom_Bombadil
27.08.2012 07:57
W myśl tego co jest powyżej napisane, to mechanicy Massy muszą mieć w teamie Ferrari niezłego kaca moralnego.
adminf1
17.08.2012 12:35
akkim Mickeiwicz i JP Słowacki...co tu kumać?
IceMan11
17.08.2012 12:22
@jpslotus72 Haha. I tak nie zrozumieją ;D
jpslotus72
17.08.2012 09:24
@Sasilton Po prostu zawiązaliśmy spisek, który ma na celu obalenie Schumachera i doprowadzenie go do definitywnego wycofania się z F1. Zamierzamy też złożyć wniosek w sprawie pozbawienia go wszystkich tytułów i wymazania wszystkich jego wyników ze statystyk. Ja jestem wtyczką (J-23 znowu nadaje) i dla niepoznaki udaję, że go czasem bronię, żeby wprowadzić większe zamieszanie i zdezorientować przeciwnika. Sączymy ten temat w komentarzach nie na temat - dla niepoznaki. Porozumiewamy się wierszem, przekazując sobie zaszyfrowane instrukcje.. Tylko cicho sza - bo 007 @adminf1 jest już na naszym tropie...
akkim
17.08.2012 06:54
@adminf1 Jedni biorą doping innych się przepuszcza. Jedni ścigają wynik inni gaszą bolid na nawrocie aby go nie doścignęli itp. Ale to nie temat jak sam Zwróciłeś uwagę. Na tym zakończę lekcję historii czas coś zarobić.
adminf1
17.08.2012 06:48
@Sasilton widzisz??? i dalej nie wiesz o co chodzi.
akkim
17.08.2012 06:45
Faktycznie mocno przyłożyliśmy w księgi historyczne aż się kurz podniósł czego skutkiem wypowiedź @adminf1. Problem jakiś tam jest. Z tym, że chęć dominacji w teamach to nie tylko współczesność on istnieje od zawsze i nie tylko w tym sporcie. Zatem te wszystkie "wyuśmiechane" konferencje trzeba cedzić i dzielić na dwoje. @Sasilton Gostek od wierszy od początku swego bytu na tej Stronie punktuje Mistrza za zachowania a raczej niezachowania podczas wyścigów prostej zasady "Nie jesteś sam i możesz zrobić krzywdę innym" lub "Nieczyste zagrania psują smak zwycięstwa". W 2005 roku swój pierwszy "artykuł" poświęciłem krytyce Siedmiogwiaździstego za co dostałem baty. A że Mistrz był konsekwentny w tym co robił miałem o czym pisać.
adminf1
17.08.2012 06:35
O nic on tak ma. Zresztą nie tylko on. A jak już lecim po offie. To Adelajda 94. Prawy zakręt- Schumi wraca na swój tor jazdy a tu nagle Hill jak Maldonado Di Rescie na Wegrzech wbija sie na wewnetrzną uderza go i wyrzuca na zewnetrzna. Di Resty wina!!!
Sasilton
17.08.2012 06:32
a co chodzi z tym gostkiem od wierszy?
adminf1
17.08.2012 06:13
ładny off w komentarzach...no comment UFO z piany- to wprost niebywałe Widać, że wiekszość po prostu nie ogarnia współczesnej F1. Temat jest dość na czasie a tutaj sie rozwodzą o tym co było 20 lat temu. Jestem w szoku. Gdybyście mieli okazje usiąść np z Buttonem i osobiscie z nim porozmawiac o ich sprawie w MCLarenie a zaczelibyście w ten sposób jak tu. Konferencja zakonczyłaby sie po minucie.
IceMan11
16.08.2012 09:38
Dokładnie. W latach '90 pokazał więcej niż podczas swej dominacji - IMO. Schumacher był co najmniej bardzo dobrym kierowcą - co najmniej... @akkim Wiem, że Miszcza nie trawisz (tak jak ja), ale spojrzeć trzeba na to trochę obiektywnie :)
Yurek
16.08.2012 09:17
@akkim - skoro już chcesz tak "statystycznie" (chociaż statystyka nie oddaje wszystkiego, np. w 1993 w kwalifikacjach Schumacher był lepszy od Patrese we wszystkich GP): 1992: 15 punktów przewagi; 1993: 32; 1994: 81 (liczę razem Verstappena i Lehto); 1995: 57; 1996: 48; 1997: 54; 1998: 39. 1994 to lewy tytuł i Schumacher nie powinien go zdobyć, ale w 1995 teoretycznie Benetton był czysty (wyjąwszy Brazylię, ale P1 i P2 przywrócono). Ja też przez wiele, wiele lat wymiotowałem na widok Schumachera, ale oddajmy cesarzowi (baronowi?), co cesarskie.
akkim
16.08.2012 08:57
@Yurek 1992 - 3 Schumi 6 Brundle 1993 - 4 Schumi 5 Patrese Potem dwa tytuły na "lewych papierach" Benettona. Według mnie mocno lewych. 1996 - 3 Schumi 11 Irvine - najczęściej nie kończy wyścigów 1997 - 7 Irvine 11 Schumi 1998 - 2 Schumi 4 Irvine 1999 - nie liczę - noga no a potem to już ta lawina Ferki. Jeździł dobrze ale aż tak mocno kolegów nie demolował na śmierć wynikami.
jpslotus72
16.08.2012 08:44
@ice Zależy w tym sensie, ze jeśli się do tego mistrzostwa w widoczny sposób przyczyni (nie zdobywając jednocześnie tytułu indywidualnego - nawiązując do Twojego przykładu z Webberem), to ma argument do pozostania w dobrym zespole i ewentualnie negocjowania lepszych warunków. Czy go ten tytuł ze sportowego punktu widzenia cieszy, to już inna sprawa...
Yurek
16.08.2012 08:43
@ice - za to ja potrafię wyobrazić sobie Salo cieszącego się z tytułu Ferrari w 1999 :>
ice
16.08.2012 08:40
Nie wiem kto wierzy, że jakiemuś kierowcy zależy na sukcesie jego zespołu jako konstruktora. Nie oszukujmy się, każdy poważny kierowca ma gdzies tytuł konstruktora (no chyba ze chodzi o kase z klasyfikacji ktora może przydać się do budowy nastepnego bolidu), liczy się dla niego tylko to, żeby dali mu dobry bolid i tyle. Nie potrafię sobie np wyobrazić Webbera niby cieszącego się z tytułu konstruktorów 2010.
Yurek
16.08.2012 08:31
Akkim, ja wiem, że nie lubisz Schumachera, ale on sam się bronił. Wskakuje do Benettona i od razu kwalifikuje się przed Piquetem (w zasadzie to samo zrobił Hakkinen z Senną), w 1992-1993 nie daje szans Brundle'owi i Patrese, którzy słabiakami nie są. Miał wsparcie, może, jeśli tak można powiedzieć, w pewnych momentach w Benettonie i Ferrari przesadzone, ale to nie jest dziwne, że stawiano na niego, a nie np. na Irvine'a.
jpslotus72
16.08.2012 08:14
@akkim Czas przeszły - bo Schumi dziś już nie jest sobą (sam pod swą karierę jest rzuconą kłodą)... Ja z pierwszych sezonów najbardziej go cenię i w tej kwestii zdania już raczej nie zmienię. @derwisz Nigdy nie miał takiego silnego partnera? Ja powiedziałbym raczej, że Michael nigdy wcześniej nie był w tak słabej formie - jak na swoje możliwości i swój talent. Dlatego Nico wydaje mu się "większy" - bo kiedy sam był w szczytowej formie, jego partnerzy wydawali mu się z kolei "mniejsi" niż byli (Irvine czy Verstappen faktycznie nie błyszczeli, ale Patrese czy Herbert byli całkiem solidnymi driverami). Lata dominacji Schumachera w Ferrari to rzeczywiście specyficzny okres - i tutaj Rubens czy na koniec Felipe nie mieli równorzędnej pozycji (ale dla mnie najlepsze lata kierowcy-Schumachera to wcale nie te tytuły zdobywane z rzędu w Maranello, tylko lata 90' - a największe wrażenie zrobił na mnie chyba w roku swojego debiutu, na tle starego wygi, Piqueta - w następnych sezonach to potwierdzał). A w sumie talent Schumachera nie wyraża się w tym, że pokonywał przeciętnych często partnerów zespołowych, tylko w jego walce z najlepszymi kierowcami innych zespołów, dysponującymi nieraz lepszymi bolidami (np. z Williamsami czy McLarenami w pierwszych sezonach Schumiego w Ferrari). Ale ogólnie - faktycznie, najwyższy czas zakończyć tę przekraczającą przyzwoite granice dygresję...
akkim
16.08.2012 08:07
@jpslotus72 Ale skończmy już dyskurs, zajęliśmy stronę, i pewnie niejeden zaciera już dłonie, że dwóch się złapało za udowodnienie, czy Wielkanoc czy wyżej Boże Narodzenie. My piszemy o historii, co by było gdyby, inne czasy, technologie i inne bolidy, dajmy się wykazać w swoich przemyśleniach, Tym, co także mają coś do powiedzenia.
derwisz
16.08.2012 07:50
[quote="jpslotus72"] To jest ten paradoks - statystyki czyste czynią dziś Rosberga ośmiokrotnym mistrzem, bo takie wyniki ma na tle Schumiego - czy jednak naprawdę jest lepszy od niego?[/quote] Przecież sam 7-gwiazdkowy powiedział o Rosbergu, że nigdy nie miał takiego silnego partnera. Jeśli się nie mylił to można spróbować interpolować (chociażby przez proste odniesienie do wyników osiąganych przez jego byłych partnerów, którzy wedle słów mistrza byli słabsi od Rosberga) jakie wyniki osiągałby Nico, gdyby w latach świetności najsławniejszego z Szewców dane mu było być jego partnerem :) P.S. A jeszcze ciekawsze jest pytanie: ile tytułów zdobyłby Rosberg będąc na miejscu Schumachera? Odpowiedzi nigdy nie poznamy. Niestety! :(
akkim
16.08.2012 07:50
@jpslotus72 [quote="jpslotus72"]Ja widziałem w Schumim świetnego kierowcę,[/quote] Czas przeszły – wnioskuję, że zachwyt się kończy, jak ubył spod pupy ten koniczek rączy, ja twierdzę, że ta cała siła Schumechera, jest odbiciem faktu – Była Ferki era. Można zostać mistrzem we dwojaki sposób, - wypychając, blokując, zamieszaniem wokół, - robiąc swoje i zdobyć ten tytuł w pokorze, niech przykład Jensona w wyborze pomoże.
jpslotus72
16.08.2012 07:39
@akkim Ja go nie uważam wcale za "świętego" - wielu mistrzom było daleko do tego... Senna czy "mój" Mansell - co tu dużo gadać, też by czasem mieli z czego się spowiadać... Ja widziałem w Schumim świetnego kierowcę, choć mu się zdarzało zjeżdżać na manowce... Z oceną najlepszych wieczne są kłopoty - nieskomplikowane zwykle są miernoty. Era Mercedesa jest rozczarowaniem - sam psioczyłem nieraz na to "dziadowanie". Lecz gdyby się dało czysty talent zważyć, Rosberg o czymś takim mógłby tylko marzyć...
IceMan11
16.08.2012 07:20
@akkim No tak, to wiele wyjaśnia :))
akkim
16.08.2012 07:12
@IceMan11 Zespół pod siebie ustawia Santander :))
IceMan11
16.08.2012 07:08
A, więc (tak wiem, tak się zdania nie zaczyna) to w taki sposób Alonso ustawia zespół pod siebie? ;P
akkim
16.08.2012 06:37
Taki czas, taka chwila, tak wybrał za kasę, fakt, że zbiera cięgi - ja przez to nie płaczę. 6. Nico Rosberg 77 12. Michael Schumacher 29 A tytuły to przecież dziś też statystyka, ale to nie zmienia w Rosbergu luzika ;) http://img607.imageshack.us/img607/4244/nicoa.jpg PS. Pewnie się narażę wielu fanom Mistrza ale odkąd pamiętam on na torze zachowywał się jak bu... niegrzecznie. Ostatni przykład Węgry. Jego słowa po GP: [quote]Przed wyścigiem odnotowaliśmy bardzo wysoką temperaturę silnika i gdy zapaliły się żółte światła, zgasiłem go.[/quote] Zapaliły się światła, bo on zgasił silnik i nie ustawił się na swoim polu, blokując resztę.. Normalnie - tak być powinno - zawodnik ustawia się na polu startowym /w jego przypadku 17/ i sygnalizuje obsłudze problem z bolidem. Ci machają żółtą flagą i pan od guzików wie, że jest nie tak jak trzeba. Co robi Schumi - staje na 19 pozycji /linię dalej/ uniemożliwiając innym zajęcie swoich pozycji z tyłu robi się tłok i zamieszanie. Widząc to Whiting zarządza kółko numer dwa. Kto był na Silverach widział to wyraźnie. Bezczelności wiek nie tłumaczy.
jpslotus72
16.08.2012 06:15
@akkim Oszukany bolid cudów nie uczyni, gdy się zablokują komuś biegi w skrzyni... Podobnie w Hiszpanii, równo zlanej deszczem, cud-bolid w Ferrari nie był gotów jeszcze. Dlatego wybrałem te właśnie przykłady, w których nie chodziło o żadne układy. Zepsuty Benetton i marne Ferrari - niech się Nico teraz czymś takim pochwali ... * To jest ten paradoks - statystyki czyste czynią dziś Rosberga ośmiokrotnym mistrzem, bo takie wyniki ma na tle Schumiego - czy jednak naprawdę jest lepszy od niego?
akkim
16.08.2012 06:01
@derwisz A nie mówił ? Tylko jeden przykład /nie będę wspominał o wypowiedziach, które po kilku dniach prostowano, - To plotki - "plotkował" nie będę/ [quote]- Jestem prostym człowiekiem i szanuję innych kierowców. Wiem, że wszyscy popełniamy błędy, za które wypada potem przeprosić. Nie chcę robić osobistych wycieczek, ale były między nami nieporozumienia w przeszłości i to się specjalnie nie zmieniło - podkreślił Barrichello.[/quote]
derwisz
16.08.2012 05:45
@akkim , @jpslotus72 Barichello z pewnością również miałby w temacie co nieco do powiedzenia. ;) Być może wyraziłby to wierszem... lirycznym :D
akkim
16.08.2012 05:44
@jpslotus72 Sezon 94 w bolidzie Benetton, powinno się wykreślić jedną grubą krechą, oszustwa, olewanie kary na angielskiej ziemi, to auto, z nim przekręty to festiwal ściemy. A cud okres w Ferrari to zysk Schumachera, stąd cała legenda, co prawdę zaciera, wykorzystał to świetnie, wszyscy za nim ścianą, czy inny by to spaprał - taką szansę daną ?
derwisz
16.08.2012 05:38
@Snow Wątpię czy Ferrari mogłoby sobie pozwolić na "sprowadzanie Massy na ziemię" w sytuacji gdy sprawa tytułu w klasyfikacji konstruktorów nie byłaby rozstrzygnięta. Czasami odnoszę wrażenie, że w chwili obecnej tytuł drużynowy jest dla Ferrarri cenniejszy niż indywidualne WDC. TO jest zespól fabryczny i jako taki dużo większą wagę przywiązuje do sukcesu marki niż kierowcy. RBR nie jest zespołem fabrycznym ale tytuł zespołowy także bardzo sobie cenią. Wiele razy pisałem o mojej spiskowej teorii dziejów Red Bulla. W myśl której im mniejsza dominacja RBR (pociąga to za sobą mniej oczywisty sukces w obydwu klasyfikacjach) tym bardziej wyrównana rywalizacja na linii WEB-VET. Powyższa zależność obowiązuje od 3 sezonów i nie zanosi się aby coś w tym temacie miało się zmienić.
Snow
16.08.2012 05:22
Ciekawy artykul, ale atmosfera w McL byla specyficzna ze wzgledu na rowny status kierowcow. Alonso poprostu sie przeliczyl, bo nie spodziewal ze Lewis bedzie mial tak wspanialy pierwszy sezon. Taka sytuacja jest nie do pomyslenia w dzisiejszym Ferrari gdzie Fernando jest niekwestinowanym liderem. Gdyby Massa podskoczyl mu tak jak Hamilton w 07 to zostalby szybko sprowadzony na ziemie kilkoma TO lub jakas "dobra strategia" - mozliwosci uziemienia jest duzo. McL w swojej historii pozwalal wiele razy zawodnikom o podobnej szybkosci rywalizowac na maxa, w innyvh zespolach czolowki raczej jest to rzadko spotykane.
jpslotus72
16.08.2012 05:22
@akkim Weźmy dla przykładu dwa GP Hiszpanii - Benetton 94 - 96 w Ferrari... Który wyścig Nico albo Rosjanina będzie się po latach tak samo wspominać? Bolid z jednym biegiem albo "szrot" czerowny - w tym się sprawdza talent (jeśli jest wrodzony). To dlatego został w Maranello Asem, że już wcześniej swoją udowodnił klasę.
akkim
16.08.2012 05:13
@jpslotus72 Jestem za, - w tym samym zespole - w tym samym wieku - z szefem obojętnym na wyznaczanie pierwszeństwa
jpslotus72
16.08.2012 05:07
@derwisz To właściwie był żart... Bo chciałbym zobaczyć Rosberga (a tym bardziej Pietrowa) w tym samym zespole z Schumacherem, kiedy był w ich obecnym wieku. Siedząc na trybunie, musiałbym dłuuugo czekać na Nico czy Witalija, żeby ich porównać (ba!) z Schumim (i nie trzeba by do tego było żadnych "układów" wewnątrz-zespołowych)... A dzisiaj jest jak jest - i żadne "modlitwy" do Mistrza nie pomogą...
adnowseb
16.08.2012 05:07
@derwisz To prawda,temat rzeka.Więc tak jak proponujesz, zostawmy to:))
akkim
16.08.2012 04:57
@derwisz Mogę tylko poprzeć. Mistrz z poziomu trybuny za obecną jazdę jest rozliczany bardzo boleśnie. Mówiło się nawet, że każdy "średniak" miałby zdecydowanie lepszy bilans. Powtórzę zatem tekst ich kibiców - "Schumi blokujesz miejsce".
derwisz
16.08.2012 04:52
@jpslotus72 Masz na myśli dawnego czy obecnego Schumachera? To bardzo dobry przykład. Postawa MSC jest oceniana przede wszystkim poprzez pryzmat osiągnięć Rosberga. Nico od trzech sezonów udowadnia, że jeżdżąc bolidem Mercedesa można zdobywać całkiem niezłe punkty. Gdyby MSC miał szczęście i zamiast ROS jego partnerem zostałby na przykład Pietrow, to dzisiaj prawdopodobnie mialby wymówkę, że słabe wyniki to wina kiepskiego bolidu. Jeszcze ciekawiej byłoby w przypadku Pietrowa :D. Już słyszę jak Witia wykrzykuje: "Nie jestem gorszy od MSC, porównajcie nasze wyniki !" :P @adnowseb Jest to temat rzeka, dyskusja byłaby długa. Trzeba by przywołać i poddać analizie nie tylko mnóstwo faktów ale i poszlak a obaj zdajemy sobie sprawę z tego, ze warunki tego działu nie pozwalają na dłuższe wypowiedzi. Pozostańmy więc przy swoich zdaniach w temacie VET/WEB/RBR.
adnowseb
16.08.2012 04:51
@derwisz [quote]manipulacje mające wyłonić właściwego lidera zespołu, tak jak czynił to Red Bull w dwóch poprzednich sezonach. [/quote] Tylko domysły. Vettel był w znakomitej formie,myślę,że nie potrzebował zadnego ''sabotażu''. W pozostałej kwestii całkowicie się z Tobą zgadzam.
akkim
16.08.2012 04:48
Zwróciłem już w "Opisie" na ten fakt uwagę, ten tekst mnie upewnia, podkreśla powagę tarcia między "braćmi" z tej samej ekipy, tu nie ma, to tamto - są tylko wyniki. Wyraziłem też uwagi - jak Lewisa widzę, tu mam potwierdzenie, zatem się nie wstydzę, lubi błyszczeć, być wszędzie, media zawojować, inni zaś potrafią show gdzieś w sobie chować. [quote]Lewis natomiast stosował zagrywki pod publiczkę, w sposób widoczny wymieniając przed wyścigiem uściski rąk z całą ekipą, gdy tylko w pobliżu pojawiła się kamera.[/quote]
jpslotus72
16.08.2012 04:35
@derwisz [quote="derwisz"]Wynik takiej rywalizacji to jedyny miarodajny wskaźnik klasy danego kierowcy.[/quote]Powiedz to fanom Schumachera... Albo lepiej nie - bo nie biorę odpowiedzialności za to, co spotkałoby Cię w odwecie. :) Tak w ogóle sprawa nie jest prosta i w różnych zespołach jest rozwiązywana różnie - a nawet w tym samym zespole może się to zmieniać wraz ze składem kierowców. Nie jest tak, że ten sam wzorzec obowiązuje wszędzie i w każdej konfiguracji personalnej. czasem po prostu osobowość konkretnych kierowców wpływa na ogólną atmosferę (łagodząc ją lub zaostrzając). Tam gdzie rywalizuje się o wysokie cele, spore pieniądze (w górze stawki) czy choćby o przetrwanie (w dolnych rejonach klasyfikacji) nie ma mowy o sielance i atmosferze pikniku. Ale przykład 2007 w McLarenie jest dosyć specyficzny - można rzec: ekstremalny. Powyżej mamy zresztą spojrzenie tylko jednej osoby - byłego pracownika, który też nie jest tak do końca obiektywnym obserwatorem. Z jednej strony jego zaangażowanie w sprawę dało mu dostęp do wydarzeń zakulisowych (w których grał jedną z ról) - z drugiej jednak: z tego właśnie powodu nie musi on być tak zupełnie bezstronny (może się kierować własnymi sympatiami, antypatiami - w stosunku do kierowców i całego zespołu). Warto się zapoznać z tą relacją - ale nie trzeba każdego słowa traktować jako "prawdy objawionej". Każdy sąd, rozpatrując jakąś sprawę, inaczej traktuje zeznania bezstronnego świadka i kogoś mniej lub bardziej zaangażowanego w konflikt, będący przedmiotem oceny.
derwisz
16.08.2012 04:01
Zawsze tak było. Rywalizacja pomiędzy kierowcami tej samej ekipy to jest clue F1. Nie przypadkiem w stacji RTL przed każdą transmisją podawany jest stan rywalizacji w ramach każdego zespołu a dziennikarze poświęcają sporo czasu analizie tych statystyk. Wynik takiej rywalizacji to jedyny miarodajny wskaźnik klasy danego kierowcy. Wskaźników jest oczywiście więcej ale ten jest najważniejszy. Jeżeli deklasuje Cię partner teoretycznie używający takiego samego sprzętu, to Twoja marka spada i proporcjonalnie do niej spada Twoja wartość marketingowa. Pierwszy cel ambitnego kierowcy to pokonać partnera z zespołu, dopiero potem zaczyna się myślenie o rywalach z pozostałych ekip. Rywalizacja istnieje nawet w takich zhierarchizowanych zespołach jak Ferrari. Być może Massa ma zalecenia aby nie przeszkadzać Alonso, ale na pewno nikt mu nie broni uzyskiwać podobnych rezultatów jest wprost przeciwnie, on ma obowiązek osiągać porównywalne wyniki i jest z tego surowo rozliczany. Jeżeli jego zdobycze punktowe są zdecydowanie słabsze to świadczy tylko i wyłącznie o różnicy klas pomiędzy tymi kierowcami. Ferrari ani żaden inny zespól nie ma obecnie aż tak wielkiej przewagi nad resztą stawki by móc sobie pozwolić na na różne manipulacje mające wyłonić właściwego lidera zespołu, tak jak czynił to Red Bull w dwóch poprzednich sezonach. F1 stałaby się ciekawsza gdyby zespoły rozpoczynały kolejne sezony w zmieniających się konfiguracjach personalnych. Byłoby wówczas mnóstwo materiału do stworzenia rankingów bardziej obiektywnie niż obowiązująca klasyfikacja indywidualna oddających klasę poszczególnych kierowców .