De Ferran: W USA jest wielu kierowców którzy poradziliby sobie w F1

Steiner uważa, że Josef Newgarden miałby problem z debiutem w serii Grand Prix.
15.01.1814:30
Nataniel Piórkowski
2178wyświetlenia
Embed from Getty Images

Zwycięzca Indy 500 i dwukrotny mistrz Champ Car - Gil de Ferran uważa, że w Stanach Zjednoczonych nie brakuje utalentowanych kierowców, którzy byliby w stanie poradzić sobie z rywalizacją w Formule 1.

Szef teamu Haasa - Guenther Steiner stwierdził niedawno, że mistrz IndyCar - Josef Newgarden, nie byłby w stanie tak po prostu przeskoczyć do F1 i osiągać w niej dobre wyniki. W ubiegłym roku 27-latek był wymieniany jako jeden z potencjalnych kandydatów do wyścigowego fotela w Toro Rosso. Ostatecznie stajnia z Faenzy zdecydowała się jednak na przedłużenie umowy z Brendonem Hartleyem.

Nie uważam, by była to słuszna uwaga - powiedział de Ferran komentując słowa Steinera. Jest wielu świetnych amerykańskich kierowców. Newgarden, urzędujący mistrz IndyCar jest bardzo utalentowany. Myślę, że mamy wiele amerykańskich talentów, ale ich kroki najczęściej kierują się w stronę innych gałęzi sportu motorowego - mowa tu o wyścigach typu stock car. W efekcie powstało grono facetów, którzy albo mają już swoje lata, albo zakończyli kariery: Tony'ego Stewarta, Jeffa Gordona, Jimmiego Johnsona - wszyscy oni są niesamowicie utalentowani. Wcześniej wybrali jednak ten kierunek i mówiąc to z ręką na sercu, jest on bardzo wymagający. Wielu utalentowanych zawodników z Ameryki poszło w ich ślady, przez co pula kandydatów [do F1] jest mniejsza niż mogłaby by być. Alex Rossi jest bardzo utalentowany, Newgarden jest bardzo utalentowany. W Stanach mamy też kilku młodych chłopaków.

Zapytany o to, czy można mówić o piętnie amerykańskich kierowców przybywających do Europy aby rywalizować w wyścigach bolidów jednomiejscowych, de Ferran odparł: Przez lata bywało z tym różnie. Niektórzy kierowcy z Europy przybywali do Stanów gdzie spotykali się z problemami i vice versa. IndyCar i Formuła 1 to dwa różne światy. Lepiej dokonać indywidualnych ocen.

Bourdais ma za sobą doskonałą karierę w Ameryce. Był też bardzo dobry w europejskich wyścigach bolidów jednomiejscowych. Vettel go pokonał, ale okazał się też lepszy od Raikkonena. Za bzdury uważam mówienie o tym, że Bourdais nie był tak dobry jak Vettel, ale koniec końców to Vettel jest czterokrotnym mistrzem świata. Z drugiej strony mamy Montoyę, który ścigał się na bardzo dobrym poziomie na obu kontynentach i Villeneuve'a z jego tytułem mistrza F1. Każdego kierowcę należy oceniać osobno. Tak jak ma to miejsce w przypadku Nigela [Mansella], który przybył do USA i zdobył mistrzostwo w CART.

KOMENTARZE

9
Simi
16.01.2018 07:07
Tak, i tu warto dodać, że w 2004 CART zmienił nazwę na ChampCar. I właśnie od tego sezonu zaczęła się czteroletnia dominacja Bourdaisa, i o ile nie chcę umniejszać jego osiągnięć, o tyle muszę jeszcze raz podkreślić - w tamtym czasie jeździło tam mało dobrych kierowców, bo wszystkie gwiazdy były w IndyCar. Generalnie, po rozłamie w 1996, przez pierwsze parę lat CART było w znacznie lepszej kondycji, ale na początku XXI wieku szala zaczęła się bardzo wyraźnie przechylać w stronę IRL. Według mnie, pod pewnymi względami w latach 2000, ChampCar zaczęło już przypominać coś w stylu GP2. Trochę przesada, ale jednak.
villy
16.01.2018 12:32
@piotr del grey W skrócie historia: PPG CART i IRL do 1995 roku tworzyły Indy Car, w 1996 roku się podzieliły, ale w CART pozostał trzon dawnego Indy Car- tory, zespoły, większość kierowców. Z czasem jednak zaczęło się to zmieniać i ci z CART zaczęli przechodzić do IRL: w 1999 roku Al Unser junior, w 2002 roku odszedł zespół Penske, w 2003 roku Michael Andretti z zespołem Cool Green z Franchittim (ikony starego Indy Car), CART zaczęła upadać, Amerykanów było też jak na lekarstwo. W 2008 roku postanowiono połączyć obie serie, co nastąpiło po pierwszym wyścigu CART w Long Beach. Nowe Indy Car stało się jakby bardziej starym IRL, ale w statystykach w trakcie wyścigów są podawane często też osiągnięcia z CART z danego toru.
piotr_del_grey
16.01.2018 11:32
Z tego co pamiętam z jednego z artykułów to Zanardi wyraźnie wspomniał, że bolidy PPG Cart (teraz chyba IndyCar, poprawcie mnie jeśli się mylę) są bardzo podobne do tych z F1, trzeba się tylko odrobinę przestawić
villy
16.01.2018 11:06
Nie ma zasady, są tacy co radzili sobie tu i tu: Montoya, Mansell, Villeneuve, Mario Andretti, Emerson Fittipaldi a są tacy co nie radzili sobie w F1 w przeciwieństwie do Indy Car: Bourdais, Michael Andretti, Christian Fittpaldi, czy Zanardi. Sato w Formule 1 co najwyżej był średniakiem, w Indy Car ma pojedyncze wyścigi. Rossiego i Wilsona ciężko oceniać. Alonso wystartował w tylko 1 wyścigu. Innych przykładów nie kojarzę.
Simi
16.01.2018 08:21
@bartoszcze W IndyCar każdy regularnie punktuje, bo punkty zdobywa się za każdą pozycję ;p Tyle że u Rossiego nie mieliśmy znowu za bardzo okazji do oceny jego dokonań w F1, bo co można było osiągnąć w Manorze?
bartoszcze
15.01.2018 09:59
Już lepszym przykładem od Sato byłby Alex Rossi, który w F1 sprawował się na tyle, na ile można było w słabiutkim Manorze, po przejściu do IndyCar wygrał w debiucie Indy500, a w tym roku dość regularnie punktował, zaliczając zwycięstwo i podium.
Simi
15.01.2018 09:49
Mansell w pierwszym sezonie CART też trafił do dominującego wówczas Team Penske, z kolei rok później przepadł z kretesem. Fakt, przykłady z Zanardim, czy Bourdaisem są niezaprzeczalne, ale też trzeba pamiętać, że czasem (mówię tu o Bourdais) to jest kwestia dostosowania się. Być może łatwiej przystosować się do bolidu IndyCar po F1 niż odwrotnie, nie wiem. Warto też pamiętać o tym, że po przerwie spowodowanej próbą z F1, Bourdais w IndyCar wielkich sukcesów nie osiąga, z kolei te 4 tytuły zdobywał, gdy w ChampCar było niewielu kierowców i nie były to jakieś tuzy amerykańskiego świata open wheel, bo te ścigały się w IndyCar. Inna sprawa, że nikt nie mówi o Barrichello, który po F1, w IndyCar poradził sobie najwyżej przeciętnie. Ogólnie nie jestem fanem takiegi porównywania - IndyCar, a F1 to mimo wielu podobieństw zupełnie inne serie. Niektórzy są zdania, że F1 to pępek świata, ale z drugiej strony każda seria charakteryzuje się czymś innym. A z Sato też proszę tu nie wyjeżdżać, bo w IndyCar przez 8 lat startów tylko raz zakończył sezon w Top10. Ok, wygrał Indianapolis 500, ale w F1 też potrafił zabłysnąć ;p
slawek_s
15.01.2018 09:36
Niech ktoś pokaże choćby jednego kierowcę, który w debiutanckim sezonie w F1 po przeprowadzce z indycar zdobywa mistrzostwo. Nie ma takich. W drugą stronę było takich kilku. Wniosek prosty, F1 jest dużo trudniejsza. Historia pokazuje, że nawet średniak z F1, jak choćby Zanardi, Wilson, Burdais, czy Sato potrafi tam sporo osiągnąć. Mistrz z Indycar w F1 zwykle pokazywał niewiele. Jedynym wyjątkiem jest wspomniany wyże Villeneuve, ale w jego przypadku wystarczającym do zdobycia mistrzostwa było dojeżdżanie do mety, bo jeździł bolidem o klasę lepszym od reszty stawki, a i tak wygrał o włos z marnym wtedy jeszcze ferrari.
JuJu_Hound
15.01.2018 02:54
Nie będę rozpatrywał amerykańskich kierowców ale kierowców którzy jeździli w IndyCar a później (w nowej erze) trafili do F1: Michael Andretti, Jacques Villeneuve, Alessandro Zanardi, Sebastian Bourdais. Wszyscy mistrzowie Indy a w F1 oprócz dwóch dobrych sezonów i mistrzostwa Villeneuvea (gdzie dostał najlepszy samochód w stawce) kierowcy Ci nie wykazywali się dobrymi wynikami. Odwortnie - kierowcy którzy wcześniej jeździli w F1 i trafili do Indycar Nigel Mansell i ponownie Alessandro Zanardi zdobywali mistrzostwa za oceanem a np Montoya, Sato, czy ostatnio Alonso radzili sobie bardzo dobrze. To pokazuje, że F1 to sport inny o innej skali trudności niż IndyCar. Ciężko jesy porównywać te dwie serie ale wyniki pokazują że kierowcy F1 przechodzą prawdziwą szkołę. Z drugiej strony żeby jeździć po owalu 390 km/h trzeba mieć jaja to fakt, ale Alonso, Sato pokazali że potrafią to robić. Ostatecznie jednak stawiam kierowców F1 nad IndyCar i po części zgadzam się ze Steinerem.