Podsumowanie: Grand Prix Styrii 2020

Mercedes pokazał, że dalej jeździ w swojej lidze, natomiast "występ" Ferrari poniżej krytyki...
14.07.2013:07
Mateusz Szymkiewicz
1380wyświetlenia
Po drugiej eliminacji sezonu 2020 temat podsumowania pozostaje niemal ten sam: dominacja Mercedesa, pogoń Red Bulla, katastrofa w Ferrari oraz sensacyjny Norris. Mimo to sam wyścig o Grand Prix Styrii zapewnił nam o wiele mniej emocji. Zespoły podjęły skuteczną walkę z awaryjnością, natomiast Bernd Maylander w samochodzie bezpieczeństwa tylko raz musiał interweniować, tuż po starcie.

Mercedes: Lewis Hamilton P1, Valtteri Bottas P2
Embed from Getty Images

Chyba śmiało możemy powiedzieć, że Mercedes oraz Lewis Hamilton otarli się o perfekcję. Po chaotycznym Grand Prix Austrii, tym razem niemiecko-brytyjski duet nie pozostawił złudzeń, kto rozdaje karty w Formule 1. Kluczowe były deszczowe kwalifikacje, w których Hamilton nie popełnił ani jednego błędu i zdeklasował Verstappena aż o 1,2 sekundy. Wyścig był już niemalże formalnością, sześciokrotny mistrz świata pewnie ruszył na prostej i kontrolował sytuację od startu do mety. Istotny w tym wszystkim jest również komfort, który sześciokrotnemu mistrzowi świata zapewnił Mercedes, rozwiązując problemy techniczne sprzed tygodnia.

Dużo słabiej wyglądał weekend w wykonaniu Valtteriego Bottasa. Fin borykając się z hamulcami wywalczył dopiero czwarte pole, natomiast przeciętny start uniemożliwił mu podjęcie walki o zwycięstwo. Szczytem możliwości tego dnia było drugie miejsce, które i tak przyszło w bólach. Bottas jechał z uszkodzonym deflektorem, co pośrednio wpłynęło na jego tempo. Kierowca Mercedesa wyprzedził Verstappena dopiero cztery okrążenia przed metą, kółko wcześniej nadziewając się na kontrę ze strony Holendra. Sytuacja ta była o tyle nietypowa, ponieważ wydawało się, że manewr na kierowcy Red Bulla jest formalnością. W rzeczywistości Max dysponując oponami równie wiekowymi co Bernie Ecclestone, zdołał na chwilę wrócić na drugie miejsce. To nie jest pierwszy raz, kiedy Bottas krótko mówiąc daje się „wykiwać”. Celując w mistrzostwo świata, musi wreszcie nad tym aspektem popracować.

Red Bull: Max Verstappen P3, Alexander Albon P4
Embed from Getty Images

Daleko idące wnioski będzie można wysnuwać dopiero po Grand Prix Węgier, które zostanie rozegrane na torze o zupełnie innej charakterystyce. Faktem jednak jest, że Red Bull traci naprawdę sporo do Mercedesa i podjęcie walki o mistrzostwo na równych zasadach może okazać się niemożliwe. Lepsza optymalizacja RB16 w niczym nie pomogła, natomiast Helmut Marko zaczyna już wzywać Hondę do większego ryzyka w obrębie jednostki napędowej.

W wyścigu Verstappen nie był w stanie sprostać osiągom Mercedesa i tylko problemom Bottasa zawdzięcza, że tak długo utrzymywał się na drugim miejscu. Przedobrzył również Red Bull, który bojąc się podcięcia ze strony Mercedesa, jako jeden z pierwszych w stawce ściągnął Holendra na wymianę opon. W rezultacie Max jechał pod koniec pozbawiony przyczepności i kiedy spadł na trzecie miejsce, założono mu świeży zestaw miękkiego ogumienia, by wywalczyć jeden punkt za najszybsze okrążenie. Na nieszczęście Verstappena i Red Bulla, tłok na torze był zbyt duży, by nawet ten plan udało się zrealizować.

Sporym rozczarowaniem był wyścig w wykonaniu Alexandra Albona. Tajlandczyk co prawda dojechał czwarty, lecz ze stratą aż 44 sekund do pierwszego Hamiltona. Zawodnik Red Bulla miał bardzo słabe tempo podczas pierwszego przejazdu i ożył dopiero w drugiej połowie wyścigu, przechodząc na opony pośrednie. Niewiele jednak brakowało, by szalejący na piątym miejscu Perez przeskoczył go w końcówce. W utrzymaniu pozycji pomógł kontakt z Meksykaninem w zakręcie numer cztery, gdzie będąc znów po zewnętrznej, tym razem Albon nie okazał się tym poszkodowanym.

McLaren: Lando Norris P5, Carlos Sainz P9
Embed from Getty Images

Nie ma żadnych wątpliwości, że największą gwiazdą podwójnej rundy w Austrii był Lando Norris. Kierowca McLarena w pierwszym wyścigu na Red Bull Ringu najpierw zdobył najniższy stopień podium, natomiast w Grand Prix Styrii na przestrzeni dwóch ostatnich okrążeń zdołał przebić się z ósmego miejsca na piąte. Brytyjczyk popisał się bardzo dojrzałą jazdą, wykorzystując błędy rywali, a także realizując manewry wyprzedzania z chirurgiczną precyzją. Mamy mały postulat do inżyniera Lando Norrisa: powtarzaj mu co okrążenie, że każde kolejne jest tym ostatnim. To działa na niego jak płachta na byka.

O sporym niedosycie może mówić Carlos Sainz, który w trakcie kwalifikacji uzyskał życiowy wynik: trzecie pole startowe. W wyścigu szansę na dobry rezultat przekreślił bardzo wolny pit stop, podczas którego mechanicy mieli problem z dokręceniem lewego tylnego koła. Po raz kolejny możemy mówić, że gdyby nie brak szczęścia, Sainz mógł znaleźć się w położeniu swojego partnera z McLarena. Rzeczywistość jest jednak taka, że Hiszpan musi zadowolić się dwoma punktami za dziewiąte miejsce i jednym za najszybsze okrążenie.

Racing Point: Sergio Perez P6, Lance Stroll P7
Embed from Getty Images

Wszystko co mogło pójść nie tak, właściwie poszło nie tak. Racing Point w piątkowych treningach po raz kolejny budziło strach nawet u Red Bulla, jednakże mała katastrofa rozpoczęła się już w sobotę. Sergio Perez odpadł w Q1 na siedemnastym miejscu, tracąc szansę na poprawę czasu po wywieszeniu czerwonej flagi. Z kolei Lance Stroll ustawił się na polach startowych dopiero jako dwunasty.

Wyścig stał pod znakiem odrabiania strat i do ostatnich okrążeń wszystko szło po myśli stajni z Silverstone: piąty Perez chwilami jechał szybciej od kierowców Mercedesa i zbliżał się do czwartego Albona, natomiast szósty Stroll skutecznie bronił się przed Danielem Ricciardo. I wtedy wszystko posypało się jak domek z kart... Meksykanin dwa okrążenia przed metą atakując kierowcę Red Bulla, uszkodził przednie skrzydło, które później trzymało się już tylko na słowo honoru. Z kolei Stroll atakując Ricciardo, przestrzelił dohamowanie do trzeciego zakrętu i znalazł się z nim na poboczu. Była to woda na młyn dla Norrisa, który wykorzystał problemy Racing Point do awansu z ósmego miejsca na piąte. Perez jadąc uszkodzonym samochodem drastycznie zwolnił i ostatecznie finiszował szósty, centymetry przed siódmym Strollem i ósmym Ricciardo.

Dla brytyjskiej ekipy to już drugi występ z rzędu, w którym kierowcy mieli odpowiednie tempo oraz rytm, lecz po prostu zabrakło dobrego zarządzania. Mało tego, po wyścigu samochody Racing Point zostały oprotestowane przez Renault, co teoretycznie stawia dotychczasowe wyniki zespołu pod znakiem zapytania.

Renault: Daniel Ricciardo P8, Esteban Ocon - nie ukończył
Embed from Getty Images

Za Renault kolejny weekend, w którym pokazało mocne oraz słabe strony. Do mocnych można zaliczyć tempo samochodu, który pozwala na walkę z najgroźniejszymi rywalami, czyli McLarenem i Racing Point. Z kolei bez zmian pozostaje wysoka zawodność, która tym razem dotknęła Estebana Ocona. Francuz świetnie zareagował po przeciętnych kwalifikacjach do Grand Prix Austrii, sięgając po piąte pole w strugach deszczu. W niedzielę jednak musiał wycofać się po problemach z układem chłodzenia.

Z kolei Ricciardo po bardzo walecznym wyścigu dojechał na ósmym miejscu, co zostawia go z pewnym niedosytem. Australijczyk równie dobrze mógł być na mecie szósty, lecz dwa okrążenia przed metą Stroll wywiózł go poza tor, co skrzętnie wykorzystał Lando Norris. Na finiszu natomiast zabrakło centymetrów, by wyprzedzić oba samochody Racing Point, kiedy to Perez jechał z urwanym skrzydłem, a na wyjściu z ostatniego zakrętu przyblokowany został Stroll.

AlphaTauri: Daniił Kwiat P10, Pierre Gasly P15
Embed from Getty Images

Grand Prix Styrii dyskretnie potwierdza, że AlphaTauri jest siódmą siłą w tegorocznej stawce i pojedyncze zdobycze punktowe będą szczytem możliwości zespołu. Świetne kwalifikacje ma za sobą Pierre Gasly, który w deszczowych warunkach wywalczył ósme pole startowe, a po karze dla Norrisa ruszał siódmy. W wyścigu długo zanosiło się na powtórkę wyniku sprzed tygodnia, lecz dały o sobie znać uszkodzenia samochodu ze startu, gdy Francuz został trącony przez Daniela Ricciardo. Gasly narzekał na zachowanie tyłu bolidu i zespół postanowił przejść na strategię dwóch postojów, co pogrzebało szanse na dobry wynik. Swój dorobek punktowy otworzył Daniił Kwiat, finiszując na dziesiątej pozycji. Mimo to nadal wiodącą postacią w AlphaTauri na przestrzeni całego weekendu był partner Rosjanina.

Alfa Romeo: Kimi Raikkonen P11, Antonio Giovinazzi P14
Embed from Getty Images

Tegoroczna stawka podzieliła się na trzy grupy i w ostatniej, najmniej konkurencyjnej, znalazła się Alfa Romeo. Wiele wskazuje na to, że szwajcarska ekipa będzie walczyła o ósme miejsce z Haasem oraz Williamsem. Jedenaste miejsce Kimiego Raikkonena to wszystko, na co było stać Alfę Romeo. W zespole raczej będą musieli przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy. Kierowca z Finlandii zwraca uwagę, że samochód ma braki niemal we wszystkich obszarach, a z tym nie da się uporać z dnia na dzień. Po stosunkowo mocnym pierwszym weekendzie na Red Bull Ringu, tym razem Giovinazzi przypomniał o swoim obliczu z pierwszej połowy sezonu 2019. W kwalifikacjach Włoch roztrzaskał tył swojego bolidu, po czym zachował się mało odpowiedzialnie kontynuując jazdę i rozrzucając uszkodzone części C39.

Haas: Kevin Magnussen P12, Romain Grosjean P13
Embed from Getty Images

Po ogromnym rozczarowaniu, jakim było Grand Prix Austrii, tym razem Haas mógł odetchnąć z ulgą. Udało się wyeliminować problemy z chłodzeniem hamulców, natomiast Magnussen i Grosjean przekroczyli linię mety. Kierowcy stajni z Kannapolis byli w stanie walczyć z Alfą Romeo, a zebrane dane potwierdzają, że Haas idzie w dobrym kierunku z ustawieniami VF-20. Udało się również uzyskać potwierdzenie, iż zeszłoroczne problemy ze zmuszeniem opon do pracy we właściwym oknie zostały zażegnane. Jazda za rywalem nie stanowi żadnego problemu. Zespół po pierwszym ukończonym wyścigu ma już fundamenty, teraz trzeba na nich rozpocząć budowę formy.

Williams: George Russell P16, Nicholas Latifi P17
Embed from Getty Images

Genialny występ w kwalifikacjach ma za sobą George Russell, który popisał się bardzo dojrzałą jazdą na mokrym Red Bull Ringu i po raz pierwszy w karierze awansował do Q2. Tam z kolei uzyskał dwunasty czas i zabrakło mu zaledwie 0,091 sekundy do dziesiątego Vettela. Brytyjczyk po karze dla Leclerca ruszał jedenasty i na pierwszym okrążeniu walcząc z Magnussenem, znalazł się poza torem w zakręcie numer pięć. Prowadzony przez niego Williams wykazał się w tym miejscu sporą podsterownością, na co Russell przy ograniczonym polu manewru nie mógł zareagować. Incydent oraz słabe tempo w pozostałej części wyścigu pogrzebały szanse Brytyjczyka na dobry wynik. Dojechał dopiero na szesnastym miejscu, tylko przed partnerem Nicholasem Latifim na ostatniej siedemnastej lokacie.

Russell zwrócił uwagę, że przed kolejnymi wyścigami Williams musi popracować nad FW43, które ma bardzo czułą aerodynamikę. Dotychczas kierowca chwalił osiągi samochodu z wysokim poziomem paliwa, natomiast martwił się tempem na pojedynczym kółku. Tym razem było odwrotnie. Faktem jednak jest, że tegoroczny samochód stajni z Grove prowadzi się nieporównywalnie płynniej od swojego poprzednika, co już stanowi solidną bazę do rozwoju.

Ferrari: Sebastian Vettel - nie ukończył, Charles Leclerc - nie ukończył
Embed from Getty Images

Grande strategia. Forza Ferrari.

A tak zupełnie poważnie, zadziwiające jest to, jak w tym zespole absolutnie nic nie funkcjonuje. Począwszy od bolidu, po szefostwo, skończywszy na kierowcach. W poprzednim tygodniu zastanawialiśmy się, co chciał zrobić Vettel w zakręcie numer trzy, przypuszczając atak na Carlosa Sainza. Teraz identyczne pytanie zadajemy, patrząc na manewr Charlesa Leclerca z pierwszego okrążenia. Monakijczyk dokładnie w tym samym miejscu pchał się pod łokieć swojego partnera, niszcząc mu tylne skrzydło po podbiciu swojego bolidu na krawężniku.

Dla Ferrari to była absolutna katastrofa. Zespół przygotował na wyścig poprawki tylnego i przedniego skrzydła, a także podłogi. Podwójny weekend na Red Bull Ringu był idealną szansą na to, by sprawdzić dwie konfiguracje samochodu w zbliżonych warunkach. Niestety dla nich, wyścig Vettela dobiegł końca po pierwszym okrążeniu, natomiast chwilę później zespół zorientował się, że uszkodzenia u Leclerca są zbyt poważne, by kontynuować jazdę.

Pomimo deklaracji kierowców, że SF1000 wyposażone w nowe elementy zachowuje się jak zupełnie inny samochód, niepokojącym sygnałem są kwalifikacje. Po raz kolejny jeden z zawodników odpadł na etapie Q2, natomiast drugi będąc w czołowej dziesiątce, praktycznie nie liczył się w walce. Jasne, należy wziąć pod uwagę deszczowe warunki, jednakże to też pokazuje, że nawet taka zmienna oraz większa zależność od kierowcy ma niewielki wpływ na położenie Ferrari. Do tego dochodzi kompletny brak szacunku na torze między Vettelem i Leclerkiem. Po zeszłorocznych perypetiach absolutnie nikt w zespole nie wyciągnął odpowiednich wniosków.