Felieton: A ja chcę...
Ostatni felieton Pawła Zająca wywołał dyskusję także w naszym redakcyjnym gronie
22.04.1011:00
7616wyświetlenia
Nie będę ukrywał, że do napisania tego odniesienia skłonił mnie w dużej mierze felieton Pawła Zająca zatytułowany „Nie chcę...”, ale też przyglądanie się z boku rozmaitym dyskusjom dotyczącym wątpliwego braku kary dla Lewisa Hamiltona za jego poczynania podczas rywalizacji na torze w Szanghaju oraz innych rzeczy związanych z ostatnimi wyścigami, czy może lepiej, wydarzeniami.
Otóż nie podzielam zdania wielu osób, że Hamilton powinien dostać karę. Bo jeździł ostro? Mnie ten argument nie przekonuje, bo jest to sport, w którym walki często brakuje, a jeśli już się pojawia, to wszyscy i tak narzekają. Do zachowania Brytyjczyka podczas ostatniego wyścigu właściwie są dwa „ale”. Pierwsze to walka w alei serwisowej pomiędzy nim a Vettelem, a później podczas wznowienia rzekome wypchnięcie poza tor Marka Webbera. W moim przekonaniu Hamilton nie ponosi w nich żadnej winy. Ewentualnie do incydentu z alei serwisowej mogę mieć małe zastrzeżenia.
Winę w tym przypadku ponosi Vettel, który zachował się nierozważnie, blokując Hamiltona w pit-lane. Dobrze, że to się tylko tak skończyło, bo boję się myśleć, do czego mogłoby dojść, gdyby w boksach znajdowało się więcej bolidów i wokół nich krzątaliby się mechanicy. Karę w tej sytuacji powinien ponieść według mnie tylko i wyłącznie Vettel, bo to on zachował się bezmyślnie. Zresztą, w drugiej przytoczonej przeze mnie sytuacji także Vettel jest winny, bo to on zaatakował Hamiltona na ostatnim zakręcie, a Brytyjczyk nie mając gdzie uciec, wypchnął - chcąc nie chcąc - Webbera poza tor. Niezrozumiałe są dla mnie pretensje Webbera, jakie słyszeliśmy przez radio.
Sędziowie, jak w każdym sporcie, niejako sami wyznaczają granicę dopuszczalności. W piłce nożnej sędzia nie gwiżdżąc jednego faulu, który mógł się wydawać ewidentny wskazuje, co będzie tolerował. Przypadek sędziów F1 pokazuje, że tolerują taką sytuację, kiedy była walka na torze. Nie możemy popadać w jakąś paranoję, bo w chwili obecnej F1 jest, jaka jest. Walki jest mało, to wszyscy są niezadowoleni, że wyścigi są nudne. Wprowadzane co sezon zmiany przepisów też nie wprowadzają zamierzonych zmian, bo widowiskowość wyścigów się nie poprawia (weźmy chociażby KERS z zeszłego sezonu, który częściej był atutem broniącego się, aniżeli atakującego). Widowiskowość poprawiają jedynie zmienne warunki pogodowe, bo w takich właśnie toczyły się najciekawsze wyścigi ostatnich sezonów, a kiedy nagle w ostatnim wyścigu pojawiła się zacięta walka, to też jest źle. Tak nie może być.
Takie niezadowolenie może też powodować fakt, że żyjemy w czasach, gdzie wielka waga jest przykładana do aspektów związanych z bezpieczeństwem. Jestem w stanie stwierdzić, że one w pewien sposób zabiły walkę na torze. Tory budowane są na rodzaj poboczy - lotnisk, gdzie błąd kierowcy nic właściwie nie kosztuje, a jak chłopaki przyjechali w zeszłym roku na Suzukę, to nie wiedzieli co się dzieje, bo żwirowe pułapki pokazały, jak to było kiedyś. Właśnie tych starych czasów chciałbym doświadczyć teraz pod względem walki. Chcę więcej walki na torze! Walki koło w koło, momentami nawet brutalnej.
Paweł jest zaskoczony taką, a nie inną dyspozycją Michaela Schumachera. Nie ukrywajmy, że „Schumi” wrócił do F1 bardziej dla przyjemności, ale jakoś jest w stanie zdobywać punkty. Przyznam szczerze, że kiedy Niemiec walczył z Hamiltonem, to na moment przypomniały mi się stare czasy. Bolid Mercedesa co prawda znacznie ustępował McLarenowi - nie jest konstrukcją na miarę zeszłorocznego bolidu Brawna - ale było widać, że kunszt wyścigowy w jego ciele pozostał. Za kółkiem siedzi wciąż ten sam Michael. W mojej ocenie, taka a nie inna postawa Schumachera nie wpłynie znacząco na dokonania „Red Barona”, bo po prostu osiągnął tyle w tym sporcie od debiutu na Spa w 1991 roku, że nikt nie jest w najbliższych latach go prześcignąć. Mało tego, jeśli Mercedes poprawi swój tegoroczny bolid i stanie się on bardziej konkurencyjny, to rekordy mogą zostać jeszcze bardziej wyśrubowane.
Sprawą sporną pozostaje kwestia pobytu na torze po raz drugi samochodu bezpieczeństwa. Jak Paweł słusznie zauważył, my przed telewizorami nie zdawaliśmy sobie być może do końca sprawy z tego, co i gdzie leży na torze, bo z tego powodu pojawił się SC. Jednakże mogę poprzeć teorię, że sędziowie, czy osoby decydujące o przebiegu wyścigu, chciały niejako dodać smaczku temu grand prix, bo tak to właśnie wyglądało. Sam byłem mocno zaskoczony wypuszczeniem na tor srebrnego Gullwinga, co można też odebrać jako prezent dla Alonso i kilku innych czołowych kierowców, którzy pałętali się w środku stawki, a dodatkowo stawkę rozrzuconą po torze spowalniał Pietrow, który pomagał w ten sposób jadącemu w czołówce Kubicy.
Chciałbym, aby zawodnicy mogli zachowywać w takich sytuacjach różnice czasowe na torze, a tam gdzie jest to wymagane jechali z określoną, bezpieczną prędkością, ale zdaję sobie sprawę z tego, że całkowite wyeliminowanie samochodu bezpieczeństwa jest prawdopodobnie niemożliwe. Ogólnie wydaje mi się, że F1 doszła do takiego momentu, iż zmiany, które są wprowadzane nic ciekawego nie przynoszą, jeśli chodzi o walkę i na tym wszystkim traci najbardziej całe widowisko. Trochę szkoda, że mamy taką sytuację, bo jest to sport, który zasługuje na walkę i wielkie emocje nie tylko podczas deszczowych wyścigów. Chciałbym doczekać momentu, kiedy wrócą stare, dobre czasy...
Otóż nie podzielam zdania wielu osób, że Hamilton powinien dostać karę. Bo jeździł ostro? Mnie ten argument nie przekonuje, bo jest to sport, w którym walki często brakuje, a jeśli już się pojawia, to wszyscy i tak narzekają. Do zachowania Brytyjczyka podczas ostatniego wyścigu właściwie są dwa „ale”. Pierwsze to walka w alei serwisowej pomiędzy nim a Vettelem, a później podczas wznowienia rzekome wypchnięcie poza tor Marka Webbera. W moim przekonaniu Hamilton nie ponosi w nich żadnej winy. Ewentualnie do incydentu z alei serwisowej mogę mieć małe zastrzeżenia.
Winę w tym przypadku ponosi Vettel, który zachował się nierozważnie, blokując Hamiltona w pit-lane. Dobrze, że to się tylko tak skończyło, bo boję się myśleć, do czego mogłoby dojść, gdyby w boksach znajdowało się więcej bolidów i wokół nich krzątaliby się mechanicy. Karę w tej sytuacji powinien ponieść według mnie tylko i wyłącznie Vettel, bo to on zachował się bezmyślnie. Zresztą, w drugiej przytoczonej przeze mnie sytuacji także Vettel jest winny, bo to on zaatakował Hamiltona na ostatnim zakręcie, a Brytyjczyk nie mając gdzie uciec, wypchnął - chcąc nie chcąc - Webbera poza tor. Niezrozumiałe są dla mnie pretensje Webbera, jakie słyszeliśmy przez radio.
Sędziowie, jak w każdym sporcie, niejako sami wyznaczają granicę dopuszczalności. W piłce nożnej sędzia nie gwiżdżąc jednego faulu, który mógł się wydawać ewidentny wskazuje, co będzie tolerował. Przypadek sędziów F1 pokazuje, że tolerują taką sytuację, kiedy była walka na torze. Nie możemy popadać w jakąś paranoję, bo w chwili obecnej F1 jest, jaka jest. Walki jest mało, to wszyscy są niezadowoleni, że wyścigi są nudne. Wprowadzane co sezon zmiany przepisów też nie wprowadzają zamierzonych zmian, bo widowiskowość wyścigów się nie poprawia (weźmy chociażby KERS z zeszłego sezonu, który częściej był atutem broniącego się, aniżeli atakującego). Widowiskowość poprawiają jedynie zmienne warunki pogodowe, bo w takich właśnie toczyły się najciekawsze wyścigi ostatnich sezonów, a kiedy nagle w ostatnim wyścigu pojawiła się zacięta walka, to też jest źle. Tak nie może być.
Takie niezadowolenie może też powodować fakt, że żyjemy w czasach, gdzie wielka waga jest przykładana do aspektów związanych z bezpieczeństwem. Jestem w stanie stwierdzić, że one w pewien sposób zabiły walkę na torze. Tory budowane są na rodzaj poboczy - lotnisk, gdzie błąd kierowcy nic właściwie nie kosztuje, a jak chłopaki przyjechali w zeszłym roku na Suzukę, to nie wiedzieli co się dzieje, bo żwirowe pułapki pokazały, jak to było kiedyś. Właśnie tych starych czasów chciałbym doświadczyć teraz pod względem walki. Chcę więcej walki na torze! Walki koło w koło, momentami nawet brutalnej.
Paweł jest zaskoczony taką, a nie inną dyspozycją Michaela Schumachera. Nie ukrywajmy, że „Schumi” wrócił do F1 bardziej dla przyjemności, ale jakoś jest w stanie zdobywać punkty. Przyznam szczerze, że kiedy Niemiec walczył z Hamiltonem, to na moment przypomniały mi się stare czasy. Bolid Mercedesa co prawda znacznie ustępował McLarenowi - nie jest konstrukcją na miarę zeszłorocznego bolidu Brawna - ale było widać, że kunszt wyścigowy w jego ciele pozostał. Za kółkiem siedzi wciąż ten sam Michael. W mojej ocenie, taka a nie inna postawa Schumachera nie wpłynie znacząco na dokonania „Red Barona”, bo po prostu osiągnął tyle w tym sporcie od debiutu na Spa w 1991 roku, że nikt nie jest w najbliższych latach go prześcignąć. Mało tego, jeśli Mercedes poprawi swój tegoroczny bolid i stanie się on bardziej konkurencyjny, to rekordy mogą zostać jeszcze bardziej wyśrubowane.
Sprawą sporną pozostaje kwestia pobytu na torze po raz drugi samochodu bezpieczeństwa. Jak Paweł słusznie zauważył, my przed telewizorami nie zdawaliśmy sobie być może do końca sprawy z tego, co i gdzie leży na torze, bo z tego powodu pojawił się SC. Jednakże mogę poprzeć teorię, że sędziowie, czy osoby decydujące o przebiegu wyścigu, chciały niejako dodać smaczku temu grand prix, bo tak to właśnie wyglądało. Sam byłem mocno zaskoczony wypuszczeniem na tor srebrnego Gullwinga, co można też odebrać jako prezent dla Alonso i kilku innych czołowych kierowców, którzy pałętali się w środku stawki, a dodatkowo stawkę rozrzuconą po torze spowalniał Pietrow, który pomagał w ten sposób jadącemu w czołówce Kubicy.
Chciałbym, aby zawodnicy mogli zachowywać w takich sytuacjach różnice czasowe na torze, a tam gdzie jest to wymagane jechali z określoną, bezpieczną prędkością, ale zdaję sobie sprawę z tego, że całkowite wyeliminowanie samochodu bezpieczeństwa jest prawdopodobnie niemożliwe. Ogólnie wydaje mi się, że F1 doszła do takiego momentu, iż zmiany, które są wprowadzane nic ciekawego nie przynoszą, jeśli chodzi o walkę i na tym wszystkim traci najbardziej całe widowisko. Trochę szkoda, że mamy taką sytuację, bo jest to sport, który zasługuje na walkę i wielkie emocje nie tylko podczas deszczowych wyścigów. Chciałbym doczekać momentu, kiedy wrócą stare, dobre czasy...
KOMENTARZE