Ferrari w sezonie 2010 okiem Jamesa Allena
Sprawdźmy, co ciekawego ma Anglik do powiedzenia na temat słynnej stajni z Maranello
07.01.1110:15
2205wyświetlenia
Szanowany w świecie Formuły 1 były komentator telewizyjny - James Allen pokusił się o dokładne podsumowanie sezonu 2010 w wykonaniu wszystkich ekip. Wcześniej prezentowaliśmy jego przemyślenia dotyczące teamu Renault, tym razem przyszedł czas na Ferrari, które pomimo wielu wysiłków i walki do ostatniego okrążenia, zakończyło ubiegłoroczne zmagania z pustymi rękoma. Sprawdźmy zatem, co ciekawego ma Anglik do powiedzenia na temat słynnej stajni z Maranello.
Na sezon 2010 w wykonaniu Ferrari można spojrzeć wielorako, lecz zacznijmy z perspektywy helikoptera - innymi słowy zacznijmy od podsumowania. Ferrari zatrudnia (w końcu) Alonso, dając mu zwycięski samochód i pomimo kilku błędów, Hiszpan zyskuje pozycję bezdyskusyjnego numeru jeden w zespole, wykorzystując szanse, wygrywając wyścigi i później przegrywając tytuł w ostatniej rundzie wskutek błędnej decyzji strategicznej teamu.
Nieunikniona konkluzja mówi, że Alonso swój dług wobec Ferrari za błędy we wcześniejszej fazie sezonu spłacił z nadwyżką. Teraz Ferrari bez wątpienia jest dłużne wobec Alonso za błąd w Abu Zabi, co z góry ustala sytuację w sezonie 2011. Oczywiście to wszystko jest bardziej złożone i kontrowersyjne; Alonso został zatrudniony w miejsce Raikkonena, który okazał się nie być tym, kogo poszukiwała włoska stajnia. Alonso pasował tutaj o wiele lepiej, gdyż bardziej przypomina Schumachera. Po euforii wywołanej zwycięstwem w debiutanckim wyścigu dla Ferrari, nastąpiło kilka trudnych momentów, kiedy Fernando popełnił niepodobne mu błędy, jak falstart w Chinach czy kraksa w Monako. Jednakże liczył się w walce o mistrzostwo do samego końca - coś, co zyskujesz poprzez angaż Alonso.
Tymczasem ekipa pokazała wielką dobrotliwość wobec swojego drugiego kierowcy, Felipe Massy. Trzymano dla niego miejsce pomimo urazu głowy i umocniono jego pozycję podpisaniem nowego kontraktu na początku lata, kiedy Brazylijczyk spisywał się nie najlepiej. Niemniej decydującym momentem dla jego sezonu - i wielu fanów Ferrari - był epizod z poleceniami zespołowymi w Niemczech. Massa został poproszony o ustąpienie miejsca Fernando, a przekazujący mu tę wiadomość Rob Smedley niespecjalnie starał się zamaskować ów fakt. Realizator puścił podczas relacji podsłuch z radia pokładowego Felipe i cały świat dokładnie wiedział, jaki przekaz niesie za sobą informacja od inżyniera wyścigowego Brazylijczyka.
Sędziowie uznali, że Ferrari złamało przepisy i ukarali team z Maranello. Wielu kibiców wraz z mediami uważało podobnie i żądali surowszej kary. Ostatecznie FIA nie mogła bądź nie chciała zdziałać niczego więcej na podstawie dostępnych dowodów. Sytuacja ta wymusiła zniesienie zakazu stosowania poleceń zespołowych, zatem od teraz można spokojnie dokonywać zmiany pozycji i jestem pewien, że praktyka ta będzie stosowana w sezonie 2011. Uczciwie myśląca osoba może stwierdzić, że pobłażliwość FIA za wyczyn na Hockenheim była wyrównaniem rachunków za dwa poprzednie epizody w Walencji i Silverstone, gdzie Alonso wiele stracił wskutek decyzji FIA i stewardów w sytuacji dotyczącej samochodu bezpieczeństwa. W Walencji stracił punkty z nieswojej winy, natomiast w Silverstone starał się być sprytny przy wyprzedzaniu Kubicy, ale później na jego nieszczęście Polak odpadł z wyścigu i Fernando nie mógł oddać pozycji zgodnie z poleceniem FIA.
Oczywiście zdarzenia w Hockenheim nie miały miejsca bez powodu - wiele czynników doprowadziło do tego. Alonso był wściekły w Australii, musząc jechać za Massą, podczas gdy czuł, że miał szansę na walkę o zwycięstwo z Buttonem. W Chinach ponownie znalazł się za swoim kolegą zespołowym, ale tym razem wziął sprawy w swoje ręce, wyprzedzając Brazylijczyka na dojeździe do pasa serwisowego. Reakcja teamu na taki obrót spraw mówiła wszystko co do podziału ról wśród kierowców; postawiono na Alonso, jeżdżącego jak na mistrza przystało. Błędem Massy w Hockenheim był to, że nie zdołał odjechać od Alonso.
Jeżeli chodzi o aspekty techniczne, to Ferrari wykonało świetną robotę na przestrzeni całego sezonu. Samochód był szybki w trakcie testów, a w pierwszych wyścigach prawie tak szybki, jak Red Bull. Później stracili jednak nieco dystansu wskutek prac związanych z kanałem F. W Monako była szansa na wygraną, ale Alonso zawalił sprawę. Turcja była ciężką przeprawą; niekonkurencyjny chaos. Wprowadzenie do F10 dmuchanego dyfuzora poprawiło osiągi począwszy od Walencji, umieszczając Ferrari przed McLarenem pod względem tempa, podczas gdy druga, bardziej wyrafinowana wersja tego rozwiązania pozwoliła nawiązać walkę z Red Bullem, gdzie pozostali już do końca zeszłorocznej rywalizacji. To wystarczyło, by dać Alonso szansę powrotu do walki o tytuł, co Hiszpan wykorzystał poprzez trzy wygrane w czterech rundach od Monzy do Korei.
W efekcie wydarzeń z Abu Zabi, Ferrari całkowicie zmieniło swój sposób planowania i przeprowadzania strategii wyścigowej poprzez zatrudnienie nowych ludzi i wprowadzenie nowych procesów. Powinno to uczynić ich pewniejszymi w kluczowych momentach, a na pewno każda decyzja będzie dogłębniej analizowana. Zmiany te związane są z przybyciem dwóch Anglików, mających uporządkować newralgiczne miejsca - echo epoki Brawna? Zmiany były niezbędne, tak, ale fundamenty zespołu pozostają takie same; dać Alonso wystarczająco szybki bolid, a Ferrari będzie walczyło o tytuł w listopadowym Grand Prix Brazylii. Niech każdy umieści Felipe Massę w tej układance gdzie chce.
Źródło: jamesallenonf1.com
KOMENTARZE