Las Vegas wypadło z kalendarza IndyCar

Wciąż nie wiadomo jednak czy znajdzie się w nim owal w Teksasie
09.12.1122:50
Mariusz Karolak
3882wyświetlenia

W przyszłym roku nie będzie wyścigu IndyCar Series na torze Las Vegas Motor Speedway. Decyzję podjęto po fatalnym w skutkach wypadku w trakcie tegorocznej rundy na tym torze, podczas której śmierć poniósł Dan Wheldon.

Runda w Las Vegas była finałem sezonu 2011 w IndyCar Series. Wyścig odbył się w październiku. W jego trakcie doszło do kolizji z udziałem 15 samochodów. W następstwie tego zdarzenia do szpitala trafili: Will Power, Pippa Mann, JR Hildebrand.

Po wypadku podniosły się głosy, aby w znaczący sposób poprawić bezpieczeństwo na torach owalnych, gdzie kierowcy jechali non stop z gazem w podłodze i blisko siebie. W piątek szef serii Randy Bernard poinformował, że udało się dojść do porozumienia z organizatorami wyścigu w Las Vegas i nie będzie na nim rundy w przyszłym roku. Tor ma być natomiast wykorzystywany do testów, których celem będzie poprawa bezpieczeństwa w przyszłości.

Tor w Las Vegas wrócił do kalendarza amerykańskich wyścigów open wheel w roku 2011, wcześniej był wykorzystywany przez serię Champ Car, ale po raz ostatni było to w 2005 roku. Aktualnie nie jest znany kompletny kalendarz IndyCar Series na sezon 2012, ponieważ wciąż toczy się dyskusja na temat bezpieczeństwa jazdy na owalach 1.5-milowych.

Źródło: autosport.com

KOMENTARZE

8
Ziele
10.12.2011 07:11
Będę się upierał, że adrenalina nie ma nic wspólnego ze śmiercią. To, że u niektórych adrenalinę wzbudza niebezpieczeństwo i możliwość śmierci, to już inna sprawa i temat dla psychoanalityków. Przekonany jestem, że u kierowców to nie fakt, że mogą zginąć decyduje , że cisną na maksa. To zwycięstwo, nad sobą, przeciwnikiem albo losem, wzbudza adrenalinę. Pamiętacie jak Schlirentauer/ sorry, jeśli przekręciłem/ pokazywał sędziom, że maja z deklem, bo pozwolili im skakać z jakieś wysokiej belki ? Oczywiście, że pamiętamy wszyscy. On jest profesjonalistą i będzie skakał najlepiej jak potrafi z każdej belki, bo chce wygrać. To sędziowie muszą ograniczyć na tyle taki skok, żeby facet nie przeskoczył skoczni i nie zginął. Na torach jest tak samo, oni pojada zawsze maksa, nie bacząc na ryzyko, bo adrenalina podnosi granice bezpieczeństwa niebotycznie. Trzeba im narzucić granice bezpieczeństwa, bo pozostawiając im wybór, to tak jakby dać zgodę na zabijanie się. Nie pomogłyby żadne crash testy ani inne szyby pancerne. Wcześniej, mimo to, że wiedzieli o możliwości śmierci, jechali szybko, a każdy crash przy dużej prędkości, prowadził do niechybnej śmierci. Dzisiaj nie ma już błędnych rycerzy i nikt normalny nie chce ginąć żeby zrobić radochę publice. Nie ma pojedynków rewolwerowców i dzisiaj górnik nie idzie ginąć do kopalni, chociaż zdaje sobie sprawę, że jest to możliwe. Kierowca tramwaju podobnie. Jest tam BHP, a w sporcie przepisy. W sporcie także są coraz większe obostrzenia, bo świat się zmienia. Okazało się, że Ameryka nie chce takich imprez na niebezpiecznych torach. Było wiele głosowań w lokalnych stacjach RTV i w tych o których ja słyszałem, opowiedziano się, przeciwko organizacji wyścigów w miejscach gdzie może dojść do takich wypadków. Uznano, teraz, że owal w LV jest takim miejscem. Oczywiście wrócą tam z wyścigami, ale nie dzisiaj. LV jest magicznie bogate i przyciągające ::)).
Kamikadze2000
10.12.2011 06:44
Indy Car zeżarło Champ Car, ale teraz najwyraźniej to drugie zżera to drugie od środka! ;] Cóż, jako fan europejskiej filozofii wyścigowej, jest za. Ale oczywiście rozumiem fanów amerykańskich wyścigów - organizatorzy przesadzają. Tak jak napisaliście - wypadki były, są i będą. Kierowcy ginęli również na circuitach. No ale jak to zwykle bywa - dmuchanie na zimno po fakcie. drugie ---> pierwsze ;)
renegade
10.12.2011 09:18
Dadasiu, na Las Vegas poprostu nie da sie jezdzic monoposto i tyle. Sa inne owale, ktore powinny byc brane pod uwage, chociazby lokalne, jesli ICS nie moze dopchac sie do mainstreamowych owali i promotorow. Zle sie dzieje, wyglada na to, ze zamiast zwiekszac ilosc owal, oni je zmniiejszaja i seria zaczyna przypominac sp. CCWS. Tragedia.
Simi
10.12.2011 09:04
Adakar - myślę, że masz rację. Wyścigi nie mogą być zbyt bezpieczne, ale dążenie do coraz mniejszego prawdopodobieństwa śmierci jest rzeczą ważną i potrzebną. Z tym tematem cały czas trzeba działać. Nie można pozwolić na to, by wciąż lała się krew. Wstrząsające wspomnienia z wypadku Wheldona, czy Simoncelliego cały czas o tym przypominają. To samo z wspomnianym przez ciebie Earnhardtem Sr. Śmierć legendy NASCAR było szokiem, po którym wydawać by się mogło, że się nie pozbieramy. Nie można doprowadzać do takich sytuacji, ale adrenalina, niebezpieczeństwo i ryzyko powinny wciąż być.
Adakar
10.12.2011 08:54
Ziele, ryzyka wyeliminować w 100% się NIE DA. Koniec kropka. Mimo kolejnych wypadków śmiertelnych zamknęli Indianapolis 500 ? Mniejsze zło, to zazwyczaj jest początek końca danej serii. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że mało jeszcze widziałeś w motosporcie. Czy po śmierci Surteesa, jego ojciec (nie byle kto) wytaczał proces Formule 2, torowi Brands Hatch ? Czy po śmierci Dale'a E... rozwiązali NASCAR ? To Ty się ogarnij ... gdyby miało być w 100% bezpiecznie , musieliby się ścigać max. 60 km/h po lotnisku z zakazem jakiegokolwiek wyprzedzania. Śmierć i motosport są ze sobą od początku powiązane. Kierowcy, to nie samobójcy. Zdają sobie sprawę, że można którejś niedzieli nie wrócić do domu, żony dzieci. To samo w MotoGP ... A najlepszy przykład: Wyścigi TT na wyspie Man. Powiedz mi, jak to możliwe, że przy średnio DWÓCH (!) ofiarach śmiertelnych na rok (92 edycje, 237 ofiar !), ciągle zjeżdżają tam dziesiątki, tfuu setki zawodników z CAŁEGO ŚWIATA ... Zlot samobójców ?
Simi
10.12.2011 08:53
Ziele - nie można przesadzać w żadną ze stron. Oczywiście, to jest życie i nie chcemy wypadków śmiertelnych. Ale sporty motorowe bez tego dreszczyku emocji i niebezpieczeństwa nie byłyby sportami motorowymi! W NASCAR, na żadnym torze nie jeździ się z gazem w podłodze. Zawsze odejmuje się przed zakrętem, odpowiednio w niego wchodząc. Problem w tym, że samochody NASCAR są bardzo ciężkie i trudne w prowadzeniu. Łatwo wpaść w poślizg. Czasami bywa tak, że normalnie wchodzisz w zakręt, ale jesteś na odrobinę innej linii jazdy i nagle ucieka Ci tył. W IndyCar takiego problemu nie ma (poprawcie mnie jeśli mówię nieprawdę). W Teksasie jedziesz z gazem w podłodze praktycznie non stop, co znacznie zwiększa ryzyko wypadku.
Ziele
10.12.2011 07:51
[quote="Adakar"][/quote] Ryzyko jest zawsze w takim sporcie, dlatego wszyscy PRZEZ CAŁY CZAS myślą nad tym, żeby ofiar śmiertelnych było mniej. Nie robia tego kosztem widowiska, wybierają mniejsze zło. To nie walka o życie, chociaż dewiatów chcących oglądać takie igrzyska, jest pewnie wielu.Wyślij do takich wyścigów swoje dzieci, żonę, a może siostrę, brata i wtedy dyskutuj o bezpieczeństwie na torze czy w sportach motorowych. Kurde, tak głupiego wpisu, jak żyję, nie widziałem. Gdyby był ranking na najgłupszy wpis, wygrałbyś w cuglach. To nie są zawody pt, kto przeżyje, bo takie są tylko w grach komputerowych, albo filmach, ale to bajki. To real. @Adakar - ogarnij się, chłopie ((::
Adakar
09.12.2011 10:01
rany boskie... ryzyko wypadków śmiertelnych w sportach motorowych było jest i będzie. Amerykanie dopiero się o tym przekonali ? Tym bardziej w bolidach pędzących grubo powyżej 300 km/h non stop ? Hello... I jak zwykle, nagle wszyscy robią w gacie ... Zachowują się tak, jakby po wypadku Massy chciano zakazać stosowania sprężyn w bolidach Jednocześnie przestawiają serię IRL na zupełnie inne tory ... odcinając niejako od tego, z czego słynęła - z owali. Seria to dziwny mutant dawnego czempionatu ChampCar. Po 5 latach od wojny między serią "drogową" i "owalną", zwycięstwie tej "owalnej" ... została nam "drogowa". I zrozum tu Amerykanów. NASCAR się cieszy. Więcej fanów na owalach