305 kilometrów w Wielkiej Brytanii
Na chwilę przed GP Niemiec zapraszamy na analizę wyścigu z Silverstone!
19.07.1212:07
3248wyświetlenia
305 kilometrów w Wielkiej Brytanii

W odróżnieniu od poprzednich wyścigów, wybory strategiczne w Wielkiej Brytanii były proste. Przy dostępie do miękkiej i twardej mieszanki opon Pirelli zespoły wiedziały, że jedyna słuszna droga do sukcesu będzie wiodła przez dwa (planowane) postoje. Co ciekawe wiedziały również, że lepszą mieszanką na wyścig będzie ta twardsza. Dlaczego? Ponieważ jej osiągi były lepsze, niż w wypadku opony miękkiej, a do tego oczywiście stabilniejsze. Taka sytuacja miała już miejsce - w Hiszpanii. Być może dlatego ekipy tym razem nie miały problemów z identyfikacją właściwej strategii. Przynajmniej w tym aspekcie.
Bez kapryśnej wyspiarskiej aury wyścig byłby bardzo ustabilizowany, bardziej niż był, bo przecież nie należał do porywających. Deszczowa sobota z oczywistych względów wprowadziła małą dowolność w doborze opon na wyścig. Komplet nowych zestawów opon na suchą nawierzchnię przyniósł pokusę startu na twardej mieszance, której nie trzeba było używać w kwalifikacjach. Logika podpowiadała niektórym strategom, że twarda mieszanka lepiej zniesie trudy jazdy blisko 800 kilogramowymi bolidami, pozwoli wypracować pewną przewagę, natomiast krnąbrna miękka nie sprawi większych kłopotów na finiszu, gdy bolidom ubędzie 100-150 kilogramów benzyny. To logiczny wybór, który dawał duże szanse na sukces - zwłaszcza w połączeniu z komfortem startu z pole position. Realizując ten plan można jednak nadepnąć na kilka skórek od banana z kilku przyczyn. Pierwsza i najważniejsza z nich nazywa się „mamy F2012…” zaś druga „… a musimy ograć RB8”.

Wywalczone przez Alonso pole position mogło wydawać się pewną obietnicą powtórki zeszłorocznego sukcesu Ferrari. Nie można jednak zapominać, że mokre kwalifikacje rządzą się swoimi prawami, oraz zastanowić się czy Ferrari wystarczyło szybkości, aby wygrać swoje 305 kilometrów. Tuż po wyścigu na zespół spadła fala krytyki, za niewłaściwy moment zjazdów. Nie sposób odmówić im słuszności. Włoscy stratedzy nie wykorzystali wszystkich zalet obranej strategii. Pierwszy przejazd na twardej mieszance pozwolił co prawda uzyskać 5 sekund przewagi Alonso nad Webberem, jednakże skończył się przedwcześnie, co przyniosło niepożądane skutki na koniec wyścigu. Tempo Alonso nie wskazywało na wielkie zużycie opon. Zjazd Webbera na 14 okrążeniu wymagał reakcji, ale niekoniecznie tak szybkiej. Pitstop na 15. okrążaniu pozwolił na utrzymanie 5 sekund przewagi, ale pośrednio wydłużył ostatni przejazd na miękkiej mieszance o 2,3 może nawet 4 okrążenia. 22-okrążeniowy drugi przejazd wycisnął wszystko co się dało z włoskich opon, nie rokując większych szans na jego skuteczne (tzn. w rozumieniu pomyślnej walki z Webberem) wydłużenie. W tym momencie należy się jednak zastanowić, czy wydłużenie pierwszego przejazdu cokolwiek by zmieniło. Wszystko wskazuje na to, że… nie. Bardzo słabe tempo Alonso na miękkiej mieszance wynikało bardziej z jej właściwości od początku, niż ich szybkiego zużycia. Również mniejsza przewaga nad Webberem zniwelowałaby minimalne korzyści krótszego przejazdu. Błąd Ferrari był więc fundamentalny - błędem był start na twardej mieszance, nie moment ich zmiany. Bardzo dobre tempo Massy realizującego popularniejszą strategię startu na oponach miękkich zdaje się potwierdzać słuszność wniosku. Ciężko jest wyrokować, który z samochodów był szybszy. Pewne jest tylko to, że lepsi byli stratedzy Red Bulla.
Trzeciemu na mecie Lotusowi nie przypadł zaszczyt walki o zwycięstwo. Ekipie brakowało wszystkiego, poza szybkością. Kolejny raz. Innymi słowy, GP Wielkiej Brytanii było typowym weekendem zespołu - mieszanką perypetii i świetnego tempa, zwieńczone solidnymi punktami, które nikogo nie zadowalają. Niewątpliwie ciekawy wątek stanowi wyścig Grosjeana. Francuz, startujący z 10. miejsca na skutek poślizgu w środkowym segmencie kwalifikacji, po kontakcie z di Restą na drugi okrążeniu po starcie znalazł się na 22. miejscu, z masywną stratą do liderów. W liczbach jego strata wynosiła 31,5s do Webbera i 32,3s do Alonso, a na mecie była oczywiście mniejsza. Na tyle, że analiza czasów wskazuje, iż do mety jechał tempem zwycięzcy, zyskując kilka sekund względem Alonso, co może dziwić wobec długości jego przejazdów oraz walki, którą przyszło mu stoczyć w ich trakcie. Raikkonen, który miał większe szanse na walkę w czołówce, niestety kluczowe momenty wyścigu spędził w korku. Ostatecznie ekipie musi wystarczyć 18 punktów, najszybsze okrążenia w wyścigu i kolejna obietnica nadchodzącego sukcesu. Poczucie niedosytu Lotusa nie może się jednak równać z odczuciami innych ekip, które wyścig na Silverstone będą wspominać w kategoriach od „kiepski do okropny”.

Według Nico Rosberga, Mercedes W03 należy do najszybszych w stawce. Być może, ale nie tym razem. Na wyścig młodszego z Niemców generalnie należy spuścić zasłonę milczenia. Starszy z Niemców, pierwszy za plecami trzech najszybszych ekip, finiszował na niezłym 7. miejscu, ze stratą 12 sekund do Grosjeana. Strata ta, choć niezbyt duża nie uwzględnia 30,3 sekund przewagi jaką miał Schumachera po postoju Grosjeana. Zsumowanie przytoczonych liczb jest już dość bolesne. Mercedes nie popełnił żadnych znaczących błędów strategicznych. Ich maszyna byłą zwyczajnie zbyt wolna.
W garażach konkurencji również nie brakowało kwaśnych min. McLaren, któremu w swoim domowym wyścigu wyjątkowo zależało na dobrym wyniku, zaliczył prawdopodobnie najgorszy wyścig w sezonie. Strategia Hamiltona być może przybrała oryginalną formę, ale była właściwą reakcją na torowe realia. Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego zespół polecił Hamiltonowi przejechać tylko 7 okrążeń w środku wyścigu na jednym zestawie opon, należy spojrzeć w uzyskiwane wtedy przez Anglika czasy. Były bardzo, bardzo słabe. Szybka ucieczka od miękkiej mieszanki była dla McLarena (i dla wszystkich innych ekip poza Lotusem i Red Bullem) jedynym rozwiązaniem. Dodatkowo zespół chciał pokryć Grosejana, który po ostatniej zmianie opon kręcił rekordowe okrążenia i który wyjechałby przed Anglikiem gdyby ten pozostał na miękkiej mieszance choćby okrążenie dłużej. Konfrontacja i obrona na torze dawała przynajmniej teoretyczne szanse na wygranie z Lotusem. Ostatecznie zespół musiał pogodzić się ze spadkiem na 4. miejsce w klasyfikacji konstruktorów. O poprawę przyjdzie klasycznej "Ekipie z Woking" stoczyć krwawe boje. Pierwszy od 14 lat tytuł wydaje się coraz bardziej odległy.
Na 9. miejscu wyścig ukończył przedstawiciel zespołu, który mógł coś wskórać, gdyby nie "Brustor Sennaldonado" - tegoroczny kat potencjału Williamsa FW34. Maldonado, czyli zawodnik który mógł dać ekipie duże punkty, kolejny raz wpakował się w kłopoty, lub jak kto woli - innego zawodnika. Ciekawym aspektem wyścigu Williamsa był 39-okrążeniowy przejazd Maldonado od kontaktu z Perezem aż do mety. Przejazd ten należy jednakże uznać za ciekawostkę przyrodniczą, niż przykład inteligentnej strategii. W istocie ekipa skazała Maldonado na bezradność. Z tak długim przejazdem, Wenezuelczyk dojechał co prawda do mety, ale potwornie tracąc czas. Szybkości wystarczyło jedynie na Caterhama i spółkę. Wyścig mógł potoczyć się inaczej z agresywną strategią opartą na szybkości, gdyby nie "sauberoza" - złośliwa choroba strategów, prowadząca do przeświadczenia, że nie zawsze warto unikać postojów.
Jeśli mowa o Sauberze, ciężko napisać coś sensownego. Kobayashi realizował niezły wyścig do momentu wjechania w swoich mechaników, zaś Perez do momentu napotkania Maldondo. Do nieudanych wyścig zaliczą bez wątpienia zawodnicy Force India, któremu niestety brakowało tempa (Hulkenberg).
O bardzo nieudanym weekendzie może mówić Caterham. Tempo zespołu mogło przypominać najczarniejsze momenty 2010 roku. Kovalainen, któremu udało się wystartować w wyścigu linie mety przekroczył zdecydowanie bliżej zawodników Marussi, niż środka stawki (któremu przecież nie poszło…) na który zasadzali się bardzo mocno ze swoim pakietem poprawek aerodynamicznych.
Noty za Wielką Brytanię
Red Bull 9/10
Mocne kwalifikacje, strategia i tempo wyścigowe. Zwycięstwo i umocnienie się na pozycji lidera klasyfikacji generalnej mistrzostw konstruktorów. W weekendzie Red Bulla trudno znaleźć luki, poza tym, że nie rozstawili konkurentów po kątach jak przez część GP Europy.
Ferrari 7/10
Zwycięstwo w mokrych kwalifikacjach, przyszło po sporym błędzie strategicznym. Dobór różnej strategii dla dwójki zawodników jednej ekipy (w tym tej błędnej dla potencjalnego zwycięzcy) wygląda na efekt niezdecydowania. Mocne tempo na twardej, ale bardzo słabe na miękkiej. Duży dorobek punktowy i awans w klasyfikacji broni wysoką notę czerwonych.
Lotus 7/10
Sporo błędów ludzkich i zwykłego braku szczęścia. Zespół zdawał się mieć kłopoty w mocnym deszczu (osiąganie optymalnej temperatury opon) w suchym wyścigu ich tempo było jednak bezkonkurencyjne.
Mercedes 5/10
Słabe tempo wyścigu mogło być efektem ustawień na mokry wyścig. Nie usprawiedliwia to jednak skali problemów. Wysokie pole startowe Schumachera było jedynym jasnym punktem.
Williams 5/10
Williams widział nadzieję w szybkich łukach Silverstone. Zawodnicy nie pierwszy raz nie pozwolili jednak poznać całego potencjału aerodynamiki tegorocznego Williamsa. Na minus beznadziejna kryzysowa strategia Maldonado.
McLaren 4,5/10
Niezależnie od ustawień na mokre warunki, McLaren nie zachwycił tempem. Przegrana z Mercedesem, któremu również nie poszło zbyt dobrze, wiele mówi na temat kłopotów stajni z Woking.
Sauber 4,5/10
Trudno rzetelnie ocenić Saubera. Po mocnym starcie Kobayashi miał szanse na punkty, ale nie mógł zagrozić czołówce.
Force India 4/10
Niedostateczne tempo Force India nie pozwoliło zdobyć punktów w swoim domowym wyścigu. Ewentualne dokonania di Resty pogrzebał incydent na początku wyścigu.
STR 3,5/10
Toro Rosso zaliczyło typowy dla siebie wyścig. Mocne ściganie i miejsca w zakresie 12-15.
Caterham/Marussia/HRT 1/10
Mały policzek dla Caterhama, ale zespół nie dokonał niczego co dawałoby zielonej ekipie status ponad dwóch sąsiadów.
KOMENTARZE