Audi wygrywa Spa 24h, Broniszewski z problemami
Dobowe zmagania na belgijskim torze rozstrzygnęły się różnicą 7 sekund
28.07.1422:58
2368wyświetlenia
Audi ekipy WRT prowadzone przez Rene Rasta, Markusa Winkelhocka oraz Laurensa Vanthoora wygrał 24-godzinny wyścig na torze Spa.
Trio belgijskiego zespołu do samego końca rywalizowało z BMW ekipy Marc VDS, za kierownicą którego zasiadali Dirk Werner, AMrkus Palttala oraz Lucas Luhr. O kwestii zwycięstwa ostatecznie zadecydowało zaledwie siedem sekund.
Oba samochody zmieniały się na prowadzeniu, jednak dzięki mniejszemu zużyciu paliwa oraz hamulców to BMW wydawało się kandydatem bezpieczeństwa. Problemy z ABSem i kontrolą trakcji sprawiły jednak, że to Audi powróciło na czoło, choć Marc VDS na 40 minut przed końcem postanowiło zaryzykować nie zmieniając opon. Werner znalazł się dzięki temu na czele z przewagą 20 sekund, ale Rast zdołał odrobić stratę i sięgnąć po zwycięstwo.
Najniższy stopień podium również przypadł Audi w składzie Christopher Mies, Frank Stippler i James Nash, którzy mieli okrążenie straty do liderów. Kolejne kółko z tyłu było trzecie Audi, tym razem ekipy Stainteloc, w którym zmieniali się Ortelli, Sandstrom oraz Guilvert. Piąte miejsce przypadło Mercedesowi zespołu HTP Motorspor prowadzonemu przez zeszłorocznych zwycieżców - Maximiliana Buhka oraz Maximiliana Gotza, a także debiutującego w GT Jazemana Jaafara.
Najlepszym autem w klasie Pro-Am okazało się Ferrari zespołu AF Corse, któremu przypadło szóste miejsce w generalce. Cioci, Bertolini, Hommerson i Machiels walczyli o wygraną z BMW prowadzonym przez Simsa, Bryanta, Smitha i McCaiga, którzy ostatecznie stracili 23 sekundy do Ferrari po problemach z hamulcami.
Michał Broniszewski wraz z Alessandro Bonacinim, Giacomo Piccinim i Marco Frezzą uplasowali się na 15 miejscu w klasie Pro-Am i 27 w generalce. Ekipa Kessel Racing miał problemy z zupełnie nowym autem, a dodatkowo spędziła w boksach ponad pół godziny po niezawinionej kolizji z BMW.
Jesteśmy na mecie tego morderczego maratonu i to jest najważniejsze- powiedział Michał.
Oczekiwania były większe, ale gdyby nie bliskie spotkanie z BMW, kompletnie przez nas niezawinione, była realna szansa na miejsce w dziesiątce i podium w klasie, co było naszym ambitnym celem. Prowadziłem samochód w sumie przez ponad 6,5 godziny. Podczas jednej długiej zmiany przez ponad półtorej godziny nie miałem napoju w samochodzie, bo zespół nie zdążył wymienić zbiornika podczas postoju. Bardzo doskwierał nam upał. W nocy widoczność była fatalna.
Tempo było chwilami zwariowane, niemal jak w wyścigu sprinterskim. Jestem wykończony i nie czuję nadgarstków, a właściwie czuję je bardzo mocno! To efekt podsterowności i walki o to, aby samochód wszedł w dosłownie każdy zakręt. Najważniejsze jednak, że ukończyliśmy wyścig, co nie wszystkim się udało. Jestem na mecie drugiego w swojej karierze dobowego maratonu - po Dubaju w 2011 roku. Jestem przekonany, że wkrótce ponownie podejmę podobne wyzwanie.
Niestety wyścig oprócz zaciętej rywalizacji obfitował w wiele poważnych wypadków, z czego najgroźniejszy zdarzył się po niespełna sześciu godzinach gdy Władimir Kogaj zderzył się z Marcusem Mahy wywołując czerwoną flagę. 53-letni Brytyjczyk został przetransportowany helikopterem do szpitala, jednak wygląda na to, że udało mu się uniknąć poważnych obrażeń.