Philippe Bianchi traci optymizm w rekonwalescencję Julesa

"Czas płynie, a ja jestem mniejszym optymistą niż byłem dwa lub trzy miesiące po wypadku".
14.07.1510:20
Nataniel Piórkowski
1950wyświetlenia


Philippe Bianchi przyznaje, że powoli traci wiarę w rekonwalescencję swojego syna - Julesa, który uległ poważnemu wypadkowi w trakcie ubiegłorocznego wyścigu o Grand Prix Japonii.

Bianchi, który w ubiegłym roku rywalizował w Formule 1 w barwach Marussi, dziewiąty miesiąc pozostaje w stanie śpiączki, po odniesieniu poważnych obrażeń głowy, do jakich doszło w wyniku uderzenia bolidem o dźwig ściągający z toru wrak Saubera należącego do Adriana Sutila.

Rodzina kierowcy wciąż czuwa u jego boku, ale coraz trudniej zachowywać jej nadzieję na zmianę obecnego stanu zdrowia Julesa. To nie do zniesienia. To codzienna tortura. Czasami czujemy, że to wszystko jest czymś szalonym. Dla mnie osobiście obecna sytuacja jest bardziej tragiczna, niż gdyby Jules zmarł, gdyż teraz w żaden sposób nie jesteśmy mu w stanie pomóc.

Ogólnie postępy muszą być dokonane w trakcie sześciu miesięcy. W przypadku Julesa minęło już dziewięć, a on wciąż jest w śpiączce nie dając żadnych oznak poprawy. Czas płynie, a ja jestem mniejszym optymistą niż byłem dwa lub trzy miesiące po wypadku, gdy liczyliśmy na lepszy obrót spraw. W pewnym momencie trzeba twardo stanąć na ziemi i uzmysłowić sobie, jak poważna jest sytuacja.

Bianchi dodał, że nawet w przypadku wybudzenia się Julesa ze śpiączki, mogłyby pojawić się kolejne komplikacje związane z naturą i charakterem jego syna. Jeśli Jules zdałby sobie sprawę z olbrzymiej niepełnosprawności, to jesteśmy pewni, że by jej nie akceptował. Rozmawialiśmy o tym. Powiedział nam, że gdyby doznał wypadku podobnego do tego Michaela Schumachera, gdyby po prostu nie mógł dłużej jeździć, byłoby mu to bardzo ciężko zaakceptować, pogodzić się z takim życiem.

Philippe powtórzył także podziękowania dla wszystkich fanów wspierających Julesa i jego całą rodzinę. Przepraszamy, ponieważ nie jesteśmy w stanie każdemu odpowiedzieć, ale otrzymujemy ogromne wsparcie. To daje ogromną energię nie tylko nam, ale przede wszystkim Julesowi.

KOMENTARZE

3
kabans
15.07.2015 01:27
[quote="dan193t"]...[/quote]ten wypadek nie był na 130R, ale też uznałbym to za wypadek śmiertelny. Pewnie dzisiaj Senne byliby w stanie tak trzymać
dan193t
15.07.2015 12:30
A najgorsze jest to, ze za ten śmiertelny wypadek w dużej części odpowiada "Charlie" - człowiek od wszystkiego. Pierwszym winowajcom jest sam Bianchi, który nie dostosował prędkości do warunków, ale nie można nie zauważyć, że szczytem nonszalancji i złej organizacji było zezwolenie na wyjazd dźwigu na zewnętrznej 130R gdy nie ma SC na torze. No ludzie, jesteście fanami wyścigów. Wiecie, że dźwig na zewnętrznej każdego zakrętu to niebezpieczeństwo. Ale dźwig na zewnętrznej takiego zakrętu jak 130R i to jeszcze na deszczu to jest obowiązek SC. Ciekawe czy w Belgii kiedykolwiek zbierali auta z zewnętrznej Eau Rouge gdy trwał wyścig. Napisałem "śmiertelny", bo tak jak zauważył przedmówca widać, że dla rodziców Jules już umarł i nadchodzi moment w którym go odłączą.
Kajt
14.07.2015 10:43
Powoli zaczynają oswajać opinię publiczną z - zapewne podjętą już - decyzją. Prędzej czy później odłączą go od aparatury.