Felieton: I co dalej? c.d.
Czekając na uzasadnienie wyroku świat podzielił się na zwolenników Ferrari lub McLarena
14.09.0716:07
6508wyświetlenia
Czekając na uzasadnienie wyroku świat podzielił się na zwolenników Ferrari lub McLarena. Nawet mnie to nie ominęło, bo zostałem zakwalifikowany do jednej z grup. Z zasady nie czytuję komentarzy internetowych, bo o tym, że jestem głupi dowiedziałem się już kiedyś w piaskownicy na podwórku i nie muszę już tracić czasu dowiadując się o tym ponownie od anonimowych osób. Jedynym wyjątkiem jest ten portal, na którym o dziwo poziom wypowiedzi jest na przyzwoitym poziomie. Są oczywiście drobne uszczypliwości ale wszystko odbywa się zgodnie z zasadami. Czyli wymieniane są opinie, a nie obelgi.
Artykuł czy też felieton jest oczywiście stronniczy, bo wyrażane są w nim opinie autora czyli moje. W świecie F1 cenię sobie te same zasady, jak i w innych aspektach życia, czyli "prawdziwych facetów" ze szlachetnymi charakterami. Dlatego jestem wolny od zaciskania pięści tylko w imieniu jednego zespołu. W McLarenie lubię Hamiltona a Alonso nie bardzo, w Ferrari podobają mi się Massa i Raikkonen. Mogę się cieszyć całym sportem do kupy. Moje sympatie czy antypatie buduję na podstawie zachowań czy też postępków pojedynczych osób, niezależnie od uniformu który aktualnie noszą. Zmieniam swoje osądy kiedy wydarzy się coś takiego jak podczas wspomnianego GP Japonii, a nie tylko dlatego, że ktoś właśnie przeszedł do kolejnej stajni, której akurat kibicuję. Dlatego proszę nie wsadzać mnie w szufladkę kibica którejś z drużyn. Obiektywność polega m.in. na tym, że możemy mówić nie zawsze pochlebne rzeczy o czymś, co jest nam bliskie.
Wracając do afery, sedno sprawy opiera się na osądzie, czy materiały Ferrari zostały wykorzystane w McLarenie i jeśli tak, to jak wysoką karę powinno się ogłosić aby była ona adekwatna do przewinienia.
Samo przestudiowanie odpowiedniej dokumentacji technicznej może być już pomocne w odniesieniu sukcesu. Poszczególne elementy bolidu nie muszą być nawet skopiowane, ważna jest również filozofia zastosowanych rozwiązań przez konkurentów czy sposób, w jaki sobie radzą z rozwiązywaniem problemów konstrukcyjnych. Na podstawie słynnego już artykułu 151c FIA musi rozsądzić ten trudny dylemat, ale właśnie tu kończą się jej kompetencje. Nie może skazać kogokolwiek za samo posiadanie dokumentacji bez udowodnienia jej wykorzystania. Taką możliwość mają właśnie sądy cywilne i na pewno dołożą to do długiej listy oskarżeń, bo słuszność oskarżenia osób z McLarena chyba nie budzi wątpliwości.
Na marginesie, nie jestem zwolennikiem instytucji "świadka koronnego", więc jeżeli okaże się, że kierowcy świadomie w jakiś sposób skorzystali z wiedzy Ferrari, to również i oni powinni ponieść konsekwencje nieuczciwego postępowania. Nie powinno się ich rozgrzeszać tylko dlatego, że zgodzili się na przekazanie jakichś informacji w zamian za ratowanie własnej skóry.
Wyrok wydany przez FIA (jak na razie bez podania uzasadnienia) budzi ogromne kontrowersje ze względu na swoją niespotykaną jak dotąd wysokość. Zdarzały się już wykluczenia z całego sezonu (w kartingu i rajdach), ale na nikogo nie była jeszcze nałożona tak wysoka kara pieniężna. Odkładając na bok emocje fanów Ferrari żądnych zemsty, ogłoszenie takiej grzywny (20-krotnie wyższej niż kiedykolwiek) musi budzić zdziwienie. W przepisach FIA nie ma jasno sprecyzowanych wysokości kar (oprócz maksymalnej, którą mogą nałożyć stewardzi), a zatem jej wysokość zależała w przypadku McLarena od "widzimisię" działaczy. W prawie cywilnym prawnicy i sędziowie często odwołują się do innych podobnych procesów i wyroków, co zawsze jest jakąś pomocą przy orzekaniu wyroku, a w obecnej sprawie FIA nie ma się do czego odwołać.
Do momentu ukazania się przejrzystego uzasadnienia wyroku wszystkie informacje, które się pokazują i dotyczą całej sprawy (łącznie z moimi) należy oczywiście traktować jako spekulacje i "gdybanie". Po ogłoszeniu uzasadnienia okaże się, które były trafne, a które nie. Wtedy będzie również czas na refleksję. Na szczęście FIA nie jest niezawisłym sądem, dlatego zasada "nie komentowania wyroków" nie będzie obowiązywała...
Zobacz także: Felieton: I co dalej? (część pierwsza)
Artykuł czy też felieton jest oczywiście stronniczy, bo wyrażane są w nim opinie autora czyli moje. W świecie F1 cenię sobie te same zasady, jak i w innych aspektach życia, czyli "prawdziwych facetów" ze szlachetnymi charakterami. Dlatego jestem wolny od zaciskania pięści tylko w imieniu jednego zespołu. W McLarenie lubię Hamiltona a Alonso nie bardzo, w Ferrari podobają mi się Massa i Raikkonen. Mogę się cieszyć całym sportem do kupy. Moje sympatie czy antypatie buduję na podstawie zachowań czy też postępków pojedynczych osób, niezależnie od uniformu który aktualnie noszą. Zmieniam swoje osądy kiedy wydarzy się coś takiego jak podczas wspomnianego GP Japonii, a nie tylko dlatego, że ktoś właśnie przeszedł do kolejnej stajni, której akurat kibicuję. Dlatego proszę nie wsadzać mnie w szufladkę kibica którejś z drużyn. Obiektywność polega m.in. na tym, że możemy mówić nie zawsze pochlebne rzeczy o czymś, co jest nam bliskie.
Wracając do afery, sedno sprawy opiera się na osądzie, czy materiały Ferrari zostały wykorzystane w McLarenie i jeśli tak, to jak wysoką karę powinno się ogłosić aby była ona adekwatna do przewinienia.
Samo przestudiowanie odpowiedniej dokumentacji technicznej może być już pomocne w odniesieniu sukcesu. Poszczególne elementy bolidu nie muszą być nawet skopiowane, ważna jest również filozofia zastosowanych rozwiązań przez konkurentów czy sposób, w jaki sobie radzą z rozwiązywaniem problemów konstrukcyjnych. Na podstawie słynnego już artykułu 151c FIA musi rozsądzić ten trudny dylemat, ale właśnie tu kończą się jej kompetencje. Nie może skazać kogokolwiek za samo posiadanie dokumentacji bez udowodnienia jej wykorzystania. Taką możliwość mają właśnie sądy cywilne i na pewno dołożą to do długiej listy oskarżeń, bo słuszność oskarżenia osób z McLarena chyba nie budzi wątpliwości.
Na marginesie, nie jestem zwolennikiem instytucji "świadka koronnego", więc jeżeli okaże się, że kierowcy świadomie w jakiś sposób skorzystali z wiedzy Ferrari, to również i oni powinni ponieść konsekwencje nieuczciwego postępowania. Nie powinno się ich rozgrzeszać tylko dlatego, że zgodzili się na przekazanie jakichś informacji w zamian za ratowanie własnej skóry.
Wyrok wydany przez FIA (jak na razie bez podania uzasadnienia) budzi ogromne kontrowersje ze względu na swoją niespotykaną jak dotąd wysokość. Zdarzały się już wykluczenia z całego sezonu (w kartingu i rajdach), ale na nikogo nie była jeszcze nałożona tak wysoka kara pieniężna. Odkładając na bok emocje fanów Ferrari żądnych zemsty, ogłoszenie takiej grzywny (20-krotnie wyższej niż kiedykolwiek) musi budzić zdziwienie. W przepisach FIA nie ma jasno sprecyzowanych wysokości kar (oprócz maksymalnej, którą mogą nałożyć stewardzi), a zatem jej wysokość zależała w przypadku McLarena od "widzimisię" działaczy. W prawie cywilnym prawnicy i sędziowie często odwołują się do innych podobnych procesów i wyroków, co zawsze jest jakąś pomocą przy orzekaniu wyroku, a w obecnej sprawie FIA nie ma się do czego odwołać.
Do momentu ukazania się przejrzystego uzasadnienia wyroku wszystkie informacje, które się pokazują i dotyczą całej sprawy (łącznie z moimi) należy oczywiście traktować jako spekulacje i "gdybanie". Po ogłoszeniu uzasadnienia okaże się, które były trafne, a które nie. Wtedy będzie również czas na refleksję. Na szczęście FIA nie jest niezawisłym sądem, dlatego zasada "nie komentowania wyroków" nie będzie obowiązywała...
Zobacz także: Felieton: I co dalej? (część pierwsza)
KOMENTARZE