Życie na padoku F1: Szanghaj
Oryginalne opracowanie: Jonathan Noble z serwisu AUTOSPORT
20.04.0921:11
7210wyświetlenia
"Welocme to Shanghai" - napisem z taką literówką w pierwszym wyrazie został powitany cyrk Formuły Jeden na torze w Szanghaju. Jonathan Noble z serwisu AUTOSPORT w cyklicznych artykułach zawsze po weekendzie grand prix subiektywnie opisuje wydarzenia z centrum padoku F1 oraz inne, mniej ważne - choć często jeszcze ciekawsze - rzeczy związane z życiem wewnątrz tego ciekawego sportu.
Na pierwszy ogień poszedł Bernie Ecclestone, który wraz z innymi osobami zauważył sporą zmianę w Chinach na przestrzeni lat, o czym opowiedział lokalnym mediom podczas prowizorycznej konferencji prasowej.
Kiedy tu przyjeżdżałem, a przyjeżdżałem tutaj już dawno temu, by coś tutaj stworzyć, czułem się tutaj niczym gigant, a to z tego względu, że wszyscy Chińczycy byli mojego wzrostu- stwierdził Bernie.
Teraz nie jestem w stanie popatrzeć na wszystkich z góry - nie wiem, co się stało z wami wszystkimi!
Literówka w banerze powitalnym nie była jednak jedynym błędem organizatorów, ponieważ szefowie z Red Bulla zostali również lekko zszokowani po samym wyścigu. Sebastian Vettel we wspaniałym stylu wygrał wyścig dla swojego zespołu i zaraz po usłyszeniu niemieckiego hymnu spodziewał się hymnu Austrii - a to dlatego, że RBR jeździ z austriacką licencją. Ku zaskoczeniu większości, w Szanghaju zagrano jednak "Boże, chroń Królową" (i bynajmniej nie w wersji zespołu Sex Pistols).
Dietrich Mateschitz, oglądający wyścig ze swojego domu w Salzburgu nie był w stanie w to uwierzyć, jednak nie stracił po tym dobrego humoru:
To nie powinno się więcej zdarzyć. Damy jednak FIA więcej szans na poprawę w przyszłości!Najlepszą jednak historią z obozu Red Bulla była ta o małej naklejce na zwycięskim bolidzie Vettela, tuż nad kierownicą, która zawierała trzy słowa:
Kate's Dirty Sister [Niegrzeczna Siostra Kasi]. Jak się później okazało, wytłumaczenie było tak samo śmieszne, jak samo jej spostrzeżenie.
Vettel od zawsze dawał swoim samochodom wyścigowym damskie imiona - ponieważ są seksownymi rzeczami. Jego zeszłoroczne STR3 to Julie, a kiedy zobaczył RB5 Red Bulla to stwierdził, że nada jej imię Kate. Po tym, jak rozbił swój pierwszy bolid w Australii w wypadku z Robertem Kubicą, dostał nowe podwozie na wyścig w Malezji, które posiadało dodatkowo kilka usprawnień, co sprawiało, że uważał je za jeszcze bardziej seksowne. I voila: Niegrzeczna Siostra Kasi.
Formuła 1 może być uważana za bezduszny biznes, jednak często zwraca się w stronę tych mniej szczęśliwych osób. W tym kontekście wyjątku nie było w Chinach, kiedy myśli Włochów były zdominowane przez to, co stało się w regionie Abruzzo. Obydwa F60 zespołu Ferrari nosiły na sobie napisy Abruzzo nel cuore [Abruzzo w sercu], co jest nazwą fundacji założonej przez Jarno Trullego w geście pomocy poszkodowanym w trzęsieniu ziemi, jakie miało miejsce po weekendzie w Malezji.
Trulli również posiadał logo fundacji na swoim uniformie, Toro Rosso umieściło również napis "Vicini All'Abruzzo", natomiast wszyscy członkowie GDPA postanowili zaoferować swoją pomoc. Jak podsumowuje Jarno Trulli:
Blisko trzysta osób straciło życie, co na dobrą sprawę nie jest dużą liczbą w porównaniu do tego, co tak naprawdę się stało. Nie mamy tam już miast ani wiosek - wszystko zostało kompletnie zniszczone, zrównane z ziemią.
Najczęściej dyskutowaną kwestią jednak, tak jak i na początku sezonu, tak i w Chinach, były podwójne dyfuzory. W zasadzie - jak ocenia Jonathan Noble - istniała duża korelacja pomiędzy tymi zespołami, które były najdalej w kwestii ich wytworzenia, a jadem, z jakim wygłaszały swoje stanowisko po całym padoku. Osobą, która najczęściej dochodziła do przysłowiowego ogranicznika obrotów był szef Renault - Flavio Briatore, który był niezwykle nieszczęśliwy z obrotu całej sytuacji. Najwyraźniej był trochę podenerwowany tym, że jego prywatny odrzutowiec musiał zostać pozbawiony siedzeń, aby można było nim dostarczyć nowy dyfuzor dla Fernando Alonso.
Szef Renault rozpoczął od nazwania Jensona Buttona paracarro, co w wolnym tłumaczeniu z włoskiego oznacza słupek drogowy, a następnie zagroził próbą odebrania zespołowi Brawn GP należnych mu pieniędzy z praw do transmisji, oraz w agresywny sposób odniósł się do sugestii dyrektora generalnego stajni Williams, którym jest Adam Parr, o tym, że Renault i Ferrari muszą zaakceptować fakt, że ich bolidy były nielegalne, skoro twierdzą, że podwójne dyfuzory nie są zgodne z regulaminem.
Masa włoskich dziennikarzy nie mogła jednak uwierzyć w to, jakich słów użył Briatore:
Adam Parr jest idiotą- wściekał się Flavio.
Możecie to sobie zapisać: jest idiotą. To proste. Nie chcę nawet gadać o nim. Nie powinien był ośmielić się mówić pewnych rzeczy. Złapiemy go za nos i zaprowadzimy do sądu, ponieważ wygląda na to, że jego zdaniem Ferrari i Renault nielegalnie zdobyło tytuły, a powiedział to przed FIA. Sama Federacja powinna wszcząć postępowanie wobec Parra.
On nawet nie miał wtedy się wypowiadać - zawsze gubi dobrą szansę na to, żeby się zamknąć - nie ma co do tego wątpliwości. Spytany o to, czy jego zdaniem Parr odgrywa jakąś rolę wewnątrz FOTA, Briatore odpowiedział:
Tak, łamanie jaj. To określenie we włoskim slangu oznacza wrzód na d... Auć!
Parr jednak nie był tym komentarzem rozwścieczony.
Flavio to kochany łobuz, nieprawdaż?- powiedział Parr.
Flavio to fantastyczny, rzucający się łatwo w oczy charakter, który niekoniecznie ma pełną wiedzę na dany temat, ale zawsze jest szczęśliwy, mogąc pomachać ramionami i zaznaczyć swoje stanowisko. Tak czy inaczej, każdy musi lubić Flavio, jednak nie brałbym wszystkiego co mówi na poważnie (...) Flavio to Flavio.
Jak podsumowuje Jonathan Noble:
Życie na padoku F1. Po prostu musisz je kochać.
Źródło: Autosport.com
KOMENTARZE