Takuma Sato - amator czy bohater?

31.05.0400:00
Marek Roczniak
1135wyświetlenia

Takuma Sato we wczorajszym wyścigu na torze Nurburgring próbę wyprzedzenia Rubensa Barrichello podczas walki o drugą pozycję przypłacił koniecznością wymiany przedniego skrzydła w swoim bolidzie B.A.R 006. Kierowca Ferrari po wyścigu tak skomentował wyczyn Japończyka: "Przykro mi to mówić, ale to było zbyt amatorskie posunięcie ze strony Sato, ponieważ nie znajdował się w pozycji umożliwiającej próbę wyprzedzania. Kiedy nadjechał, jego bolidem rzucało na boki, ale na szczęście zobaczyłem nos i udało mi się zrobić unik. W końcu i tak mógłby mnie wyprzedzić, ponieważ był wystarczająco szybszy, ale nie musiał tego robić akurat na tym okrążeniu".

Owszem, manewr Sato był dosyć ambitny, ale kierowca ten doskonale panował nad swoim autem, co widać na powtórkach telewizyjnych i dosyć wcześnie wyjechał z martwej strefy prawego lusterka Ferrari podczas hamowania przed pierwszym zakrętem, więc Barrichello powinien wcześniej zareagować, a nie dopiero wtedy, gdy zobaczył obok nos B.A.R 006. Wówczas było już po kolizji. Tłumaczenie, że nie musiał tego robić akurat na tym okrążeniu też nie ma specjalnie sensu, bo trudno oczekiwać, aby wyprzedzanie następowało tylko wtedy, kiedy akurat atakowana osoba sobie tego życzy. Skoro nie chciał, aby Japończyk go wyprzedził, to wystarczyło wcześniej zablokować wewnętrzny tor jazdy. Tymczasem pozwolił Sato na zrównanie się ze sobą, ale nie zostawił mu wystarczającej ilości wolnego miejsca na zakręcie i kolizja była nieunikniona.

Postawę swojego kierowcy broni szef zespołu B.A.R - David Richards. "Z pewnością będzie debata na temat tego, czy był to zbyt optymistyczny manewr i ludzie będą mieli swoje opinie. Jednakże koniec końców zatrudniamy kierowców wyścigowych i chcemy, żeby się ścigali do ostatniego okrążenia. Jeśli nadarza się okazja, to trzeba próbować ją wykorzystać. Tak powinien postępować zespół i tak powinni postępować kierowcy. Taku był bohaterem - tacy właśnie są kierowcy wyścigowi. Tego rodzaju ludziom należy bić brawo. Sport potrzebuje bohaterów. Potrzebuje kierowców, którzy nie wygrywają wyścigów poprzez kalkulację rezultatu na komputerze dzień wcześniej. Potrzebuje ludzi, którzy wykorzystują każdą nadarzającą się okazję i walczą do ostatniego okrążenia, a nie kalkulują wcześniej wszystko i sprawdzają na symulatorze, jak sobie poradzą. To powoduje, że wyścigi są nudne dla wszystkich. Ekipa Ferrari jest znakomita i nikt nie chce jej tego ujmować, ale nie takiego ścigania oczekują ludzie siedzący na trybunach".

Trudno nie zgodzić się z Richardsem, gdyż właśnie za waleczność i bezkompromisowość doceniało się kiedyś takich wielkich kierowców, jak Ayrton Senna czy Gilles Villeneuve. Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o tym, że kiedy w 1999 roku pod koniec wyścigu o Grand Prix Hiszpanii Damon Hill (Jordan) wyprzedził przy okazji dublowania ścigającego się wówczas w barwach zespołu Stewart Barrichello, Brazylijczyk także był niezadowolony. Według niego Hill nie powinien tego zrobić, skoro nie była to walka o punktowaną pozycję. Było to jedno z nielicznych wyprzedzeń podczas tego wyścigu i to dosyć efektowne, bo po zewnętrznej, ale jak widać nie spodobało się Barrichello. A przecież nie jest to wcale zły kierowca, tylko chyba już zapomniał, na czym polega prawdziwy sport.

Źródło: Autosport.com