Ferrari krytykuje FIA za 'świętą wojnę' o nowe zespoły
Na oficjalnej stronie włoskiego zespołu opublikowany został ostry artykuł przeciwko polityce FIA
23.02.1014:47
4754wyświetlenia
Ferrari zaatakowało dążenia FIA do wprowadzenia nowych zespołów do Formuły 1 w obliczu problemów, jakie spotkały na swojej drodze US F1 i Campos Meta. Wraz z faktem, że zespoły te nie mają jeszcze gotowego samochodu, a US F1 ma nadzieję na opuszczenie kilku pierwszych wyścigów sezonu, cały sport oswaja się z faktem, że najprawdopodobniej nie będzie miał tak pełnej stawki w sezonie 2010, jak oczekiwał.
W artykule opublikowanym na oficjalnej stronie Ferrari we wtorek, zespół otwarcie zaatakował politykę FIA zachęcania nowych zespołów - nazywając to 'świętą wojną'. Zasugerował też, że sport mógłby mieć się lepiej, gdyby zwrócił większą uwagę na takich producentów, jak Toyota czy BMW, które odeszły.
Z trzynastu zespołów, które zdecydowały się na starty, albo zostały nakłonione do zgłoszenia się do tegorocznych mistrzostw, jak na razie tylko jedenaście odpowiedziało na wyzwanie, pojawiło się na torze, niektóre później od innych i chociaż niektórzy przejechali tylko kilkaset kilometrów, to inni wykonali więcej, ale ze znacznie mniejszą prędkością- czytamy w artykule Ferrari zatytułowanym „Zaklinacz Koni - komu biją dzwony”.
Jeśli chodzi o dwunasty zespół - Campos Meta, jego współwłaściciel i struktura zarządzająca zostały zmienione - według plotek, które dotarły do Zaklinacza Koni z padoku, wraz z dużym zastrzykiem pieniędzy od szczodrego białego rycerza - klasyczna próba ratowania czegoś w ostatniej chwili. Jednak beneficjenci tej hojności mogą wkrótce dostrzec, że wspomniany rycerz spodziewa się po nich spełniania roli lojalnego wasala. Oznacza to tyle, że trudno jest sobie wyobrazić, że zaprojektowany przez Dallarę samochód pojawi się na testach na torze Catalunya - bardziej prawdopodobnym torem, na którym zobaczymy powrót nazwiska Senna do Formuły 1 wydaje się być Sakhir.
Trzynasty zespół - US F1 zdaje się ukrywać w Charlotte w Karolinie Północnej, ku przerażeniu takich ludzi, jak Argentyńczyk Lopez, który sądził, że znalazł swoją drogę do padoku Formuły 1 (aczkolwiek przy pomocy pani prezes Kirchner, jak twierdzą plotki) i teraz musi zaczynać wszystko od nowa. Co najciekawsze, wciąż są na tyle bezczelni by twierdzić, że wszystko ma się świetnie pod udekorowanym gwiazdami niebem.
Ferrari daje również jasno do zrozumienia, że nie jest zadowolone z sytuacji otaczającej Stefan Grand Prix - zespołu, który wciąż ma nadzieję na otrzymanie zgody na starty w tegorocznych mistrzostwach.
Następnie, mamy serbskie szakale- czytamy dalej w artykule.
Najpierw rozpoczęli donkiszotowską wojnę z FIA, następnie podnieśli kości Toyoty na ich łożu śmierci. Mają na pokładzie ludzi, wokół których wciąż unosi się zapach dawnych skandali, kręcą się teraz czekając na okazję, by zastąpić kogokolwiek, kto wypadnie z gry, prawdopodobnie z pomocą tego samego rycerza w lśniącej zbroi, o którym mówiliśmy wcześniej.
Włoski zespół jednoznacznie obwinia za całą sytuację byłego prezydenta FIA - Maxa Mosleya, który starł się zeszłego roku z producentami w swoim dążeniu do zachęcenia nowych zespołów do wejścia do sportu.
To jest spuścizna po świętej wojnie, toczonej przez byłego prezydenta FIA. Powodem sporu było pozwolenie mniejszym zespołom na wejście do Formuły 1. Taki jest tego wynik: dwa zespoły dotoczą się na start mistrzostw, trzeci jest pchany na ring za pomocą niewidzialnej ręki, a jeśli chodzi o czwarty zespół - cóż, lepiej zadzwonić na linię Osób Zaginionych, by ich odszukać. W międzyczasie straciliśmy dwóch producentów w postaci BMW i Toyoty, natomiast w Renault nie pozostało wiele więcej, jak sama nazwa. Czy było warto?
Krytyka nowych zespołów ze strony Ferrari nie jest niczym nowym - włoski zespół już w maju ubiegłego roku twierdził, że F1 najprawdopodobniej miałaby się lepiej, gdyby zmienić jej nazwę na „Formuła GP3”, gdyby stawka byłaby wypełniona nowymi zespołami, które zgłosiły się do sportu wcześniej zeszłego roku.
Źródło: Autosport.com, Ferrari.com
KOMENTARZE