Podsumowanie wyścigu o Grand Prix Australii
06.03.0500:00
13536wyświetlenia
Pierwszy wyścig sezonu 2005 już za nami i można chyba spokojnie uznać, że wprowadzone przez FIA zmiany w przepisach raczej nie spowodowały zmniejszenia atrakcyjności Formuły 1. Była bezpośrednia walka na torze, w trakcie dwóch rund postojów w boksach następowały zmiany w kolejności kierowców i nikomu nie pękła opona, choć wszyscy przejechali cały wyścig na jednym zestawie ogumienia. Bolidy okazały się jednak nieco wolniejsze niż w zeszłym roku, a konkretnie o półtorej sekundy biorąc pod uwagę najlepsze okrążenie z wyścigu. Małe zamieszanie w tej kwestii próbowali wprowadzić komentatorzy stacji TV4, porównując najlepszy czas uzyskany dzisiaj przez Fernando Alonso z rezultatem Kimi Raikkonena z 2003 roku, ale była to zapewne zwykła pomyłka. Tak czy inaczej tegoroczny wyścig o Grand Prix Australii był dosyć ciekawy, przyniósł kilka zaskakujących rozstrzygnięć i tylko afera z zeszłorocznymi bolidami Minardi oraz Paulem Stoddartem w roli głównej popsuła nieco nastrój jubileuszowej, 10 edycji wyścigu na torze Albert Park w Melbourne.
Przejdźmy jednak do sedna sprawy, czyli do wydarzeń z wyścigu. Giancarlo Fisichella wywalczenie pierwszej pozycji startowej być może zawdzięczał w głównej mierze szczęściu, jednak kierowca Renault swoją postawą w wyścigu z pewnością zasłużył sobie na słowa uznania. Jest to już drugie zwycięstwo Włocha w karierze, ale tym razem nie była to tylko sprawa przypadku, jak to miało miejsce podczas wyścigu o Grand Prix Brazylii w 2003 roku. Tym razem "Fisi" wreszcie znalazł się w czołowym zespole i nie zmarnował pierwszej okazji do pokazania, że w pełni sobie na to zasłużył. Zaczęło się od szczęścia na kwalifikacjach, jednak potem była już pełna rozwagi nienaganna jazda w wyścigu i prowadzenie od startu do mety. Bolid R25 podobnie jak podczas przedsezonowych testów okazał się zdecydowanie najlepszy, co potwierdziła tylko jeszcze bardziej efektowna jazda w wykonaniu drugiego kierowcy francuskiej stajni, Fernando Alonso. Hiszpan wyścig rozpoczął z 13 pozycji i choć zdrowy rozsądek nakazywałby być może spokojną jazdę i oszczędzanie opon, to jednak w przypadku tego kierowcy nie wchodziło to po prostu w grę. Wygrane niemałym wysiłkiem pojedynki na torze z Jacquesem Villeneuve'em i Jarno Trullim, a także niesamowite tempo jazdy tuż przed drugim zjazdem do boksów, czego efektem było zyskanie aż trzech pozycji - taki styl jazdy zdecydowanie najbardziej pasuje Alonso. W rezultacie obaj kierowcy Renault stanęli na podium i trudno sobie chyba wyobrazić lepszy początek sezonu.
Na drugim stopniu podium stanął Rubens Barrichello i choć Brazylijczyk był jedynym reprezentantem Ferrari, któremu udało się dojechać do mety dzisiejszego wyścigu, to jednak bolid F2004M okazał się dosyć konkurencyjny i to jest w tej chwili najważniejsze dla włoskiej stajni. Ze względu na trafienie w deszcz podczas sobotnich kwalifikacji, Barrichello wyścig musiał rozpocząć z 11 pozycji, jednak już po chwili był ósmy. Reszta zależała od obranej strategii na wyścig, która jak to zwykle bywa w przypadku zespołu Ferrari okazała się bardzo skuteczna. Po rozpoczęciu wyścigu z dosyć dużą ilością paliwa w baku Brazylijczyk swoje obydwa postoje w boksach zaliczał jako jeden z ostatnich kierowców i dzięki temu za każdym razem zyskiwał po trzy miejsca, mając na koniec wyścigu zaledwie pięć sekund straty do Fisichelli. Innymi słowy Barrichello spisał się dzisiaj znakomicie. Tymczasem Michael Schumacher wyścig rozpoczął z końca stawki i podobnie jak jego partner awans na coraz wyższe miejsca zawdzięczał głównie obranej strategii. Po drugim postoju w boksach aktualny mistrz świata znalazł się wreszcie na punktowanej pozycji, jednak w chwilę później nieudana próba ataku ze strony Nicka Heidfelda zakończyła się wypadnięciem z toru obydwu kierowców. Trudno jednoznacznie stwierdzić, który kierowca był bardziej winny, gdyż z jednej strony Schumacher nie zostawił wystarczająco dużo miejsca swojemu rodakowi, a z drugiej strony kierowca Williamsa mógł przewidzieć, jak to się skończy. Tak czy inaczej obaj nie dojechali do mety, ale za to następny wyścig będą mogli najprawdopodobniej rozpocząć z nowymi silnikami.
Na czwartej i siódmej pozycji finiszowali kierowcy Red Bull Racing, David Coulthard i Christian Klien. Tym samym spełniły się słowa Franka Williamsa, który przed rozpoczęciem sezonu zapowiadał, iż stajnia z Milton Keynes może sprawić niejedną niespodziankę w 2005 roku. Zaczęło się dosyć szczęśliwie od trafienia w dogodne warunki podczas pierwszej sesji kwalifikacyjnej, jednak mało kto się chyba spodziewał, że były kierowca McLarena zdoła ukończyć wyścig na jeszcze wyższej pozycji od startowej. Mało tego, Szkot przed ostatnim postojem jechał przez pewien czas na drugiej pozycji i wydawało się, że ma realną szansę na podium. Ostatecznie DC uległ Barrichello i Alonso, jednak jeśli popatrzymy na zeszłoroczną formę Jaguara, czwarta pozycja wydaje się być i tak wspaniałym osiągnięciem. Klien był raczej mało widoczny w tym wyścigu i swój zaledwie drugi zarobek punktowy w karierze zawdzięcza głównie kolizji pomiędzy Michaelem Schumacherem i Heidfeldem. Tym niemniej należy docenić rozważną jazdę młodego Austriaka i to, że nie zmarnował nadarzającej się okazji. Podsumowując ekipa Red Bull Racing swój debiutancki występ może zaliczyć do jak najbardziej udanych. Oby tak dalej!
Mark Webber był jedynym kierowcą Williamsa, któremu udało się dzisiaj dojechać do mety. Australijczyk musiał się jednak zadowolić zaledwie piątą pozycją, bo choć dysponował nieco szybszym bolidem od Coultharda, to jednak przez cały wyścig nie udało mu się wyprzedzić Szkota. Tymczasem podczas drugiej rundy postojów obydwu kierowców przeskoczyli Barrichello i Alonso, finiszując kolejno na drugiej i trzeciej pozycji. Nie był to zatem najlepszy debiut Webbera w barwach zespołu Williams i to w dodatku przed własną publicznością, ale już przed rozpoczęciem sezonu było wiadomo, że stajnia z Grove nie dysponuje najlepiej przygotowanym bolidem. W tej sytuacji zarobek czterech punktów nie jest najgorszym osiągnięciem. Szkoda tylko, że Heidfeld zbyt ambitną próbę wyprzedzenia Michaela Schumachera przypłacił wypadnięciem z toru, chociaż z drugiej strony tylko w ten sposób Niemiec mógł liczyć na zarobek punktowy, albowiem walka toczyła się o ósmą pozycję. Tak czy inaczej nie był to zbyt udany debiut Heidfelda w barwach zespołu Williams i kto wie, czy w tej sytuacji lepiej nie spisałby się Antonio Pizzonia, który jako zastępca Ralfa Schumachera w zeszłym roku za każdym razem zdobywał punkty (wyłączając Grand Prix Belgii, gdzie z walki wyeliminowały go problemy techniczne).
Nienajlepiej w Australii wypadli także kierowcy z zespołu McLaren, Juan Pablo Montoya i Kimi Raikkonen, ale przynajmniej obaj zdołali finiszować w pierwszej ósemce, zdobywając łącznie cztery punkty. Wyścig rozpoczął się wyjątkowo pechowo dla Raikkonena, który ze względu na zgaśnięcie silnika tuż po pierwszym okrążeniu rozgrzewającym został zmuszony do startu z linii boksów. W tej sytuacji Fin miał niewielkie szanse na uzyskanie dobrego rezultatu, chociaż podczas pierwszej rundy postojów udało mu się wyprzedzić Michaela Schumachera. Brawurowa jazda doprowadziła jednak do uszkodzenia jednego z bocznych deflektorów, co spowodowało pogorszenie osiągów MP4-20 i po drugim postoju Raikkonen ponownie znalazł się kierowcą Ferrari. Ostatecznie tylko dzięki kolizji Schumachera z Heidfeldem udało mu się zdobyć jeden punkt. Tymczasem Montoya do pewnego momentu jechał bardzo dobrze i miał nawet szansę na podium, gdyby nie błąd na okrążeniu poprzedzającym drugi postój w boksach. W efekcie w jego bolidzie także oderwał się jeden z deflektorów, a do tego doszło nieporozumienie podczas dublowania jednego z kierowców Jordana i w tej sytuacji Kolumbijczyk musiał zadowolić się szóstą pozycją. Na pocieszenie bolid MP4-20 okazał się dosyć szybki i zarazem niezawodny.
Jarno Trulli pomimo wysokiej pozycji startowej wyścig ukończył tuż za punktowaną ósemką. W początkowej fazie wyścigu Włoch był dosyć szybki i przez pewien czas jechał zaraz za Fisichellą, jednak już po pierwszym postoju zaczął mieć problemy z jedną z tylnych opon i spadł na szóstą pozycję, by w chwilę później zostać wyprzedzonym przez Alonso. Po ostatnim postoju Włoch był już dziewiąty i na takiej pozycji ukończył wyścig. Problemy nie ominęły także Ralfa Schumachera, który ze względu kłopoty z pasami bezpieczeństwa musiał odbyć dodatkowy postój w boksach. Ostatecznie młodszy z braci Schumacherów finiszował na 12 pozycji, ale podobnie jak Trulli był mimo wszystko zadowolony z osiągów bolidu TF105.
Największym rozczarowaniem tegorocznego wyścigu w Melbourne była z pewnością ekipa B.A.R. Jenson Button i Takuma Sato na mecie zameldowali się poza pierwszą dziesiątką, mając ponad jedno okrążenie straty do lidera. Pomijając niezbyt wysokie pozycje startowe z pewnością nie była to postawa godna wicemistrza w klasyfikacji konstruktorów. Obaj kierowcy przyznali bez ogródek, że w chwili obecnej bolid 006 nie jest zbyt konkurencyjny, co niestety nie wróży zbyt udanego początku sezonu dla stajni z Brackley. Ze względu na brak szansy na zdobycz punktową szefostwo B.A.R nakazało swoim kierowcom zjazd do boksów na ostatnim okrążeniu. Chodzi oczywiście o wykorzystanie luki w przepisach, zezwalającej na wymianę silnika w przypadku nie ukończenia wyścigu. Ciekawe, jak na to zareaguje FIA, albowiem Max Mosley zapowiadał swego czasu, że federacja nie będzie zezwalać na tego typu praktyki.
Niewiele lepiej spisali się w tym wyścigu kierowcy zespołu Sauber, Felipe Massa i Jacques Villeneuve. Massa ze względu na start z końca stawki zdecydował się tylko na jeden postój w boksach i początkowo miał trudności z jazdą z pełnym bakiem paliwa. Brazylijczyk dołał się jednak załapać do pierwszej dziesiątki i można to uznać za w miarę przyzwoite osiągnięcie. Tymczasem Villeneuve po zakwalifikowaniu się na czwartej pozycji już na pierwszym okrążeniu wypadł z punktowanej ósemki, by na mecie zameldować się na 13 pozycji. Po wyścigu Kanadyjczyk stwierdził, że bolid C24 jest bardzo trudny w prowadzeniu i na początku wyścigu w ogóle nie chciał się trzymać drogi.
Na ostatnich pozycjach zgodnie z tradycją finiszowali kierowcy z zespołów Jordan i Minardi (z wyjątkiem Christijana Albersa, którego z walki wyeliminowała awaria skrzyni biegów). Pomimo nowych właścicieli i silników Toyoty, stajnia z Silverstone na razie prezentuje mniej więcej podobny poziom jak w zeszłym roku. Na uwagę zasługuje jednak niezawodność bolidów EJ15, dzięki której Narain Karthikeyan i Tiago Monteiro zdołali dojechać do mety podczas debiutu w wyścigach Formuły 1. Ta samu sztuka powiodła się także Patrickowi Friesacherowi z Minardi.
Przejdźmy jednak do sedna sprawy, czyli do wydarzeń z wyścigu. Giancarlo Fisichella wywalczenie pierwszej pozycji startowej być może zawdzięczał w głównej mierze szczęściu, jednak kierowca Renault swoją postawą w wyścigu z pewnością zasłużył sobie na słowa uznania. Jest to już drugie zwycięstwo Włocha w karierze, ale tym razem nie była to tylko sprawa przypadku, jak to miało miejsce podczas wyścigu o Grand Prix Brazylii w 2003 roku. Tym razem "Fisi" wreszcie znalazł się w czołowym zespole i nie zmarnował pierwszej okazji do pokazania, że w pełni sobie na to zasłużył. Zaczęło się od szczęścia na kwalifikacjach, jednak potem była już pełna rozwagi nienaganna jazda w wyścigu i prowadzenie od startu do mety. Bolid R25 podobnie jak podczas przedsezonowych testów okazał się zdecydowanie najlepszy, co potwierdziła tylko jeszcze bardziej efektowna jazda w wykonaniu drugiego kierowcy francuskiej stajni, Fernando Alonso. Hiszpan wyścig rozpoczął z 13 pozycji i choć zdrowy rozsądek nakazywałby być może spokojną jazdę i oszczędzanie opon, to jednak w przypadku tego kierowcy nie wchodziło to po prostu w grę. Wygrane niemałym wysiłkiem pojedynki na torze z Jacquesem Villeneuve'em i Jarno Trullim, a także niesamowite tempo jazdy tuż przed drugim zjazdem do boksów, czego efektem było zyskanie aż trzech pozycji - taki styl jazdy zdecydowanie najbardziej pasuje Alonso. W rezultacie obaj kierowcy Renault stanęli na podium i trudno sobie chyba wyobrazić lepszy początek sezonu.
Na drugim stopniu podium stanął Rubens Barrichello i choć Brazylijczyk był jedynym reprezentantem Ferrari, któremu udało się dojechać do mety dzisiejszego wyścigu, to jednak bolid F2004M okazał się dosyć konkurencyjny i to jest w tej chwili najważniejsze dla włoskiej stajni. Ze względu na trafienie w deszcz podczas sobotnich kwalifikacji, Barrichello wyścig musiał rozpocząć z 11 pozycji, jednak już po chwili był ósmy. Reszta zależała od obranej strategii na wyścig, która jak to zwykle bywa w przypadku zespołu Ferrari okazała się bardzo skuteczna. Po rozpoczęciu wyścigu z dosyć dużą ilością paliwa w baku Brazylijczyk swoje obydwa postoje w boksach zaliczał jako jeden z ostatnich kierowców i dzięki temu za każdym razem zyskiwał po trzy miejsca, mając na koniec wyścigu zaledwie pięć sekund straty do Fisichelli. Innymi słowy Barrichello spisał się dzisiaj znakomicie. Tymczasem Michael Schumacher wyścig rozpoczął z końca stawki i podobnie jak jego partner awans na coraz wyższe miejsca zawdzięczał głównie obranej strategii. Po drugim postoju w boksach aktualny mistrz świata znalazł się wreszcie na punktowanej pozycji, jednak w chwilę później nieudana próba ataku ze strony Nicka Heidfelda zakończyła się wypadnięciem z toru obydwu kierowców. Trudno jednoznacznie stwierdzić, który kierowca był bardziej winny, gdyż z jednej strony Schumacher nie zostawił wystarczająco dużo miejsca swojemu rodakowi, a z drugiej strony kierowca Williamsa mógł przewidzieć, jak to się skończy. Tak czy inaczej obaj nie dojechali do mety, ale za to następny wyścig będą mogli najprawdopodobniej rozpocząć z nowymi silnikami.
Na czwartej i siódmej pozycji finiszowali kierowcy Red Bull Racing, David Coulthard i Christian Klien. Tym samym spełniły się słowa Franka Williamsa, który przed rozpoczęciem sezonu zapowiadał, iż stajnia z Milton Keynes może sprawić niejedną niespodziankę w 2005 roku. Zaczęło się dosyć szczęśliwie od trafienia w dogodne warunki podczas pierwszej sesji kwalifikacyjnej, jednak mało kto się chyba spodziewał, że były kierowca McLarena zdoła ukończyć wyścig na jeszcze wyższej pozycji od startowej. Mało tego, Szkot przed ostatnim postojem jechał przez pewien czas na drugiej pozycji i wydawało się, że ma realną szansę na podium. Ostatecznie DC uległ Barrichello i Alonso, jednak jeśli popatrzymy na zeszłoroczną formę Jaguara, czwarta pozycja wydaje się być i tak wspaniałym osiągnięciem. Klien był raczej mało widoczny w tym wyścigu i swój zaledwie drugi zarobek punktowy w karierze zawdzięcza głównie kolizji pomiędzy Michaelem Schumacherem i Heidfeldem. Tym niemniej należy docenić rozważną jazdę młodego Austriaka i to, że nie zmarnował nadarzającej się okazji. Podsumowując ekipa Red Bull Racing swój debiutancki występ może zaliczyć do jak najbardziej udanych. Oby tak dalej!
Mark Webber był jedynym kierowcą Williamsa, któremu udało się dzisiaj dojechać do mety. Australijczyk musiał się jednak zadowolić zaledwie piątą pozycją, bo choć dysponował nieco szybszym bolidem od Coultharda, to jednak przez cały wyścig nie udało mu się wyprzedzić Szkota. Tymczasem podczas drugiej rundy postojów obydwu kierowców przeskoczyli Barrichello i Alonso, finiszując kolejno na drugiej i trzeciej pozycji. Nie był to zatem najlepszy debiut Webbera w barwach zespołu Williams i to w dodatku przed własną publicznością, ale już przed rozpoczęciem sezonu było wiadomo, że stajnia z Grove nie dysponuje najlepiej przygotowanym bolidem. W tej sytuacji zarobek czterech punktów nie jest najgorszym osiągnięciem. Szkoda tylko, że Heidfeld zbyt ambitną próbę wyprzedzenia Michaela Schumachera przypłacił wypadnięciem z toru, chociaż z drugiej strony tylko w ten sposób Niemiec mógł liczyć na zarobek punktowy, albowiem walka toczyła się o ósmą pozycję. Tak czy inaczej nie był to zbyt udany debiut Heidfelda w barwach zespołu Williams i kto wie, czy w tej sytuacji lepiej nie spisałby się Antonio Pizzonia, który jako zastępca Ralfa Schumachera w zeszłym roku za każdym razem zdobywał punkty (wyłączając Grand Prix Belgii, gdzie z walki wyeliminowały go problemy techniczne).
Nienajlepiej w Australii wypadli także kierowcy z zespołu McLaren, Juan Pablo Montoya i Kimi Raikkonen, ale przynajmniej obaj zdołali finiszować w pierwszej ósemce, zdobywając łącznie cztery punkty. Wyścig rozpoczął się wyjątkowo pechowo dla Raikkonena, który ze względu na zgaśnięcie silnika tuż po pierwszym okrążeniu rozgrzewającym został zmuszony do startu z linii boksów. W tej sytuacji Fin miał niewielkie szanse na uzyskanie dobrego rezultatu, chociaż podczas pierwszej rundy postojów udało mu się wyprzedzić Michaela Schumachera. Brawurowa jazda doprowadziła jednak do uszkodzenia jednego z bocznych deflektorów, co spowodowało pogorszenie osiągów MP4-20 i po drugim postoju Raikkonen ponownie znalazł się kierowcą Ferrari. Ostatecznie tylko dzięki kolizji Schumachera z Heidfeldem udało mu się zdobyć jeden punkt. Tymczasem Montoya do pewnego momentu jechał bardzo dobrze i miał nawet szansę na podium, gdyby nie błąd na okrążeniu poprzedzającym drugi postój w boksach. W efekcie w jego bolidzie także oderwał się jeden z deflektorów, a do tego doszło nieporozumienie podczas dublowania jednego z kierowców Jordana i w tej sytuacji Kolumbijczyk musiał zadowolić się szóstą pozycją. Na pocieszenie bolid MP4-20 okazał się dosyć szybki i zarazem niezawodny.
Jarno Trulli pomimo wysokiej pozycji startowej wyścig ukończył tuż za punktowaną ósemką. W początkowej fazie wyścigu Włoch był dosyć szybki i przez pewien czas jechał zaraz za Fisichellą, jednak już po pierwszym postoju zaczął mieć problemy z jedną z tylnych opon i spadł na szóstą pozycję, by w chwilę później zostać wyprzedzonym przez Alonso. Po ostatnim postoju Włoch był już dziewiąty i na takiej pozycji ukończył wyścig. Problemy nie ominęły także Ralfa Schumachera, który ze względu kłopoty z pasami bezpieczeństwa musiał odbyć dodatkowy postój w boksach. Ostatecznie młodszy z braci Schumacherów finiszował na 12 pozycji, ale podobnie jak Trulli był mimo wszystko zadowolony z osiągów bolidu TF105.
Największym rozczarowaniem tegorocznego wyścigu w Melbourne była z pewnością ekipa B.A.R. Jenson Button i Takuma Sato na mecie zameldowali się poza pierwszą dziesiątką, mając ponad jedno okrążenie straty do lidera. Pomijając niezbyt wysokie pozycje startowe z pewnością nie była to postawa godna wicemistrza w klasyfikacji konstruktorów. Obaj kierowcy przyznali bez ogródek, że w chwili obecnej bolid 006 nie jest zbyt konkurencyjny, co niestety nie wróży zbyt udanego początku sezonu dla stajni z Brackley. Ze względu na brak szansy na zdobycz punktową szefostwo B.A.R nakazało swoim kierowcom zjazd do boksów na ostatnim okrążeniu. Chodzi oczywiście o wykorzystanie luki w przepisach, zezwalającej na wymianę silnika w przypadku nie ukończenia wyścigu. Ciekawe, jak na to zareaguje FIA, albowiem Max Mosley zapowiadał swego czasu, że federacja nie będzie zezwalać na tego typu praktyki.
Niewiele lepiej spisali się w tym wyścigu kierowcy zespołu Sauber, Felipe Massa i Jacques Villeneuve. Massa ze względu na start z końca stawki zdecydował się tylko na jeden postój w boksach i początkowo miał trudności z jazdą z pełnym bakiem paliwa. Brazylijczyk dołał się jednak załapać do pierwszej dziesiątki i można to uznać za w miarę przyzwoite osiągnięcie. Tymczasem Villeneuve po zakwalifikowaniu się na czwartej pozycji już na pierwszym okrążeniu wypadł z punktowanej ósemki, by na mecie zameldować się na 13 pozycji. Po wyścigu Kanadyjczyk stwierdził, że bolid C24 jest bardzo trudny w prowadzeniu i na początku wyścigu w ogóle nie chciał się trzymać drogi.
Na ostatnich pozycjach zgodnie z tradycją finiszowali kierowcy z zespołów Jordan i Minardi (z wyjątkiem Christijana Albersa, którego z walki wyeliminowała awaria skrzyni biegów). Pomimo nowych właścicieli i silników Toyoty, stajnia z Silverstone na razie prezentuje mniej więcej podobny poziom jak w zeszłym roku. Na uwagę zasługuje jednak niezawodność bolidów EJ15, dzięki której Narain Karthikeyan i Tiago Monteiro zdołali dojechać do mety podczas debiutu w wyścigach Formuły 1. Ta samu sztuka powiodła się także Patrickowi Friesacherowi z Minardi.