Wesołych Świąt!
"Życzymy Wam zdrowia, Świąt w pełni rodzinnych, w czas dni wyjątkowych i od reszty innych"
24.12.1010:49
6215wyświetlenia
Na Święta.
Leżał patrząc w sufit, zerknął na zegarek,
- „Na co mi to było, po co się zgłaszałem?
Że to trudna misja dziś dopiero czuję,
no, ale przepadło i teraz żałuję.”
Odradzali mu starsi, że jeszcze nie pora,
- „Zdążysz, młody jesteś, wykazać się zdołasz”,
ale duma, ambicja i gorąca głowa
skutkiem, że zbyt szybko padły głupie słowa.
Powiedziałem, że podołam, znam te operacje,
i choć młody to dam radę i pójdę na akcję,
popatrzyli, pokiwali z litością głowami,
- „Cóż, skoro się uparłeś pójdziesz razem z nami”.
- „Dostaniesz swój odcinek, ruszysz tam z ładunkiem,
lecz jeśli zawalisz - stwierdzili ze smutkiem,
- pamiętaj, nikt cię nie zna, ty nie znasz nikogo,
od tej chwili odpowiadasz tylko swoją głową”.
Dźwięk drażliwy budzika przerwał to wspomnienie,
- „Czas ruszać, zmrok już, pora na spełnienie.”
Spojrzał na ładunek, sprawdził po raz setny,
jak coś będzie nie tak poszłoby mu w pięty.
Rozchylił palcami żaluzje, spojrzał w głąb ulicy,
krzątała się jakaś grupka, chyba kolędnicy,
- „Odczekam chwilę” - pomyślał - pójdę jak odejdą”,
wziął ładunek i zgarbiony ruszył lewą jezdnią.
- „Pora odpowiednia, rejon prawie pusty,”
podrapał z uśmiechem swój podbródek tłusty
- „Narobię zamieszania, nic im nie pomoże,
i do tego, prawie o tej samej porze”.
Nagle stanął jak wryty, rzucił na kolana,
kilku smarków przed domem lepiło bałwana,
na szczęście żywopłot śniegiem przysypany,
ukrył go wraz z ładunkiem - jest uratowany.
Przeczołgał się kilka metrów, aż w końcu ich minął,
wstał, przeskoczył ulicę i za rogiem zginął.
Stanął w ciemnym miejscu opodal śmietnika,
wyjął latarkę i mapkę, wzrokiem ją przenika.
W głowie już odtwarza kolejność swej trasy,
którym dachem, gdzie przejście, gdzie duże tarasy,
tak kroczek po kroczku odwiedzał te miejsca,
ubywało ładunków i jemu zajęcia.
- „No to prawie wszystko, jeden punkt i z głowy,
narobić harmidru już jestem gotowy,
jeszcze tylko moment, i o jednej chwili,
będą się niektórzy dość mocno dziwili”.
Przeskoczył przez podwórko, pod oknem przyczaił,
lecz nagle cios jakiś na łeb mu się zwalił,
spojrzał w górę i uśmiech przebłysnął spod brody,
„Dobrze, że śnieg a nie sopel, bo byłbym gotowy”.
Naparł lekko okno, na zamku puściło,
już był w środku pomyślał - „Jak ciepło i miło”,
ładunek wykłada ostrożnie, powoli,
im jest bliżej końca tym bardziej się boi.
Gotowe, czas zmykać, - „No i co starszyzno?
Nie dam rady bom młody, mam psychikę inną,
nie znam wszystkich pułapek, tych malutkich ludzi,
ja debeściak jestem, niech się nikt nie łudzi”.
Ruszył w stronę okna, opodal kominka
niewidzialna dla niego winylowa linka
naciągnięta od szafy aż do stołu nogi,
okazała się dla niego dziś jedynym wrogiem.
Zahaczył lewym butem, stracił równowagę,
szukał gdzieś ratunku, zgarnął jakąś wazę,
i trzymając oburącz, bo worek już pusty,
legł w stroju czerwonym ten osobnik tłusty.
Leżał półprzytomny, wokół wrzeszczy zgraja,
- „Mamo, Mamo chodź tu, mamy Mikołaja”.
Ale Wy się nie martwcie, wpadł jeden narwany,
pozostały tysiące, których świetnie znamy.
Życzymy Ci by Oni znając Twe marzenia,
spełniali je w te Święta, bez ograniczenia,
aby to, co cichutko gdzieś w sobie skrywałeś,
co było marzeniem i dla siebie miałeś,
nabrało postaci, stało się realne,
aby Twe marzenia nie poszły na marne,
by wiedzieli, co Ci trzeba, by dotknąć radością,
nawet gest najmniejszy byleby z miłością.
To nie musi być rzecz wielka, co warta fortunę,
ważne by trafiła, trąciła tą strunę
na której Wam zależy i co z serca płynie,
i za tydzień w stercie bubli na zawsze nie zginie.
Życzymy Wam zdrowia, Świąt w pełni rodzinnych,
w czas dni wyjątkowych i od reszty innych,
spędźcie je radośnie, szczęśliwie i zdrowo,
tak jak w monokoku - pisząc formułowo.
W te Świąteczne chwile, myślcie o nas mile.
Redakcja
KOMENTARZE