Mitch Evans obronił mistrzostwo Toyota Racing Series

W serii tej startował tez Joshua Hill, którego ojcem jest Damon - mistrz F1 z roku 1996
13.03.1120:37
Mariusz Karolak
2778wyświetlenia

Dzisiaj zakończył się kolejny sezon Toyota Racing Series. Mistrzem ponownie został Mitch Evans. Jest to najbardziej prestiżowa klasa wyścigowa w Nowej Zelandii. Rywalizują w niej przede wszystkim kierowcy z tego kraju i Australii, choć w ostatnich latach pojawiają się też i Europejczycy traktujący tą serię jako zimowy przystanek w przygotowaniach do poważniejszych startów w okresie wiosenno-letnim.

Toyota Racing Series to kategoria zbliżona do Formuły 3. Wszyscy kierowcy korzystają z tej samej konstrukcji bolidu Tatuus TT104ZZ i silników zbudowanych przez Toyotę. Seria powstała w 2005 roku i aktualnie rywalizacja trwa w ciągu pierwszych trzech miesięcy każdego roku. Dotychczasowi mistrzowie to: Brent Collins (2005), Daniel Gaunt (2006, 2007), Andy Knight (2008), Mitch Cunningham (2009) i Mitch Evans (2010, 2011).

Ideą rozgrywania tych mistrzostw jest wyłonienie kolejnych młodych talentów z Nowej Zelandii, które mogłyby w przyszłości jeździć w Formule 1. W tym roku mistrzostwa te były o tyle ciekawe, że startował w nich Joshua Hill, którego ojcem jest Damon - mistrz F1 z roku 1996. Joshua dotychczas ścigał się tylko w brytyjskiej Formule Ford i Ginetta Junior Series. W Toyota Racing Series zajął dopiero 13 miejsce. Przed nim teraz starty w brytyjskiej Formule Renault 2.0.

Innymi kierowcami z Europy w tych mistrzostwach byli w tym roku: Mario Farnbacher z Niemiec, Alex Lynn z Wielkiej Brytanii oraz Iwan Łukaszewicz i Danił Krywat - obydwaj z Rosji. W kilku wyścigach wystartował też Earl Bamber. Ponadto ścigał się tu również Kotaro Sakurai z Japonii. Tegoroczny mistrz Evans ma już zapewnione miejsce w zespole MW Arden w europejskiej GP3 Series.

Joshua Hill nadal ma nadzieję na starty w F1 w przyszłości. Chciałby pójść w ślady słynnego dziadka Grahama i ojca. Póki co w przyszłym tygodniu będzie testował na torze Silverstone.

KOMENTARZE

8
Kojag
14.03.2011 07:40
A może f1wm.pl pomoże zrobić nam jakiś plan powstania takiej serii, nagłośni sprawę i zaczniemy szukać sponsorów? Pomarzyć zawsze można!
pi0ter
14.03.2011 06:49
Kojaq, ja myślę, że fakt, iż kasa ma tak duży wpływ na sukces w motorsporcie nie dla każdego jest oczywistą oczywistością, ale mniejsza o to. Adakar, zgadza się, potrzeba na to kasy, tego nie podważam. W ogóle single-seatery w Polsce to dla mnie abstrakcja. Prędzej jednak widzę Formułę Vee niż serię F3. Kilka lat temu Andrzej Dziurka i Maciej Stańco mieli pomysł, aby zorganizować wyścigi tanich bolidów jednomiejscowych - odwiedzili nawet fabrykę Van Diemena. Jednak bez poparcia wielkiego koncernu taka inicjatywa nie ma szans. Mnie osobiście w polskich wyścigach cieszy bardzo powstanie Maluch Trophy.
Adakar
14.03.2011 08:34
tak ale i na nią potrzeba trochę kasy. Formuła Vee to i tak jakieś 50 tys zł na zakup bolidu i później min. 2000 zł na każdą rundę. Można też kupić kit cara wtedy cena początkowa spada o prawie połowę. + kombinezon, kask, buty, rekawice, bielizna, dojazd na rundę (laweta), hotel lub swój camper żeby było gdzie spać ... koszty koszty Do tego muszą sie znaleźć sposnorzy całej serii, musi być jakaś nagroda (np. opłacony sezon w Formule Renault albo F3 Niemieckiej) albo jakieś nagrody pieniężne. Obsługa techniczna etc etc ... musi być dobry marketing wokół tego... Ale bezpieczniejszego i tańszego sposobu na w miarę profi poziomie nie da się znaleźć. Radicale to poroniony pomysł na Polskie warunki. Szczerze na teraz to byłbym za powrotem najtańszych rozwiązań -> markowe puchary w stylu Kia Picanto a wcześniej CC i CC Sporting. To było coś. Gdyby do dziś była taka seria jak w latach 90tych sam bym w niej wystartował tu i teraz.
Kojag
14.03.2011 08:29
pi0ter, to "oczywista oczywistość" bez kasy to nie ma czego szukać w motosporcie, choćby na najniższym poziomie. Motosport bez kasy to nawet dla relaksu ciężko uprawiać, niestety... Ale mi chodziło o to, że niekoniecznie trzeba mieć w kraju jakieś ogromne talenty. Czytałem niedawno, że Lublin planuje budowę toru wyścigowego - może coś się wreszcie ruszy. Skoki też były na słabym poziomie, kiedy pojawił się Małysz, ale "Małyszomania" pomogła i teraz mamy jednych z najlepszych juniorów na świecie. Jeszcze 2-3 sezony i "efekty Małyszomanii" wejdą w wiek seniorski i będziemy mieli sukcesy. Mam nadzieje, że z wyścigami będzie podobnie, ale wszystko trzeba robić małymi krokami... A jak nie, to można zawsze kogoś znaturalizować ;)
pi0ter
13.03.2011 09:28
Zdaję się, że jeden z dwóch wspomnianych w tekście Rosjan nazywa się Daniił Kwiat. Kojag, jeśli chodzi o doprowadzenie zawodników do poziomu GP2, to obok ciężkiej pracy potrzeba setek tysięcy euro. Bez tego trudno myśleć nawet o kartingu na sensownym poziomie. A w Polsce F3 nie widzę. Tu nawet mistrzostwa Radicala stoją pod znakiem zapytania. Tak, jak napisał Saruto, u nas rację bytu mają ewentualnie twory w rodzaju Formuły Ford lub Formuły Vee.
Saruto
13.03.2011 09:18
F3? jak będzie coś pokroju Formuła Ford, Renault 2.0 to powinniśmy skakać i tańczyć. Bo obecnie nawet wyścigów nie ma.
Mariusz
13.03.2011 08:19
Może kiedyś doczekamy się w Polsce jakiejś krajowej F3, jak np. we Włoszech czy Niemczech. To byłoby już coś!
Kojag
13.03.2011 08:01
Pomysł fajny... Mam nadzieję, że po sukcesach Kubicy, w naszym kraju też powstanie tego typu seria, bo wiele talentów mogłoby zostać odkrytych - nie koniecznie na poziomie F1, ale zawodników do poziomu choćby GP2 można doprowadzić wyłącznie ciężką pracą - nawet jeśli nie są specjalnie utalentowani...