Przewodnik LRGP: Monako - powód istnienia Formuły 1
"Nie przyjechaliśmy po prostu na kolejne Grand Prix, przyjechaliśmy na to Grand Prix"
24.05.1114:21
1736wyświetlenia
Oto jest. Przyjazd konwoju Lotus Renault GP do Księstwa Monako ubiegłej nocy miał pewne znaczenie. Nie przyjechaliśmy po prostu na kolejne Grand Prix, przyjechaliśmy na to Grand Prix.
Mogą być jeszcze inni kandydaci, którzy uważają, że ich wyścig jest tym Grand Prix. Grand Prix Wielkiej Brytanii na Silverstone, które jest domem motorsportu. Nazwa Spa-Francorchamps jest równoznaczna z jakimkolwiek wyścigiem na czterech kołach. Nawet Singapur jest nowym kandydatem do miana najbardziej pamiętnego wyścigu, ponieważ odbywa się on w nocy. Jednakże nigdzie indziej nie ma takiego miejsca, które wprawiałoby w zdumienie tak, jak Monako.
Wczoraj o tej porze byliśmy wciąż w Barcelonie, debatując o mieszanym wyniku zespołu w niedzielę. Jednakże było mało czasu, aby rozwodzić się nad tym, gdyż wszystkie myśli kierowaliśmy już w stronę wyścigu w Monako.
O godzinie 10:30 nasz minibus wyruszył z hotelu, podróżowaliśmy autostradą A9, a następnie zrobiliśmy postój na małże z frytkami w pięknym miasteczku rybackim tuż za francuską granicą. Przy bezchmurnym niebie i wskazaniach termometru sięgających trzydziestu stopni, panował pogodny nastrój przed naszym przybyciem do (powiem to raz jeszcze) Monako. Cóż, dokładnie to Monte Carlo.
Pięć godzin od czasu naszego lunchu, po minięciu takich miast jak Montpellier i Aix-en-Provence, zaczęliśmy przejeżdżać przez słynne tunele Lazurowego Wybrzeża. Dla każdego, kto zna tę część świata, wyjazd z tunelu i zobaczenie co znajduje się po drugiej stronie, jest emocjonujące. Wjeżdżasz do tunelu, mając przed sobą jedynie hipermarket Intermarché po prawej stronie. Po wyjechaniu widzisz jedynie błękitny ocean i wiele jachtów przycumowanych w porcie.
Zapytajcie jakiegokolwiek kierowcy - nawet naszego Nicka lub Witalija - i powiedzą Wam, że ten wyścig ma to coś. Tor uliczny blisko tłumów i wody, którego trasa wije się w samym sercu Monte Carlo. To karta atutowa Formuły 1, która jest doskonale wykorzystywana. Po otrzymaniu kalendarza z dodatku sportowego gazety 1 stycznia każdego roku, fan sportu zaznacza takie wydarzenia, jak Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, Igrzyska Olimpijskie, Wimbledon, być może finał Ligi Mistrzów, turniej krykieta The Ashes (jeśli jesteś Brytyjczykiem lub Australijczykiem!) i można do tego dodać Grand Prix Monako Formuły 1. Nie gdzieś na boku, nie w przypisach, lecz wyraźnie w samym sercu kalendarza sportowego, tłustym drukiem i z podkreśleniem. Właśnie wtedy to się odbywa.
Blask i urok - te słowa będzie można usłyszeć wielokrotnie w ciągu następnych kilku dni wraz ze zbliżaniem się wyścigu. Tak, jest duża dawka podekscytowania i hojności z XXI wieku, ale nie można zapomnieć o jednym składniku udanego GP Monako, którym jest tradycja. Ten składnik z pewnością nie zostanie zapomniany przez kierowców rywalizujących tutaj - będą przygotowywać się do tego wyścigu wiedząc, że wygrywały tu legendy. Sir Jackie Stewart wygrał tu trzykrotnie, tak jak Sir Stirling Moss. Alan Prost zwyciężył cztery razy, Michael Schumacher pięć, Graham Hill pięć, a Ayrton Senna aż sześć razy. Każdy kierowca ze stawki w 2011 roku ma szansę, aby dołączyć do tych wielkich nazwisk na tablicy zwycięzców, a kiedy nadejdzie niedziela, właśnie to będzie ich wymarzonym osiągnięciem.
Źródło: Informacja prasowa lotusrenaultgp.com
KOMENTARZE