Grand Prix Francji - wyścig - podsumowanie
Zespół Ferrari pokazał dzisiaj, że walka o tytuły mistrzowskie nie jest jeszcze rozstrzygnięta
16.07.0623:18
8470wyświetlenia
Michael Schumacher odniósł czwarte zwycięstwo w tym sezonie, a w sumie ósme na torze Magny-Cours, decydując się podobnie jak jego partner z zespołu Ferrari, Felipe Massa, na trzystopową strategię. Nie było to zresztą specjalnym zaskoczeniem, gdyż można to było już wywnioskować po czasach uzyskiwanych w trzecim bloku kwalifikacji, który począwszy od tego weekendu trwa tylko 15, a nie 20 minut.
Fernando Alonso także zamierzał obrać podobną strategię, ale zespół Renault po przekonaniu się o szybkości kierowców Ferrari postanowił najwyraźniej zmienić plany i choć Hiszpan na swój pierwszy postój zjechał wcześniej od Schumachera, to jednak zatankował do swojego bolidu wyraźnie więcej paliwa i potem w boksach pojawił się już tylko jeden raz, co umożliwiło mu przeskoczenie Massy. Dzięki temu jego przewaga w klasyfikacji generalnej kierowców zmalała tylko o dwa oczka i wynosi obecnie 17 punktów.
Sam wyścig nie należał do najbardziej emocjonujących - Alonso miał tuż po starcie okazję do wyprzedzenia Massy, ale Brazylijczyk nie uległ presji ze strony aktualnego mistrza świata i zdołał się wybronić przed drugim zakrętem. Udanym manewrem wyprzedzania na pierwszym okrążeniu popisał się za to Mark Webber (Williams), awansując na ósmą pozycję po pokonaniu Pedro de la Rosy (McLaren). Hiszpan był co prawda wyraźnie szybszy i wielokrotnie próbował odzyskać utraconą pozycję pod koniec najdłuższej prostej, ale ostatecznie dopiero podczas pierwszej rundy postojów przeskoczył Webbera, a później nie zdołał już nikogo dogonić, korzystając jedynie z problemów technicznych Jarno Trullego (Toyota), dzięki czemu finiszował na siódmej pozycji. Tym niemniej był to udany start de la Rosy w wyścigu po ponad rocznej przerwie.
Pierwsza runda postojów nie przyniosła istotnych zmian w czołówce, ale dała nam kilka wskazówek co do tego jaką strategię obrali poszczególni kierowcy. I tak okazało się między innymi, że tylko na dwa postoje zdecydowali się obydwaj kierowcy Toyoty, zajmując nawet przez dwa okrążenia poprzedzające zjazd do boksów Trullego dwie czołowe pozycji. Niestety tuż za połową wyścigu wysiadły hamulce w bolidzie Włocha, gdy jechał na czwartej pozycji i na placu boju pozostał już tylko Ralf Schumacher. Niemiec podczas pierwszego postoju stracił kilka sekund ze względu na problemy z wymianą koła, przez co spadł na siódmą pozycję, ale dwustopowa strategia umożliwiła mu pokonanie Kimi Raikkonena (McLaren) i Giancarlo Fisichelli (Renault) i ostatecznie Ralf finiszował na czwartej pozycji. Toyota posuwa się więc nareszcie do przodu, w czym sporą zasługę mają opony Bridgestone.
Tymczasem Raikkonen musiał zadowolić się piątą pozycją, a więc wyścigu tego nie może zaliczyć do zbyt udanych, zwłaszcza że gdyby nie problemu Trullego zdobyłby zaledwie trzy punkty. Na pocieszenie Fin był drugim najszybszym kierowcą na oponach Michelin i w wyścigu popisał się efektownym wyprzedzeniem Trullego, choć była to głównie zasługa jazdy z mniejszą ilością paliwa w danym momencie. Niezbyt udany wyścig miał dzisiaj także Fisichella, który finiszował na szóstej pozycji, natomiast ostatni punkt zdobył Nick Heidfeld, co biorąc pod uwagę udane występy ekipy BMW Sauber na treningach jest nieco rozczarowującym osiągnięciem, ale jest to w końcu jeszcze młody zespół. Niestety zwyżkująca forma Toyoty oznacza, że zespół Roberta Kubicy spadł po wyścigu we Francji na szóstą pozycję w klasyfikacji konstruktorów.
Pierwszą dziesiątkę zamknęli na mecie David Coulthard (Red Bull) i Scott Speed (Toro Rosso), jednak z faktu tego zadowolony był tylko Amerykanin, który pomimo sporego bólu będącego następstwem piątkowej kraksy pojechał naprawdę dobry wyścig, pokonując między innymi byłego mistrza świata z 1997 roku, Jacquesa Villeneuve (BMW Sauber). Całkowicie zawiodły tymczasem zespoły Wiiliams i Honda, z których do mety dojechał tylko Nico Rosberg, ale dopiero na 14 pozycji. Podsumowując, dzisiejszy wyścig nie należał być może do najbardziej ekscytujących, ale za to pokazał, że walka o obydwa tytuły mistrzowskie nie jest jeszcze rozstrzygnięta, a więc czeka nas jeszcze trochę emocji w drugiej połowie sezonu.
KOMENTARZE