Z esportu do F1? Lando Norris twierdzi, że tak będzie
Wirtualne wyścigi zyskują na popularności
28.11.1914:50
995wyświetlenia
Embed from Getty Images
Rośnie popularność simracingu. Lando Norris, Max Verstappen, czy Robert Kubica nie ukrywają, że lubią pościgać się w wirtualnych wyścigach. Czy wkrótce esportowcy będą zamieniać się w prawdziwych kierowców F1?
Postępująca cyfryzacja i rozwój nowoczesnych technologii sprawiają, że dziś na komputerze można odwzorować niemal w stu procentach otaczającą nas rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że wyścigi samochodowe od początku istnienia gier komputerowych cieszyły się sporą popularnością. Obecnie fani ścigania mogą skorzystać z kilku symulatorów wyścigów. Okazuje się, że są one na tyle realistyczne, że korzystają z nich zawodowi kierowcy wyścigowi. Jednym z nich jest Lando Norris. Brytyjczyk z McLarena postawił nawet dość odważną tezę, że esportowcy, którzy specjalizują się w simracingu w przyszłości będą trafiać do F1.
Norris wie o czym mówi, bo sam jest mocno zatopiony w świecie wyścigów F1, jak i w simracingu. Kierowca, który ma na swoim koncie zdobytych w sumie 45 punktów w Grand Prix, regularnie grywa w gry esportowe i relacjonuje swoje wirtualne występy za pośrednictwem swojego konta na portalu Twitch.tv. Norrisa obserwuje ponad 154 tys. fanów. To jeszcze nic, bo esport przyciąga także Holenda Maxa Verstappena. W lipcu tego roku obaj wystąpili razem w wirtualnym wyścigu iRacing Spa 24, który był rozgrywany na wirtualnym torze Spa-Francorchamps. Verstappen i Norris bronili barw jednego zespołu esportowego i… wyścig zakończył się dla nich pełnym sukcesem, czyli zwycięstwem.
A jak było z Robertem Kubicą? Polak długo nie chwalił się, że grywa w rozgrywki esportowe. W końcu jednak przyznał się, że to on ściga się w wirtualnych rozgrywkach, biorąc udział w wirtualnych mistrzostwach iRacing. - Startowałem już dawniej w różnych takich imprezach, ale teraz robię to dla treningu. Chodzi bardziej o kwestie fizyczne i ćwiczenie koncentracji, niż o szybką jazdę - przyznał Kubica na łamach „Przeglądu Sportowego”. Używa on symulatorów jako formy treningu, np. poprzez dodanie sobie dodatkowych obciążeń na ramiona i kierownicę.
No dobrze, ale wróćmy do wspomnianego Brytyjczyka Norrisa i jego śmiałej tezy. Udzielił on wypowiedzi portalowi racefans.net, w których głównym tematem był właśnie wpływ esportu i simracingu na F1. - Myślę, że w przyszłości do F1 będą trafiać ludzie, którzy zaczynali w esporcie - powiedział Lando. Nie sądzę, że będą przechodzili prosto z esportu do Formuły 1, ale ich umiejętności będą wystarczające, żeby dobrze radzić sobie w F3, F2 itd. Już teraz pojawiło się wielu kierowców, którzy przesiedli się z symulatora do normalnych maszyn wyścigowych i sobie radzą - powiedział kierowca McLarena. Jakich argumentów użył Brytyjczyk na obronę swojej tezy? - Umiejętności z symulatora można przełożyć na rzeczywisty tor wyścigowy. Esportowcy spędzają godziny, dnie i całe tygodnie na testowaniu ustawień, na ciągłych poprawkach, doskonaleniu i zmianie ustawień, by wykręcać jeszcze lepsze osiągnięcia. Imponują mi tacy ludzie, bo sam spędzam nad tym wiele czasu, aby poprawić się na torze F1. Poza tym same symulatory stają się coraz lepsze i coraz bardziej oddają rzeczywistość - cytuje kierowcę F1 portal racefans.net.
Warto uzmysłowić sobie, że według szacunków liczba esportowych graczy, którzy regularnie ścigają się na wirtualnych torach, sięga w Polsce kilkuset osób. Według ekspertów polska scena simracingowa raczkuje, ale rozwija się dynamicznie. M.in. właśnie dzięki temu, że wspierają ją kierowcy wyścigowi. Dobrym przykładem jest Damian Lempart, kierowca rajdowy, który swój czas dzieli na wyścigi w realu i wirtualu. O rozwoju tej gałęzi esportu i wzrostowi jego znaczenia na pewno świadczy fakt, że Polska Liga Esportowa została powiększona tej jesieni właśnie o zawody simracingowe. Premierowy sezon wyścigowy w PLE rozpoczął się w październiku i potrwa do 21 grudnia, kiedy odbędzie się ostatni wyścig. Gracze grają w grę Assetto Corsa. Zapisało się ponad czterystu fanów wirtualnego ścigania, którzy mieli do wyboru dziewięć modeli samochodów. W całym cyklu gracze będą się ścigali na siedmiu różnych torach. Każda runda składa się z dwóch wyścigów, gdzie w drugim odwracana jest kolejność TOP 10. Najlepsi mogą liczyć na pieniężne nagrody. Jak widać, wirtualne wyścigi nie tylko się rozwijają, ale i stają dochodową branżą. Czy spełnią się słowa Lando Norrisa, przekonamy się… w przyszłości.
Udział w nielegalnych grach hazardowych jest karany. STS (Star-Typ Sport Zakłady Wzajemne Spółka z o.o.) posiada zezwolenie wydane przez Ministra ds. Finansów Publicznych na urządzanie zakładów wzajemnych. Hazard związany jest z ryzykiem.
Rośnie popularność simracingu. Lando Norris, Max Verstappen, czy Robert Kubica nie ukrywają, że lubią pościgać się w wirtualnych wyścigach. Czy wkrótce esportowcy będą zamieniać się w prawdziwych kierowców F1?
Postępująca cyfryzacja i rozwój nowoczesnych technologii sprawiają, że dziś na komputerze można odwzorować niemal w stu procentach otaczającą nas rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że wyścigi samochodowe od początku istnienia gier komputerowych cieszyły się sporą popularnością. Obecnie fani ścigania mogą skorzystać z kilku symulatorów wyścigów. Okazuje się, że są one na tyle realistyczne, że korzystają z nich zawodowi kierowcy wyścigowi. Jednym z nich jest Lando Norris. Brytyjczyk z McLarena postawił nawet dość odważną tezę, że esportowcy, którzy specjalizują się w simracingu w przyszłości będą trafiać do F1.
Brytyjczyk z F1 esportowcem
Norris wie o czym mówi, bo sam jest mocno zatopiony w świecie wyścigów F1, jak i w simracingu. Kierowca, który ma na swoim koncie zdobytych w sumie 45 punktów w Grand Prix, regularnie grywa w gry esportowe i relacjonuje swoje wirtualne występy za pośrednictwem swojego konta na portalu Twitch.tv. Norrisa obserwuje ponad 154 tys. fanów. To jeszcze nic, bo esport przyciąga także Holenda Maxa Verstappena. W lipcu tego roku obaj wystąpili razem w wirtualnym wyścigu iRacing Spa 24, który był rozgrywany na wirtualnym torze Spa-Francorchamps. Verstappen i Norris bronili barw jednego zespołu esportowego i… wyścig zakończył się dla nich pełnym sukcesem, czyli zwycięstwem.
Kubica gra i trenuje
A jak było z Robertem Kubicą? Polak długo nie chwalił się, że grywa w rozgrywki esportowe. W końcu jednak przyznał się, że to on ściga się w wirtualnych rozgrywkach, biorąc udział w wirtualnych mistrzostwach iRacing. - Startowałem już dawniej w różnych takich imprezach, ale teraz robię to dla treningu. Chodzi bardziej o kwestie fizyczne i ćwiczenie koncentracji, niż o szybką jazdę - przyznał Kubica na łamach „Przeglądu Sportowego”. Używa on symulatorów jako formy treningu, np. poprzez dodanie sobie dodatkowych obciążeń na ramiona i kierownicę.
Kierowcy F1 esportowcami
No dobrze, ale wróćmy do wspomnianego Brytyjczyka Norrisa i jego śmiałej tezy. Udzielił on wypowiedzi portalowi racefans.net, w których głównym tematem był właśnie wpływ esportu i simracingu na F1. - Myślę, że w przyszłości do F1 będą trafiać ludzie, którzy zaczynali w esporcie - powiedział Lando. Nie sądzę, że będą przechodzili prosto z esportu do Formuły 1, ale ich umiejętności będą wystarczające, żeby dobrze radzić sobie w F3, F2 itd. Już teraz pojawiło się wielu kierowców, którzy przesiedli się z symulatora do normalnych maszyn wyścigowych i sobie radzą - powiedział kierowca McLarena. Jakich argumentów użył Brytyjczyk na obronę swojej tezy? - Umiejętności z symulatora można przełożyć na rzeczywisty tor wyścigowy. Esportowcy spędzają godziny, dnie i całe tygodnie na testowaniu ustawień, na ciągłych poprawkach, doskonaleniu i zmianie ustawień, by wykręcać jeszcze lepsze osiągnięcia. Imponują mi tacy ludzie, bo sam spędzam nad tym wiele czasu, aby poprawić się na torze F1. Poza tym same symulatory stają się coraz lepsze i coraz bardziej oddają rzeczywistość - cytuje kierowcę F1 portal racefans.net.
Jak wygląda simracing w Polsce?
Warto uzmysłowić sobie, że według szacunków liczba esportowych graczy, którzy regularnie ścigają się na wirtualnych torach, sięga w Polsce kilkuset osób. Według ekspertów polska scena simracingowa raczkuje, ale rozwija się dynamicznie. M.in. właśnie dzięki temu, że wspierają ją kierowcy wyścigowi. Dobrym przykładem jest Damian Lempart, kierowca rajdowy, który swój czas dzieli na wyścigi w realu i wirtualu. O rozwoju tej gałęzi esportu i wzrostowi jego znaczenia na pewno świadczy fakt, że Polska Liga Esportowa została powiększona tej jesieni właśnie o zawody simracingowe. Premierowy sezon wyścigowy w PLE rozpoczął się w październiku i potrwa do 21 grudnia, kiedy odbędzie się ostatni wyścig. Gracze grają w grę Assetto Corsa. Zapisało się ponad czterystu fanów wirtualnego ścigania, którzy mieli do wyboru dziewięć modeli samochodów. W całym cyklu gracze będą się ścigali na siedmiu różnych torach. Każda runda składa się z dwóch wyścigów, gdzie w drugim odwracana jest kolejność TOP 10. Najlepsi mogą liczyć na pieniężne nagrody. Jak widać, wirtualne wyścigi nie tylko się rozwijają, ale i stają dochodową branżą. Czy spełnią się słowa Lando Norrisa, przekonamy się… w przyszłości.
Udział w nielegalnych grach hazardowych jest karany. STS (Star-Typ Sport Zakłady Wzajemne Spółka z o.o.) posiada zezwolenie wydane przez Ministra ds. Finansów Publicznych na urządzanie zakładów wzajemnych. Hazard związany jest z ryzykiem.