Formuła 1 2009 - nowe rozdanie
Formuła 1 została dotknięta przez kryzys i musiała zapłacić wysoką cenę
24.03.0912:45
14683wyświetlenia
Bernie Ecclestone powiedział w maju 2008 roku, że globalny kryzys nie będzie miał jakiegokolwiek wpływu na Formułę 1. W liście otwartym do prezydenta FIA Maxa Mosleya opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej Formuły 1 mogliśmy przeczytać:
Formuła 1 została dotknięta przez kryzys i musiała zapłacić wysoką cenę, a skutki i echa wydarzeń z końca 2008 roku będą przez długi czas znajdować oddźwięk na padoku. 5 grudnia 2008 roku Honda, drugi co do wielkości japoński koncern w F1 ogłasza definitywne wycofanie się z tej dyscypliny sportu (Honda oficjalnie pozostała w MotoGP - przyp. autor). Japońskie koncerny zanotowały gigantyczne straty w ostatniej kwarcie 2008 roku na całym świecie. Z efektem natychmiastowym wycofały się ze swoich programów rozwojowych Subaru i Suzuki z Rajdowych Mistrzostw Świata, a Kawasaki z MotoGP.
Wkrótce po wycofaniu się Hondy, sponsorzy efektem lawiny na nowo definiowali swoje zaangażowanie. Holenderski Bank ING, sponsor Renault i RBS (Royal Bank of Scotland) sponsor Williamsa już ogłosili, że wraz z końcem ich kontraktów wycofają się z F1 po ogłoszeniu milionowych strat, jakie ponieśli w 2008 roku na rynkach światowych. Sam RBS został uratowany jedynie dzięki interwencji rządu Wielkiej Brytanii. Wielu głównych sponsorów już teraz na 2009 rok ograniczyło swoje wsparcie dla poszczególnych teamów o 50%. Renault, Toyota i Mercedes chcą równie wysokich cięć w wydatkach, jakie muszą ponosić na rozwój swoich programów w Formule 1. Renault już teraz restrukturyzuje fabrykę w Enstone i prace straci tam prawie 100 osób. Zespół dawnej Hondy (dziś Brawn GP), to przeszło 500 osób, jakie zostało uratowane dzięki Rossowi Brawnowi i wykupowi, jakiemu przewodził w lutym 2009 roku. Wielu nie pamięta już o zespole "numer 2" firmy Honda, a mianowicie Super Aguri, Pana Aguriego Suzukiego, który zniknął w 2008 roku po Grand Prix Hiszpanii. Oficjalny powód: brak pieniędzy od jednego z głównych sponsorów (Samantha Kingz) na koncie Super Aguri. Nieoficjalnie? Honda już wtedy borykała się ze swoimi problemami natury finansowej i ogólnej formy swojego oficjalnego zespołu, który drugi rok z rzędu był kompletną porażką.
W opozycji do problemów Hondy i sponsorów Renault i Williamsa, Ferrari, Mercedes, Toyota i Renault jako producenci samochodów potwierdzili swoje zaangażowanie w F1 i chęć dalszego uczestniczenia, jednak Renault i Toyota mocno zaakcentowały potrzebę zmian w regulaminach technicznych i znaczącego ograniczenia wydatków. Dodatkowo program F1 Toyoty otrzymał jasny sygnał z centrali Toyota Motor Corporation, że jeżeli nie dostarczą w tym roku zadowalających rezultatów w trakcie sezonu, Toyota po prawie 10 latach oficjalnie wycofa się z końcem 2009 roku. Kilkanaście dni temu okazało się, że Toyota była bliska wycofania się już w tym sezonie, a została dzięki dodatkowemu zastrzykowi finansowemu ze strony ich głównego sponsora, firmy Panasonic, która przecież sama zamykała rok 2008 ze stratami, a ratując się wzywała swoich pracowników na wszystkich szczeblach na całym świecie, aby kupili za odpowiednią ilość gotówki ich własne produkty.
Powstaje pytanie, czy nadal warto inwestować w Formułę 1? Gigantyczny, reklamowy, kolorowy, obwoźny telebim, pod postacią sportu motorowego jakim jest Formuła 1 zaczyna zjadać swój ogon... Próby ratowania "atrakcyjności" wyścigów F1 zaczęły się już 10 lat temu. Chęć "zmuszenia" bolidów do wyprzedzania się nawzajem, walki na torze, wypaczała jedynie sposób prowadzenia rozgrywki w wyścigach grand prix. Konkurencji nie wytrzymały małe prywatne zespoły, jak Stewart, Jordan, Minardi, Super Aguri, Tyrrell, Prost czy Arrows. Wiele osób powie, że dziś zamiast tych "starych" zespołów są zupełnie nowe. Nic bardziej mylnego. Red Bull to dawny Jaguar, a ten to dawny Stewart, była Honda to dawny B.A.R., a ten to dawny Tyrrell, BMW to dawny Sauber, Renault to dawny Benetton, Toro Rosso to dawne Minardi, Force India to dawny Spyker, ten był Midlandem, żeby wcześniej być Jordanem, personel Arrowsa został rozszarpany po bankructwie w 2002 roku przez inne zespoły ze stawki, a ich bolidy, plany techniczne i części Arrowsa A23 zostały kupione przez Paula Stoddarta, aby później w 2005 roku odkupił je Aguri Suzuki i na ich podstawie stworzył bolid SA01 i zespół Super Aguri. Można tak wymieniać bez końca.
Czy miłośnicy Formuły 1 zadali sobie pytanie: kiedy na arenę F1 wkroczył zupełnie nowy gracz? Naturalnie, większość będzie znać odpowiedź. Toyota ... w 2001 roku! Tak, wiem, na starcie wyścigu grand prix pojawili się dopiero w Australii 2002, jednak ich program rozwoju bolidu Formuły 1 z pierwszym prototypem rozpoczął się w 2001 roku, po wycofaniu się z programu Le Mans z pojazdem GT-One. A teraz trudniejsza część, czy ktoś pamięta np. jeszcze cztery kolejne "zupełnie nowe wejściówki" w F1 na przestrzeni ostatnich lat?
Pięć ostatnich zupełnie nowych zespołów w Formule 1:
Czy mówią Wam coś te nazwy? Kto jeździł za kierownicą tych bolidów? Jeżeli nawet do tej listy podpięlibyśmy Super Aguri to i tak poza Stewartem i Toyotą powstaje nam lista straceńców. Nie dlatego, że już ich nie ma w Formule 1. Nie. Te zespoły nie znaczyły zupełnie nic, nazywane były ruchomymi szykanami, od miejsc przedostatnich dzieliły ich sekundy. Jeżeli Minardi wspominamy jako "mały zespół z Faenzy", to te zespoły były klasy "mikro".
Jaki daje nam to obraz Formuły 1 w XXI wieku? Jakie rokuje nadzieje na kolejne lata? Ile, jakie i czy w ogóle pojawią się nowe zespoły w Formule 1 w najbliższych latach i to wszystko w obliczu ogólnoświatowego kryzysu finansowego.
Zorganizowanie wyścigu Formuły 1 to wielki prestiż dla kraju i wydarzenie bliskie organizowania corocznych igrzysk olimpijskich dla kilkuset tysięcy widzów na torze i milionów przed telewizorami, jednak wydatki, jakie ponosi organizator współczesnego wyścigu grand prix osiągnęły w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat astronomiczne sumy i dla wielu są one już nieosiągalne. Nie jest wielką tajemnicą, że słynne "moto-areny" znikają lub znikną z kalendarza w szybkim tempie. Sięgając pamięcią wstecz, pożegnaliśmy Austrię, Kanadę, Francję, San Marino, Indianapolis. Albert Park i Spa są na granicy "opłacalności" i coraz głośniej mówi się o potrzebie przeniesienia Grand Prix Australii na tor Surfers Paradise, co ma być jedynym sposobem na uratowanie i odnowienie zainteresowania wokół tej rundy mistrzostw, tak jak będzie miało to miejsce w 2010 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie Donington Park, naturalnie jeśli zdąży z przebudową, zorganizuje wyścig grand prix. Słynny Nurburgring od kilku sezonów musi wymieniać się z innym znanym torem Hockenheim jako miejsce rozgrywania Grand Prix Niemiec. Wszystko po to, aby pozostać w jakiś sposób w kalendarzu minimum co drugi sezon. W podobny sposób godzą się japońskie tory Fuji i Suzuka. Powstaje pytanie: dlaczego te tory znikają oraz gdzie rozgrywane są te wszystkie rundy mistrzostw?
Odpowiedź wydaje się prosta, wyścigi na bliskim wschodzie i w Azji pozabierały "sloty" dla wydawałoby się do niedawna żelaznych pozycji w kalendarzu. Wyścigi w Kanadzie, Francji czy Belgii od kilku lat były mocno wspierane finansowo przez rządy swoich państw. Władze tych państw zmuszone były nierzadko do interweniowania i lobbowania na rzecz pozostawienia danego wyścigu mistrzostw w kalendarzu na przyszły rok.
Zorganizowanie wyścigu grand prix dla Formuły 1 i serii towarzyszących (GP2, Porsche) to wydatek między 35 a 40 milionów dolarów. Suma ta jest taka sama niezależnie od miejsca na świecie w jakim się znajdujemy. Ciekawostka, ta suma to prawie budżet zespołu Formuły 1 wg przepisów na lata 2010 i następne. Naturalnie w danym kraju, organizator nie pozostaje z 40 milionowym "minusem" na koncie. Za wyścigiem i całą otoczką wokół niego idą równie wysokie przychody, od sprzedaży gadżetów, biletów na prawach do transmisji telewizyjnej kończąc. Nie bez znaczenia jest także reklama danego kraju dla turystów i biznesu w świecie i prestiż, który trudno realnie wycenić, więc dlaczego kilka wyścigów zanotowało kilku milionowe... straty, a rekordową stratę, najpiękniejszy wg mnie tor w kalendarzu, czyli Spa-Francorchamps, 4,7 miliona euro.
Grand Prix Kanady, wyścig tak "bliski" nam wszystkim polskim kibicom, wypada z kalendarza na kolejne lata nie ze względu na niedobrą nawierzchnię w 2008 roku, ale z powodu braku porozumienia z FOM (Formula One Managment) organizacją prowadzoną przez Berniego Ecclestone'a. Tor imienia Gillesa Villeneuve'a nie był w stanie zapłacić 175 milionów dolarów za kontrakt opiewający na kolejne 5 lat, tj. do 2013 roku włącznie. Rząd Kanady, miasto Montreal i sponsorzy byli w stanie wyłożyć jedynie 110 milionów dolarów, plus procent od dochodów z każdego wyścigu, jednak to nie wystarczyło, co więcej w kolejce chętnych do zastąpienia Kanady mamy duży wybór: Indie, Rosja, Francja i nowa lokalizacja pod Paryżem, czy USA, być może w scenerii toru ulicznego w stylu lat 80, a nie owalu w Indianapolis.
FOM i jej dochody są na celowniku wszystkich, którzy interesują się przyszłością Formuły 1. Do zespołów i organizatorów wyścigów nie trafia więcej niż 50% i to między innymi dlatego tor z bogatym zapleczem sponsorów na Bliskim Wschodzie i Azji jest w stanie "samodzielnie" finansować wyścig, pozwalając sobie nawet na kilkumilionowe straty, które pokrywają sami, wszystko to kosztem wyścigów w Europie i obu Amerykach, gdzie jedynym wyścigiem obecnie pozostaje GP Brazylii.
• Formuła 1 2009 - nowe rozdanie (część 2)
Nie ma kryzysu finansowego w Formule 1, wręcz przeciwnie, F1 jest w świetnej kondycji, cieszy się wsparciem największych producentów samochodów osobowych na świecie oraz wielu najbardziej prestiżowych marek. Ecclestone nie mógł się bardziej mylić.
Kryzys
Formuła 1 została dotknięta przez kryzys i musiała zapłacić wysoką cenę, a skutki i echa wydarzeń z końca 2008 roku będą przez długi czas znajdować oddźwięk na padoku. 5 grudnia 2008 roku Honda, drugi co do wielkości japoński koncern w F1 ogłasza definitywne wycofanie się z tej dyscypliny sportu (Honda oficjalnie pozostała w MotoGP - przyp. autor). Japońskie koncerny zanotowały gigantyczne straty w ostatniej kwarcie 2008 roku na całym świecie. Z efektem natychmiastowym wycofały się ze swoich programów rozwojowych Subaru i Suzuki z Rajdowych Mistrzostw Świata, a Kawasaki z MotoGP.
Wkrótce po wycofaniu się Hondy, sponsorzy efektem lawiny na nowo definiowali swoje zaangażowanie. Holenderski Bank ING, sponsor Renault i RBS (Royal Bank of Scotland) sponsor Williamsa już ogłosili, że wraz z końcem ich kontraktów wycofają się z F1 po ogłoszeniu milionowych strat, jakie ponieśli w 2008 roku na rynkach światowych. Sam RBS został uratowany jedynie dzięki interwencji rządu Wielkiej Brytanii. Wielu głównych sponsorów już teraz na 2009 rok ograniczyło swoje wsparcie dla poszczególnych teamów o 50%. Renault, Toyota i Mercedes chcą równie wysokich cięć w wydatkach, jakie muszą ponosić na rozwój swoich programów w Formule 1. Renault już teraz restrukturyzuje fabrykę w Enstone i prace straci tam prawie 100 osób. Zespół dawnej Hondy (dziś Brawn GP), to przeszło 500 osób, jakie zostało uratowane dzięki Rossowi Brawnowi i wykupowi, jakiemu przewodził w lutym 2009 roku. Wielu nie pamięta już o zespole "numer 2" firmy Honda, a mianowicie Super Aguri, Pana Aguriego Suzukiego, który zniknął w 2008 roku po Grand Prix Hiszpanii. Oficjalny powód: brak pieniędzy od jednego z głównych sponsorów (Samantha Kingz) na koncie Super Aguri. Nieoficjalnie? Honda już wtedy borykała się ze swoimi problemami natury finansowej i ogólnej formy swojego oficjalnego zespołu, który drugi rok z rzędu był kompletną porażką.
W opozycji do problemów Hondy i sponsorów Renault i Williamsa, Ferrari, Mercedes, Toyota i Renault jako producenci samochodów potwierdzili swoje zaangażowanie w F1 i chęć dalszego uczestniczenia, jednak Renault i Toyota mocno zaakcentowały potrzebę zmian w regulaminach technicznych i znaczącego ograniczenia wydatków. Dodatkowo program F1 Toyoty otrzymał jasny sygnał z centrali Toyota Motor Corporation, że jeżeli nie dostarczą w tym roku zadowalających rezultatów w trakcie sezonu, Toyota po prawie 10 latach oficjalnie wycofa się z końcem 2009 roku. Kilkanaście dni temu okazało się, że Toyota była bliska wycofania się już w tym sezonie, a została dzięki dodatkowemu zastrzykowi finansowemu ze strony ich głównego sponsora, firmy Panasonic, która przecież sama zamykała rok 2008 ze stratami, a ratując się wzywała swoich pracowników na wszystkich szczeblach na całym świecie, aby kupili za odpowiednią ilość gotówki ich własne produkty.
Powstaje pytanie, czy nadal warto inwestować w Formułę 1? Gigantyczny, reklamowy, kolorowy, obwoźny telebim, pod postacią sportu motorowego jakim jest Formuła 1 zaczyna zjadać swój ogon... Próby ratowania "atrakcyjności" wyścigów F1 zaczęły się już 10 lat temu. Chęć "zmuszenia" bolidów do wyprzedzania się nawzajem, walki na torze, wypaczała jedynie sposób prowadzenia rozgrywki w wyścigach grand prix. Konkurencji nie wytrzymały małe prywatne zespoły, jak Stewart, Jordan, Minardi, Super Aguri, Tyrrell, Prost czy Arrows. Wiele osób powie, że dziś zamiast tych "starych" zespołów są zupełnie nowe. Nic bardziej mylnego. Red Bull to dawny Jaguar, a ten to dawny Stewart, była Honda to dawny B.A.R., a ten to dawny Tyrrell, BMW to dawny Sauber, Renault to dawny Benetton, Toro Rosso to dawne Minardi, Force India to dawny Spyker, ten był Midlandem, żeby wcześniej być Jordanem, personel Arrowsa został rozszarpany po bankructwie w 2002 roku przez inne zespoły ze stawki, a ich bolidy, plany techniczne i części Arrowsa A23 zostały kupione przez Paula Stoddarta, aby później w 2005 roku odkupił je Aguri Suzuki i na ich podstawie stworzył bolid SA01 i zespół Super Aguri. Można tak wymieniać bez końca.
Czy miłośnicy Formuły 1 zadali sobie pytanie: kiedy na arenę F1 wkroczył zupełnie nowy gracz? Naturalnie, większość będzie znać odpowiedź. Toyota ... w 2001 roku! Tak, wiem, na starcie wyścigu grand prix pojawili się dopiero w Australii 2002, jednak ich program rozwoju bolidu Formuły 1 z pierwszym prototypem rozpoczął się w 2001 roku, po wycofaniu się z programu Le Mans z pojazdem GT-One. A teraz trudniejsza część, czy ktoś pamięta np. jeszcze cztery kolejne "zupełnie nowe wejściówki" w F1 na przestrzeni ostatnich lat?
Pięć ostatnich zupełnie nowych zespołów w Formule 1:
- Toyota w sezonie 2001/2002
- Lola Mastercard w sezonie 1997
- Stewart w sezonie 1996/1997
- Forti Corse w sezonie 1996
- Simtek i Pacific w sezonie 1994
Czy mówią Wam coś te nazwy? Kto jeździł za kierownicą tych bolidów? Jeżeli nawet do tej listy podpięlibyśmy Super Aguri to i tak poza Stewartem i Toyotą powstaje nam lista straceńców. Nie dlatego, że już ich nie ma w Formule 1. Nie. Te zespoły nie znaczyły zupełnie nic, nazywane były ruchomymi szykanami, od miejsc przedostatnich dzieliły ich sekundy. Jeżeli Minardi wspominamy jako "mały zespół z Faenzy", to te zespoły były klasy "mikro".
Jaki daje nam to obraz Formuły 1 w XXI wieku? Jakie rokuje nadzieje na kolejne lata? Ile, jakie i czy w ogóle pojawią się nowe zespoły w Formule 1 w najbliższych latach i to wszystko w obliczu ogólnoświatowego kryzysu finansowego.
Dlaczego Spa, Silverstone i Montreal przegrywają z pustynią...
Zorganizowanie wyścigu Formuły 1 to wielki prestiż dla kraju i wydarzenie bliskie organizowania corocznych igrzysk olimpijskich dla kilkuset tysięcy widzów na torze i milionów przed telewizorami, jednak wydatki, jakie ponosi organizator współczesnego wyścigu grand prix osiągnęły w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat astronomiczne sumy i dla wielu są one już nieosiągalne. Nie jest wielką tajemnicą, że słynne "moto-areny" znikają lub znikną z kalendarza w szybkim tempie. Sięgając pamięcią wstecz, pożegnaliśmy Austrię, Kanadę, Francję, San Marino, Indianapolis. Albert Park i Spa są na granicy "opłacalności" i coraz głośniej mówi się o potrzebie przeniesienia Grand Prix Australii na tor Surfers Paradise, co ma być jedynym sposobem na uratowanie i odnowienie zainteresowania wokół tej rundy mistrzostw, tak jak będzie miało to miejsce w 2010 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie Donington Park, naturalnie jeśli zdąży z przebudową, zorganizuje wyścig grand prix. Słynny Nurburgring od kilku sezonów musi wymieniać się z innym znanym torem Hockenheim jako miejsce rozgrywania Grand Prix Niemiec. Wszystko po to, aby pozostać w jakiś sposób w kalendarzu minimum co drugi sezon. W podobny sposób godzą się japońskie tory Fuji i Suzuka. Powstaje pytanie: dlaczego te tory znikają oraz gdzie rozgrywane są te wszystkie rundy mistrzostw?
Odpowiedź wydaje się prosta, wyścigi na bliskim wschodzie i w Azji pozabierały "sloty" dla wydawałoby się do niedawna żelaznych pozycji w kalendarzu. Wyścigi w Kanadzie, Francji czy Belgii od kilku lat były mocno wspierane finansowo przez rządy swoich państw. Władze tych państw zmuszone były nierzadko do interweniowania i lobbowania na rzecz pozostawienia danego wyścigu mistrzostw w kalendarzu na przyszły rok.
Zorganizowanie wyścigu grand prix dla Formuły 1 i serii towarzyszących (GP2, Porsche) to wydatek między 35 a 40 milionów dolarów. Suma ta jest taka sama niezależnie od miejsca na świecie w jakim się znajdujemy. Ciekawostka, ta suma to prawie budżet zespołu Formuły 1 wg przepisów na lata 2010 i następne. Naturalnie w danym kraju, organizator nie pozostaje z 40 milionowym "minusem" na koncie. Za wyścigiem i całą otoczką wokół niego idą równie wysokie przychody, od sprzedaży gadżetów, biletów na prawach do transmisji telewizyjnej kończąc. Nie bez znaczenia jest także reklama danego kraju dla turystów i biznesu w świecie i prestiż, który trudno realnie wycenić, więc dlaczego kilka wyścigów zanotowało kilku milionowe... straty, a rekordową stratę, najpiękniejszy wg mnie tor w kalendarzu, czyli Spa-Francorchamps, 4,7 miliona euro.
Grand Prix Kanady, wyścig tak "bliski" nam wszystkim polskim kibicom, wypada z kalendarza na kolejne lata nie ze względu na niedobrą nawierzchnię w 2008 roku, ale z powodu braku porozumienia z FOM (Formula One Managment) organizacją prowadzoną przez Berniego Ecclestone'a. Tor imienia Gillesa Villeneuve'a nie był w stanie zapłacić 175 milionów dolarów za kontrakt opiewający na kolejne 5 lat, tj. do 2013 roku włącznie. Rząd Kanady, miasto Montreal i sponsorzy byli w stanie wyłożyć jedynie 110 milionów dolarów, plus procent od dochodów z każdego wyścigu, jednak to nie wystarczyło, co więcej w kolejce chętnych do zastąpienia Kanady mamy duży wybór: Indie, Rosja, Francja i nowa lokalizacja pod Paryżem, czy USA, być może w scenerii toru ulicznego w stylu lat 80, a nie owalu w Indianapolis.
FOM i jej dochody są na celowniku wszystkich, którzy interesują się przyszłością Formuły 1. Do zespołów i organizatorów wyścigów nie trafia więcej niż 50% i to między innymi dlatego tor z bogatym zapleczem sponsorów na Bliskim Wschodzie i Azji jest w stanie "samodzielnie" finansować wyścig, pozwalając sobie nawet na kilkumilionowe straty, które pokrywają sami, wszystko to kosztem wyścigów w Europie i obu Amerykach, gdzie jedynym wyścigiem obecnie pozostaje GP Brazylii.
• Formuła 1 2009 - nowe rozdanie (część 2)
KOMENTARZE