VERVA w pierwszej dziesiątce trzeciego wyścigu Supercup
W Barcelonie na torze Catalunya toczyła się dziś ostra walka
09.05.1017:32
2643wyświetlenia
Podczas trzeciego wyścigu Porsche Supercup podczas GP Formuły 1 w Barcelonie na torze Catalunya toczyła się ostra walka. Ostatecznie Robert Lukas został sklasyfikowany na 10. pozycji, a Jakub Giermaziak musiał wycofać się na piątym okrążeniu z wyścigu w wyniku czarnej flagi.
Wcześniej Polak dostał karę przejazdu przez pas serwisowy po kolizji z Alessandro Zampedrim. Prawdopodobnie jednak ostatecznie kara ta zostanie cofnięta, ponieważ Giermaziak odbył ją w regulaminowym czasie.
Robert Lukas wystartował dobrze, a potem unikał problemów, aby dojechać do mety na 11. miejscu. Kierowca korzystał z błędów rywali, a gdy w pewnym momencie atakował go Siso Cunill wolał nie walczyć zbyt agresywnie, aby dowieźć samochód do końca w jednym kawałku. Wkrótce rywal sam wyeliminował z wyścigu siebie i Matta Hallidaya, wpadając na tył jego samochodu. To dało kierowcy VERVA Racing Team 11. lokatę. Już do końca Lukas siedział na tylnym skrzydle Christiana Engelharta, ale wolał nie ryzykować ataku. Po zakończeniu wyścigu Polak został przesunięty o pozycję wyżej z powodu kary, jaką sędziowie nałożyli na zwycięzcę.
Natomiast start Kuby Giermaziaka był mniej udany, ponieważ zawodnik zbyt późno ruszył z miejsca, nie widząc dobrze sygnalizacji. Jedną pozycję stracił już na początku, a dwie kolejne zbyt wcześnie hamując do pierwszego zakrętu. Polak próbował za wszelką cenę odzyskać jedną lokatę jeszcze na pierwszym kółku, atakując Zampedriego, ale Włoch dosyć ostro przyciął do wewnętrznej, nie zostawiając Kubie żadnego miejsca.
Kuba Giermaziak próbował ominąć rywala, zjeżdżając prawymi kołami na trawę, ale było zbyt ciasno. Polak lekko uderzył w bok Porsche rywala, który obrócił się i wypadł z toru. Ponieważ Zampedri był trochę z przodu, sędziowie postanowili ukarać Kubę karą przejazdu pas serwisowy. Informację wywieszono po drugim kółku, a Kuba odbił na pas serwisowy na początku piątego okrążenia. Zdaniem sędziów było już zbyt późno, za co nasz kierowca dostał czarną flagę, eliminującą z dalszej jazdy. Prawdopodobnie jednak ostatecznie kara ta zostanie cofnięta, ponieważ Giermaziak odbył ją w regulaminowym czasie.
Na czele ostry pojedynek o zwycięstwo toczyli lider Sean Edwards i Jeroen Bleekemolen. Na ostatnim kółku Holender odebrał Anglikowi prowadzenie, ale ten nie dawał za wygraną i kilka zakrętów dalej uderzył w tył samochodu rywala, obracając jego auto. Edwards odzyskał, co prawda, prowadzenie i stanął na najwyższym stopniu podium, ale wkrótce dostał karę 25 sekund i spadł na 12. miejsce. Tym samym zwycięstwo powędrowało do Norberta Siedlera, a Robert Lukas awansował do pierwszej dziesiątki.
Robert Lukas:
Mój start był lepszy niż w Bahrajnie, ale jeszcze nie do końca o to mi chodziło. W sumie początek nie był zły, a potem po prostu czekałem na błędy rywali. Strategia była taka, żeby atakować w drugiej części wyścigu, więc po prostu trzymałem swoją pozycję. Potem zaatakował mnie Siso Cunill i szczerze mówiąc nawet za bardzo się nie broniłem. Nie blokowałem go, bo uznałem, że on i tak coś wymodzi. No i tak się też stało. Cunill się nie zdążył zahamować, wjechał w tył samochodu rywala i razem wylecieli z toru.
Później już po prostu jechałem swoje, blisko za Christianem Engelhartem. Co prawda na hamowaniach byłem dużo lepszy, ale wolałem zachować jedenaste miejsce, niż ryzykować jazdę poobijanym autem w przyszłym tygodniu w Monako, a na ten wyścig czekamy niecierpliwie. Ogólnie jechałem swoim rytmem i, patrząc na czasy okrążeń i moje najlepsze kółko, nie było źle. Jestem z siebie zadowolony.
Jakub Giermaziak:
Start wyszedł niestety słabo. Wciąż musimy pracować nad tym elementem. Sama technika ruszenia z miejsca był OK, ale moment startu niezbyt dobry. Trochę za późno. Widziałem tylko jedną czwartą świateł startowych, ponieważ stałem blisko za kierowcą przede mną, a jego tylne skrzydło całkiem zasłaniało semafor. Musiałem wychylać się na bok, żeby coś zobaczyć. Samo hamowanie do pierwszego zakrętu też było, co najwyżej, średnie i tam także straciłem kilka pozycji. Hamulec nacisnąłem trochę za wcześnie, przy czym zawodnik jadący przede mną też hamował wcześnie i kilku rywali wyprzedziło po zewnętrznej nas obu.
Później podjąłem trochę nazbyt optymistyczny atak na Alessandro Zampedriego i wyścig się dla mnie skończył. Powiem szczerze, że sama decyzja i wyjście na wewnętrzną nie była zbyt fortunna, ale potem, jak się tam znalazłem, to nie mogłem już nic robić. Hamowałem najmocniej jak się da, on mnie zamykał, a ja nawet byłem już prawymi kołami na trawie, próbując go ominąć. Złożyłem się w zakręt, więc nie było tak, że zahamowałem dwadzieścia metrów za późno i po prostu w niego wjechałem. Jemu też za bardzo nie zależało, żebym się zmieścił i wyszło, jak wyszło.
Jeśli chodzi o czarną flagę, to, co prawda, zjechałem, aby odbyć karę przejazdu przez pas serwisowy, ale dyrekcja wyścigu twierdzi, że za późno. Przyznam, że za pierwszym razem nie dostrzegłem, że dostałem karę drive through, bo jechałem bardzo blisko kierowcy przede mną i nawet nie spojrzałem. Dopiero za drugim razem zobaczyłem sygnał od zespołu. Ponieważ ma się trzy okrążenia na odbycie kary, to moim zdaniem zjechałem w regulaminowym czasie. Według nas wszystko było OK, ale różnie można to zinterpretować.
Wnioski po weekendzie? Gdybym wykonał lepszy start, to nie musiałbym nawet walczyć z Zampedrim i nie byłoby problemu. W Monako nie możemy też zawalić treningu tak jak tutaj, aby do czasówki wyjechać przynajmniej w pierwszej dwunastce i mieć przed sobą tylko szybkich kierowców. Wyjeżdżając w Barcelonie na miejscach 18. i 19. nie mogliśmy dobrze dogrzać opon i wpadliśmy na żółtą flagę. To jest po prostu walka z samym sobą. Więc następnym razem już od pierwszego treningu musimy jechać z przodu.
Źródło: Informacja prasowa