Felieton: Monza czy Hungaroring?
Czy ktoś z Was miał dylemat, czy wybrać się na grand prix, a jeśli już jechać to gdzie?
29.12.1016:15
11136wyświetlenia
Czy ktoś z Was miał dylemat, czy wybrać się na grand prix, a jeśli już jechać, to na Monzę czy Hungaroring? W przerwie świątecznej i w trakcie oczekiwania na pierwsze testy w sezonie 2011 postaram się nieco przybliżyć atmosferę i warunki panujące na obu tych obiektach - oraz oczywiście porównać je do siebie i wytłumaczyć, dlaczego właśnie Monza bije na głowę węgierski obiekt pod Budapesztem.
Unikalne położenie toru Monza - w parku
Gdy czytamy w przeróżnych portalach i prasie o Monzy, zawsze określa się ją mianem świątyni, mekki Formuły 1 i prędkości - i rzeczywiście coś w tym jest. Tor mieści się w lesie, przez co czujemy się właśnie, jak w świątyni, otoczeni monumentalnością przyrody, która gdzieniegdzie skrywa fragmenty starego, owalnego toru - kąt nachylenia łuków jest naprawdę porażający i żadne zdjęcie, czy film, niestety nie są w stanie oddać tego, co czuje się stojąc przed takim stromym zakrętem.
Z kolei na Hungaroringu tor wydaje się nie mieć takiej duszy, a to - przynajmniej dla mnie - ma ogromne znaczenie. Ponadto siedzimy na pagórkach okalających zewsząd tor, przez co widzimy naprawdę sporo z tego, co się na nim aktualnie dzieje. Niby fajnie, ale we Włoszech, z podziwu i zachwytu chciałoby rozmawiać się między sobą tylko szeptem - żeby przypadkiem nie obudzić drzemiących bogów i nie zakłócić wspaniałej harmonii panującej na torze. Z kolei oglądając zmagania kierowców na Węgrzech możemy odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w jednym z tych miejsc, w których akurat odbywa się odpust. Może odrobinę przesadzam, ale kto był na obydwu tych torach wie, że tak jest w rzeczywistości.
Polscy kibice z flagą Kubicy na Hungaroringu
Nie twierdzę bynajmniej, że wypad na Hungaroring nie zapadnie Wam w pamięci do końca życia, bo z pewnością tak będzie. Tyle tylko, że wybór Monzy kojarzy się z pójściem na całość, z wykorzystaniem potencjału, jaki F1 może dać kibicowi na torze na „maksa”, a wybór Hungaroringu... No cóż, to trochę tak, jakbyś zabrał dziecko do sklepu z zabawkami a potem nie pozwolił żadnej z nich kupić.
Kolejną, lecz nie mniej ważną kwestią, jest atmosfera tworzona przez samych kibiców - włoscy Tifosi wywrą na was większe wrażenie niż pomieszanie kibiców z Niemiec - krzyczących „Scheise” i wrzeszczących inne niezrozumiałe słowa, kibiców z Finlandii, którzy najczęściej po prostu leżą pijani na trawie i kibiców z Polski, którzy wyglądają, jakby pomylili wyścig Formuły 1 z meczem reprezentacji siatkówki. A jeśli zdecydujemy się na pole kempingowe, to na Węgrzech nie dadzą Wam spać głośna muzyka, pijani Finowie i karuzele świecące, jakby były podłączone bezpośrednio do elektrowni. Cóż, na Monzy też nie pośpicie, bo impreza będzie trwała do bladego świtu, jednak mimo wszystko nie odczuwa się jakiegoś zażenowania, czy zdenerwowania, co - ponieważ byłem zupełnie trzeźwy - mogłem odczuć pod Budapesztem.
Tarka na torze Monza
Kiedy jednak dochodzi do samego wyścigu i oglądania bolidów i kierowców w akcji, to każdy z tych torów oferuje kibicom coś innego. Siedząc na trybunie przy pierwszej szykanie Rettifilio podziwiamy niesamowitą szybkość, z jaką bolid hamuje z 350 km/h do ok. 120 km/h. Na zakrętach Lesmo bolidy mają stosunkowo niedużą prędkość, więc tam możemy zachwycać się wyglądem bolidów z dość bliskiej odległości. Z kolei przed szykaną Ascari i na prostej start-meta możemy podziwiać niesamowitą prędkość, z jaką bolidy przeskakują nam przed oczyma.
Co oferuje Hungaroring, czego nie ma na Monzy? Z mojego punktu widzenia niewiele, ponieważ jedyną korzyścią działająca na rzecz węgierskiego obiektu jest fakt, że każdy bolid widzimy dłużej - jest to spowodowane topografią i wysokimi miejscami widokowymi, które pozwalają śledzić bolidy przez dłuższy czas. Nie ma tu jednak szalonych prędkości, ostrych dohamowań i wycia silników niesionego przez las, które potrafią przyprawić o gęsią skórkę.
Tłum kibiców na prostej startowej po wyścigu na Hungaroringu
Gdybym w przyszłym roku wybierał się gdzieś na F1 i miał wybierać spośród tych dwóch torów, sprzedałbym własnego brata, żeby tylko być na Monzy. Jeśli jednak nie podejmiecie tak drastycznych kroków i wybierzecie Hungaroring, który jest bliżej i oferuje tańsze bilety to myślę, że tak czy owak będzie to dla was niezapomniane przeżycie.
Unikalne położenie toru Monza - w parku
Gdy czytamy w przeróżnych portalach i prasie o Monzy, zawsze określa się ją mianem świątyni, mekki Formuły 1 i prędkości - i rzeczywiście coś w tym jest. Tor mieści się w lesie, przez co czujemy się właśnie, jak w świątyni, otoczeni monumentalnością przyrody, która gdzieniegdzie skrywa fragmenty starego, owalnego toru - kąt nachylenia łuków jest naprawdę porażający i żadne zdjęcie, czy film, niestety nie są w stanie oddać tego, co czuje się stojąc przed takim stromym zakrętem.
Z kolei na Hungaroringu tor wydaje się nie mieć takiej duszy, a to - przynajmniej dla mnie - ma ogromne znaczenie. Ponadto siedzimy na pagórkach okalających zewsząd tor, przez co widzimy naprawdę sporo z tego, co się na nim aktualnie dzieje. Niby fajnie, ale we Włoszech, z podziwu i zachwytu chciałoby rozmawiać się między sobą tylko szeptem - żeby przypadkiem nie obudzić drzemiących bogów i nie zakłócić wspaniałej harmonii panującej na torze. Z kolei oglądając zmagania kierowców na Węgrzech możemy odnieść wrażenie, że znaleźliśmy się w jednym z tych miejsc, w których akurat odbywa się odpust. Może odrobinę przesadzam, ale kto był na obydwu tych torach wie, że tak jest w rzeczywistości.
Polscy kibice z flagą Kubicy na Hungaroringu
Nie twierdzę bynajmniej, że wypad na Hungaroring nie zapadnie Wam w pamięci do końca życia, bo z pewnością tak będzie. Tyle tylko, że wybór Monzy kojarzy się z pójściem na całość, z wykorzystaniem potencjału, jaki F1 może dać kibicowi na torze na „maksa”, a wybór Hungaroringu... No cóż, to trochę tak, jakbyś zabrał dziecko do sklepu z zabawkami a potem nie pozwolił żadnej z nich kupić.
Kolejną, lecz nie mniej ważną kwestią, jest atmosfera tworzona przez samych kibiców - włoscy Tifosi wywrą na was większe wrażenie niż pomieszanie kibiców z Niemiec - krzyczących „Scheise” i wrzeszczących inne niezrozumiałe słowa, kibiców z Finlandii, którzy najczęściej po prostu leżą pijani na trawie i kibiców z Polski, którzy wyglądają, jakby pomylili wyścig Formuły 1 z meczem reprezentacji siatkówki. A jeśli zdecydujemy się na pole kempingowe, to na Węgrzech nie dadzą Wam spać głośna muzyka, pijani Finowie i karuzele świecące, jakby były podłączone bezpośrednio do elektrowni. Cóż, na Monzy też nie pośpicie, bo impreza będzie trwała do bladego świtu, jednak mimo wszystko nie odczuwa się jakiegoś zażenowania, czy zdenerwowania, co - ponieważ byłem zupełnie trzeźwy - mogłem odczuć pod Budapesztem.
Tarka na torze Monza
Kiedy jednak dochodzi do samego wyścigu i oglądania bolidów i kierowców w akcji, to każdy z tych torów oferuje kibicom coś innego. Siedząc na trybunie przy pierwszej szykanie Rettifilio podziwiamy niesamowitą szybkość, z jaką bolid hamuje z 350 km/h do ok. 120 km/h. Na zakrętach Lesmo bolidy mają stosunkowo niedużą prędkość, więc tam możemy zachwycać się wyglądem bolidów z dość bliskiej odległości. Z kolei przed szykaną Ascari i na prostej start-meta możemy podziwiać niesamowitą prędkość, z jaką bolidy przeskakują nam przed oczyma.
Co oferuje Hungaroring, czego nie ma na Monzy? Z mojego punktu widzenia niewiele, ponieważ jedyną korzyścią działająca na rzecz węgierskiego obiektu jest fakt, że każdy bolid widzimy dłużej - jest to spowodowane topografią i wysokimi miejscami widokowymi, które pozwalają śledzić bolidy przez dłuższy czas. Nie ma tu jednak szalonych prędkości, ostrych dohamowań i wycia silników niesionego przez las, które potrafią przyprawić o gęsią skórkę.
Tłum kibiców na prostej startowej po wyścigu na Hungaroringu
Gdybym w przyszłym roku wybierał się gdzieś na F1 i miał wybierać spośród tych dwóch torów, sprzedałbym własnego brata, żeby tylko być na Monzy. Jeśli jednak nie podejmiecie tak drastycznych kroków i wybierzecie Hungaroring, który jest bliżej i oferuje tańsze bilety to myślę, że tak czy owak będzie to dla was niezapomniane przeżycie.
KOMENTARZE