Analiza GP Chin: McLaren odebrał Vettelowi główną rolę

Ostatnie podsumowanie występu każdego z zespołów przed powrotem F1 do Europy
18.04.1114:24
Grzegorz Filiks
8076wyświetlenia

Tegoroczne Grand Prix Chin następowało zaledwie tydzień po zawodach w Malezji i oba wyścigi były do siebie w pewnym sensie podobne, zwłaszcza jeśli chodzi o dynamikę szybko zmieniającej się sytuacji na torze, jazdy wymagającej podjęcia bezpośredniej walki z rywalem, czy też wachlarzu wyboru strategii dotyczącej pit-stopów.

Byliśmy również świadkami kolejnego wielkiego odrabiania strat w wykonaniu Marka Webbera i przewinień kierowców ukaranych przejazdem przez aleję serwisową. Niemniej jednak najważniejsze uległo zmianie, ponieważ zwycięstwa tym razem nie świętował Sebastian Vettel, a Lewis Hamilton. O to, byśmy z tego wyścigu najbardziej zapamiętali ekipę McLarena zadbał również Button - najpierw piorunującym startem, potem „wyczynem” w alei serwisowej.

Zimniejszy tor w Szanghaju inaczej niż nagrzany obiekt Sepang stanowił nieco mniejsze wyzwanie dla opon Pirelli, więc tym razem kluczową kwestią było to, czy da się pojechać na dwa pit-stopy oraz czy taka taktyka się opłaci. Chociaż wyścig już za nami, to jednak na drugie z wymienionych zagadnień nie można jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ to zależało od indywidualnych potrzeb każdego zawodnika i samochodu oraz sytuacji, w jakich się on znajdował podczas rywalizacji.

Co do konkurencyjności każdego z zespołów, to nie uległa ona oprócz Mercedesa znaczącej zmianie, jako że inżynierowie i projektanci pracujący w fabrykach nie mogli w tak krótkim czasie dostarczyć załodze na torze istotnych nowych części. Świadkami nieco innego układu sił będziemy zapewne dopiero po trzech tygodniach podczas następnego Grand Prix Turcji. W Chinach widzieliśmy jednak pewne wzloty wydawałoby się tych słabszych, jak i upadki tych mocniejszych. Czas przyjrzeć się postawie każdej z ekip z bliska.


McLaren: Lewis Hamilton P1, Jenson Button P4
Reprezentanci stajni z Woking byli bezsilni wobec tempa Vettela podczas kwalifikacji, ale już w samym wyścigu zdołali go dopaść. Kluczowy okazał się dla nich świetny start i wyprzedzenie Niemca, dzięki czemu po raz pierwszy w tym sezonie postawili go w sytuacji, kiedy to musiał podjąć ostrą walkę oraz ryzyko. Hamilton postanowił nie kalkulować i rzucił się do ataku od początku do samego końca. Triumf przyniosło mu zachowanie zimnej krwi, kilka świetnych wyprzedzeń - w tym zespołowego kolegi oraz to najważniejsze, dzięki któremu wyszedł na prowadzenie - a także odpowiednie obchodzenie się z oponami, co było dla niego tym razem łatwiejsze za sprawą zachowania dodatkowego świeżego kompletu miękkiego ogumienia z kwalifikacji. Jednocześnie komiczny i bolesny był błąd Buttona podczas pierwszego pit-stopu, gdy Brytyjczyk pomylił stanowiska serwisowe, co przyczyniło się do utraty szans na zwycięstwo, które do tego momentu wydawały się całkiem duże. Co więcej, tym razem nieoczekiwanie nie zdołał utrzymać odpowiedniego stanu opon i został wyprzedzony w samej końcówce przez Webbera, tak więc w ogóle nie znalazł się na podium. Mimo to McLaren miał co świętować, ponieważ udało im się zrealizować dwa najważniejsze cele - przełamać dominację Vettela oraz wygrać z Red Bullem na punkty.


Red Bull Racing: Sebastian Vettel P2, Mark Webber P3
Czerwone Byki podczas tego weekendu przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów, zwłaszcza gdy porówna się sytuacje obu kierowców w sobotę i niedzielę. Po kwalifikacjach to Webber miał nietęgą minę i pewnie lekki żal, że zespół zaryzykował nie dając mu szansy poprawienia czasu na miękkiej mieszance, bądź zbyt późno wypuścił go na twardych oponach, których nie zdołał rozgrzać. Vettel z kolei bez problemu zdobył pierwsze pole startowe i jego zwycięstwo w wyścigu wydawało się więcej niż bardzo prawdopodobne. Niedziela przyniosła jednak zupełną zmianę sytuacji i niewiele zabrakło, by Australijczyk podjął z Niemcem walkę o drugie miejsce - być może 2-3 okrążeń. Vettel przegrał start, a w późniejszej fazie zawodów doświadczył problemów z KERS oraz komunikacją radiową. Zespół chcąc przechytrzyć McLarena zastosował strategię dwóch wizyt w boksie, co nie przyniosło pożądanego skutku, aczkolwiek nawet jadąc na trzy pit-stopy o wygraną byłoby niezmiernie trudno. Mistrz świata w końcówce wyścigu stał się zwierzyną, na którą polował wytrawny myśliwy i w tym przypadku obrona pierwszego miejsca była wielkim wyzwaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę kondycję twardych opon w bolidzie Niemca w tamtym momencie. Webber z kolei podobnie jak w Malezji zaliczył nieprawdopodobny sprint, choć teraz jego taktyka była nieco inna, jako że startował z odległej pozycji. Przejechanie dystansu na początku korzystając z przymusowej twardej mieszanki okazało się strzałem w dziesiątkę i po upragnionym założeniu miękkich opon Australijczyk zaczął jechać bardzo szybko. Od tego momentu jego tempo przez większość czasu było najlepsze z całej stawki, a piętnastokrotne mijanie rywali nie stanowiło żadnego problemu. Niemniej jednak tak małej różnicy na mecie między Webberem i Vettelem nie można traktować jako wymiernego wyznacznika ich formy w tym wyścigu, jako że obaj mieli przed sobą inne zadania, przyjęli różne strategie oraz musieli rywalizować z innymi kierowcami.


Mercedes: Nico Rosberg P5, Michael Schumacher P8
Srebrne Strzały wyraźnie poprawiły swoje tempo, aczkolwiek nie za sprawą nowych części, a odpowiedniego ustawienia bolidu, więc nie wiadomo, czy utrzymają taką konkurencyjność w dalszej fazie sezonu, ponieważ ich sprzymierzeńcem mogła być też charakterystyka toru w Szanghaju. W kwalifikacjach Rosberg pokazał, że W02 może być bardzo konkurencyjny, ale Schumacher podczas czasówki tradycyjnie zawiódł. Nico bardzo dobrze wystartował do wyścigu, a potem trzymał tempo czołówki, co w połączeniu ze świetną strategią nieco wcześniejszego pierwszego pit-stopu wywindowało go nieoczekiwanie na pozycję lidera. Dobra passa nie trwała jednak długo i przez problemy ze zbyt dużym zużyciem paliwa Niemiec musiał zwolnić, oddając nie tylko prowadzenie po wyjeździe z drugiej wizyty w boksach, ale i miejsce na podium, jadąc już na twardych oponach za sprawą przegrania bezpośredniej walki kolejno z Hamiltonem, Buttonem oraz Webberem. Schumacher dla odmiany pojechał równo całe zawody, lecz po starcie z odległego 14 pola trudno wejść do ścisłej czołówki. Jego strategia również okazała się trafna, choć szkoda przegranej w końcówce walki z Alonso.


Ferrari: Felipe Massa P6, Fernando Alonso P7
Scuderia podobnie jak w Malezji miała szansę jednym kierowcą wejść nawet na podium, ale tym razem nie był nim Alonso, a Massa. Brazylijczyk dobrze wystartował, przeskakując partnera z zespołu, na dodatek pomimo oszczędzania opon za sprawą jazdy na dwa pit-stopy cały czas utrzymywał tempo ścisłej czołówki. Felipe mógł realnie myśleć o trzecim miejscu, lecz jadąc na mocno zużytych twardych oponach oddał pole Buttonowi, a następnie jednocześnie Rosbergowi oraz Webberowi podążającemu ze świeżym kompletem miękkiego ogumienia w swoim RB7. Alonso nieco zaspał na początku, przez co uwikłał się w walkę z drugą połową pierwszej dziesiątki, zamiast trzymać tempo czołówki. Dużo dystansu spędził za Schumacherem i choć pod koniec znów walcząc z Niemcem zdołał go wyprzedzić, to jednak dzięki temu zdobył zaledwie pozycję lidera drugiej grupy, za ścigającą się ze sobą pierwszą szóstką. Ferrari mówiło, że jeśli pewne zabiegi nie przyniosą efektu w tych zawodach, to zdecyduje się na rozwój w zupełnie innym kierunku. Scenariusz chyba się spełnił i Scuderia wyraźnie oczekuje już wielkich planowanych poprawek na Turcję, które powinny przywrócić ich do rywalizacji z czołówką. Jeśli jednak tak się nie stanie, to stajnia z Maranello znajdzie się w poważnych tarapatach.


Lotus Renault GP: Witalij Pietrow P9, Nick Heidfeld P12
Ekipa z Enstone po w pewnym stopniu pechowym blamażu w kwalifikacjach nie zdołała pozbierać się podczas wyścigu. Pietrow stoczył udane pojedynki z Kobayashim oraz di Restą, ale Vettela, Rosberga, Schumachera, Alonso czy Webbera nie był już w stanie powstrzymać. W końcówce dysponując świeższymi oponami zyskał dwie pozycje, dzięki czemu zdobył dwa punkty. Heidfeld zaś zaliczył w miarę udany start, lecz potem jego osiągi nie wyglądały najlepiej, a gdy inni kierowcy zaczęli go wyprzedzać wyglądało to tak, jakby Niemiec starał się nie zwracać na to uwagi, choć podobno miał problemy z KERS, aczkolwiek próżno było szukać jakiejś próby obrony pozycji w jego wykonaniu. Taktyka dwóch zjazdów pozwoliła mu awansować cztery miejsca w porównaniu z pozycją startową, lecz z pewnością jego celem nie była dwunasta lokata, a jakakolwiek zdobycz punktowa. Bądź co bądź wydaje się, że był to raczej wypadek przy pracy Lotus Renault i w Turcji powinno być o wiele lepiej, lecz podjęcie kolejnej rywalizacji z Ferrari z pewnością nie będzie łatwym zadaniem.


Sauber: Kamui Kobayashi P10, Sergio Perez P17
Po nieprzewidywalnych sobotnich kwalifikacjach pozycje startowe kierowców Saubera były dobre na zaatakowanie punktowanych miejsc, ale ostatecznie udało się to tylko Kobayashiemu. Japończyk zaliczył świetny start, choć na pierwszym okrążeniu po wyjeździe ze swojego pierwszego pit-stopu został uderzony i stracił kawałek nosa bolidu. Mimo to uszkodzenia najwyraźniej pozwalały na kontynuowanie jazdy i nie powodowały znacznego spadku tempa. Na drugi i ostatni zjazd już po twarde opony zdecydował się stosunkowo wcześnie, przez co jadąc na zużytym ogumieniu uległ później Pietrowowi, ale na szczęście w samej końcówce udało się awansować na 10 lokatę za sprawą wyprzedzenia mającego podobne problemy z oponami di Resty. Perez podobnie jak zespołowy kolega planował taktykę dwóch pit-stopów, choć od razu na starcie stracił parę pozycji. Gdy już założył twarde ogumienie i zmierzał do mety, po drodze nawet pokonując Pietrowa w walce o 12 miejsce, przydarzył mu się błąd i zawiniona kolizja z Sutilem, za co został na dodatek ukarany przymusowym przejazdem przez aleję serwisową. To pozbawiło go szans na dobry wynik i jakby tego było mało, w końcówce jeszcze raz zmienił opony, przez co w ostatecznym rozrachunku przegrał nawet z Kovalainenem. W związku z tym Sauber nie może zaliczyć tego wyścigu do udanych - na pocieszenie został jeden punkt Kobayashiego.


Force India: Paul di Resta P11, Adrian Sutil P15
Di Resta po naprawdę udanych kwalifikacjach w niedzielę nie zdołał przekuć tego na solidną zdobycz punktową. W jego przypadku wczesny zjazd na pierwszy pit-stop wzorem Rosberga nie zadziałał tak dobrze, potem zaś broniąc się przed Schumacherem dosyć wcześnie zdecydował się założyć twardą mieszankę i dojechać na niej do mety. W końcówce jednak podążając na dobrym ósmym miejscu przez problemy z degradacją ogumienia został wyprzedzony przez Pietrowa oraz Kobayashiego i został z pustymi rękoma. Sutil jadąc w pierwszej połowie drugiej dziesiątki był raczej niewidoczny podczas tych zawodów - do czasu. Nikłych nadziei na punkty całkowicie pozbawił go Perez, taranując jego bolid, przez co Adrian zjechał przymusowo na pit-stop, wymieniając nos i przy okazji opony. Świeże ogumienie jednak na niewiele się zdało i tak Niemiec znów przegrał z zespołowym partnerem oraz trzynastoma innymi zawodnikami. Niemniej jednak Force India ma pewne powody do optymizmu, ponieważ osiągi ich bolidu wyglądają coraz lepiej.


Williams: Rubens Barrichello P13, Pastor Maldonado P18
Ekipa z Grove nie mając wiele do stracenia postanowiła nieco poeksperymentować ze strategią, stosując zarówno dwa, jak i trzy pit-stopy. Podczas treningów nowy wydech włożony do bolidu Barrichello nie pracował zgodnie z założeniami, tym samym zdecydowano się z niego zrezygnować i tempo FW33 pozostało na niezmienionym niskim poziomie. Dla Williamsa realistycznie patrząc były to zawody na dojechanie do mety i poniesienie jak najmniejszych strat, co właściwie udało się wykonać. Barrichello spokojnie jadąc skorzystał na problemach innych kierowców, co zaowocowało awansem na dobre w tej sytuacji 13 miejsce. Maldonado dla odmiany toczył batalię z kierowcami Team Lotus, Virgin, a nawet HRT, z której ostatecznie wyszedł niemal zwycięsko. Pozostaje czekać na Turcję, gdzie Williams ma poczynić znaczny postęp. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że właśnie tak się stanie.


Toro Rosso: Sebastien Buemi P14, Jaime Alguersuari - nie ukończył
Toro Rosso po świetnej sobotniej czasówce, podczas której na wyniki kierowców tego zespołu z pewnością miał wpływ jej niecodzienny przebieg, w samym wyścigu niestety rozczarowało. Start kompletnie nie wyszedł ani Buemiemu, ani Alguersuariemu. Ten pierwszy po pierwszym pit-stopie odkrył, że ma uszkodzone przednie skrzydło, więc zjechał na nadplanowy postój by je wymienić, co pozbawiło go szans na dobry wynik i jakiekolwiek punkty. Po tak słabym początku drugą połowę wyścigu w wykonaniu Szwajcara właściwie można uznać za udaną. Alguersuari wykorzystał w kwalifikacjach wszystkie komplety miękkich opon, więc w niedzielę postanowił najpierw założyć najbardziej zniszczone ogumienie, by potem nadrabiać ewentualne straty. Pomimo słabego startu Hiszpan mógł myśleć o zdobyczy punktowej, ale na trzech kołach nie da się jechać, a właśnie do takiej sytuacji doprowadziła obsługa w boksach Toro Rosso. Stajnia z Faenzy za sprawą skonstruowania w zimie w miarę konkurencyjnego bolidu chciała na początku sezonu uzyskać jak największą przewagę w klasyfikacji generalnej nad zespołami środka stawki, jednak jak na razie nie udaje jej się zrealizować tego celu. Jakby tego było mało atmosfera między Buemim a Alguersuarim już dawno nie była tak zła.


Team Lotus: Heikki Kovalainen P16, Jarno Trulli - P19
Ekipa Tony'ego Fernandesa jak na swój staż w F1 radzi sobie naprawdę dobrze i GP Chin było tego najlepszym potwierdzeniem. Strategia dwóch pit-stopów była dla nich najlepszym rozwiązaniem, a skorzystanie z niej zapewniło pokonanie przez Kovalainena w czystej walce Maldonado oraz Pereza. Należy również wziąć pod uwagę fakt, że ich bolid lepiej radzi sobie w cieplejszych warunkach, a o tej porze w Szanghaju raczej nie panują upały, w związku z czym podczas kwalifikacji ich strata do „starych” zespołów znów była całkiem znaczna. Bądź co bądź Team Lotus z optymizmem może patrzeć w przyszłość, a jakieś nieprzewidywalne zawody mogą już w tym roku zapewnić im pierwszą zdobycz punktową.


Virgin: Jerome D'Ambrosio P20, Timo Glock P21
W sobotę udało im się komfortowo zakwalifikować przed oboma HRT, ale ciekawsze jest to, że D'Ambrosio znów pokonał Glocka, więc Belg jak na razie radzi sobie naprawdę dobrze podczas swojego debiutanckiego roku w F1. Na starcie wyścigu bolidy Virgin wdały się w walkę między sobą, na szczęście żaden z nich w jej wyniku nie poniósł strat. D'Ambrosio pojechał solidne, bezproblemowe zawody i osiągnął wydaje się w jego sytuacji możliwie najlepszy rezultat. Glock niestety znów miał pecha, jako że stracił kilka sekund podczas trzeciej wizyty w boksie i był zmuszony na nowo wyprzedzać reprezentantów HRT. Zespół podjął decyzję o zmianie jego strategii na trzy zjazdy, co zdaniem Niemca było niekorzystnym posunięciem, jako że w związku z tym musiał skupić się nie na oszczędzaniu opon, ale osiąganiu dobrych czasów okrążeń, a nie było to możliwe ze względu na niebieskie flagi. Niemiec powinien znaleźć w sobie motywację do jak najlepszej pracy, ponieważ od jakiegoś czasu chyba mu jej brakuje za sprawą dysponowania niekonkurencyjnym samochodem. Na zawody w Turcji MVR-02 ma zostać wyposażony w bardzo istotny pakiet ulepszeń, który miejmy nadzieję znacząco przybliży Virgin do Team Lotus, w przeciwnym razie Glock może zacząć się rozglądać za zmianą stajni.


HRT: Vitantonio Liuzzi P22, Narain Karthikeyan P23
W tym zespole widać dobry progres. Zmieszczenie się w 107% najlepszego czasu Q1 nie stanowi już dla nich żadnego problemu, a na dodatek powoli pozbywają się problemów technicznych dopracowując bolid i jednocześnie poprawiając jego tempo. Strata do Virgin maleje i jeśli taki trend się utrzyma, to już niedługo możemy być świadkami równorzędnej walki między tymi ekipami. HRT chciało zaskoczyć rywali i pojechać wyścig w Chinach oboma kierowcami zaledwie na jeden pit-stop, co udało się w połowie, bowiem Liuzzi ze względu na degradację ogumienia był zmuszony zjechać do boksów także po raz drugi. Włoch mógł nawet myśleć o podjęciu walki z Glockiem o 21 lokatę, ale ruszając do wyścigu popełnił falstart, za co został ukarany przymusowym przejazdem przez aleję serwisową i stracił kilkanaście cennych sekund. Na uwagę zasługuje również postawa Karthikeyana, który spełnił plan w stu procentach i jako jedyny w stawce zmieniał opony tylko raz. Hindus musiał więc raczej koncentrować się na oszczędzaniu ogumienia, mimo to jego tempo nie odstawało znacząco od najbliższych rywali, a linię mety minął tylko dwa okrążenia za zwycięzca zawodów.

KOMENTARZE

10
pjes
20.04.2011 09:52
Świetny tekst. W końcu widzimy artykuł nie tylko kompetentny, ale i piękny stylistycznie. Nigdy nie miałem tutaj większej przyjemności czytania niż teraz. Ćja! Znalazłem sformułowanie "uwikłał się w walkę" przy drugim czytaniu. Naprawdę piękna robota. Bardzo dziękuję. Pozdrawiam autora.
Kamikadze2000
19.04.2011 05:27
@MairJ23 - a no mam tam kumpla "po wódce" i wszystko mi mówi. Pirelli nie radzi sobie po prostu i żeby się nie kompromitować, uznali z FIA, że takie wytłumaczenie jest dobre! ;] Nie no, tak jak napisałem, jest to z korzyścią dla sportu, ale tak czy siak Pirelli nie stworzyło na pewno tego, co chciało. W przyszłym na pewno powinni się poprawić. pozdro! ;)
jaszczur
18.04.2011 08:39
Dziękujemy Ci Pirelli za nieprzygotowanie "opon na najwyższym poziomie". W końcu coś się dzieje a nie tylko strategia jednego pitstopu tylko dlatego ze regulamin wymaga.
Sir Wolf
18.04.2011 03:52
Świetny tekst! :)
MairJ23
18.04.2011 03:01
O, Kamikadze2000 z skad to wszystko wiesz ? czyzbys pracowal na kierowniczym stanowisku w Pirelli ? Podziel sie z nami wieksza iloscia takich nowinek prosze !
Kamikadze2000
18.04.2011 02:53
Jenson niestety miał bardziej zużyte ogumienie od Hamiltona i stąd ten brak walki (z kwalifikacji). Hamilton miał je świeższe i szczęśliwie udało mu się dojechać bez komplikacji. Gdyby Vettel miał podobną strategię, HAM raczej nie miałby tak dobrej okazji na wygranie. ;) To tylko potwierdza, jak te opony są wytrzymałe na jednym ostrym kółku. Owszem, więcej emocji dla widza. Ale po prostu Pirelli (w sumie nie może to dziwić) nie zdołało przygotować opon na wysokim poziomie (gadka o zrobieniu tego specjalnie to tylko wymówka, czcze gadanie dla pozoru..). ;]
Kajt
18.04.2011 01:38
Ja wciąż się zastanawiam jaka wina Pereza w tym wypadku z Sutilem. Sutil wyjechał szeroko, Perez się wcisnął, był z przodu - owszem, wszedł w linię Sutila, ale Niemiec powinien wtedy zwolnić, a tak wtranżolił się w Meksykanina... Może źle to oceniam, ale ja to tak widziałem.
Lukas
18.04.2011 12:55
[quote]Jednakże ten moment nie zmienił mojego wyścigu.[/quote] Button. Moim zdaniem był za wolny na wygranie tego wyścigu.
grzegorzfiliks
18.04.2011 12:45
Trzymałby za sobą Vettela, a przecież nie wiadomo co dalej by się stało. Właśnie w tamtym momencie stracił teoretyczne prowadzenie.
Lukas
18.04.2011 12:35
Jakie szanse miałby Button na zwycięstwo zyskując 2s w boksie (tyle kosztował błąd)? Sam przyznał, że nie miało to znaczenia, a opony zużyły się tak mocno, że i tak by stracił prowadzenie na koniec.