Analiza GP Hiszpanii: Ograniczeń maszyny nie można pokonać
Prezentujemy podsumowanie piątej eliminacji tegorocznych mistrzostw świata Formuły 1
23.05.1118:42
9165wyświetlenia

Tegoroczne zmagania w Hiszpanii przypomniały jedną starą i bardzo oczywistą prawdę dotyczącą Formuły 1 - jeśli nie masz wystarczająco konkurencyjnego bolidu, a rywalizacja odbywa się w normalnych warunkach i nie dochodzi podczas niej do wyjątkowych zdarzeń, wówczas twoje miejsce na mecie nie może być wyższe, niż wyznacza je hierarchia układu stawki.
Naturalnie jest to nawiązanie do weekendu w wykonaniu Fernando Alonso, który pomimo momentami nieprawdopodobnej jazdy i tak trafił na swoje obecne miejsce w szeregu, a raczej miejsce Ferrari. Prawdą jest, że Hiszpan przystępował do wyścigu w nie najlepszej sytuacji jeśli chodzi o opony, również taktycy Scuderii znów prawdopodobnie nie obrali właściwej strategii, ale po fantastycznych kwalifikacjach oraz piorunującym starcie skutkującym przedarciem się na czoło stawki bycie zdublowanym musiało bardzo boleć zarówno samego Fernando, jak i jego rodaków licznie zgromadzonych na trybunach.
Bądź co bądź Alonso i tak był jednym z bohaterów tych zawodów, ale kibice z tegorocznych zmagań na torze Catalunya zapamiętają głównie walkę o zwycięstwo pomiędzy Sebastianem Vettelem i Lewisem Hamiltonem. Ta dwójka znacznie odjechała reszcie i prawdopodobnie był to kolejny znak, że to między nimi rozegra się ostateczny bój o tytuł, aczkolwiek jeśli przewaga bolidu Red Bulla nie zostanie zniwelowana przez McLarena, to mistrza świata sezonu 2011 możemy poznać stosunkowo szybko. Niemiec i Brytyjczyk nie zdublowali tylko swoich zespołowych partnerów, co potwierdza wcześniej przypomnianą tezę, iż konstrukcja którą jeździsz ma ogromny wpływ na twoją postawę i jej ograniczeń nie da się pokonać na dłuższą metę.
W GP Hiszpanii wyróżnili się także inni kierowcy, tacy jak Michael Schumacher, Nick Heidfeld, reprezentanci Saubera czy też pomimo nie dojechania do końca Heikki Kovalainen. Mocno zawiódł zaś po raz kolejny Felipe Massa. Warto więc przyjrzeć się bliżej występowi każdego z zawodników.

Red Bull Racing: Sebastian Vettel P1, Mark Webber P4
W kwalifikacjach Red Bull ciągle wydaje się jeździć w innej lidze. Sekunda przewagi nad następną ekipą to potężna przewaga, jednak w wyścigu sprawy miały się już nieco inaczej. Nadchodząca w najbliższym czasie dyskusja o legalności i ograniczeniach związanych z dmuchanymi dyfuzorami może być bardzo ważna dla tej ekipy, tak więc niedzielny wynik na pewno był dla nich istotną sprawą. Mark Webber startujący z pole position nie ruszył zbyt dobrze i spadł od razu na trzecią lokatę. Wraz z tym momentem Australijczyk jakby stracił swój błysk z reszty weekendu. Zakończył zawody na 4 miejscu, co nie jest złym rezultatem, ale wyprzedził go Jenson Button, którego start był fatalny i musiał on przebijać się przez stawkę. Zwycięstwo w Katalonii na pewno dałoby mu „kopa”, ale w zamian dostał kolejną lekcję pokory z rąk młodziana Vettela. Sebastian wystartował poprawnie, dając się wyprzedzić tylko fenomenalnemu na prostej startowej Alonso, ale wiedział, że ma więcej świeżych opon w zanadrzu, tak więc pokonał Hiszpana po drugiej zmianie opon. W ferworze walki okazało się, że to Hamilton będzie jego głównym rywalem i ich walka dodała temu GP rumieńców. Charakterystyka toru i zerowa ilość błędów Niemca sprawiła, że zasłużenie zwyciężył i utrzymał już i tak wysokie morale zespołu. W tym wyścigu Red Bull walczył tylko z McLarenem i była to naprawdę równa walka, zapowiada to niesamowite emocje w kolejnych GP.

McLaren: Lewis Hamilton P2, Jenson Button P3
Hamilton był mocny od początku do samego końca i dzięki naciskaniu na ostatnich okrążeniach na Vettela udowodnił chyba nawet sobie samemu, że może podjąć z Niemcem walkę - nie tylko o pojedyncze zwycięstwo. Jeśli w kwalifikacjach uzyskuje wynik pozwalający na zajęcie lokat tuż za Red Bullem, a w wyścigu korzysta z właściwej strategii i nie zużywa opon szybciej od reszty, wówczas jest w stanie dopaść RB7 - pokazał to już w Chinach, tutaj to powtórzył, choć oczywiście z nie takim samym ostatecznym skutkiem. Button podczas czasówki również popisał się bardzo dobrym wynikiem, a przegranie dwóch pozycji różnicą zaledwie 0,035 sekundy można nazwać pechem. Niestety w niedzielę słabo wystartował i po spadku na dziesiąte miejsce inżynierowie McLarena po raz kolejny w tym roku postanowili zmienić jego strategię na trzy pit-stopy, co w połączeniu z szybką oraz umiejętną dalszą jazdą Jensona pozwoliło mu odrobić straty z nawiązką. Wyraźnie widać, że McLaren dzięki przywiezionym do Barcelony wielu nowym częściom poprawił swoją konkurencyjność i z pewnością ich bolid jest szybszy od chociażby Ferrari. Fabryka w Woking pracuje więc najwyraźniej na pełnych obrotach i jest szansa na deptanie po piętach Red Bullowi w dalszej części sezonu - przynajmniej podczas wyścigów.

Ferrari: Fernando Alonso P5, Felipe Massa - nie ukończył
Dla czerwonych nie był to idealny weekend. W sobotni poranek dowiedzieli się, że nie mogą korzystać z nowego tylnego skrzydła. Do tego w trzecim treningu Alonso bardzo narzekał na prowadzenie się bolidu. Jednakże wierna publiczność w Katalonii dodała mu mocy i zakwalifikował się na czwartej pozycji, przedzielając kierowców McLarena. Ponowne natchnienie nastąpiło na starcie. To co zrobił Alonso było wręcz niewiarygodne i nawet najzagorzalsi rywale Hiszpana muszą pochwalić ten manewr. Dalej było niestety dla kibiców Ferrari tylko gorzej. Fernando nie miał świeżego kompletu miękkich opon w zanadrzu, do tego po drugiej zmianie kół spadł za Vettela i Hamiltona. Od tego momentu tempo spadło, Webber również okazał się lepszy i Alonso tracił z okrążenia na okrążenie ogromne ilości czasu. Mimo, że Alonso dojechał do mety jako najlepszy z reszty bolidów (McLaren i Red Bull byli dziś w innej lidze), to bycie zdublowanym na swoim terenie na pewno było dla niego gorzkie i stajnia z Maranello musi ponownie zabrać się do ostrej pracy, by jeszcze coś ugrać w tym sezonie. O występie Massy nie ma co się rozwodzić. Niewyraźny jak zwykle w tym sezonie i z walki wyeliminowała go usterka skrzyni biegów. Kolejny weekend do zapomnienia przez Brazylijczyka.

Mercedes: Michael Schumacher P6, Nico Rosberg P7
Mercedes ciągle odstaje od czołówki. Przed nimi również wiele pracy, by dogonić Red Bulla i McLarena. Podczas tego GP warto było zwrócić uwagę na fakt, że Michael Schumacher pokonał swojego zespołowego kolegę. Na pewno był to lepszy występ niemieckiego weterana od tego w Turcji. Zdarzyły mu się błędy, ale wykorzystał to co miał do dyspozycji, czyli bolid z początku środka stawki. Nico Rosberg ukończył zawody zaraz za swoim partnerem, czyli nie stracił zbyt wielu punktów - to jedyne co można zrobić, gdy nie pokonuje się swojego kompana. Srebrne Strzały z pewnością jeszcze będą miały w tym sezonie kilka przebłysków, ale ten wyścig pokazał, że obecny bolid nie jest mistrzowską konstrukcją i na pewno taką się nie stanie. Ross Brawn dalej ma twardy orzech do zgryzienia. Interesujący był też widok podobny do tego z testów: ślady przypalonej karoserii - czyżby w ciepłych warunkach znowu mieli problemy z chłodzeniem?

Lotus Renault GP: Nick Heidfeld P8, Witalij Pietrow P11
Heidfeld po sobotnim pechu i częściowym spaleniu bolidu za sprawą awarii wydechu musiał startować z końca stawki, ale to nie przeszkodziło mu w uzyskaniu przyzwoitego wyniku, który biorąc pod uwagę okoliczności można z pewnością nazwać o wiele więcej, niż przyzwoitym. W jego przypadku kluczem do sukcesu okazała się jazda na trzy pit-stopy z twardą mieszanką założoną na początek. Gdy tylko zużył pierwsze gumy, mógł sukcesywnie wykorzystywać trzy komplety nowego miękkiego ogumienia, które pozostały do jego dyspozycji ze względu na ominięcie kwalifikacji. Jadąc na nich oczywiście prezentował bardzo dobre tempo i piął się w górę stawki, a do doścignięcia obu Mercedesów zabrakło naprawdę bardzo niewiele. To pokazuje, że dzięki tegorocznym zmianom w F1 ruszając do wyścigu nawet z fatalnej pozycji można myśleć o ukończeniu go tam, gdzie zrobiłoby się to w normalnych okolicznościach. Pietrow z kolei czasówkę miał dosyć udaną, aczkolwiek jak przyznaje kierownictwo Renault gdyby nie problem ze skrzynią biegów na finałowym okrążeniu pomiarowym, Rosjanin mógłby zapewnić sobie nawet trzecie pole startowe. Jeśli to prawda, to R31 ma rzeczywiście spory potencjał i kierowcy w nim zasiadający nie są ograniczeni przez swoją maszynę tak, jak chociażby Alonso. Witalij w wyścigu niestety się pogubił i choć na początku zdobył wydawałoby się bezpieczną piątą lokatę, to potem z każdym pit-stopem spadał w klasyfikacji, by ostatecznie pozostać bez punktów. Jego tempo na dystansie całego wyścigu było dodatkowo bardzo nierówne, co z pewnością przyczyniło się do tej porażki. Teraz przed Heidfeldem i Pietrowem nie lada wyzwanie jak największego wykorzystania atutów R31 na ulicznym torze Monte Carlo. Dobry wynik w księstwie mógłby pozwolić znów nieco oddalić się od Mercedesa w klasyfikacji konstruktorów.

Sauber: Sergio Perez P9, Kamui Kobayashi P10
Stajnia z Hinwil na to grand prix wyposażyła swój bolid w kilka poprawek i widać, że poprawiły one jego tempo. W kwalifikacjach co prawda rezultaty były średnie, ale Kobayashi na swoim finałowym pomiarowym okrążeniu napotkał auto Force India, które jak twierdzi mocno mu przeszkodziło. W wyścigu Japończyk również nie miał szczęścia i po kontakcie z rywalem na pierwszym kółku przebił oponę z nowego zestawu miękkiego ogumienia, co w połączeniu z nadplanowym w tej sytuacji pit-stopem poważnie wpłynęło na jego końcowy wynik. W tej sytuacji dziesiąta pozycja nie jest zła, a dorobek Saubera po raz pierwszy w tym sezonie powiększył także Perez. Meksykanin podczas całego weekendu nie miał większych negatywnych przygód i konsekwentną jazdą udało mu się zaliczyć solidny występ. Postawa stajni z Hinwil w Hiszpanii naprawdę dobrze rokuje na przyszłość i pozycja lidera grupy ścigającej pierwszą piątkę najlepszych ekip staje się dla niej coraz bardziej pewna.

Force India: Paul di Resta P12, Adrian Sutil P13
Hinduska ekipa postawiła na oszczędzanie opon w kwalifikacjach. Dzięki temu obaj kierowcy zachowali świeże komplety żółtych gum Pirelli na ten wyścig, co ostatecznie się opłaciło. Force India to kolejna ekipa z „kotła” środka stawki, a fakt, że startowali w tym GP bez poprawek może stawiać zdobyte ostatecznie pozycje w pozytywnym świetle. Paul di Resta ponownie pokonał Sutila i to największy jego pozytyw w ten weekend. Młodzian regularnie wygrywa z Sutilem, któremu incydenty w klubach na pewno nie pomagają w lepszej jeździe. Dzisiaj nie było widać jakiegoś szczególnego rozkojarzenia Niemca, ale sprawa sugerowanych 10 milionów odszkodowania na pewno gdzieś mu w głowie siedzi...

Toro Rosso: Sebastien Buemi P14, Jaime Alguersuari P16
Całkiem niezłe kwalifikacje ekipy z Faenzy. Tempo wyścigowe ponownie nie okazało się równie dobre i kierowcy Toro Rosso skończyli GP Hiszpanii odpowiednio na 14 i 16 pozycji. Środek stawki w tym sezonie jest dość wyrównany, a młodszy zespół Red Bulla znajduje się dokładnie w całym tym zamieszaniu. Ogólnie występ raczej bezbarwny, nie licząc incydentu z ostatniego okrążenia, gdzie Buemi starł się z jednym z Williamsów. Szwajcar ponownie pokonuje zespołowego kolegę i chyba delikatnie prowadzi w wyścigu o pozostanie w STR lub awans do RBR w przyszłym sezonie.

Williams: Pastor Maldonado P15, Rubens Barrichello P17
Williams wydaje się robić postępy w kwestii osiągów swojego bolidu, ale nieustająca awaryjność FW33 sprawia, że punktów jak nie było, tak nie ma. Świetna dziewiąta lokata Maldonado w kwalifikacjach nic nie dała, ponieważ Wenezuelczyk podczas samego wyścigu najpierw nie najlepiej ruszył, a potem prezentował słabe tempo, co w ostateczności dało mu dopiero piętnastą pozycję na mecie. Barrichello napotykał na swojej drodze problemy niemal przez cały weekend, a na pewno w jego najważniejszych momentach. Zaoszczędzone komplety opon nic nie pomogły i doświadczony Brazylijczyk znów zaliczył nieudany wyścig. Czasówka Maldonado na pewno dodała jemu samemu pewności siebie oraz nadziei ludziom tworzącym Williamsa, co z pewnością jest ważnym pozytywem, ale stajnia z Grove podczas tych zawodów uzyskała identyczny rezultat, jak w Turcji, więc jak na razie progresu na papierze niestety po prostu nie widać. Williams być może naprawdę ruszy do przodu dopiero wtedy, gdy w końcu uda mu się zapunktować.

Team Lotus: Jarno Trulli P18, Heikki Kovalainen - nie ukończył
Lotus to zespół, który nieustanie goni stawkę i trzeba przyznać, że w kwalifikacjach są już w stanie coś zdziałać, gdy poświęcą większą ilość świeżych opon. Może nie jest to idealna strategia na wyścig, ale póki co to jedyne, co mogą zrobić i na pewno jest to pozytywny znak dla podopiecznych Mike'a Gascoyne'a. W wyścigu ciągle brakuje im czystego tempa, co uplasowało ich tym razem jedynie przed Virgin i HRT, a to może wyglądać na papierze nieciekawie, ale tak jak już wspomniano: Lotus to ekipa z jasną wizją, którą krok po kroku realizuje. Z nowych zespołów tylko oni mają szanse w tym sezonie nawiązać walkę ze środkiem stawki. Dzisiejsze GP nie było najszczęśliwsze dla Kovalainena, po niezłej pozycji startowej i całkiem równej jeździe zakończył swój występ na barierze z opon - wróciły pewnie niemiłe wspomnienia z McLarena, gdy również się tu rozbił. Na szczęście nie była to poważna kraksa i Heikki może już myśleć o Monako.

Virgin: Timo Glock P19, Jerome D'Ambrosio P20
Właściwe to sam występ tej ekipy można by przemilczeć... Czasy w wyścigu na poziomie tych z zawodów GP2, a czasami nawet gorsze. Obecny bolid „Dziewic” jest raczej konstrukcją nieprzystającą F1. Jednakże nadchodzi dla nich nadzieja. Rosyjscy udziałowcy zapowiedzieli reorganizację zespołu, zaczęli używać tunelu aerodynamicznego i w końcu przestają udawać, że samo CFD zaprojektuje konkurencyjną maszynę. Szkoda, że obecny sezon muszą spisać na straty, ale jakieś światełko w tunelu widać w roku 2012 i na pewno tego będą się trzymali. Mimo, że niezbyt wysoki, ale stały budżet powinien im pozwolić odbić się od dna.

HRT: Narain Karthikeyan P21, Vitantonio Liuzzi - nie ukończył
Dla najsłabszej ekipy występ przed własną publicznością niestety okazał się jednym z najbardziej nieudanych - nie licząc GP Australii. Liuzzi co prawda na początku wyścigu nawet wyprzedził Glocka i utrzymywał się przed Niemcem oraz drugim kierowcą Virgin, ale po pierwszym pit-stopie pojawiły się poważne problemy - najpierw z przyczepnością tylnej osi, co wpłynęło na tempo jazdy, potem zaś ze skrzynią biegów. Awaria przekładni ostatecznie uniemożliwiła Włochowi dotarcie do mety. Karthikeyan dla odmiany ukończył zawody, ale niestety znów na ostatnim miejscu z aż pięcioma okrążeniami straty do zwycięzcy. Hindus podobnie jak partner miał kłopoty z tylnymi oponami, a w jego przypadku drugim problemem był przegrzewający się fotel, aczkolwiek nie doprowadziło to do przedwczesnego zakończenia ścigania. Kibice zapamiętają Naraina z tego grand prix niestety tylko jako tego, kto bardzo nieumiejętnie przepuszczał dublujących go kierowców.
KOMENTARZE