Foto podsumowanie sezonu 2012 Formuły 1 - część 1
Prezentacje już tuż tuż, więc zapraszamy na małe przypomnienie tego co działo się w zeszłym roku
25.01.1318:51
4336wyświetlenia
Już niedługo rozpoczną się prezentacje i praktycznie zaczniemy żyć tegorocznymi Mistrzostwami Świata Formuły 1, wiec to niezły moment, aby zerknąć na chwile wstecz i przypomnieć sobie sezon 2012. Co prawda Sebastian Vettel sięgnął po trzeci tytuł z rzędu, jednak nie przyszło mu to zbył łatwo - stawka była w zeszłym roku bardzo wyrównana i wielu kierowców stawało na najwyższym stopniu podium, co elektryzowało wszystkich kibiców.
Każdy mniej lub lepiej pamięta drogę Niemca w RB8 do kolejnej korony dlatego też nie będziemy standardowo opisywać sezonu. Tych, którzy potrzebują odświeżenia pamięci zachęcamy do przeczytania naszych opisów wszystkich zeszłorocznych sesji, a pozostałych czytelników zapraszamy do ilustrowanego pamiętnika z sezonu 2012. Zaczynamy!
1,5s
Ciekawie zaczęło się robić już podczas przedsezonowych testów. Zmiany w regulaminie technicznym nie były duże, jednak zakaz korzystania z dmuchanego dyfuzora ostro namieszał w nowych bolidach. Red Bull, który najlepiej wykorzystywał to rozwiązanie, dostał drobnej zadyszki w porównaniu do ubiegłych lat, jednak Vettel i Webber od początku byli w stanie walczyć o czołowe lokaty. Najgorzej było w Ferrari, które podczas przedsezonowych testów odstawało o ponad półtorej sekundy od czołówki. Cały zespół chodził po padoku w Barcelonie jak struty i nawet odwołał wywiady z kierowcami. Ostatecznie podczas pierwszych wyścigów pracownicy stajni z Maranello nie zastanawiali się jak walczyć o tytuł, ale jak uniknąć kompromitacji.
Nie tędy droga
Już podczas pierwszego wyścigu sezon okazało się, że szybki bolid nie koniecznie musi gwarantować dobre wyniki. Zmiany wprowadzone przez Pirelli mocno zmieniły charakterystykę opon i wprowadziły spory element loteryjności, gdyż zespołom nie zawsze udało się trafiać w idealne okno pracy mieszanek. Wszystkie zespoły przez blisko pół sezonu miały z tym problemy, jednak najbardziej ucierpiał na tym Mercedes, który mimo zwycięstwa w w Chinach (dzięki "trafieniu w opony" na torze w Szanghaju) zaliczył bardzo słaby sezon. Widoczny na zdjęciu Schumacher miał jeszcze gorzej, gdyż wszelkie usterki techniczne nękały tylko jego. Mimo tego, że Najbardziej Utytułowany spisywał się lepiej niż w dwóch poprzednich latach, wygrał kwalifikacje w Monako i powrócił na podium, to jednak przez dziwne błędy ciężko zaliczyć sezon w jego wykonaniu do udanych.
Światełko w tunelu
Jakby było mało problemów z oponami to już w drugim wyścigu pogoda na Sepang dała ekipom mocno w kość. Zmiennie warunki pozwoliły jednak na sporo taktycznego ryzyka, które przyniosło Ferrari pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. Co prawda F2012 dalej prowadziło się jak furmanka z sianem, a Alonso musiał wyjść z siebie i stanąć obok, aby dowieźć ten "pojazd kołowy" na prowadzeniu, jednak dla Ferrari był to promyk nadziei, który pokazywał, że jeszcze nie wszystko stracone. Ciekawym jest fakt, że największym przeciwnikiem Hiszpana podczas tego wyścigu był Sergio Perez w Sauberze, który jeszcze nie raz nas zaskoczył w tamtym sezonie.
Ogórek, ogórek, ogórek, zielony ma garnitu...
W Malezji poznaliśmy także Pana Ogórka, czyt. Naraina Karthikeyana, który usłyszał takie określenie pod swoim adresem z ust Sebastiana Vettela. Wszystko dlatego, że pomiędzy Niemcem, a bolidem HRT doszło do kontaktu na dziewięć okrążeń przed końcem, przez co Vettel stracił czwarte miejsce w tym wyścigu. Najważniejsze pytanie jakie nasuwało się po tym incydencie - "Dlaczego ogórek?" - zostało dość interesująco wyjaśnione. Otóż podobno tak się mówi na niedzielnych kierowców w Niemczech. Pomijając kolizję z Vettelem "nowi" dalej mieli pod górkę. Marussia nie przeszła testów zderzeniowych i przedsezonowe testy oglądała z trybun. HRT co prawda nie składało już bolidu w garażach na Albert Park, ale jeden króciutki shakedown nie wróżył nic dobrego. Nawet Caterham, który ambitnie przepracował zimę, nie dał rady zmniejszyć straty do ekip środka stawki i mimo tego, że rozstrzygnięcia wśród tej trójki były dramatyczne, to jednak dorobek punktowy to nadal całe zero.
Imperium kontratakuje
Podczas robienia tego zdjęcia ten Pan nie wiedział jeszcze, że za jakieś dwie godziny będzie sączył na podium soczek winogronowy ciesząc się z pierwszego w tym sezonie zwycięstwa. W Bahrajnie Red Bull w końcu zrobił wszystko tak jak trzeba i wygrał, jednak do koszmarów roku 2011 i kręcenia rekordów było jeszcze bardzo daleko. Miło zrobiło się również w Enstone, kiedy Raikkonen walczył z Vettelem o zwycięstwo, a Grosjean uciszył (przynajmniej chwilowo) krytyków i też załapał się na podium.
Williams zapłonął z radości
W Barcelonie, którą wszyscy rzekomo znają jak własną kieszeń, też sypnęło niespodziankami. Williams swoim zwycięstwem potwierdził, że to niedowiezione szóste miejsce Pastora Maldonado w Albert Park nie było tylko "wypadkiem przy pracy" lecz stałą zwyżką formy, po katastrofalnym sezonie 2011. Również Ferrari poradziło sobie z zadyszką i Alonso dojechał na drugim miejscu, dzięki faktycznym możliwościom swojego auta, a nie pomocy czynników zewnętrznych. Dla ekipy z Grove było to pierwsze zwycięstwo po ośmiu latach, więc miło było zobaczyć jak legenda podnosi się z kolan. Szkoda tylko, że świętowanie przyćmił po wyścigowy incydent, którym był spory pożar w garażu Williamsa - na szczęście nikt nie ucierpiał.
Ziewam już tym glamourem...
Atmosfera podczas wyścigu w księstwie jest niesamowita, a bolidy na ciasnych ulicach wyglądają obłędnie, jednak tym razem było zdecydowanie zbyt ciasno i wyścig w Monte Carlo był po prostu nudny. Opony nie pomogły gdyż wytrzymywały na tyle, aby można było wykonać tylko jeden pit stop, a niewielki deszcz również nie zamieszał stawką, która jechał praktycznie bez zmian przez cały wyścig. Z takiego obrotu spraw na pewno cieszył się Webber, który dzięki temu zaliczył pierwszą wygraną w sezonie. Na innym torze mogłoby do tego nie dojść, gdyż pierwszych sześciu kierowców na mecie dzieliło niewiele ponad 6 sekund.
Chyba o mnie nie zapomnieliście?
Takim zdaniem w Kanadzie mógłby się posłużyć zarówno Lewis Hamilton, który w siódmym wyścigu został siódmym kierowcą, który wygrał wyścig w tym sezonie, ale także opony Pirelli - czarne złoto F1 brutalnie o sobie przypomniało. Kierowca McLarena bez problemów pojechał na dwa pit stopy i był po prostu najszybszy, jednak z tytu zaczęła się walka o przetrwanie przy jeździe na jeden. Vettel i Alonso stwierdzili, że spróbują przejechać ponad 50 okrążeń na jednym komplecie opon, jednak się przeliczyli i w końcówce ich tempo dramatycznie spadło. To wykorzystali Perez i Grosjean, który wykonał tytaniczną pracę przy oszczędzaniu ogumienia, gdyż miał do przejechania na swoim komplecie tylko dwa okrążenia mniej niż Hiszpan, a w końcówce Ferrari było po prostu bezbronne i uległo nawet Vettelowi. Niemiec zdecydował się ratować sytuację i zjechał na nieplanowany pit stop - mimo to w 5 okrążeń dogonił i wyprzedził Alonso.
Francuskie seppuku
Po GP Walencji w Viry-Châtillon, gdzie produkuje się silniki Renault, musiało się przelać dużo wódki żeby zapić taki problem. Dwie awarie alternatorów we francuskich silnikach sprawiły, że Fernando Alonso sięgnął po kolejne zwycięstwo po starcie z 11 miejsca! Vettel, na zdjęciu powyżej, wściekły wracał do swojego garażu po tym jak musiał zaparkować bolid na poboczu. 7 okrążeń później identyczna awaria spotkała Grosjeana, który naciskał na Alonso i był dla niego realnym zagrożeniem. Lotusowi jednak na osłodę pozostało drugie miejsce Raikkonena, a bliskie spotkanie Hamiltona i Maldonado pozwoliło Schumacherowi zdobyć swoje pierwsze podium od czasu powrotu do F1.
Zatopione Silverstone
Weekend GP Wielkiej Brytanii zaowocował nam małym skandalem. Nad Silverstone padało tak mocno, że tereny wokół toru nie wytrzymały i kibice musieli rozkładać namioty w błocie ponad kostki, a samochody grzęzły na trawiastych parkingach. Doszło to tego, że organizatorzy wyścigu poprosili, aby kibice mający tzw. bilet "na trawę" nie przyjeżdżali na wyścig! Pogoda spłatała jednak wszystkim figla i zespołom, które trenowały na mokro zaserwowała suchutki wyścig. Najlepiej wyszły na tym Red Bulle, które oba wskoczyły na podium przedzielone przez Alonso.
Spokojnie, cały czas do przodu
Ferrari nadal nie było najszybsze, jednak Alonso wraz ze swoimi mechanikami robił swoje i bardzo dobrze na tym wychodził. Cały czas z przerażającą skutecznością wykorzystywał błędy swoich rywali, dzięki czemu już po Walencji znalazł się na czele klasyfikacji generalnej. Silverstone pozwoliło mu powiększyć przewagę nad najgroźniejszymi rywalami, podobnie jak Hockenheim, gdzie Hiszpan odniósł kolejne zwycięstwo, a Vettel na własne życzenie pozbawił się drugiego miejsca. Kierowca Ferrari miał wtedy już 34 punkty przewagi nad drugim zawodnikiem i mistrzostwa przybierały interesujący obrót.
Prawie...
W połowie sezonu zespoły już miały względnie ustabilizowaną formę, jednak przed przerwą wakacyjną Lotus ponownie złapał więcej wiatru w żagle. Zakręty na bliskim sercu polskich kibiców Hungaroringu okazały się zbyt ciasne, aby wyprzedzić startującego z pole position Hamiltona, jednak w Enstone znów świętowano podwójne podium. Na wakacje wszyscy pojechali z zamiarem dopracowania wydechu i powrotu z nowymi siłami, a Alonso znów się dobrze zakręcił i powiększył przewagę o cztery kolejne oczka. Druga połowa sezonu zapowiadała się interesująco, jednak chyba nikt nie spodziewał się tego co nas czeka...
Każdy mniej lub lepiej pamięta drogę Niemca w RB8 do kolejnej korony dlatego też nie będziemy standardowo opisywać sezonu. Tych, którzy potrzebują odświeżenia pamięci zachęcamy do przeczytania naszych opisów wszystkich zeszłorocznych sesji, a pozostałych czytelników zapraszamy do ilustrowanego pamiętnika z sezonu 2012. Zaczynamy!
1,5s
Ciekawie zaczęło się robić już podczas przedsezonowych testów. Zmiany w regulaminie technicznym nie były duże, jednak zakaz korzystania z dmuchanego dyfuzora ostro namieszał w nowych bolidach. Red Bull, który najlepiej wykorzystywał to rozwiązanie, dostał drobnej zadyszki w porównaniu do ubiegłych lat, jednak Vettel i Webber od początku byli w stanie walczyć o czołowe lokaty. Najgorzej było w Ferrari, które podczas przedsezonowych testów odstawało o ponad półtorej sekundy od czołówki. Cały zespół chodził po padoku w Barcelonie jak struty i nawet odwołał wywiady z kierowcami. Ostatecznie podczas pierwszych wyścigów pracownicy stajni z Maranello nie zastanawiali się jak walczyć o tytuł, ale jak uniknąć kompromitacji.
Nie tędy droga
Już podczas pierwszego wyścigu sezon okazało się, że szybki bolid nie koniecznie musi gwarantować dobre wyniki. Zmiany wprowadzone przez Pirelli mocno zmieniły charakterystykę opon i wprowadziły spory element loteryjności, gdyż zespołom nie zawsze udało się trafiać w idealne okno pracy mieszanek. Wszystkie zespoły przez blisko pół sezonu miały z tym problemy, jednak najbardziej ucierpiał na tym Mercedes, który mimo zwycięstwa w w Chinach (dzięki "trafieniu w opony" na torze w Szanghaju) zaliczył bardzo słaby sezon. Widoczny na zdjęciu Schumacher miał jeszcze gorzej, gdyż wszelkie usterki techniczne nękały tylko jego. Mimo tego, że Najbardziej Utytułowany spisywał się lepiej niż w dwóch poprzednich latach, wygrał kwalifikacje w Monako i powrócił na podium, to jednak przez dziwne błędy ciężko zaliczyć sezon w jego wykonaniu do udanych.
Światełko w tunelu
Jakby było mało problemów z oponami to już w drugim wyścigu pogoda na Sepang dała ekipom mocno w kość. Zmiennie warunki pozwoliły jednak na sporo taktycznego ryzyka, które przyniosło Ferrari pierwsze w tym sezonie zwycięstwo. Co prawda F2012 dalej prowadziło się jak furmanka z sianem, a Alonso musiał wyjść z siebie i stanąć obok, aby dowieźć ten "pojazd kołowy" na prowadzeniu, jednak dla Ferrari był to promyk nadziei, który pokazywał, że jeszcze nie wszystko stracone. Ciekawym jest fakt, że największym przeciwnikiem Hiszpana podczas tego wyścigu był Sergio Perez w Sauberze, który jeszcze nie raz nas zaskoczył w tamtym sezonie.
Ogórek, ogórek, ogórek, zielony ma garnitu...
W Malezji poznaliśmy także Pana Ogórka, czyt. Naraina Karthikeyana, który usłyszał takie określenie pod swoim adresem z ust Sebastiana Vettela. Wszystko dlatego, że pomiędzy Niemcem, a bolidem HRT doszło do kontaktu na dziewięć okrążeń przed końcem, przez co Vettel stracił czwarte miejsce w tym wyścigu. Najważniejsze pytanie jakie nasuwało się po tym incydencie - "Dlaczego ogórek?" - zostało dość interesująco wyjaśnione. Otóż podobno tak się mówi na niedzielnych kierowców w Niemczech. Pomijając kolizję z Vettelem "nowi" dalej mieli pod górkę. Marussia nie przeszła testów zderzeniowych i przedsezonowe testy oglądała z trybun. HRT co prawda nie składało już bolidu w garażach na Albert Park, ale jeden króciutki shakedown nie wróżył nic dobrego. Nawet Caterham, który ambitnie przepracował zimę, nie dał rady zmniejszyć straty do ekip środka stawki i mimo tego, że rozstrzygnięcia wśród tej trójki były dramatyczne, to jednak dorobek punktowy to nadal całe zero.
Imperium kontratakuje
Podczas robienia tego zdjęcia ten Pan nie wiedział jeszcze, że za jakieś dwie godziny będzie sączył na podium soczek winogronowy ciesząc się z pierwszego w tym sezonie zwycięstwa. W Bahrajnie Red Bull w końcu zrobił wszystko tak jak trzeba i wygrał, jednak do koszmarów roku 2011 i kręcenia rekordów było jeszcze bardzo daleko. Miło zrobiło się również w Enstone, kiedy Raikkonen walczył z Vettelem o zwycięstwo, a Grosjean uciszył (przynajmniej chwilowo) krytyków i też załapał się na podium.
Williams zapłonął z radości
W Barcelonie, którą wszyscy rzekomo znają jak własną kieszeń, też sypnęło niespodziankami. Williams swoim zwycięstwem potwierdził, że to niedowiezione szóste miejsce Pastora Maldonado w Albert Park nie było tylko "wypadkiem przy pracy" lecz stałą zwyżką formy, po katastrofalnym sezonie 2011. Również Ferrari poradziło sobie z zadyszką i Alonso dojechał na drugim miejscu, dzięki faktycznym możliwościom swojego auta, a nie pomocy czynników zewnętrznych. Dla ekipy z Grove było to pierwsze zwycięstwo po ośmiu latach, więc miło było zobaczyć jak legenda podnosi się z kolan. Szkoda tylko, że świętowanie przyćmił po wyścigowy incydent, którym był spory pożar w garażu Williamsa - na szczęście nikt nie ucierpiał.
Ziewam już tym glamourem...
Atmosfera podczas wyścigu w księstwie jest niesamowita, a bolidy na ciasnych ulicach wyglądają obłędnie, jednak tym razem było zdecydowanie zbyt ciasno i wyścig w Monte Carlo był po prostu nudny. Opony nie pomogły gdyż wytrzymywały na tyle, aby można było wykonać tylko jeden pit stop, a niewielki deszcz również nie zamieszał stawką, która jechał praktycznie bez zmian przez cały wyścig. Z takiego obrotu spraw na pewno cieszył się Webber, który dzięki temu zaliczył pierwszą wygraną w sezonie. Na innym torze mogłoby do tego nie dojść, gdyż pierwszych sześciu kierowców na mecie dzieliło niewiele ponad 6 sekund.
Chyba o mnie nie zapomnieliście?
Takim zdaniem w Kanadzie mógłby się posłużyć zarówno Lewis Hamilton, który w siódmym wyścigu został siódmym kierowcą, który wygrał wyścig w tym sezonie, ale także opony Pirelli - czarne złoto F1 brutalnie o sobie przypomniało. Kierowca McLarena bez problemów pojechał na dwa pit stopy i był po prostu najszybszy, jednak z tytu zaczęła się walka o przetrwanie przy jeździe na jeden. Vettel i Alonso stwierdzili, że spróbują przejechać ponad 50 okrążeń na jednym komplecie opon, jednak się przeliczyli i w końcówce ich tempo dramatycznie spadło. To wykorzystali Perez i Grosjean, który wykonał tytaniczną pracę przy oszczędzaniu ogumienia, gdyż miał do przejechania na swoim komplecie tylko dwa okrążenia mniej niż Hiszpan, a w końcówce Ferrari było po prostu bezbronne i uległo nawet Vettelowi. Niemiec zdecydował się ratować sytuację i zjechał na nieplanowany pit stop - mimo to w 5 okrążeń dogonił i wyprzedził Alonso.
Francuskie seppuku
Po GP Walencji w Viry-Châtillon, gdzie produkuje się silniki Renault, musiało się przelać dużo wódki żeby zapić taki problem. Dwie awarie alternatorów we francuskich silnikach sprawiły, że Fernando Alonso sięgnął po kolejne zwycięstwo po starcie z 11 miejsca! Vettel, na zdjęciu powyżej, wściekły wracał do swojego garażu po tym jak musiał zaparkować bolid na poboczu. 7 okrążeń później identyczna awaria spotkała Grosjeana, który naciskał na Alonso i był dla niego realnym zagrożeniem. Lotusowi jednak na osłodę pozostało drugie miejsce Raikkonena, a bliskie spotkanie Hamiltona i Maldonado pozwoliło Schumacherowi zdobyć swoje pierwsze podium od czasu powrotu do F1.
Zatopione Silverstone
Weekend GP Wielkiej Brytanii zaowocował nam małym skandalem. Nad Silverstone padało tak mocno, że tereny wokół toru nie wytrzymały i kibice musieli rozkładać namioty w błocie ponad kostki, a samochody grzęzły na trawiastych parkingach. Doszło to tego, że organizatorzy wyścigu poprosili, aby kibice mający tzw. bilet "na trawę" nie przyjeżdżali na wyścig! Pogoda spłatała jednak wszystkim figla i zespołom, które trenowały na mokro zaserwowała suchutki wyścig. Najlepiej wyszły na tym Red Bulle, które oba wskoczyły na podium przedzielone przez Alonso.
Spokojnie, cały czas do przodu
Ferrari nadal nie było najszybsze, jednak Alonso wraz ze swoimi mechanikami robił swoje i bardzo dobrze na tym wychodził. Cały czas z przerażającą skutecznością wykorzystywał błędy swoich rywali, dzięki czemu już po Walencji znalazł się na czele klasyfikacji generalnej. Silverstone pozwoliło mu powiększyć przewagę nad najgroźniejszymi rywalami, podobnie jak Hockenheim, gdzie Hiszpan odniósł kolejne zwycięstwo, a Vettel na własne życzenie pozbawił się drugiego miejsca. Kierowca Ferrari miał wtedy już 34 punkty przewagi nad drugim zawodnikiem i mistrzostwa przybierały interesujący obrót.
Prawie...
W połowie sezonu zespoły już miały względnie ustabilizowaną formę, jednak przed przerwą wakacyjną Lotus ponownie złapał więcej wiatru w żagle. Zakręty na bliskim sercu polskich kibiców Hungaroringu okazały się zbyt ciasne, aby wyprzedzić startującego z pole position Hamiltona, jednak w Enstone znów świętowano podwójne podium. Na wakacje wszyscy pojechali z zamiarem dopracowania wydechu i powrotu z nowymi siłami, a Alonso znów się dobrze zakręcił i powiększył przewagę o cztery kolejne oczka. Druga połowa sezonu zapowiadała się interesująco, jednak chyba nikt nie spodziewał się tego co nas czeka...
KOMENTARZE