Ricciardo: Jeśli to koniec, to bez baśniowego zakończenia

Australijczyk przyznał, że jest dumny z tego, co udało mu się osiągnąć w F1.
22.09.2418:11
Maciej Wróbel
659wyświetlenia
Embed from Getty Images

Daniel Ricciardo sugeruje, że zakończone właśnie Grand Prix Singapuru rzeczywiście mogło być jego ostatnim wyścigiem w Formule 1.

Wokół osoby doświadczonego Australijczyka krążyło w ostatnim tygodniu mnóstwo spekulacji. Według niektórych z nich, już w Singapurze miał go zastąpić rezerwowy kierowca VCARB, Liam Lawson. Ostatecznie Ricciardo przystąpił do zmagań na torze Marina Bay, lecz coraz więcej wskazuje na to, że mógł to być ostatni wyścig 35-latka w F1.

Wyścig nie należał jednak do najłatwiejszych dla Ricciardo, który już w sobotę znacząco utrudnił sobie zadanie, kwalifikując się zaledwie na 16. miejscu. W niedzielnym wyścigu kierowca VCARB został natomiast sklasyfikowany na przedostatniej pozycji, przed Kevinem Magnussenem, który pod koniec rywalizacji wycofał się z wyścigu.

Australijczyk ukończyłby wyścig na wyższej pozycji, gdyby nie dodatkowy postój na finiszu, mający na celu odebranie bonusowego punktu za najszybsze okrążenie Lando Norrisowi. Wyposażony w miękkie opony Ricciardo zdołał się wywiązać z tego zadania, poprawiając na 60. kółku czas Norrisa o 0,439 sekundy.

Po zakończeniu wyścigu, w rozmowie ze Sky Sports wyraźnie wzruszony Ricciardo dał do zrozumienia, że to rzeczywiście mógł być jego ostatni wyścig w Formule 1. Kierowca z Perth, który sezony 2014 i 2016 kończył na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej, nie ukrywa, że jest dumny z tego, co udało mu się osiągnąć w królowej sportów motorowych.

Zawsze mówiłem, że nie chcę wracać do F1 tylko po to, by być gdzieś z tyłu stawki - powiedział Ricciardo. Chciałem spróbować znów walczyć z przodu i powrócić do Red Bulla. Oczywiście to się nie ziściło, więc muszę zadać sobie pytanie: «Co jeszcze mogę osiągnąć? Do czego jeszcze mogę dążyć?»

Dałem z siebie wszystko, co najlepsze. Powiedzmy, że być może nie ma w tym baśniowego zakończenia, ale muszę spojrzeć wstecz, na poprzednich trzynaście lat, i przyznaję, że jestem dumny.

Zazwyczaj tytuł kierowcy dnia nie jest może czymś, nad czym zbytnio my, kierowcy, się pochylamy, ale dzisiaj mogę powiedzieć, że jest to coś, co doceniam. Ten jeden raz to coś znaczy.

Niedzielny wyścig w Singapurze był dla Ricciardo 257. w karierze, dzięki czemu stał się on samodzielnym, 10. najbardziej doświadczonym kierowcą F1 w historii, wypychając z pierwszej dziesiątki wicemistrza świata z roku 1992, Riccardo Patrese.

Czuję mnóstwo emocji, ponieważ jestem świadomy tego, że to może być koniec. Myślę też, że po prostu to, że jestem wykończony po tym wyścigu. Jest tego mnóstwo, jakby zalewały mnie emocje i uczucia, a kokpit jest czymś, do czego przyzwyczaiłem się przez te wszystkie lata i chciałem po prostu cieszyć się tą chwilą.

35-latek przyznaje, że sam wyścig był dla niego rozaczarowujący. W żartobliwym zaś tonie odniósł się do odebrania punktu Norrisowi za najszybsze kółko. Oczywiście po wczorajszym dniu byliśmy daleko od optymalnej pozycji i wiedzieliśmy, że musimy próbować różnych rzeczy. Po części liczyliśmy też na to, że w odpowiednim momencie wyjedzie samochód bezpieczeństwa.

Z tego co słyszałem, był to ciężki wyścig, jeśli chodzi o wyprzedzanie. Mało kto był w stanie wyprzedzać. Zaczęliśmy agresywnie, na miękkiej oponie i po prostu mieliśmy nadzieję, że w pewnym momencie będziemy mieć szczęście, ale tak nie było.

Jeśli Max wygra o jeden punkt, to chyba zapewniłem sobie ładny prezent na święta!