Wywiad z Peterem Windsorem
Dyrektor sportowy amerykańskiej ekipy przyznał, że ich dostawcą silników może być Cosworth
11.04.0914:18
2085wyświetlenia
Przedstawiamy obszerny wywiad z Peterem Windsorem na temat postępów w przygotowaniach zespołu o roboczej nazwie USF1 do debiutu w Formule 1 w sezonie 2010. Z dyrektorem sportowym amerykańskiej ekipy rozmawiał reporter serwisu AUTOSPORT - Jonathan Noble.
Jak idą postępy w tworzeniu teamu? Co się zmieniło od momentu ogłoszenia powstania zespołu?
Ogłoszenie było po to, aby poinformować o tym, nad czym cały czas pracowaliśmy i żeby powiedzieć ludziom, że mamy pieniądze na stworzenie nowego teamu w 2010 roku. Obecnie jesteśmy na etapie formalizacji naszego zespołu. To oznacza, że aktualnie zajmujemy się administracją i papierkową robotą, współpracujemy także intensywnie z FIA oraz FOM w celu sfinalizowania wejścia naszego zespołu do F1.
Ogólnie jesteśmy zwarci i gotowi, by stać się częścią Formuły 1, ale jak zapewne wszystkim wiadomo, regulamin techniczny na sezon 2010 nie został jeszcze ostatecznie dopracowany i znajduje się w nim sporo luk. My z naszej strony robimy co możemy, żeby przyśpieszyć formalności z powstaniem teamu, ale prawda jest taka, że dopóki FIA nie przedstawi przepisów oraz listy startowej na sezon 2010 to zarówno my, jak i reszta zespołów, nie będziemy się ścigać. Więc na razie czekamy na ogłoszenie tych informacji, co jak sądzimy powinno mieć miejsce w przyszłym miesiącu.
Czy wasze oficjalne zgłoszenie do startów zostało juz przyjęte?
Tak, oczywiście. W rzeczywistości miało to miejsce juz dosyć dawno temu - zanim jeszcze oficjalnie ogłosiliśmy, że zamierzamy wejść do F1. Dopóki przepisy na przyszły sezon nie zostaną zdefiniowane, dopóty mistrzostwa w 2010 nie odbędą się. Ale jesteśmy bardzo pewni siebie oraz formy, w jakiej się znajdujemy. Sprawy zdają się wyglądać dobrze.
Jak wygląda sytuacja odnośnie nazwy zespołu? Ostatnio pojawiało się dużo różnych pogłosek sugerujących, że nazwa uległa zmianie.
Nazwa USF1 została wymyślona przez Kena (Andersona) i dobrze odwzorowywała to, nad czym pracowaliśmy. To dobra nazwa. Służyła nam jako nazwa robocza dla projektu, nad którym pracujemy od czterech lat. Tak jak wszyscy, zdajemy sobie sprawę z tego, że 'F1' jest nazwą chronioną prawnie. Jednakże do czasu, gdy powstanie naszego teamu nie było jeszcze pewne nie było powodu, dla którego mielibyśmy z niej rezygnować, ponieważ traktowaliśmy ją wyłącznie jako nazwę roboczą. W momencie gdy zespół oficjalnie ogłosił już swoje powstanie musieliśmy usiąść i zastanowić się nad całą tą sprawą.
Ken wykupił kilkanaście innych domen internetowych na wypadek tej sytuacji, tak więc błyskawicznie przekierowaliśmy naszą stronę na nowy adres, tak by wszystko nadal mogło się rozwijać. Ogłoszenie nowej nazwy, która niewiele różni się od oryginalnej, spodziewane jest juz niedługo. Sądzę, że kiedy uporamy się ze wszystkimi formalnościami, a FIA zaanonsuje nowy sezon 2010, to wtedy będzie właśnie odpowiednia pora na ogłoszenie oficjalnej nazwy naszego zespołu oraz kilku innych interesujących szczegółów.
Jak wygląda sytuacja w kwestii personelu?
Sprawa personelu jest wyjątkowo interesująca ze względu na to, że już niebawem planujemy zatrudnić ludzi, którzy będą odpowiedzialni za projekt i budowę naszego bolidu. Pod tym względem powinniśmy być gotowi w okolicy lipca-sierpnia. Jeśli chodzi o personel związany z marketingiem i tym podobnymi sprawami - będziemy go stopniowo zwiększać wraz z upływem czasu. Ciekawa jest sprawa personelu odpowiedzialnego za operacje, czyli głównie sam zespół wyścigowy i trochę ludzi do testów.
Jest to coś, czego właściwie nie możemy zrobić do października czy listopada. Praktycznie wszyscy pracownicy, których mamy zamiar pozyskać, będą pochodzić z obecnie istniejących teamów - zarówno z F1, jak i amerykańskich serii wyścigowych - więc nie możemy ich zatrudnić, zanim nie skończy się obecny sezon. Jest to coś, co będzie miało miejsce znacznie później w tym roku.
Możemy rozmawiać z ludźmi, których zamierzamy zatrudnić i to też robimy, ale niezwykle trudno jest budować zupełnie nowy zespół od zera. To nie to samo, co Brawn GP, który przechwycił Hondę, czy też Midland, który wykupił Jordana. W przypadku tworzenia nowego teamu są rzeczy, których nie możesz zrobić aż do czasu nadejścia odpowiedniej daty - skompletowanie personelu operacyjnego niewątpliwie jest właśnie czymś takim.
A jak wygląda sytuacja z dostawcą jednostek napędowych?
Decyzja w sprawie silnika jest powiązana z odrodzeniem, przez jakie przechodzi obecnie F1. Obecnie oferta Coswortha wydaje nam się być najatrakcyjniejsza. Ich silnik posiada homologacje i bardzo dobrze się sprawował w bolidach Red Bulla, podczas gdy ci nagle postanowili zmienić je na jednostki napędowe Renault.
Sporo pracowników opuściło Coswortha, ale jednocześnie wciąż jest tam zatrudnionych wielu dobrych fachowców. To naprawdę bardzo ciekawa opcja dla nas. Niezależnie od czegokolwiek, Cosworth jest teraz własnością Amerykanina Kevina Kalkhovena, co nie jest dla nas nie bez znaczenia. Idea współpracowania z niewielkimi specjalistycznymi firmami jest sposobem, w jaki chcemy funkcjonować jako zespół wyścigowy.
Więc Cosworth jest opcją, którą preferujecie najbardziej?
Nie powiedziałbym, że jest to opcja, którą najbardziej preferujemy, ale z całą pewnością poważnie się jej przyglądamy, bardzo poważnie.
A jak wygląda sytuacja z waszą siedzibą w Europie? Podobno prowadziliście rozmowy na temat używania bazy teamu Epison Euskadi w Hiszpanii, a nawet toru Paul Ricard?
Nie zostało to sprecyzowane. Jeszcze wiele nas dzieli od tych decyzji, ponieważ będą one istotne dopiero wtedy, kiedy będziemy na bardziej zaawansowanym etapie tworzenia zespołu. Myślę, że zajmiemy się tym dopiero pod koniec roku. Chcielibyśmy umiejscowić naszą bazę logistyczną w jakimś ładnym miejscu w Europie. Zależy nam, żeby ludzie lubili tam jeździć. Nie liczymy na Milton Keynes, ale jest też wiele innych ładnych miejsc, które amerykanie chcieliby odwiedzać!.
W Hiszpanii jest wspaniałe zaplecze, Joan Villadelprat i Sergio Rinland (szefowie teamu Epsilon Euskadi - dod. red.) mają doskonałe warunki niedaleko Bilbao. Pedro de la Rosa zaprezentował nam bardzo ciekawy nowy obiekt w Aragon, zlokalizowany między Barceloną a Madrytem. Znajduje się tam tor zaprojektowany przez Hermanna Tilke, który wygląda naprawdę interesująco.
Jednocześnie francuski region Le Castellet, nieopodal którego zlokalizowany jest tor Paul Ricard, również wygląda niezwykle ciekawie. To wspaniałe miejsce. Jest tam dużo zabytków i warto tam polecieć, nie tylko żeby przeprowadzać testy, ale także po to, by móc pojeździć z kierowcami cywilnymi samochodami, czy Formułą Renault. Decyzja o zlokalizowaniu naszej europejskiej bazy będzie jedną z milszych, jaką będziemy musieli podjąć w tym roku.
Dla zespołu kierowcy są tym, o czym fani mówią najczęściej. Czy jest to jeden z waszych najdalszych priorytetów obecnie?
Nie, wręcz przeciwnie - chcemy sobie z tym poradzić najszybciej, jak możemy. To kolejna sprawa, z jaką będziemy musieli się zmierzyć, jako zupełnie nowy zespół, startujący od zera. W naszym przypadku restrykcją jest narodowość - dodatkowo mając na względzie fakt, iż żaden z chłopaków nie jest aktualnie w F1, mamy wiele interesujących możliwości, do kogo się zgłosić. To znaczy, że możemy zaryzykować. Będziemy przeprowadzać słownikową 'rekrutację', więc możemy być bardziej kreatywni.
Powiedziawszy to wszystko myślę, że zauważysz, iż sposób, w jaki budżet ograniczał zespoły podczas poszukiwania kierowców oraz kierowców, których zatrudniali i sposób, w jaki im płacili, będzie się drastycznie zmieniał w ciągu najbliższych trzech, czterech lat. Jest bardzo wielu amerykanów, co do których jesteśmy z Kenem pewni, że dadzą sobie radę wystarczająco dobrze w pierwszym roku naszych startów, a nawet i w drugim. Poza tym sposób, w jaki zmienia się rynek kierowców może sprawić, że pojawi się wiele szybkich i doświadczonych zawodników, którzy będą gotowi jeździć za mniej niż dostają w tym momencie.
Jeśli tak się stanie, zespoły takie jak nasz mają szansę zdobyć dobrze znanych kierowców, więc chociaż od początku mówiliśmy, że chcemy tylko amerykańskich kierowców, to musimy też wziąć poprawkę na bardzo dobrych i bardzo szybkich kierowców, którzy będą dla nas dostępni. Nie powinno się odrzucać takich możliwości.
Jest więc możliwe, że jeden z kierowców będzie Amerykaninem, a drugi nie?
Tak. Nie dlatego, że chcemy mieć jednego doświadczonego zawodnika, ale dlatego, że jeśli będzie dostępny bardzo, bardzo dobry kierowca i będziemy w stanie w miarę gładko ustalić z nim sprawy finansowe, to wtedy na pewno weźmiemy go pod uwagę. Nie ma wątpliwości, że jednym z naszych największych problemów podczas pierwszego i drugiego roku startów będą - i nie jest to złą rzeczą - nasze ograniczenia, ponieważ nasi kierowcy prawdopodobnie będą nowi w tej branży. Jesteśmy gotowi na wyzwanie i cały czas wypatrujemy odpowiednich kandydatów.
Jak wyglądało zainteresowanie w Ameryce, od kiedy ogłosiliście swoje plany, a zwłaszcza jak się ma sytuacja ze sponsorami?
Od momentu, kiedy ogłosiliśmy powstanie zespołu, Ken i ja przestaliśmy być facetami, którzy próbują jedynie rozkręcić biznes i szukają sponsorów; od tamtego czasu ewoluowaliśmy do miana zespołu F1. Kiedy masz zespół musisz kupować różne rzeczy, masz własność, która może kiedyś przynieść zyski - my właśnie docieramy do tego punktu.
Jak tylko będziemy oficjalnym zespołem, będziemy mogli wejść na rynek z innymi zespołami i stać się częścią tego rynku. W Ameryce kilka wielkich firm skontaktowało się z nami i stwierdziło: 'Wow. To wygląda interesująco. O co w tym wszystkim chodzi? Przyjdziecie i opowiedzcie nam o tym'. Mieliśmy kilka takich spotkań i wszystkie oceniam bardzo pozytywnie.
W obecnej sytuacji amerykańskie przedsiębiorstwa potrzebują globalizacji, a globalizacja, jest czymś, co zespoły F1 potrafią zapewnić międzynarodowym firmom. Mam więc przeczucie, że uda nam się nawiązać całkiem owocną współpracę z kilkoma dużymi, amerykańskimi przedsiębiorstwami.
Źródło: Autosport.com
KOMENTARZE