Surtees: Z ostatnich wypadków trzeba wyciągnąć lekcję

"Musimy mieć całkowitą pewność, że śmierć Henry'ego nie poszła na marne"
06.08.0912:03
Mariusz Karolak
2418wyświetlenia

John Surtees powiedział w wywiadzie dla BBC South News, że ma nadzieję, iż śmierć jego syna Henry'ego w wyścigu Formuły 2 przyczyni się do poprawy bezpieczeństwa w sportach motorowych, i że wyciągnięte zostaną stosowne wnioski z tego tragicznego zdarzenia.

Mistrz świata Formuły 1 z roku 1964 stracił w ubiegłym miesiącu swego 18-letniego syna w wyniku wypadku na torze Brands Hatch. Tydzień później doszło do równie niebezpiecznego wypadku w F1 z udziałem Felipe Massy. W obydwu przypadkach kierowcy doznali obrażeń głowy.

Czemu to koło się oderwało i dlaczego było w stanie przemieszczać się z taką szybkością? To są pytania, na które trzeba odpowiedzieć i z tych zdarzeń wyciągnąć lekcję na przyszłość - powiedział Surtees. Bernie Ecclestone zadzwonił do mnie dziś rano i mówił dokładnie o tych samych rzeczach. Musimy mieć całkowitą pewność, że śmierć Henry'ego nie poszła na marne. Będzie postęp, tak zawsze dzieje się w sportach motorowych.

Surtees dodał, że Massa jeszcze przed Grand Prix Węgier dyskutował z nim o wypadku Henry'ego. Jego zdaniem obydwa incydenty były dość niecodzienne, jak na dzisiejsze standardy bezpieczeństwa. To były dziwne zbiegi okoliczności i powinniśmy wynieść z tego coś dobrego - powiedział Brytyjczyk.

Jako kierowca wyścigowy żyłem w czasach, kiedy dochodziło do absolutnych tragedii wśród kierowców, częściowo ze względu na tory, ale głównie ze względu na samochody tamtych czasów. Dopiero kiedy zaczęto łożyć duże pieniądze na sporty motorowe, poziom bezpieczeństwa zaczął się podnosić i doszedł do dzisiejszego stanu. Ironią tego wszystkiego jest to, że wyścigi samochodowe są obecnie bardzo bezpieczne w porównaniu do innych rzeczy.

W tym samym wywiadzie Surtees wypowiedział się także po raz pierwszy publicznie o Henrym od śmiertelnego wypadku syna z 19 lipca. Przed tamtym wyścigiem na torze Brands Hatch nachyliłem się do kokpitu na prostej startowej i uścisnęliśmy sobie dłonie. Jak się później okazało, było to nasze pożegnanie. W tym momencie czuję wielką pustkę i ciągle spodziewam się, że pojawi się w drzwiach domu. Będziemy musieli teraz z tym żyć, ale postaramy się pamiętać dobre chwile.

Rodzina jest w trakcie tworzenia Fundacji Henry'ego Surteesa, a podczas pogrzebu prosiła o wsparcie finansowe dla fundacji Headway, która zajmuje się urazami mózgu.

Źródło: Autosport.com

KOMENTARZE

3
push_mss
06.08.2009 06:29
Dokładnie. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy że tak to może sie skończyć, ot po prostu jechał sobie, nie popełnił żadnego błędu, nie miał kłopotów z samochodem ani nie wpadł w poślizg. Takie wypadki nie powinny się zdarzać.
oligator
06.08.2009 12:42
Dalej nie moge dojsc do siebie po wypadku Henry'ego. Co za szok. Zniknal jakby ktos nacisnal guzik ON/OFF. Jechal sobie, pewnie nawet nie zdawal sobie sprawy ze jest w powaznym niebezpieczenstwie i tu nagle koniec... Koszmar po prostu.
pawcio_4444
06.08.2009 11:27
no rzeczywiscie, te incydenty to doslownie przypadek w przykladzie Surteesa ze koło trafilo go akurat w glowe i tak samo z Massą i sprężyna, tak sie nie fortunnie odbilo i prosto w glowe... naprawde, szkoda Henry'ego bo byl to naprawde dobry kierowca...