Podsumowanie sezonu 2005: Przegląd wyścigów część 2
Kluczowe momenty sezonu od Grand Prix Monako do Grand Prix Francji
05.11.0520:46
2632wyświetlenia
W Grand Prix Monako ponownie triumfował Raikkonen, a że Alonso ze względu na zbyt szybkie zużycie opon pod koniec wyścigu nie zdołał obronić drugiej pozycji przed kierowcami Williamsa i finiszował na czwartej pozycji, jego przewaga nad kierowcą McLarena w klasyfikacji generalnej zmalała do 22 punktów. Problemy z oponami na krętych uliczkach Monte Carlo miał także drugi kierowca Renault, Fisichella, przy czym Włoch jak już zaczął tracić miejsca na 63 okrążaniu, zamiast na piątej finiszował na 12 pozycji. W tej sytuacji piąty na mecie zameldował się Montoya, co zwarzywszy na start z końca stawki było niezłym osiągnięciem. Kolumbijczyk byłby jednak zapewne drugi lub trzeci na mecie, gdyby nie wdał się w głupią sprzeczkę podczas treningów i za spowodowanie kolizji nie musiał startować z ostatniej pozycji. Tym niemniej McLaren zdobył w sumie 14 punktów i przeskoczył Toyotę w klasyfikacji konstruktorów.
Najbardziej prestiżowy wyścig w kalendarzu F1 okazał się nadzwyczaj udany dla Williamsa. Można było wręcz powiedzieć, że zespół powrócił do swojej dawnej formy. Co ciekawe, na wyższym stopniu podium stanął Heidfeld, przeskakując Webbera podczas drugiej rundy postojów. Niemiec znacznie szybciej uporał się także z wyprzedzeniem Alonso, a więc była to jego doskonała odpowiedź na nie tak dawną krytykę ze strony zespołowego partnera. Po tym wyścigu Webber i Heidfeld awansowali kolejno na czwartą i piątą pozycję w klasyfikacji generalnej. Tymczasem Toyota po serii udanych występów tym razem musiała zadowolić się zaledwie dwoma punktami. Ralf Schumacher rozbił się na kwalifikacjach i po starcie z końca stawki finiszował na siódmej pozycji, natomiast Trulli miał szansę na piąte miejsce, jednak podczas efektownego wyprzedzenia Fisichelli przejechał po wysokim krawężniku i podejrzewając uszkodzenie auta zjechał do boksów, tracąc szansę na punkty. O ostatnie miejsca punktowane "bratobójczą" walkę stoczyli kierowcy Ferrari, Schumacher i Barrichello, zamieniając się miejscami na ostatnim okrążeniu, co bardzo rozzłościło tego Brazylijczyka. Obaj kierowcy mieli szansę na lepszy rezultat, ale Schumacher podczas stłuczki na Mirabeau uszkodził przednie skrzydło w swoim bolidzie, przy okazji eliminując z walki Coultharda, natomiast Barrichello został ukarany za przekroczenie limitu prędkości w boksach.
Przed Grand Prix Europy z harmonogramu weekendu wyścigowego F1 usunięta została wysoce niepopularna niedzielna sesja kwalifikacyjna. Od tego momentu kolejność startowa wyznaczana była już tylko i wyłącznie na podstawie sobotniej sesji. Dosyć niespodziewanie pole position przed własną publicznością wywalczył Heidfeld i choć była to zasługa trzystopowej strategii na wyścig, to jednak Niemiec nie zmarnował nadarzającej się okazji i na mecie zameldował się jako drugi kierowca. Była to dla niego już druga z rzędu wizyta na podium. Zwycięzcą w dosyć dramatycznych okolicznościach został tymczasem Alonso, korzystając z kraksy Raikkonena na ostatnim okrążeniu. Fin w trakcie wyścigu przytarł kilka razy prawą przednią oponę podczas zbyt gwałtownego hamowania i pod koniec wyścigu powodowała ona tak duże wibracje, iż wszyscy zastanawiali się, czy wytrzyma do mety. No i wytrzymała - niestety przednie zawieszenie MP4-20 nie, rozsypując się pod koniec prostej startowej. W efekcie Raikkonen wyleciał z toru, o mały włos nie eliminując z walki innego kierowcy. Po wyścigu pojawiły się głosy, że wszystko to wina nowych przepisów, jednak prawda była taka, że Fin popełnił tym razem kilka błędów, co zdarza mu się niezmiernie rzadko i na koniec podjął świadome ryzyko, nie decydując się na wymianę uszkodzonej opony.
Alonso mógł więc świętować czwarte zwycięstwo w tym sezonie, a jego przewaga nad Raikkonenem wzrosła do 32 punktów. Na najniższym stopniu podium stanął tymczasem Barrichello, decydując się podobnie jak Heidfeld na trzy postoje w boksach. Tor Nurburgring okazał się dosyć szczęśliwy dla Ferrari, bowiem piąty na mecie zameldował się Michael Schumacher. Zespół zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w miarę udany występ był zasługą kłopotów innych kierowców z czołówki. Zresztą sam fakt, że przed siedmiokrotnym mistrzem świata z 20-sekundową przewagą finiszował Coulthard i to pomimo kary za przekroczenie limitu prędkości w boksów, jasno dawał do zrozumienia, że włoska stajnia nadal była daleka od dawnej formy. Na szóstej pozycji wyścig ukończył drugi kierowca Renault, Fisichella, który ze względu na problemy z autem i będące tego następstwem przerwanie procedury startowej, musiał wystartować z boksów. Pecha miał także drugi kierowca McLarena, Montoya - o jego bolid tuż po starcie zaczepił Webber i Kolumbijczyk musiał później mozolnie odrabiać straty, kończąc wyścig na siódmej pozycji. Webber jazdę zakończył już na pierwszym okrążeniu, a w wywołanym przez niego zamieszaniu ucierpieli także Ralf Schumacher i Sato. Ten pierwszy odpadł później z wyścigu po własnym błędzie i z kierowców Toyoty o punkty musiał walczyć sam Trulli. Włoch zdobył jednak zaledwie jeden punkcik, a wszystko to zasługa spóźnialskich mechaników z japońskiej stajni, którzy nie opuścili w porę prostej startowej, fundując swojemu kierowcy karny przejazd przez boksy. Tymczasem powrót zespołu B.A.R do uczestnictwa w wyścigach okazał się dosyć nieudany, jako że Button i Sato jadąc jeszcze na silnikach użytych w Grand Prix San Marino finiszowali dopiero na 10 i 12 pozycji.
Grand Prix Kanady okazała się jednym z najbardziej nieprzewidywalnych wyścigów w tym sezonie, choć bynajmniej nie była to zasługa trudnych warunków pogodowych. Szansę na zwycięstwo mieli zarówno obydwaj kierowcy Renault, jak i McLarena, jednak ostatecznie do mety dojechał tylko jeden z nich. W pierwszym rzędzie dosyć nieoczekiwanie zakwalifikowali się Button i Michael Schumacher, ale nie trzeba było być geniuszem żeby się domyślić, iż była to zasługa małej ilości paliwa. Obaj kierowcy pomimo lekkich bolidów już na starcie zostali wyprzedzeni przez błyskawicznie startujących reprezentantów Renault i po pierwszych postojach znaleźli się kolejno na 5 i 6 pozycji. Tymczasem Fisichella i Alonso jechali na czołowych miejscach do 33 okrążenia, kiedy to pierwszego z nich z walki wyeliminowała awaria hydrauliki. Alonso nie cieszył się jednak zbyt długo z odziedziczonego prowadzenia, gdyż sześć okrążeń późnił uderzył w bandę i uszkodził zawieszenie, kończąc udział w wyścigu. Prowadzenie objął wówczas Montoya i była to dla niego doskonała okazja do odniesienia pierwszego zwycięstwa w barwach McLarena.
Plany Kolumbijczyka pokrzyżował jednak Button, rozbijając swój bolid na prostej startowej pod koniec 46 okrążenia. Na tor wyjechał Safety Car i wszystko byłoby w porządku, gdyby McLaren wezwał w porę do boksów Montoyę. Zespół spóźnił się jednak i Montoya musiał pokonać całe okrążenie za samochodem bezpieczeństwa przed swoim postojem, tracąc szansę na zwycięstwo. Do tego doszedł jeszcze wyjazd z zamkniętych boksów i Kolumbijczyk został ostatecznie zdyskwalifikowany. W tej sytuacji wyścig wygrał Raikkonen, a że Alonso ze względu nie swój pierwszy błąd w tym sezonie nie zdobył ani jednego punktu, sytuacja w klasyfikacji generalnej kierowców wróciła do stanu sprzed Grand Prix Europy (Fin miał 22 punkty straty do kierowcy Renault). Na pozostałych stopniach podium stanęli kierowcy Ferrari, Schumacher i Barrichello, do których drugi raz z rzędu uśmiechnęło się szczęście. Szczególne powody do zadowolenia mógł mieć Barrichello, bowiem Brazylijczyk wystartował z końca stawki. Po tym wyścigu włoska stajnia traciła już tylko 2 punkty do zajmujących kolejno 3 i 4 pozycję w klasyfikacji konstruktorów zespołów Williams i Toyota, które w Kanadzie zdobyły odpowiednio 4 (Webber) i 3 (Ralf Schumacher) punkty. Trulli miał duże szanse na podium, ale osiem okrążeń przed metą z walki wyeliminowała go awaria hamulców, natomiast Heidfeld odpadł po awarii silnika, gdy jechał na siódmej pozycji. Czwarty na mecie zameldował się Massa, dla którego był to zaledwie drugi zarobek punktowy w tym sezonie. Punktowaną ósemkę zamknęli kierowcy Red Bull, Coulthard i Klien (Austriak powrócił do głównego składu kierowców po czterech wyścigach przerwy, zastępując Liuzziego).
Jeśli wyścig w Kanadzie uznamy za bardzo szczęśliwy dla Ferrari, to jak powinniśmy określić Grand Prix Stanów Zjednoczonych, w której zabrakło wszystkich zespołów startujących na oponach Michelin? Fani włoskiej stajni mogliby to przyrównać do wygrania głównej nagrody na loterii, jednakże kibice siedzący na trybunach toru Indianapolis, a także większość z nas siedzących przed telewizorami w niedzielny wieczór 19 czerwca, widząc zjeżdżających do boksów pod koniec okrążenia formującego 14 kierowców była po prostu zniesmaczona. Pierwszy raz odkąd zacząłem interesować się F1, wyścig oglądałem z czysto "dziennikarskiego" obowiązku.
Wszystkiemu winna była firma Michelin, która do Stanów Zjednoczonych przywiozła zbyt mało wytrzymałe opony. FIA nie zgodziła się na skonstruowanie prowizorycznej szykany zaraz przed feralnym Zakrętem 13, co było warunkiem przystąpienia do wyścigu kierowców jeżdżących na oponach Michelin i w wyścigu udział wzięli tylko kierowcy z zespołów Ferrari, Jordan i Minardi. FIA chciała nawet później ukarać pozostałe zespoły za celowe wszczynanie buntu i bezpodstawną rezygnację z udziału w wyścigu (kierowcy mieliby zwalniać na nachylonym zakręcie lub przejeżdżać co okrążenie przez boksy, co było oczywiście niedorzeczne), ale na szczęście do tego nie doszło. Zespół Ferrari odniósł więc pierwsze i zarazem jedyne zwycięstwo w tym sezonie, zrównując się punktami z McLarenem, ale przy zupełnym braku konkurencji. No bo chyba trudno nazwać konkurencją kierowców z zespołów Jordan i Minardi, którzy dysponowali sprzętem gorszym o kilka klas. Owszem, Tiago Monteiro pojechał nienagannie i pokonał bez najmniejszych problemów swojego partnera z zespołu Jordan, Naraina Karthikeyana, który wyścig ukończył na czwartej pozycji. Tym samym to właśnie Monteiro stanął po raz pierwszy w karierze na podium i był z tego powodu bardzo zadowolony, ale zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, czemu zawdzięcza ten rezultat. Kierowcy Minardi, Christijan Albers i Patrick Friesacher, finiszowali tymczasem kolejno na piątej i szóstej pozycji, także zdobywając pierwsze i kto wie czy nie jedyne punkty w swojej karierze.
Grand Prix Francji oznaczała półmetek sezonu 2005 i na szczęście był to już zupełnie normalny wyścig, tak więc powoli można było zacząć zapominać o wydarzeniach na torze Indianapolis. Weekend we Francji nie zaczął się najlepiej dla Raikkonena, bowiem w bolidzie Fina po piątkowych treningach konieczna była wymiana silnika, co było równoznaczne z obniżeniem pozycji startowej o 10 miejsc. Mając to na uwadze Raikkonen przystąpił do kwalifikacji z dużą ilością paliwa i mimo to uzyskał doskonały, trzeci czas. W wyścigu kierowca McLarena także spisał się bez zarzutu i po starcie z 13 pozycji na mecie był drugi, tracąc zaledwie dwa punkty do Alonso, który zapewnił Renault zwycięstwo w domowym wyścigu. Dla Hiszpana była to już piąta wizyta na najwyższym stopniu podium w tym sezonie. Na najniższy stopień mogli tymczasem liczyć drudzy kierowcy z zespołów McLaren i Renault, Montoya i Fisichella, jednak pierwszego z nich z walki wyeliminowała awaria hydrauliku, natomiast Fisichella ze względu na zgaśnięcie silnika po jednym z postojów, na mecie zameldował się jako szósty.
Michael Schumacher kontynuował tymczasem dobrą passę zapoczątkowaną w Kanadzie i trzeci raz z rzędu stanął na podium, choć tym razem na najniższym stopniu. Tym niemniej siedmiokrotny mistrz świata zwarzywszy na nienajlepszą formę Ferrari dawał z siebie co mógł, czego efektem była trzecia pozycja w klasyfikacji generalnej kierowców na półmetku sezonu. Niemiec tracił w tym momencie zaledwie pięć punktów do Raikkonena i blisko 30 do prowadzącego Alonso. Czwarty w klasyfikacji był Trulli, któremu we Francji udało się zdobyć cztery punkty. Do tego dwa oczka dorzucił Ralf Schumacher, tak więc Toyota powróciła na czwartą pozycję w klasyfikacji konstruktorów, mając sześć punktów przewagi nad Williamsem. Tymczasem stajnia z Grove na torze Magny-Cours wypadła wręcz fatalnie, bowiem Webber i Heidfeld finiszowali poza pierwszą dziesiątką. W dodatku Webber nabawił się poparzeń skóry ze względu na problemy z chłodzeniem w nowej wersji karoserii bolidu FW27. Grand Prix Francji okazała się z kolei przełomowym momentem dla zespołu B.A.R, bowiem Button finiszując na czwartej pozycji zdobył pierwsze punkty w tym sezonie. Od tego momentu Brytyjczyk punktował już w każdym kolejnym wyścigu, ale póki co stajnia z Brackley nadal zajmował ostatnie miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Ostatni punkt we Francji zdobył Villeneuve, dla którego był to zaledwie drugi zarobek punktowy w tym sezonie. Zespół Sauber zajmował w tym momencie siódmą pozycję w klasyfikacji konstruktorów, tracąc do Red Bull dziewięć punktów.