305 kilometrów bez wyprzedzania - Węgry 2012
Analiza ostatniego przed letnią przerwą Grand Prix
11.08.1211:48
4875wyświetlenia
305 kilometrów bez wyprzedzania - Węgry 2012
Sam Michael powiedział kiedyś: „na tym torze nie wyprzedzisz, choćby miało od tego zależeć twoje życie”. Cytat ten dotyczył co prawda obiektu w Katalonii, jednak zważywszy na tegoroczne okoliczności (np. wyprzedzanie Rosberga przez jednego z zawodników Lotusa, podczas którego podmuch z samochodu rywala o mało nie zdmuchnął biednego Niemca z hiszpańskiego toru) pasuje bardziej do Circuit de Monaco i Hungaroringu. Dość napisać, że beznadziejność sytuacji zmusiła realizatora do serwowania powtórek manewrów wyprzedzania kierowców HRT przez Kamui Kobayashiego… Z kolei utrata pozycji przez Sergio Pereza na rzecz Fernando Alonso i Bruno Senny, nie wzbudziły specjalnego entuzjazmu wśród kibiców, przez powszechnie znany kontekst braku rywalizacji między nimi. Perez swój wyścig jechał daleko z tyłu i czekał na zmianę niemiłosiernie zdartych opon. Manewry te dają małą podpowiedź co do potrzebnej przewagi, jaką wypadałoby mieć na Hungarorigu aby myśleć o wyprzedzaniu. To wartość około 3 sekund na okrążeniu, a to niemało. Na całe szczęście, jak na standardy węgierskich Grand Prix, tegoroczny wyścig nie był usypiający, głównie dzięki zajadłej walce strategicznej oraz presji wywieranej na liderze od startu do mety.
0,4 sekundy
Choć niejednokrotnie bywała większa, przewaga 0,4 sekundy nad drugim zawodnikiem w kwalifikacjach to w tym sezonie solidna potwarz dla konkurencji. Hamilton od piątku wydawał się być skazany na pierwsze pole startowe, które pewnie zdobył i nikt nie mógł mu w tym przeszkodzić. Mina Sebastiana Vettela - ta dobrze znana mina, gdy nie wszystko idzie jak po maśle - tuż po sesji kwalifikacyjnej wyrażała więcej niż tysiąc palców. Na torze pod Budapesztem zdobycie pole position jest szczególnie ważne nie tylko ze względu na niekwestionowane walory defensywne, ale również znaczną przewagę trakcji na starcie po czystej, lewej stronie toru.
Pomimo szybkości dwójki reprezentantów McLarena i bardzo dobrych pól startowych, ostrożnie odnoszono się do ich szans w wyścigu, nie tylko przez spodziewane deszczowe warunki. W pamięci pozostawały wielkie kłopoty trapiące stajnię z Woking przez kilka tegorocznych niedziel. Ostrożność okazała się częściowo uzasadniona, bo choć McLaren potwierdził, że pakietem ulepszeń wdrożonym na Hockenheimringu wygonił złośliwe chochliki, to jednak w przeciwieństwie do kwalifikacji, nie miał najszybszego samochodu na dystansie wyścigu. Nie musiał go jednak mieć, ponieważ zespół w każdym aspekcie spisał się na medal. Wystarczająca szybkość, dobra strategia i zmiana opon oraz rzecz jasna świetne rzemiosło - bezbłędna, szybka i równa jazda - kierowcy, doprowadziły do trzeciego triumfu ekipy w bieżącym sezonie i solidnej redukcji straty do lidera klasyfikacji generalnej mistrzostw kierowców. Na pierwszym przejeździe tuż po starcie, Hamiltonowi udało się wymknąć ze strefy DRS dla Grosejana i nie bez wysiłku (wystarczy spojrzeć w jakim tempie pierwsza dwójka uciekała trzeciemu Butonowi) kontrolując dystans utrzymał go aż do pierwszych postojów. Reszta wyścigu to już bitwa z wielką presją wywieraną przez zawodników Lotusa, z którą Hamilton poradził sobie jak na mistrza przystało.
O bezbłędności wyścigu nie da się wspomnieć w przypadku Buttona. Starszy z Anglików, choć był odrobinę wolniejszy od zwycięzcy, najwięcej stracił na niezrozumiałej strategii swojego zespołu. To przypomina, że jednym z największych paradoksów współczesnej Formuły 1 jest fakt, iż za definiowanie strategii w czasie rzeczywistym odpowiada kilkudziesięciu jajogłowych inżynierów, pracujących za kulisami, których praca potrafi znajdować finał w tak bezkreśnie głupich decyzjach, że widz pochylony nad swoim niedzielnym kotletem natychmiast puka się w czoło robiąc wielkie oczy. Do dzisiaj nikt nie wie co chciał osiągnąć McLaren dodatkowym postojem Buttona. To zbiorowa pomroczność jasna, czy może pływanie w oceanie danych nie pozwala na wychwycenie podstawowych liczb z live timingu, które bezbłędnie pomagają stwierdzić, gdzie wyjedzie zawodnik po zmianie opon? W taki sposób McLaren z jednej strony wygrał wyścig, a z drugiej podarował na tacy kilka punktów rywalom, w tym - co najgorsze - Alonso.
Złapać króliczka
Czasami chodzi o to, by gonić króliczka, a nie o to, by go złapać. Nie dotyczy to Lotusa - oni chcą złapać cholernego futrzaka. O tym dlaczego jeszcze im się nie udało można napisać książkę. Kondycję zespołu na Węgrzech niestety opisuje występ dwóch zawodników, zawsze w różnym czasie, bo wtedy gdy błyszczał Grosjean, zawodził Raikkonen i odwrotnie. W tym roku najłatwiej krytykuje się zespół, ale na Węgrzech kropki nad "i" nie postawili kierowcy.
W wielu tegorocznych występach Kimi Raikkonen realizuje ten sam schemat - słabe kwalifikacje, utrata pozycji na pierwszych okrążeniach (czasami na skutek własnego błędu, czasami okoliczności) i odrabianiu części strat świetną, bardzo szybką jazdą aż do mety. Niestety nie inaczej było teraz. Nikt tego nie powiedział głośno, ale kwalifikacje były bardzo frustrujące dla zespołu. Raikkonen nie wydarłby raczej PP Hamiltonowi, ale będąc cały czas szybszym od swojego partnera, powinien zameldować się na starcie w pierwszej linii. Myśląc o wygranej, to dużo lepsza sytuacja, aniżeli piąte pole startowe, czyli trzecia linia ponad 30 metrów za Hamiltonem.
Utrata pozycji na rzecz Alonso, pomimo automatycznego zrzucenia wszystkiego na karb KERS, który zastrajkował po dwóch okrążeniach formujących jest dyskusyjna. Analizując przebieg walki okazuje się, że Raikkonen wjeżdżając w strefę hamowania przed zakrętem #2 ma przewagę długości samochodu nad Hiszpanem, która znika nagle w pierwszej fazie hamowania. W szczycie zakrętu Alonso jest już z przodu, jadąc komfortową dla siebie optymalną linią, którą Fin ani przez chwilę nie próbował zająć wywożąc rywala na tarkę bądź zmuszając do redukcji prędkości (vide obrona Grosjeana przed Vettelem sekundy wcześniej). Innymi słowy Alonso w strefie hamowania zagrał dużo ostrzej, a ponieważ był daleki od wypadnięcia z toru, konstatacja jest taka, że zagrał dokładnie tak jak trzeba, zaś Raikkonen nadmiernie asekuracyjnym zachowaniem oddał pole bez walki. Podczas jednej z powtórek startu, z perspektywy bolidu Bruno Senny, widać jak duży dystans zyskuje Alonso nad nim i Raikkonenem w strefie hamowania. Ten aspekt tegorocznej jazdy Fina spotyka się z jednej strony z krytyką, a z drugiej strony z uznaniem. Kierowca co prawda traci pozycje, lub ma poważne kłopoty z jej zyskaniem przez awersję do ryzyka, ale i skutecznie unika kłopotów, co pozwala dowozić bolid do mety.
Jako że już trochę pomarudziliśmy pora na tą przyjemniejszą część weekendu kierowcy. Dystans przejechany za Alonso, to okrążenia bez historii, poza efektem końcowym. Gdy na koniec 17 okrążenia Alonso pozostawił kierowcy Lotusa wolne pole, miał on 14,932 sekundy straty do Hamiltona i 12,904 sekundy do Grosejana. Button i Vettel zjechali wcześniej, zaś ich przewaga wynosiła ok. 4,5-6 sekudy. W tym momencie wydawało się, że jest już po zawodach jeśli chodzi zwycięstwo. Hamilton i Grosjean przez dotychczasowe kilkanaście okrążeń wymieniali się rekordami okrążeń, odjeżdżając reszcie stawki w tempie budzącym respekt i nie wydawało się prawdopodobne, aby dało się jechać szybciej od nich, ale Raikkonen i Lotus pokazali coś niezwykłego.
Początek drugiego przejazdu na miękkich oponach wyglądał przyzwoicie, ale bez rewelacji (w tym momencie Grosjean również na miękkich goniąc Hamiltona był zdecydowanie szybszy). Tymczasem Raikkonen powoli zyskiwał czas względem Buttona i Vettela (choć ci co ciekawe na samym początku przejazdów byli szybsi), zaś Alonso ograny szybkością i strategią został z tyłu. Odległość do czołowej dwójki utrzymywała się na stabilnym poziomie około 13 sekund aż do 29 okrążenia, gdy coś drgnęło. Do 35 okrążenia Raikkonen zredukował stratę do poziomu 10,5 sekundy a gdy degradacja na dobre spowolniła Hamiltona (oraz jadącego z nim Grosjeana), Fin przez cztery kolejne okrążenia zbliżył się na dystans 5 sekund do lidera. Na 40 okrążeniu ściana McLarena zareagowała, ściągając Hamiltona na drugą i ostatnią zmianę opon. Kolejne kilka okrążeń to historia, która w erze opon Pirelli nie miała prawa się wydarzyć. Raikkonen od 21 do 25 okrążenia na zestawie miękkich opon, zdjął kolejne kilka dziesiątych sekundy straty do Hamiltona, który już wtedy jechał na nowym zestawie opon. To demonstracja siły par excellence. Pikanterii sytuacji dodaje fakt, iż miękka mieszanka poza startem była w stawce unikana, za wyjątkiem ekip Lotusa i Red Bulla, gdzie jednak przejazdy na niej przy strategii trzech zmian, były dużo krótsze. Gdy po zmianie opon Raikkonen wyjechał z boksów 3,5 sekundy za liderem, w bezkompromisowym starciu (nareszcie, brawo Raikkonen - szkoda, że zabrakło tego w starciu z Alonso) obronił pozycję przed rozpędzonym partnerem zespołowym i w ciągu kilku okrążeń dogonił Hamiltona, obiecywano sobie wiele. Niestety Hungaroring przypomniał o swoich cudownych właściwościach i tak status quo został zachowany aż do mety.
Trzeci na mecie Grosejan nie ma się czego wstydzić. Niewygodna przegrana z Raikkonenem została podyktowana głównie utknięciem za Alonso po drugim wyjeździe z alei serwisowej. Młody Francuz wśród źródeł względnego niepowodzenie szukał w zachowaniu dublowanego Michaela Schumachera, ale ok. 1,5 sekundy, które mógł stracić za Niemcem, to dwa razy mniej, niż ok. 3 sekundy które przepadły w czasie dwóch wolnych okrążeń przejechanych za Alonso, tuż przed zjazdem Hiszpana do boksów. Ostatecznie niedoskonałe, ale nadal bardzo, bardzo dobre występy kierowców Lotusa dały Enstone kolejne podwójne podium i 33 punkty, umożliwiające odzyskanie trzeciego miejsca w klasyfikacji konstruktorów. Eric Boullier stwierdził, że Lotus jest milion mil od swoich zeszłorocznych kłopotów. Celna uwaga.
Występ Red Bulla trudno uznać za zły, choć chyba wszyscy zgodzą się z tym, że od mistrzów świata oczekiwano więcej. Wolny tor, nagradzający dobrą trakcję, powinien premiować ścieżkę rozwoju Red Bulla, który kładzie nacisk i poświęca ogromne zasoby na rozwój tyłu samochodu wokół aerodynamiki „wydechowej”. Nie wiadomo dlaczego mistrzowie nie rzucili rękawicy liderom. Być może to efekt dokręcania śruby przez FIA w kwestii mapowania silnika. Oczywiście wyścigu Vettelowi nie ułatwił Button, za którym młody Niemiec podążał przez prawie 40 okrążeń, ale nie można zapomnieć o tym, że przeskoczył go Raikkonen na skutek opisanego wcześniej tempa na koniec drugiego przejazdu, podczas gdy Vettel miał nowe opony i krótki wyjazd w perspektywie (strategia trzech postojów). Później Vettel również był wolniejszy, nie tylko od Raikkonena ale i Grosjeana, aż do ostatniej zmiany. Bardzo dobre tempo na ostatnich 9 okrążeniach i miękkich oponach nie jest czymś, co zasługuje na szczególną uwagę. Webberowi ogólnie rzecz biorąc nie szło. Niepokojące, bo to już drugi raz pod rząd od ładnego zwycięstwa w Wielkiej Brytanii. Po wakacjach Milton Keynes chce zaprezentować duże usprawnienia. Kolejne przeformowanie tyłu, czy może jednak coś innego?
Minimalizacja strat
Przedstawicielem czwartego zespołu na Węgrzech z charakterystyczną dla siebie skutecznością został Alonso. Ostatni wyścig przed wakacjami przypomniał, że pomimo niesamowitej pozycji Hiszpana w klasyfikacji, przed Ferrari jeszcze dużo pracy. Na pierwszym przejeździe czystym torem Alonso tracił średnio 0,6-0,7 sekundy do Hamiltona i Grosjeana. W praktyce oznacza to brak możliwości walki o zwycięstwo i podium. Strata 26,6 sekundy na mecie nie jest przepaścią, ale wiąże się ze zdobyciem miejsca, które oznacza redukcję przewagi o kilkanaście punktów względem wybranych zawodników grupy pościgowej. Przy utrzymaniu trendu nawet przewaga niebagatelnych 40-50 punktów nad kolejnymi zawodnikami klasyfikacji może okazać się niewystarczająca.
Każdy punkt na wagę złota
Po wyjątkowo dennych dziesięciu sesjach kwalifikacyjnych, Sennie wreszcie udało się dostać do Q3. Ciekawe, że w zeszłym sezonie udało mu się to trzy razy w pierwszych czterech kwalifikacjach z Renault, gdzie jak sam stwierdził, nie był otoczony profesjonalistami. Tak czy inaczej profesjonalny Williams - jak wieść gminna niesie - zgodził się wreszcie rozwiązać problemy z hamulcami trapiące sympatycznego Brazylijczyka od początku sezonu. Lepiej późno niż wcale można by rzec… tym bardziej, że szybszy Pastor Maldonado ani myśli zdobywać punkty , a jakoś trzeba pokonać Force India.
Już bez ironii wypada napisać, że Senna zaliczył całkiem porządny wyścig, walcząc z drugimi przedstawicielami czterech najszybszych zespołów - Buttonem, Webberem i Massą z czego zdołał ograć dwóch ostatnich, meldując się na 7 miejscu i z 6 punktami w kieszeni. Po wyścigu Senna cały w skowronkach oznajmił, iż był to fantastyczny wyścig, bez kłopotów i z bardzo mocnym tempem od początków do końca, zwieńczony dobrymi punktami Tylko mały głos z tyłu głowy każe zapytać, czy nie powinien z kwaśną miną stwierdzić, że to mało satysfakcjonujące absolutne minimum jakie powinni jeździć od początku sezonu.
Warunki i tor nie pasowały Mercedesowi, choć trudno pozbyć się wrażenia, że w obecnej dyspozycji względem konkurencji, nie pasowałby im jakikolwiek inny tor. No może jeden, ale na nieszczęście Brackley kalendarz mistrzostw F1 nie składa się z 20 wyścigów w Chinach przy 22 stopniach Celsjusza. Rosberg od startu do mety jechał swój wyścig, raczej słabym tempem. 51,2 sekundy straty do najlepszego McLarena, 50,2 do Lotusa, 40,5 do Red Bulla, 25,5 do Ferrari i 17,4 do Williamsa to liczby, których lepiej nie przedstawiać radzie nadzorczej głosującej nad dalszym zaangażowaniem Mercedesa-Benza w Formule 1. Kontynuacja serii kompromitujących awarii samochodu Schumachera to inny mało chwalebny epizod. Ross Brawn stwierdził, że 5 miejsce to za mało. No jasne, że za mało dla ekipy z drugim lub trzecim budżetem w stawce, ale żeby ugrać coś więcej w tym sezonie potrzeba by było zdobywać tyle punktów, ile dotychczas, przy założeniu, że konkurencja z przodu nie zdobędzie ani jednego do końca sezonu, albo zdobywać nie 9 ale średnio 29 punktów na wyścig licząc, że konkurencja nie poczyni postępów.
U Saubera po staremu
W poprzednim 305, we fragmencie służącym znęcaniu się nad kwalifikacjami Saubera zostało napisane, że Perez pod względem średniej pozycji startowej wśród zawodników starej stawki pokonuje jedynie Vergne'a i Sennę. To już nieaktualne, bowiem po kolejnej niezwykle „udanej” sobocie Perez dorównał Sennie. Czy Vergne powinien czuć się zaniepokojony?
Fatalne pozycje startowe w połączeniu ze złośliwym atakiem sauberozy nie mogły skończyć się dobrze. Co właściwie wyobrażali sobie stratedzy zespołu? Że Perez pojedzie 25 okrążeń na miękkiej i 45 na średniej mieszance sensownym tempem? Przecież Sauber w dalszym ciągu ma wyborne tempo wyścigowe, wiec nie musi łapać się desperackich kroków bazujących na oszczędzaniu opon. Na ostatnim przejeździe Perez był najszybszy wśród wszystkich zawodników jadących na dwie zmiany opon, nawet jeśli zmieniał je trochę później. Agresywna strategia obliczona na dwa postoje mogła dać ekipie małe punkty, tak ważne w potencjalnym starciu z Mercedesem. Bohaterowie środka stawki muszą wreszcie uporać się z upiornymi kwalifikacjami i pomysłami na strategie.
Toro Rosso bez zmian wyścigi jeździ między najsłabszą trójką a resztą stawki. Wspomniana trójka pomimo nadziei Caterhama, jest łatwą do wyodrębnienia grupą. Kovalainen ukończył wyścig ze stratą 115 sekund od strefy punktów i 56 sekund od Riccardo. Jak na złość, nawet te 56 sekund nie są buforem oddzielającym Caterhama od upragnionego środka stawki, ponieważ Toro Rosso nie jest w tym sezonie graczem środka a raczej tyłu stawki. Nietrudno dziwić się Kovalainenowi, iż coraz mocniej wzdycha do potencjalnych pracodawców. Z tyłu na pochwały zasługuje Charles Pic. Zdominowanie pogrążonego w kłopotach Glocka i wjechanie na metę tylko 52 sekundy za Kovalainenem w przypadku Marussi to coś, co zwraca uwagę. Jeśli uwzględnić to, że Rosyjski zespół dysponuje znacznie słabszym układem napędowym niż Caterham, można zaryzykować stwierdzenie, że pod względem rozwoju aerodynamiki, Marussia żwawo goni malezyjskiego rywala.
Noty przed urlopem:
9/10 Lotus
Zespół spełnia obietnice. Wyraźnie poprawił kwalifikacje, strategie i czasy zmiany opon co w połączeniu z piekielnie mocnym samochodem daje efekty. Do mistrzowskiego poziomu brakuje jeszcze kierowców którzy wyrównają swoją formę.
8,5/10 McLaren
Dopiero drugie miejsce dla zwycięzcy? Pomimo wspaniałych kwalifikacji, trudno zapomnieć o zaserwowaniu Buttonowi straty jeden, dwóch pozycji oraz tym, że McLaren nie mógł równać się z Lotusem pod względem szybkości w wyścigu i oszczędzenia opon.
7/10 Red Bull
Trzecia ekipa pod względem szybkości zaliczyła trudny wyścig. Utrata pozycji na rzecz jadącego z tyłu Raikkonena i brak formy Webbera zaważyły na pozycji mistrzów świata.
6,5/10 Ferrari
Mało widowiskowy, ale skuteczny występ. Ferrari w dalszym ciągu robi wszystko co może ze swoim samochodem, a że samochód nie pozwolił na więcej… to część podlegająca ocenie.
6/10 Williams
Punkty Senny pozwolily zyskać oddech w rywalizacji z Force India. Normalna taktyka, wyścig bez przygód, weekend bez awarii. Jest kilka punktów. Oby przynajmniej tak dalej.
4,5/10 Mercedes
Lepszy jeden punkt, niż nic. Słabe kwalifikacje i słabe tempo znów nie pozwoliły na walkę z czołowymi zespołami, do których Mercedes rzekomo się zalicza. W dalszym ciągu zespół nie radzi sobie z awaryjnością.
4/10 Force India
Słabe kwalifikacje i tempo w wyścigu. Zawodnicy czują pewnie wstręt do najgorszego z możliwych 11 miejsca, które dość często zdobywają. „Hinduski” zespół liczy na skok jakościowy, taki jak w zeszłym sezonie, ale w czasach gdy wydechy grają trzeciorzędne role, to mało prawdopodobne.
3,5/10 Sauber
Kiepskie kwalifikacje i durne strategie zniweczą nawet najlepsze tempo wyścigowe. Ten zespół stać na więcej, dużo więcej.
3,5/10 Toro Rosso
Patrz poprzednie 305.
2/10 Caterham
Odległość od punktów i środka stawki pozostają niezmiennie duże. Przy dobrych wiatrach perspektywa ich redukcji to kwestia dwóch, może optymistycznie jednego sezonu… ale to mało prawdopodobne.
1,5/10 Marussia
Występ Pica zachwycił zespół. Nie podbijają stawki, ale na tle żałosnych aerodynamicznie poprzedników, zespół czyni wyraźne postępy.
1/10 HRT
Pedro ukończył wyścig i znów postraszył zakłopotanego Glocka, ale tym razem nie dał rady go wyprzedzić.
KOMENTARZE