Bezpieczeństwo jest nazwą tej gry
Cale 30 lat minęło, odkąd Niki Lauda niemal stracił swoje życie na starym Nurbugringu
18.02.0623:14
965wyświetlenia
W tym roku obchodzimy 30 rocznicę jednego z najbardziej ważnych i przerażających momentów w historii Formuły Jeden.
Cale 30 lat minęło, odkąd Niki Lauda - wówczas aktualny mistrz świata i wschodząca super gwiazda swojego pokolenia - niemal stracił swoje życie na starym Nurbugringu w kuli ognia. Od tamtej pory sport ten zmieniał się nie do poznania.
Lauda był kierowcą nowej generacji, analitycznym, ponad wszystko profesjonalnym i bezlitośnie skutecznym. Zmierzając po swój drugi tytuł mistrza świata, przybył na Grand Prix Niemiec z komfortową przewagą nad rywalami. Opuścił ją z poważnymi poparzeniami, by wkrótce otrzymać ostatnie namaszczenie.
Dwa okrążenia po starcie, na najdłuższym i najbardziej niebezpiecznym torze Formuły Jeden, jego Ferrari skręciło nagle w prawo i uderzyło w bandę, zanim zostało uderzone przez inny samochód i stanęło w płomieniach.
Tak jak śmierć Jima Clarka w 1968 roku i Ayrtona Senny 26 lat później, był to widok czegoś, co wstrząsnęło Formułą Jeden aż do szpiku kości.
Wypadek Laudy dał nowy impet rosnącej fali nawoływań do poprawy bezpieczeństwa w Formule Jeden, w której trwający dotąd szaleńczy pościg za sławą bez zważania na ogromne ryzyko przestawał być modny.
Po cudownej sześciotygodniowej kuracji, Austriak rozpoczął nową kampanię na rzecz bezpieczeństwa, kiedy wycofał się z kończącej sezon Grand Prix Japonii, odmawiając ryzykowania utraty życia w obfitym deszczu, mimo iż w ten sposób podarował tytuł mistrza Jamesowi Huntowi.
To rozpoczęło lawinę poważnych zmian w mentalności F1, jeśli chodzi o kwestię bezpieczeństwa, wliczając w to zatrudnienie Sida Watkinsa jako głównego lekarza Formuły Jeden.
Nurbugring został usunięty z kalendarza i wkrótce dobro kierowców stopniowo zaczęło być bardziej poważnie brane pod uwagę przez władze sportu.
Mówiąc krótko, Formuła Jeden nie byłaby teraz multimiliardowym interesem, gdyby dzisiejsi kierowcy nadal ginęli co każdy weekend.
Transmisje na żywo nie idą w parze z widokiem ścinanych głów przez metalowe ogrodzenie wokół toru lub palących się ciał kierowców, kiedy ich rywale przejeżdżają obok nieświadomie.
Czy zdawano sobie wówczas z tego sprawę czy nie, decyzja o ochronie życia kierowców dała początek korporacyjnej epoce w Formule Jeden. Tak jak rany twarzy weterana z Falklandów, Simona Westona, odzwierciedlały horrory wojny, tak zniekształcona twarz Laudy stała się symbolem ryzyka, jakie ponosili kierowcy w "starych dobrych czasach".
Źródło: Artykuł Alastaira Moffitta, korespondenta PA Sport Motor Racing
KOMENTARZE