Sześć tygodni piekła - historia wypadku Laudy na Nurburgringu

W pierwszą rocznicę śmierci Austriaka przybliżamy moment, który zdefiniował jego postać.
20.05.2015:35
Mateusz Szymkiewicz
5154wyświetlenia
Postaci Nikiego Laudy raczej nie trzeba szczegółowo przedstawiać szanującym się kibicom Formuły 1. Mówimy o trzykrotnym mistrzu świata, jednym z najlepszych kierowców swojej generacji, a także bez dwóch zdań w całej historii sportu. W pierwszą rocznicę śmierci Austriaka przybliżymy jednak historię jego wypadku z Grand Prix Niemiec 1976, który pozwolił zdefiniować go jako sportowca, ale przede wszystkim jako człowieka...

Embed from Getty Images

W sezonie 1976 Niki Lauda śmiało kroczył po drugi tytuł mistrza świata Formuły 1. Po dziewięciu z szesnastu zaplanowanych eliminacji, kierowca Ferrari był liderem klasyfikacji z dorobkiem 58 punktów oraz czterech zwycięstw. Drugi w tabeli James Hunt tracił do niego 23 punkty. Lauda w ówczesnej formie był nie do zatrzymania. Wydawało się, że tylko prawdziwa katastrofa może pozbawić go szans na drugie mistrzostwo z rzędu…

Dziesiątą eliminacją sezonu było Grand Prix Niemiec na torze Nurburgring, legendarnej pętli Nordschleife. Na tydzień przed zmaganiami, Lauda namawiał resztę kierowców do zbojkotowania wyścigu. Austriak zwracał uwagę na fatalne standardy bezpieczeństwa panujące na 22-kilometrowym obiekcie. Brakowało wystarczającej liczby wozów strażackich, sprzętu przeciwpożarowego oraz samochodów porządkowych. Mimo to zdecydowana większość sprzeciwiła się bojkotowi. Wyścig odbył się zgodnie z planem.

1 sierpnia kierowców przywitał mokry tor i z czołówki tylko Jochen Mass zdecydował się na slicki. Reszta wyruszyła do wyścigu w Niemczech na oponach z bieżnikiem. Na pole position ustawił się James Hunt z McLarena, natomiast drugi ruszał Lauda. Po starcie prowadzenie objął Clay Regazzoni, drugi był Hunt, trzeci Mass, a czwarty Jacques Laffite. Lauda spadł o kilka pozycji i po pierwszym okrążeniu podjął decyzję o zjeździe do mechaników po opony na suchą nawierzchnię. Na drugim kółku, starając się nadrobić straty, Lauda stracił kontrolę nad swoim Ferrari w lewym szybkim łuku przed zakrętem Bergwerk…



Austriak z pełną prędkością uderzył w barierę, po czym jego samochód natychmiast stanął w płomieniach. Wrak jego bolidu wrócił na sam środek toru, gdzie kolizji nie byli w stanie uniknąć Harald Ertl oraz Brett Lunger. Obaj natychmiast rzucili się do pomocy Laudzie, wkrótce do akcji dołączyli również Guy Edwards oraz Arturo Merzario. Ostatni z nich podjął się próby wydobycia Austriaka. Spory problem stanowiły pasy bezpieczeństwa, ponieważ Ferrari stosowało zupełnie inny system zapięcia niż reszta stawki. Ponadto Lauda szarpał się, chcąc za wszelką cenę opuścić płonący samochód.

Po kilkudziesięciu sekundach udało się go wydostać z kokpitu. Lauda był pozbawiony kasku, który zsunął się z jego głowy w trakcie uderzenia w barierę. Austriak przystąpił do Grand Prix Niemiec w nowym modelu, który nie był spasowany do jego głowy. Decyzja ta była tragiczna w skutkach. Lauda miał oparzoną niemal całą twarz. Stracił większość prawego ucha, włosy po prawej stronie głowy, brwi oraz powieki. Do tego doszły pojedyncze złamania kości. Pomimo tego, Niki w pierwszych chwilach po wypadku był przytomny i stał na własnych nogach.

Pamiętam, że pytał mnie «Jak wygląda moja twarz?». Nie zdawał sobie również sprawy z tego, jak wiele toksyn dostało się do jego organizmu z płonącej żywicy, włókna szklanego oraz farby pokrywającej karoserię - wspominał John Watson, ówczesny kierowca Penske. Z kolei dziennikarz Maurice Hamilton, który był obecny na Nurburgringu w 1976 roku, przyznał: Byliśmy przekonani, że rano włączając radio dowiemy się, że Lauda nie żyje.

Pomoc przybyła dopiero po kilku minutach. Lauda został zabrany z toru karetką, natomiast do szpitala w Mannheim, który specjalizował się w oparzeniach, przewieziono go helikopterem. Jego stan z minuty na minutę stawał się jednak coraz gorszy. Podanie tlenu groziło śmiercią Laudy, a wkrótce zapadł on w śpiączkę. Do szpitala wezwano księdza, by ten udzielił Austriakowi ostatniego namaszczenia…

Nie byłem w stanie nic zobaczyć, więc tylko słuchałem. Musiałem być już w szpitalu. Moja żona przyszła do pokoju, w którym zostałem położony. Zaczęła płakać, co kompletnie mi nie pomogło. Powiedziałem jej później «Dlaczego płakałaś po wejściu do pokoju? Bardzo źle się wtedy czułem». Ona na to odparła, że poznała mnie tylko po moich stopach. Byłem tak poważnie oparzony na twarzy oraz pozostałych częściach ciała, że doznała szoku. To był największy problem. Pomyślałem sobie wtedy «Cholera, muszę walczyć, żeby pozostać przy życiu» - powiedział Niki Lauda w filmie 1: Life On The Limit.

Embed from Getty Images

Największym problemem były oparzenia płuc, których Lauda doznał przebywając w ekstremalnie wysokiej temperaturze podczas pożaru. Ponadto toksyny z płonącego bolidu dostały się już do krwiobiegu. Austriak wspominał później, że przebywając w szpitalu miał jeden moment, kiedy poczuł się bardzo lekko i przyjemnie, jak gdyby zaczął się unosić. Wtedy zdał sobie sprawę, że zaczyna umierać.

Lauda spędził w szpitalu kilka tygodni. Po pierwszych dniach, w których życie Austriaka było najbardziej zagrożone, jego stan zdrowia zaczął gwałtownie się poprawiać. Lekarze rozpoczęli serię bolesnych zabiegów polegających na oczyszczaniu płuc. Lauda przeszedł również rekonstrukcję powiek, które udało zmusić się do prawidłowej pracy. Niki nie chciał słyszeć o żadnych innych operacjach, które mogłyby poprawić jego wygląd. Po pierwszym spojrzeniu w lustro i zapoznaniu się z bliznami, po prostu zaakceptował swoją nową twarz.

Lauda podczas pobytu w szpitalu opuścił zaledwie dwa wyścigi. Podjął decyzję, że wróci do rywalizacji 12 września podczas Grand Prix Włoch. Zaledwie sześć tygodni po wypadku, w którym omal nie stracił życia. Kiedy tylko Lauda pojawił się na torze, nie zapomniał podziękować tym, którzy pomogli mu na Nurburgringu. W alei serwisowej Niki skierował się w stronę mojego zespołu. Znalazł mnie i powiedział: «Brett, dziękuję ci». Po wszystkim po prostu odszedł - wspomina Lunger wydarzenia z Grand Prix Włoch 1976.

Embed from Getty Images

Powrót nie należał jednak do najłatwiejszych. Lauda podczas pierwszej jazdy za kierownicą bolidu Formuły 1 dostał ataku paniki. Emocje związane z wypadkiem na Nurburgringu wciąż były w nim żywe. Pierwszego dnia nie byłem w stanie wrzucić drugiego biegu, ponieważ byłem tak przerażony, że nie jestem już w stanie dłużej jeździć. Po pierwszym, wolnym okrążeniu zjechałem do boksów i przerwałem jazdę. Następnego ranka stwierdziłem, że spróbuję po swojemu. Nie będzie mnie obchodziło Grand Prix Włoch, po prostu chcę zbudować tempo i zobaczyć na co mnie stać. Z każdym kolejnym okrążeniem było coraz lepiej i wreszcie okazałem się najszybszym kierowcą w samochodzie Ferrari - powiedział Austriak w dokumencie Hunt vs Lauda: F1's Greatest Racing Rivals.

Pod nieobecność Laudy wiele się zmieniło. Na poważnego rywala w walce o mistrzowski tytuł wyrósł James Hunt. Brytyjczyk wygrał w Niemczech oraz Holandii, natomiast w Austrii zajął czwarte miejsce. Przed wyścigiem na Monzy strata Brytyjczyka do Laudy, który nadal był liderem mistrzostw, wynosiła już tylko dwa punkty. Z kolei Ferrari podjęło decyzję o wystawieniu w Grand Prix Włoch trzech samochodów. W jednym z nich zasiadł kierowca, którego Enzo Ferrari zatrudnił niemal natychmiast po wypadku Nikiego.

Rozmawiałem z lekarzami tuż przy Nikim, kiedy przebywał na intensywnej terapii. Miał bardzo okropne obrażenia. Nagle zostałem wezwany przez ludzi z Ferrari i usłyszałem od nich «Emerson, chciałbyś zostać naszym kierowcą?». Byłem tam tylko po to, by zobaczyć, jak mój przyjaciel wraca do zdrowia. To był dla mnie szok - wspomina Emerson Fittipaldi, dwukrotny mistrz świata i ówczesny kierowca Copersucar.

Wybór Ferrari padł wówczas na Carlosa Reutmanna, który pozostał w zespole na sezon 1977 jako partner Laudy. Między innymi zachowanie Enzo po wyścigu na Nurburgringu, a także obecność Argentyńczyka w zespole, wpłynęły na to, że Niki od 1978 roku stał się zawodnikiem Brabhama.

Embed from Getty Images

Do Grand Prix Włoch Lauda startował z piątego pola. W kwalifikacjach był najszybszym kierowcą Ferrari. Sam wyścig ukończył na czwartym miejscu, Hunt odpadł krótko po starcie. Dla tifosich tłumnie zebranych na Monzy, Austriak był prawdziwym wygranym. Dokonał nieprawdopodobnego powrotu zaledwie sześć tygodni po oszukaniu śmierci, mając wciąż niezagojoną głowę. Lauda ścigał się z bandażami, które przesiąkały krwią i musiały być zmieniane między sesjami. Otrzymał również zmodyfikowany kask, który ograniczał jego dyskomfort do minimum.

Mimo heroicznej postawy, Lauda nie został tego roku mistrzem świata. Uległ Jamesowi Huntowi zaledwie jednym punktem. Nie pomógł nawet fakt, że Brytyjczyk został zdyskwalifikowany z wyścigu na Brands Hatch i za zwycięzcę uznano Laudę. Kierowca McLarena wygrał jeszcze w Kanadzie oraz Stanach Zjednoczonych, natomiast podczas finału sezonu w Japonii trzecie miejsce wystarczyło mu do przejęcia pozycji lidera klasyfikacji. Lauda podczas deszczowych zmagań na torze Fuji wycofał się po zaledwie dwóch okrążeniach. Stwierdził, że jego życie ma dużo większą wartość niż mistrzostwo świata… Jak pokazuje historia, największe sukcesy Nikiego, zarówno sportowe jak i w życiu prywatnym, miały dopiero nadejść. Wychodził z prostego założenia: co cię nie zabije, to cię wzmocni.