Wyścig (Rush) - nasza recenzja
Historia Laudy i Hunta jest obowiązkową pozycją dla każdego fana F1
07.11.1314:58
7482wyświetlenia
Nie wiem czy wy też tak macie, ale u mnie odbiór filmu w dużej mierze zależy od oczekiwań. Noty lecą u mnie w dół jeśli zobaczę coś zupełnie innego niż się spodziewałem. Dlatego też bardzo spodobała mi się Szklana Pułapka 5, którą ciężko uznać za jakieś wybitne dzieło - po prostu spodziewałem się Johna McClane'a wraz z jego odmóżdżającą rozwałką i dokładnie to zobaczyłem na ekranie. Możecie się zastanawiać, co ma piernik do wiatraka, ale zacząłem w ten sposób, ponieważ w przypadku Wyścigu (Rusha - dalej będę korzystał z angielskiego tytułu, bo po prostu jakoś bardziej mi pasuje) spodziewałem się czegoś innego...
Zwiastun filmu ociekał akcją i zapowiedzą walki pomiędzy arcy rywalami. Mi w dodatku jakoś umknęło, że Rush został sklasyfikowany jako dramat i początkowo z lekkim niedowierzaniem patrzyłem na ekran, bo było spokojnie, a wręcz mogło wiać nudą. Powoli przedstawiano Hunta, który od razu daje się poznać jako typowy Casanowa i chłodno kalkującego Laudę. Sytuacji nie pomagały pewne zabiegi "upiększające" scenariusz, które co prawda pomagały w zarysowaniu postaci, jednak daleko im było do stanu faktycznego.
Film całkowicie skupia się na wyścigach i rywalizacji między bohaterami, przez co wszystkie poza torowe wątki są mocno poboczne. Tworzą one dobre tło i podkreślają obie postacie, jednak cały czas jest to tylko tło, więc fani Trzynastki (Olivie Wilde czy coś takiego), srogo się zawiodą, gdyż jej rólka jest naprawdę epizodyczna. Całość wyszła bardzo na plus, bo widz nie jest rozpraszany niepotrzebnymi rzeczami i ogląda film dobrze osadzony w twardej męskiej rywalizacji, gdzie cała reszta nie ma znaczenia.
Po wejściu w klimaty F1 akcja nabiera trochę rozpędu, jednak twórcy pełnie swoich możliwości zaczynają pokazywać, gdy akcja przenosi się do kulminacyjnego sezonu 1976. Od sceny z negocjacji Hunta z McLarenem, który bardzo dosadnie wyrażał niezadowolenie z odejścia Fittipaldiego, zaczyna się robić ciekawie. Tempo zwalnia, na ekranie pojawiają się kolejne wyścigi, które wciągają klimatem w pojedynek Hunta, który bardzo chce, ale nie bardzo może i dominującego w tym momencie Laudy. Początkowe "kiepskie" wrażenie mija i Rush szybko nadrabia straty z pierwszych minut.
Punktem zwrotnym jest wyścig na Nurburgringu i wszystko, co działo się potem. Wyszło jak zmiana slicków na deszczowe opony podczas tropikalnego monsunu. Świetna gra Daniela Bruhla oraz genialne ujęcia sprawiają, że sytuacja jest bardzo przejmująca i można wręcz poczuć ból bohatera. Dalsze losy Hunta i Laudy trzymają taki sam poziom, przez co końcówkę filmu ogląda się prawie z zapartym tchem, wręcz żyjąc kolejnymi kadrami tej historii. Świetny moim zdaniem jest koniec, który stanowi idealną pointę i idealnie obrazuje esencję wyścigów, która często bywa zapominana, zwłaszcza w gronie osób, które nie do końca rozumieją ten świat.
Genialne ujęcia oczywiście nie pojawiają się dopiero w połowie filmu, a są domeną całego dzieła. Widać, że twórcy Rusha dokładnie znali wszystkie swoje mocne i słabe strony, gdyż na kamera uwypukla zalety planu zdjęciowego i sprawnie zakrywa jego braki, więc na ekranie nie pojawiają fragmenty, które jakkolwiek mogłbyby trącić niedopracowaniem. Co prawda można by się czepiać takich szczegółów, że podczas deszczowych wyścigów krople nie szczególnie chcą spływać z bolidu, jednak jest to z nawiązką rekompensowane, przez naprawę dynamiczne ujęcia jazdy.
Sama walka pomiędzy bolidami wyszła bardzo dobrze. W niektórych filmach czasem widać, że sceny były kręcone przy niskich prędkościach i podkręcane efektami, jednak tutaj tego efektu praktycznie nie ma. Nie ma też pustego efekciarstwa, latania bokami co zakręt, czy 250-biegowych skrzyń rodem z Szybkich i Wściekłych. Wyszło bardzo na poziomie, a fakt wykorzystania oryginalnych bolidów w większości scen oraz to, iż twórcy nie poszli na łatwiznę jest bardzo na plus i sprawia, że lepiej ogląda się film.
Co ciekawe, jeszcze jeden kierowca wyraźnie pojawia się w filmie, Clay Regazzoni, choć jego rola również tylko epizod. Tak czy inaczej on, jak i cala reszta aktorów została bardzo dobrze dobrana, gdyż Bruhl i Hemsworth nie tylko są podobni do Laudy i Hunta, ale też bardzo przekonywujący w swoich rolach. Czy to w przypadku głównych bohaterów, czy też pobocznych, można poczuć głębie postaci i ich wyrazistość.
Na wstępie trzeba napisać, że każdy taki film jest adresowany przede wszystkim do szerokiego grona odbiorców, a nie do ludzi dobrze zaznajomionych z tematem, którym w sumie film nie jest potrzebny,ponieważ doskonale znajdą takie historie ze świata realnego. Siłą rzeczy w filmie dla mas musiałby pojawić się pewne niezgodności ze stanem faktycznym. Mając jednak w pamięci inne tego typu tytuły, takie jak dawny Wyścig (Driven) Sylvestera Stallone o CART czy Najlepsi z najlepszych (Michel Vaillant) o Le Mans, możemy uznać najnowsze działo Howarda za ociekający realizmem dokument.
Głównym grzechem Rusha jest mocne uproszczenie karier obu zawodników i pominięcie wielu wątków zakulisowych. Przykładowo całkowicie odpuszczono kwestię startów Laudy w Marchu czy kontrowersje związane z GP Wielkiej Brytani 76', nie mówiąc już o innych mniej ważnych rzeczach. Mimo tego, że nie powiedziano tego w prost, to można też odnieść wrażenie, że Hunt i Lauda debiutowali w tym samym czasie. Trzeba mieć jednak na uwadze, że gdyby chciano pokazać wszystko to film nie miał dwóch godzin, tylko co najmniej cztery i byłby po prostu nudny.
Wprawne oko zauważy też pewne niedociągnięcia w scenografii, takie jak to, że wjazd do pit lane na Fuji wygląda dziwnie albo, że testy na Paul Ricard tak naprawdę były na Brands Hatch. Tak czy inaczej nie są to jakieś męczące problemy, zwłaszcza w kontekście tego, że produkcja musi się ekonomicznie opłacać przez co kręcenie na każdym torze nie było możliwe, a niektórych jak np. Paul Ricard i tak nie można byłoby pokazać, bo zostały znacznie zmodernizowane, przez co w żaden sposób nie przypominają tych z roku 1976. Coś takiego zawsze będzie kwestią kompromisu i osobiście dużo bardziej wole drobne kłamstewko niż green screen i wciskanie do filmu animacji tylko po to, żeby było ładnie.
Jest jedna scena, która u mnie ma duży minus - pierwsze testy Laudy z BRM, podczas których zdecydowano się polecieć trochę po bandzie i skupić na głównej postaci zapominając o całej reszcie. Przez to w kontekście wyścigów scena wyszła całkowicie nierealnie zwłaszcza, że tak naprawdę Lauda miał wtedy nóż na gardle i spore szczęście, że nie skończył swojej kariery wywalony na zbity pysk. Taka scena pojawiła się jednak tylko raz i ogólnie pod względem realizmu wyszło naprawdę bardzo dobrze.
Być może nie widać tego w tekście, bo naprawdę chciałem zdradzić jak najmniej, a zachwyty wymagały ujawnienia sporej ilości fabuły. Ogólnie jednak film wyszedł świetnie. Mi podobał się bardzo i mimo tego, że wchodząc do kina spodziewałem się czegoś innego, to jednak Rush z nawiązką odrobił związane z tym rozczarowanie. Historia, szczególnie w kulminacyjnych momentach, jest bardzo przejmująca i wręcz wzruszająca, a przede wszystkim bardzo autentyczna. Wyścigowi puryści pewnie znajdą powody do narzekania, ale prawda jest taka, że w kinie nigdy nie pojawi się film, który byłby w stanie ich zadowolić. Jednakże, dla każdego, kto potrafi przymknąć oko na pewne nieścisłości z faktami, które w porównaniu do innych filmów o autach są naprawdę minimalne, jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. Myślę, że stwierdzenie "Najlepszy film o wyścigach w historii kina" nie będzie w tym przypadku przesadzone...
Akcja?
Zwiastun filmu ociekał akcją i zapowiedzą walki pomiędzy arcy rywalami. Mi w dodatku jakoś umknęło, że Rush został sklasyfikowany jako dramat i początkowo z lekkim niedowierzaniem patrzyłem na ekran, bo było spokojnie, a wręcz mogło wiać nudą. Powoli przedstawiano Hunta, który od razu daje się poznać jako typowy Casanowa i chłodno kalkującego Laudę. Sytuacji nie pomagały pewne zabiegi "upiększające" scenariusz, które co prawda pomagały w zarysowaniu postaci, jednak daleko im było do stanu faktycznego.
Film całkowicie skupia się na wyścigach i rywalizacji między bohaterami, przez co wszystkie poza torowe wątki są mocno poboczne. Tworzą one dobre tło i podkreślają obie postacie, jednak cały czas jest to tylko tło, więc fani Trzynastki (Olivie Wilde czy coś takiego), srogo się zawiodą, gdyż jej rólka jest naprawdę epizodyczna. Całość wyszła bardzo na plus, bo widz nie jest rozpraszany niepotrzebnymi rzeczami i ogląda film dobrze osadzony w twardej męskiej rywalizacji, gdzie cała reszta nie ma znaczenia.
Po wejściu w klimaty F1 akcja nabiera trochę rozpędu, jednak twórcy pełnie swoich możliwości zaczynają pokazywać, gdy akcja przenosi się do kulminacyjnego sezonu 1976. Od sceny z negocjacji Hunta z McLarenem, który bardzo dosadnie wyrażał niezadowolenie z odejścia Fittipaldiego, zaczyna się robić ciekawie. Tempo zwalnia, na ekranie pojawiają się kolejne wyścigi, które wciągają klimatem w pojedynek Hunta, który bardzo chce, ale nie bardzo może i dominującego w tym momencie Laudy. Początkowe "kiepskie" wrażenie mija i Rush szybko nadrabia straty z pierwszych minut.
Punktem zwrotnym jest wyścig na Nurburgringu i wszystko, co działo się potem. Wyszło jak zmiana slicków na deszczowe opony podczas tropikalnego monsunu. Świetna gra Daniela Bruhla oraz genialne ujęcia sprawiają, że sytuacja jest bardzo przejmująca i można wręcz poczuć ból bohatera. Dalsze losy Hunta i Laudy trzymają taki sam poziom, przez co końcówkę filmu ogląda się prawie z zapartym tchem, wręcz żyjąc kolejnymi kadrami tej historii. Świetny moim zdaniem jest koniec, który stanowi idealną pointę i idealnie obrazuje esencję wyścigów, która często bywa zapominana, zwłaszcza w gronie osób, które nie do końca rozumieją ten świat.
Światła, kamera, jazda
Genialne ujęcia oczywiście nie pojawiają się dopiero w połowie filmu, a są domeną całego dzieła. Widać, że twórcy Rusha dokładnie znali wszystkie swoje mocne i słabe strony, gdyż na kamera uwypukla zalety planu zdjęciowego i sprawnie zakrywa jego braki, więc na ekranie nie pojawiają fragmenty, które jakkolwiek mogłbyby trącić niedopracowaniem. Co prawda można by się czepiać takich szczegółów, że podczas deszczowych wyścigów krople nie szczególnie chcą spływać z bolidu, jednak jest to z nawiązką rekompensowane, przez naprawę dynamiczne ujęcia jazdy.
Sama walka pomiędzy bolidami wyszła bardzo dobrze. W niektórych filmach czasem widać, że sceny były kręcone przy niskich prędkościach i podkręcane efektami, jednak tutaj tego efektu praktycznie nie ma. Nie ma też pustego efekciarstwa, latania bokami co zakręt, czy 250-biegowych skrzyń rodem z Szybkich i Wściekłych. Wyszło bardzo na poziomie, a fakt wykorzystania oryginalnych bolidów w większości scen oraz to, iż twórcy nie poszli na łatwiznę jest bardzo na plus i sprawia, że lepiej ogląda się film.
Co ciekawe, jeszcze jeden kierowca wyraźnie pojawia się w filmie, Clay Regazzoni, choć jego rola również tylko epizod. Tak czy inaczej on, jak i cala reszta aktorów została bardzo dobrze dobrana, gdyż Bruhl i Hemsworth nie tylko są podobni do Laudy i Hunta, ale też bardzo przekonywujący w swoich rolach. Czy to w przypadku głównych bohaterów, czy też pobocznych, można poczuć głębie postaci i ich wyrazistość.
Co na to eksperci?
Na wstępie trzeba napisać, że każdy taki film jest adresowany przede wszystkim do szerokiego grona odbiorców, a nie do ludzi dobrze zaznajomionych z tematem, którym w sumie film nie jest potrzebny,ponieważ doskonale znajdą takie historie ze świata realnego. Siłą rzeczy w filmie dla mas musiałby pojawić się pewne niezgodności ze stanem faktycznym. Mając jednak w pamięci inne tego typu tytuły, takie jak dawny Wyścig (Driven) Sylvestera Stallone o CART czy Najlepsi z najlepszych (Michel Vaillant) o Le Mans, możemy uznać najnowsze działo Howarda za ociekający realizmem dokument.
Głównym grzechem Rusha jest mocne uproszczenie karier obu zawodników i pominięcie wielu wątków zakulisowych. Przykładowo całkowicie odpuszczono kwestię startów Laudy w Marchu czy kontrowersje związane z GP Wielkiej Brytani 76', nie mówiąc już o innych mniej ważnych rzeczach. Mimo tego, że nie powiedziano tego w prost, to można też odnieść wrażenie, że Hunt i Lauda debiutowali w tym samym czasie. Trzeba mieć jednak na uwadze, że gdyby chciano pokazać wszystko to film nie miał dwóch godzin, tylko co najmniej cztery i byłby po prostu nudny.
Wprawne oko zauważy też pewne niedociągnięcia w scenografii, takie jak to, że wjazd do pit lane na Fuji wygląda dziwnie albo, że testy na Paul Ricard tak naprawdę były na Brands Hatch. Tak czy inaczej nie są to jakieś męczące problemy, zwłaszcza w kontekście tego, że produkcja musi się ekonomicznie opłacać przez co kręcenie na każdym torze nie było możliwe, a niektórych jak np. Paul Ricard i tak nie można byłoby pokazać, bo zostały znacznie zmodernizowane, przez co w żaden sposób nie przypominają tych z roku 1976. Coś takiego zawsze będzie kwestią kompromisu i osobiście dużo bardziej wole drobne kłamstewko niż green screen i wciskanie do filmu animacji tylko po to, żeby było ładnie.
Jest jedna scena, która u mnie ma duży minus - pierwsze testy Laudy z BRM, podczas których zdecydowano się polecieć trochę po bandzie i skupić na głównej postaci zapominając o całej reszcie. Przez to w kontekście wyścigów scena wyszła całkowicie nierealnie zwłaszcza, że tak naprawdę Lauda miał wtedy nóż na gardle i spore szczęście, że nie skończył swojej kariery wywalony na zbity pysk. Taka scena pojawiła się jednak tylko raz i ogólnie pod względem realizmu wyszło naprawdę bardzo dobrze.
To w końcu iść czy nie iść?
Być może nie widać tego w tekście, bo naprawdę chciałem zdradzić jak najmniej, a zachwyty wymagały ujawnienia sporej ilości fabuły. Ogólnie jednak film wyszedł świetnie. Mi podobał się bardzo i mimo tego, że wchodząc do kina spodziewałem się czegoś innego, to jednak Rush z nawiązką odrobił związane z tym rozczarowanie. Historia, szczególnie w kulminacyjnych momentach, jest bardzo przejmująca i wręcz wzruszająca, a przede wszystkim bardzo autentyczna. Wyścigowi puryści pewnie znajdą powody do narzekania, ale prawda jest taka, że w kinie nigdy nie pojawi się film, który byłby w stanie ich zadowolić. Jednakże, dla każdego, kto potrafi przymknąć oko na pewne nieścisłości z faktami, które w porównaniu do innych filmów o autach są naprawdę minimalne, jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. Myślę, że stwierdzenie "Najlepszy film o wyścigach w historii kina" nie będzie w tym przypadku przesadzone...
KOMENTARZE