Wyścig (Rush) - nasza recenzja

Historia Laudy i Hunta jest obowiązkową pozycją dla każdego fana F1
07.11.1314:58
Paweł Zając
7482wyświetlenia
Nie wiem czy wy też tak macie, ale u mnie odbiór filmu w dużej mierze zależy od oczekiwań. Noty lecą u mnie w dół jeśli zobaczę coś zupełnie innego niż się spodziewałem. Dlatego też bardzo spodobała mi się Szklana Pułapka 5, którą ciężko uznać za jakieś wybitne dzieło - po prostu spodziewałem się Johna McClane'a wraz z jego odmóżdżającą rozwałką i dokładnie to zobaczyłem na ekranie. Możecie się zastanawiać, co ma piernik do wiatraka, ale zacząłem w ten sposób, ponieważ w przypadku Wyścigu (Rusha - dalej będę korzystał z angielskiego tytułu, bo po prostu jakoś bardziej mi pasuje) spodziewałem się czegoś innego...

Akcja?



Zwiastun filmu ociekał akcją i zapowiedzą walki pomiędzy arcy rywalami. Mi w dodatku jakoś umknęło, że Rush został sklasyfikowany jako dramat i początkowo z lekkim niedowierzaniem patrzyłem na ekran, bo było spokojnie, a wręcz mogło wiać nudą. Powoli przedstawiano Hunta, który od razu daje się poznać jako typowy Casanowa i chłodno kalkującego Laudę. Sytuacji nie pomagały pewne zabiegi "upiększające" scenariusz, które co prawda pomagały w zarysowaniu postaci, jednak daleko im było do stanu faktycznego.



Film całkowicie skupia się na wyścigach i rywalizacji między bohaterami, przez co wszystkie poza torowe wątki są mocno poboczne. Tworzą one dobre tło i podkreślają obie postacie, jednak cały czas jest to tylko tło, więc fani Trzynastki (Olivie Wilde czy coś takiego), srogo się zawiodą, gdyż jej rólka jest naprawdę epizodyczna. Całość wyszła bardzo na plus, bo widz nie jest rozpraszany niepotrzebnymi rzeczami i ogląda film dobrze osadzony w twardej męskiej rywalizacji, gdzie cała reszta nie ma znaczenia.

Po wejściu w klimaty F1 akcja nabiera trochę rozpędu, jednak twórcy pełnie swoich możliwości zaczynają pokazywać, gdy akcja przenosi się do kulminacyjnego sezonu 1976. Od sceny z negocjacji Hunta z McLarenem, który bardzo dosadnie wyrażał niezadowolenie z odejścia Fittipaldiego, zaczyna się robić ciekawie. Tempo zwalnia, na ekranie pojawiają się kolejne wyścigi, które wciągają klimatem w pojedynek Hunta, który bardzo chce, ale nie bardzo może i dominującego w tym momencie Laudy. Początkowe "kiepskie" wrażenie mija i Rush szybko nadrabia straty z pierwszych minut.

Punktem zwrotnym jest wyścig na Nurburgringu i wszystko, co działo się potem. Wyszło jak zmiana slicków na deszczowe opony podczas tropikalnego monsunu. Świetna gra Daniela Bruhla oraz genialne ujęcia sprawiają, że sytuacja jest bardzo przejmująca i można wręcz poczuć ból bohatera. Dalsze losy Hunta i Laudy trzymają taki sam poziom, przez co końcówkę filmu ogląda się prawie z zapartym tchem, wręcz żyjąc kolejnymi kadrami tej historii. Świetny moim zdaniem jest koniec, który stanowi idealną pointę i idealnie obrazuje esencję wyścigów, która często bywa zapominana, zwłaszcza w gronie osób, które nie do końca rozumieją ten świat.



Światła, kamera, jazda



Genialne ujęcia oczywiście nie pojawiają się dopiero w połowie filmu, a są domeną całego dzieła. Widać, że twórcy Rusha dokładnie znali wszystkie swoje mocne i słabe strony, gdyż na kamera uwypukla zalety planu zdjęciowego i sprawnie zakrywa jego braki, więc na ekranie nie pojawiają fragmenty, które jakkolwiek mogłbyby trącić niedopracowaniem. Co prawda można by się czepiać takich szczegółów, że podczas deszczowych wyścigów krople nie szczególnie chcą spływać z bolidu, jednak jest to z nawiązką rekompensowane, przez naprawę dynamiczne ujęcia jazdy.

Sama walka pomiędzy bolidami wyszła bardzo dobrze. W niektórych filmach czasem widać, że sceny były kręcone przy niskich prędkościach i podkręcane efektami, jednak tutaj tego efektu praktycznie nie ma. Nie ma też pustego efekciarstwa, latania bokami co zakręt, czy 250-biegowych skrzyń rodem z Szybkich i Wściekłych. Wyszło bardzo na poziomie, a fakt wykorzystania oryginalnych bolidów w większości scen oraz to, iż twórcy nie poszli na łatwiznę jest bardzo na plus i sprawia, że lepiej ogląda się film.



Co ciekawe, jeszcze jeden kierowca wyraźnie pojawia się w filmie, Clay Regazzoni, choć jego rola również tylko epizod. Tak czy inaczej on, jak i cala reszta aktorów została bardzo dobrze dobrana, gdyż Bruhl i Hemsworth nie tylko są podobni do Laudy i Hunta, ale też bardzo przekonywujący w swoich rolach. Czy to w przypadku głównych bohaterów, czy też pobocznych, można poczuć głębie postaci i ich wyrazistość.

Co na to eksperci?



Na wstępie trzeba napisać, że każdy taki film jest adresowany przede wszystkim do szerokiego grona odbiorców, a nie do ludzi dobrze zaznajomionych z tematem, którym w sumie film nie jest potrzebny,ponieważ doskonale znajdą takie historie ze świata realnego. Siłą rzeczy w filmie dla mas musiałby pojawić się pewne niezgodności ze stanem faktycznym. Mając jednak w pamięci inne tego typu tytuły, takie jak dawny Wyścig (Driven) Sylvestera Stallone o CART czy Najlepsi z najlepszych (Michel Vaillant) o Le Mans, możemy uznać najnowsze działo Howarda za ociekający realizmem dokument.

Głównym grzechem Rusha jest mocne uproszczenie karier obu zawodników i pominięcie wielu wątków zakulisowych. Przykładowo całkowicie odpuszczono kwestię startów Laudy w Marchu czy kontrowersje związane z GP Wielkiej Brytani 76', nie mówiąc już o innych mniej ważnych rzeczach. Mimo tego, że nie powiedziano tego w prost, to można też odnieść wrażenie, że Hunt i Lauda debiutowali w tym samym czasie. Trzeba mieć jednak na uwadze, że gdyby chciano pokazać wszystko to film nie miał dwóch godzin, tylko co najmniej cztery i byłby po prostu nudny.

Wprawne oko zauważy też pewne niedociągnięcia w scenografii, takie jak to, że wjazd do pit lane na Fuji wygląda dziwnie albo, że testy na Paul Ricard tak naprawdę były na Brands Hatch. Tak czy inaczej nie są to jakieś męczące problemy, zwłaszcza w kontekście tego, że produkcja musi się ekonomicznie opłacać przez co kręcenie na każdym torze nie było możliwe, a niektórych jak np. Paul Ricard i tak nie można byłoby pokazać, bo zostały znacznie zmodernizowane, przez co w żaden sposób nie przypominają tych z roku 1976. Coś takiego zawsze będzie kwestią kompromisu i osobiście dużo bardziej wole drobne kłamstewko niż green screen i wciskanie do filmu animacji tylko po to, żeby było ładnie.



Jest jedna scena, która u mnie ma duży minus - pierwsze testy Laudy z BRM, podczas których zdecydowano się polecieć trochę po bandzie i skupić na głównej postaci zapominając o całej reszcie. Przez to w kontekście wyścigów scena wyszła całkowicie nierealnie zwłaszcza, że tak naprawdę Lauda miał wtedy nóż na gardle i spore szczęście, że nie skończył swojej kariery wywalony na zbity pysk. Taka scena pojawiła się jednak tylko raz i ogólnie pod względem realizmu wyszło naprawdę bardzo dobrze.

To w końcu iść czy nie iść?



Być może nie widać tego w tekście, bo naprawdę chciałem zdradzić jak najmniej, a zachwyty wymagały ujawnienia sporej ilości fabuły. Ogólnie jednak film wyszedł świetnie. Mi podobał się bardzo i mimo tego, że wchodząc do kina spodziewałem się czegoś innego, to jednak Rush z nawiązką odrobił związane z tym rozczarowanie. Historia, szczególnie w kulminacyjnych momentach, jest bardzo przejmująca i wręcz wzruszająca, a przede wszystkim bardzo autentyczna. Wyścigowi puryści pewnie znajdą powody do narzekania, ale prawda jest taka, że w kinie nigdy nie pojawi się film, który byłby w stanie ich zadowolić. Jednakże, dla każdego, kto potrafi przymknąć oko na pewne nieścisłości z faktami, które w porównaniu do innych filmów o autach są naprawdę minimalne, jest to pozycja absolutnie obowiązkowa. Myślę, że stwierdzenie "Najlepszy film o wyścigach w historii kina" nie będzie w tym przypadku przesadzone...

KOMENTARZE

26
nickolas
14.11.2013 10:14
Bardzo fajnie było poznać tych 2 panów od nieco innej strony - bo to był film o 2 odmiennych charakterach, osobowościach - ludziach stoczyli ze sobą niejedną bitwę ...i darzyli się szacunkiem* *sz. to takie małe cwane stworzenie - bywa niewidzialne, ale jak go brak - od razu widać... (Prost vs Senna) Mam wrażenie, że ten film mógłby mieć kontynuację - opowiedzieć historię kolejnej pary rywali z toru. Choć nie ulega wątpliwości, że F1 stanowiła jedynie tło dla historii, to jakże miło było te tło podglądać ...nawet jeżeli trochę było go mało. Film zdecydowanie godny polecenia, choć może mam skrzywione spojrzenie widza, który siedział na jedynie słusznym fotelu w kinie... ;-) Żadna to zagadka jakim!
kolomih
13.11.2013 09:45
słowo - warto ... - powinno pobudzić zmysły - jeden z lepszych filmów od dłuższego czasu i oczywiście nie chodzi tylko o tematykę sportów jakichkolwiek ... polecam
madry86
11.11.2013 04:13
Kiedy wyszliśmy z kina z moją narzeczoną, powiedziałem do niej: To jest właśnie "ta" Formuła 1. Osobiście żałuję, że nie dane mi było oglądać wyścigów w tamtych czasach. No i szczerze przyznam, że choć nie przepadam, za tym starym pierdzielem, siedzącym na krzesełku w boksach mercedesa, z czapką z daszkiem na głowie, to po obejrzeniu filmu, nabrałem trochę szacunku do tego Laudy.
rocque
10.11.2013 08:36
Niesamowity film, polecam wszystkim fanom i pasjonatom F1, dzisiaj byłem w kinie :) Szkoda jedynie tak późnej premiery w Polsce...
Grekyy
09.11.2013 12:03
Ja również polecam, jako osoba która lubi dobry dramat i jako fan F1. Na filmie byłem z dziewczyną, której również bardzo się podobał. Nie będę spoilerował, napiszę tylko że na szczęście dla mnie (bo gusta są różne), film to faktycznie dramat, ze świetnie narysowanymi postaciami, wciągającą fabułą, przeplataną tylko świetnymi ujęciami wyścigów z pięknymi maszynami z tamtych czasów w roli głównej. Zdecydowanie nie jest to kretyński film akcji. Co do samych ujęć z toru to oszczędzono idiotyzmów i nierealistycznych scen. Nowo nakręcone sceny uzupełniają się też z pokazywanymi od czasu do czasu autentycznymi ujęciami (na ogół kiedy w filmie ktoś spogląda w telewizor) i nie ma tutaj kontrastu między jednym i drugim. Film zdecydowanie na plus. 7/10 jako dramat + 1 ptk subiektywnie przyznany za tematykę = 8/10 :) Wadą jest podejście polskich kin, które wyświetlają je na mniejszych salach z gorszym udźwiękowieniem :/
Voo
08.11.2013 08:23
Film zdecydowanie polecam. To fabuła, nie dokument więc znawcy zawsze wychwycą nieścisłości ale nie o to chodzi. "Rush" moim zdaniem oddaje ducha tamtych czasów i pokazuje ludzi autentycznie godnych podziwu, "większych niż życie". Formuła 1 zmieniła się od tamtego czasu, urosła, wypiękniała, ale zarazem jakby przytłoczyła własnych bohaterów. Niestety.
jpslotus72
08.11.2013 04:09
PS Znajomy pokazał mi dzisiaj ten film w wersji... francuskiej (dalibóg, nie wiem, skąd ją wytrzasnął)... Mogę więc na razie jako tako ocenić tylko "obrazki". I tutaj pewne zdziwienie - na mój (podkreślam "mój", czyli subiektywny) gust same sceny wyścigowe są lepiej zrealizowane w "Grand Prix" sprzed 47 lat... Oglądając te sceny w "Rush" miałem nieodparte wrażenie, że oglądam trailer współczesnej gry wyścigowej (ujęcia, montaż itp.). Oczywiście, nie mam zamiaru nikogo zniechęcać do obejrzenia tego filmu! - tym bardziej, że w kinie będzie to z pewnością "inna bajka" i to, o czym piszę, będzie raczej zaletą dla dzisiejszego widza. Mogę tylko na tym tle jeszcze bardziej polecić stare, dobre "Grand Prix".
Kaiser 77
08.11.2013 12:34
Zacznę od tego, że Rush nie jest filmem dokumentalnym, i o ile wiem nigdy nie miał nim być, to film fabularny, biograficzny, dramat. Film widziałem już parę tygodni temu, i to co napiszę pewnie będzie "laurką", ale naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Rush jest trochę "wehikułem czasu" który przenosi nas do lat 70, ale przede wszystkim to opowieść o dwóch pozornie różnych postaciach, których łączy jeden cel, o ich pasji, marzeniach, poświęceniu, ambicji, obsesji, ale też o strachu, i cenie jaką się płaci za to by choć przez chwilę być najlepszym. Świetni aktorzy, bardzo dobrze dobrani, wielkim atutem filmu jest muzyka Hansa Zimmera tworząca niesamowity klimat, to wszystko sprawia że nawet drobne niedociągnięcia, czy nieścisłości o których się mówi, nie kłują aż tak w oczy. [quote]Szkoda, że nie było możliwości konsultacji z James'em. Myślę, że wtedy RUSH można by sklasyfikować zarówno jako dramat jak i komedię[/quote] Spokojnie, są momenty w których można się pośmiać, chociaż to nie komedia, a film dobrze pokazuje to że F1, wyścigi, to coś więcej niż tylko showbiznes, jak to mówi Bernie . Myślę że tego dobrym przykładem jest scena gdy Niki wraca po wypadku na tor, pierwsze spotkanie Lauda – Hunt, moment gdy James pierwszy raz widzi poparzoną, jeszcze niewygojoną twarz Laudy i ta chwila gdy Hunt, a my razem z nim widzimy(uświadamiamy sobie) że to nie tylko zabawa i pewnych rzeczy nie można cofnąć......... Dalej nic nie napisze ......:) Idźcie do kina, ktoś kto interesuje się F1 raczej nie będzie rozczarowany, co więcej, jeżeli ktoś uważa że, F1 to tylko kilku facetów którzy w niedzielne popołudnie bez sensu krążą po torze, to myślę że po tym filmie jest szansa że zmieni zdanie......;)
Darth ZajceV
08.11.2013 10:01
@ManiakF1 Śpieszę z wyjaśnieniami, tylko trzeba zaznaczyć na wstępie - SPOILER!!! FIlm jest o sezonie 76 i wszystko przed jest zrobione mocno poglądowo - po łebkach wręcz i nawet nie pamiętam, czy pada tam stwierdzenie, że Lauda zdobył tytuł w sezonie 75. Film dobrze oddaje sytuację, bo główne niezgodności wynikają przede wszystkim, że czegoś tam po prostu nie ma. Zwłaszcza w głównym wątku raczej nic nie dodawano i nie robiono na siłę i podkręcanie scenariusza. Sceny testów czepiłem się dlaczego, że w niej Lauda jako rzekomy debiutant poprawia auto w jedną noc (konstrukcyjnie) a potem jest dużo szybszy i wymusza na ekipie jazdę za darmo - co jest nierealne i nie zgadza się ze stanem faktycznym, bo on owszem jeździł tam za darmo, ale najpierw ściemniał zespół, że przyniesie kasę, a potem mu pozwolono jeździć za friko jak się popisał na torze - m.in. w Monako. Tak czy inaczej Rush wszystkie nowożytne produkcje tego typu gniecie i wyciera nimi podłogę. A scena, gdzie można sobie pomyśleć - no bez jaj - jest właśnie ta jedna.
Ralph1537
08.11.2013 09:43
Trza obejrzeć
ManiakF1
08.11.2013 01:07
Z chęcią się wybiorę. Fajna recenzja, tylko nurtuje mnie to, że piszecie, żeby przymknąć oko na szczegóły, że w filmie są drobne pomyłki, a później napisane o testach Laudy w BRM, gdzie jest trochę pozmieniane w stosunku do rzeczywistości.
jpslotus72
07.11.2013 09:17
@slipstream [quote="slipstream"]sekwencje wyścigów bez żadnej historii pomiędzy nimi[/quote] Na pewno oglądałeś ten film "Grand Prix"? Nie chcę opowiadać fabuły, bo może ktoś, kto tego jeszcze nie oglądał, będzie chciał ten film zobaczyć. Ale moim zdaniem z tego filmu dałoby się wręcz zrobić dwa - jeden z samych scen wyścigowych (prawdziwa gratka dla fana F1), a drugi z tych prywatnych - powikłane relacje międzyludzkie (między samymi kierowcami poza torem, między kierowcami a ich szefami, między kierowcami a kobietami w ich życiu)... Film jest tak długi, że naprawdę byłoby to możliwe. Czego jak czego, ale "Grand Prix" naprawdę nie da się sprowadzić do obrazów samego ścigania. @Yurek Nie wiem, ale być może ta zbieżność brzmienia nazwisk i malowania kasków były przydatne przy wykorzystaniu autentycznych scen wyścigowych (niektóre ujęcia z większej odległości). W filmie "Formuła 1 - Dzikie lata" jest króciutki epizod, kiedy widać ekipę realizującą "Grand Prix" (m.in. Jamesa Garnera czyli "Pete Arona", z kamerą umocowaną na kasku) na padoku, między normalnymi ekipami F1 - kręcili więc także w czasie faktycznych wyścigów czy treningów. "Sarti" jeździ w Ferrari jak wtedy Surtees i ma jego kask, Stoddard w BRM ma kask Stewarta, który też jeździł wtedy w BRM - więc spokojnie można było wmontować jakieś autentyczne migawki z prawdziwych wyścigów. Jedynie Amon nie jeździł w Hondzie (która w filmie nosi nazwę "Yamura" od nazwiska filmowego właściciela zespołu) jak "Aron"... Mnie brakuje w tym filmie może tylko jakiejś większej "roli" Lotusa... :) Główni bohaterowie jeżdżą we wspomnianych: BRM, Ferrari i Yamurze (czyli Hondzie). Ale prawdziwa historia Lotusa (często dramatyczna - Stacey, Clark, Rindt) jest dla mnie lepsza od wszystkich filmów razem wziętych...
Yurek
07.11.2013 08:46
@jpslotus72 - to niby takie oczywiste, ale nie wpadłem, że "Sarti" to "Surtees"! :) @slipstream - nie zgodzę się, że w "Grand Prix" nie ma nic między wyścigami. Wyścigi to jedno, ale to, co między wyścigami, życie prywatne kierowców, chociażby wątek z Yamurą, dyskusje różnego rodzaju (czy to o kontrakcie, czy bezpieczeństwie, czy d*** Maryny), to działa na wielką korzyść tego filmu. Dziś może Ci się wydawać, że jest to słaby film, ale tak wyglądało kino lat 60.
slipstream
07.11.2013 08:21
Z "Grand Prixem" i "LeMans" jest pewien problem. W pełni zaspokajają one potrzeby fana wyścigowego dzięki świetnym ujęciom i zdjęciom (wszystko dzięki realizmowi bez komputera), ale jako film... są słabe. I zawsze były, co stanowi paradoksalnie ich zaletę. Powstawały one w czasach kiedy jeszcze nie liczono tylko i wyłącznie słupków z kina i ich twórcy mogli sobie pozwolić na bardziej artystyczne kino. A artystyczne (zwłaszcza w przypadku GP) oznacza w tym przypadku właśnie autentyczny hołd dla tego sportu poprzez wspaniałe zdjęcia i sekwencje wyścigów bez żadnej historii pomiędzy nimi. Inaczej mówiąc "zrozumienie" motosportu poprzez sam obraz i dźwięk, a nie jakąś historię. I nie piszę tego żeby chwalić "Rush" bo jeszcze nie widziałem, a powyższe zdanie o przytoczonych filmach mam niezmienne od czasów kiedy nikt nawet nie myślał o scenariuszu do takiego filmu jak "Rush".
jpslotus72
07.11.2013 07:41
@Yurek Bonnier gra "nieme kino" :) - pamiętam go ze sceny, w której milcząco przysłuchuje się rozmowie innych kierowców (ale faktycznie nie można go nie zauważyć :). Wymieniłem Hilla, bo pojawia się najczęściej i najwięcej "gra" (z kimś się wita, komuś gratuluje itp.). Z innych kierowców tak czy inaczej (na torze lub poza nim) pojawiających się w "Grand Prix" znalazłem nawet Jima Clarka, a poza tym Jacka Brabhama (występuje nie tylko w komentarzu spikera), Lorenzo Bandiniego, Boba Bonduranta oraz wymienionych przez Ciebie Bruce'a McLarena i Ritchiego Ginthera. Co do tego mieszania prawdy i fikcji w postaciach, to brzmienie filmowych (fikcyjnych) nazwisk też odwołuje się do prawdziwych kierowców - co prawda filmowy "Sarti" jest Francuzem, ale wymawia się prawie jak Surtees (Sartis) i występuje w malowaniach kasku właśnie brytyjskiego mistrza świata. Podobnie filmowy Amerykanin "Aron" brzmi podobnie jak Amon i nosi kask z autentycznymi malowaniami Nowozelandczyka. To samo w przypadku "Stoddarda" (to on rozbija się BRM-em w Monako), który występuje w kasku Jackie Stewarta. To takie sympatyczne niuanse... I jeszcze mała korekta - jeśli napisałem, że "Grand Prix" ma pewne słabości w scenariuszu, to chyba nie dość jednoznacznie zaznaczyłem, że chodzi mi o "punkt widzenia współczesnego widza" - który przyzwyczajony jest do innego tempa narracji i te sceny "międzywyścigowe" może odbierać jako "dłużyzny". Dla mnie jest to jednak świetna kompozycja: hałas (cudowne brzmienie silników) i zgiełk dynamicznych scen wyścigowych - na Zandvoort zamiast silników słyszymy kontrapunktowy podkład muzyczny, a ujęcia i ich montaż pokazują "balet" bolidów na torze - pomiędzy scenami z GP nieziemski spokój przy łowieniu ryb w jeziorze czy podczas rozmowy w ogrodzie Yamury...
Yurek
07.11.2013 06:59
[quote="jpslotus72"]W epizodach zagrali autentyczni kierowcy - m.in. Graham Hill.[/quote] Z tego co kojarzę, to grali tam też Bonnier (tego faceta nie da się nie zauważyć!), McLaren, chyba Ginther (?), i jeszcze inni. Bardzo podobało mi się mieszanie fikcyjnych i prawdziwych bohaterów w epizodach i komentarzach w stylu "Sarti wyprzedza Brabhama". Wspomniałem "Grand Prix", ponieważ ten film znakomicie oddaje ducha tamtych czasów, a przy tym nie mamy tu typowego podziału na dobry-zły. Piękne zdjęcia i sceny wyścigów też robią swoje (chyba do końca życia będę pamiętał scenę wypadku bodajże BRM-a w Monako, epickie). A "Le Mans"? Tak jak @Darth ZajceV - obiecywałem sobie wiele po tym filmie, i jaki był mój zawód, kiedy okazało się, że nie ma fabuły. Fabuła była bardzo mocną stroną "Grand Prix", a tu co mamy? O 24h Le Mans można by było zrobić znakomity film, ale ten mnie zawiódł (chociaż i tak lepsze to niż osławiony "Driven" albo "Szybki jak błyskawica", gdzie scenarzysta pomylił wyścigi NASCAR z destruction derby).
Darth ZajceV
07.11.2013 06:30
Tylko, że z Le Mans jest pewien problem - film nie ma fabuły i przy tym nie jest dokumentem. Ja mimo całego swojego wkręcenia w temat nie jestem w stanie tak po prostu zainteresować się historią wyimaginowanego wyścigu. Ujęcia są fantastyczne, zwłaszcza jak na tamte czasy, jednak zabrakło mi przynajmniej minimalnej otoczki i fabularności filmu - chociażby jakieś narracyjne wprowadzenie i trochę więcej dialogów :P.
jpslotus72
07.11.2013 06:29
@Yurek [quote="Yurek"]"Grand Prix" postawiło poprzeczkę bardzo wysoko.[/quote]Bardzo słuszna uwaga. Nie tylko dlatego, ze zanim ją przeczytałem, sam zacząłem pisać o "Grand Prix" już w poprzednim komentarzu - ale tak się rozpędziłem, że (nie po raz pierwszy :) zderzyłem się z "limitem znaków" w komentarzu... Nie skasowałem tego jednak, tylko wyciąłem licząc na to, że będę mógł ten fragment wkleić później - co właśnie czynię: Osobiście bardzo cenię sobie film "Grand Prix" z 1966. Ma on oczywiście pewne słabości (bardziej w scenariuszu niż w zdjęciach), już choćby z tego powodu, że data jego powstania jest dosyć odległa od naszych czasów - dzisiejszych możliwości filmowych i stylu współczesnego kina. Ale dobrze przybliża on atmosferę tamtej ery F1, a ujęcia wyścigowe (np. on-board) - jeśli weźmie się pod uwagę ówczesne możliwości - są świetnie zrealizowane. W epizodach zagrali autentyczni kierowcy - m.in. Graham Hill. Mam nadzieję, że "Rush" przynajmniej w podobnej mierze oddaje ducha Formuły 1 o dekadę młodszej niż w obrazie "Grand Prix".
kykec
07.11.2013 06:00
Dobre filmy dokumentalne są nie do przebicia. Najlepiej, gdy jest dużo ścigania, a mało gadania - no chyba że opowiata niewidoczny narrator, a nie facet siedzący w fotelu ;) Uwielbiam takie, tak samo jak długie onboardy z wyścigów. Na rush pójdę na pewno, zobaczymy jak będzie - oczekiwania mam spore. W zeszłym roku byłem na filmie dotyczącym wyścigów motocyklowych na wyspie man (IOM TT) i muszę przyznać, że był dobry. Wpomniany "Le mans" to klasyka, biały kruk :) Niestety dla osób spoza kręgu purystów wyścigowych może być nudnawy i dlatego ten film nie zarobił na siebie. Fajnie się ogląda, szczególnie moment startu i pierwsze okrążenia po starcie :) http://www.youtube.com/watch?v=7iMcXWiS1AI&feature=player_detailpage#t=1493
jpslotus72
07.11.2013 05:04
W podobnych przypadkach zawsze wyżej stawiam materiały archiwalne. Film fabularny nigdy nie będzie wiernym odbiciem rzeczywistości - bo też nie taka jest jego rola (stąd jeśli chodzi o szczegóły historyczne, to do pewnego stopnia można przymknąć oko w fabule i sięgnąć do archiwaliów). Tego rodzaju film będzie zawsze historią, zbudowaną "na motywach" realiów. To znaczy, chodzi tu o scenariusz, dla którego punktem wyjścia są postacie i wydarzenia autentyczne. Jest jakaś nie do końca określona (oparta bardziej na intuicji i wyczuciu niż na ścisłych kryteriach) granica tolerancji - przy ewentualnych brakach lub retuszach w materiale faktycznym. Wiele zależy od tego, z jaką myślą scenarzysta i reżyser sięgają do danego tematu - czyli jaki motyw danej historii zwrócił ich uwagę i ma się stać centralną osią fabuły (bo nigdy nie przedstawia się danej historii "w ogóle", tylko jakiś wybrany z niej temat przewodni). To takie uwagi ogólne. Filmu jeszcze nie widziałem, więc nie mogę się do niego odnieść konkretnie. Zacząłem od tego, ze wyżej stawiam materiały archiwalne - ale filmy fabularne mogą być w takim przypadku świetnym uzupełnieniem. Poza tym - patrzę na to jako ktoś interesujący się na co dzień F1, a przecież film nie jest zaadresowany wyłącznie do takich odbiorców. Ktoś nie interesujący się szczególnie wyścigami będzie to oglądał inaczej, nie patrząc realizatorom na ręce w kwestii wierności wobec historycznych szczegółów. Jednak ludzie odwiedzający portal Wyprzedź Mnie będą to oglądać trochę inaczej - i ich margines tolerancji będzie w tym przypadku węższy. Mam jednak nadzieję, że nie zepsuje to nikomu wrażeń z tego filmu. (Poza tym, nie każdy interesujący się F1 dzisiaj ma takiego fioła na punkcie jej historii z tamtego okresu jak ja - co oczywiście nie jest żadnym "zarzutem" wobec tych, których bardziej fascynuje współczesność!).
Yurek
07.11.2013 04:54
[quote]Myślę, że stwierdzenie "Najlepszy film o wyścigach w historii kina" nie będzie w tym przypadku przesadzone...[/quote] "Grand Prix" postawiło poprzeczkę bardzo wysoko.
vermaden
07.11.2013 04:50
@Basshuntersw Grafika raczej bez zmian, raczej kosmetyczne. Model jazdy troche 'przyjemniejszy', w 2012 jak cie zarzucalo, to baczek praktycznie murowany, w 2013 masz szanse skontrowac, wieksza frajda z jazdy (mowie o jezdzeniu z klawiatury bo tylko tak gralem). W deszczu da sie tez w miare normalnie jezdziec i kontrowac w 2013, w 2012 niezbedna byla manualna skrzynia i wczesniejsze wrzucanie biegow. W 2012 po pierwszym okrazeniu mogles prowadzic Caterham na poziomie MEDIUM, w 2013 takie cos mozliwe jest najwyzej Force India (i to tez z nie lada wysilkiem), troche bardziej realnie. ... no i jest tryb CLASSIC, chyba tyle ;)
Basshuntersw
07.11.2013 03:38
Napiszcie też recenzję F1 2013.
peter01
07.11.2013 03:28
[quote]Myślę, że stwierdzenie "Najlepszy film o wyścigach w historii kina" nie będzie w tym przypadku przesadzone...[/quote] W ostatni weekend obejrzałem sobie na YT bardzo konkurencyjną produkcję - Le Mans, który dość znacznie przerósł moje oczekiwania. Mam nadzieję, że z RUSH będzie podobnie. Ba! Jestem tego pewny, że je przerośnie. Przecież nad tym wszystkim czuwał Ron Howard, a pomagał mu sam Niki Lauda. Szkoda, że nie było możliwości konsultacji z James'em. Myślę, że wtedy RUSH można by sklasyfikować zarówno jako dramat jak i komedię.
MairJ23
07.11.2013 02:39
Poprawic bledy !!!! O zgrozo. Raz przeczytaj zanim wypuscisz w eter.
L00Kass
07.11.2013 02:30
Dzięki, dobra recka. Rozwiałeś moje wątpliwości czy wybrać się z dziewczyną, której nie interesuje zbytnio temat F1.