Podsumowanie wyścigu o Grand Prix Malezji

Pierwsze podwójne zwycięstwo Renault od powrotu francuskiej stajni do Formuły 1 w 2002 roku
19.03.0614:53
Marek Roczniak
16884wyświetlenia

Tegoroczny wyścig o Grand Prix Malezji zakończył się pierwszym podwójnym zwycięstwem Renault, odkąd francuski koncern powrócił do Formuły 1 ze swoim fabrycznym zespołem w 2002 roku. Co więcej, w sumie jest to zaledwie drugie podwójne zwycięstwo Renault - pierwsze miało miejsce 25 lipca 1982 roku na torze Paul Ricard, kiedy to Rene Arnoux i Alain Prost ukończyli Grand Prix Francji na czołowych pozycjach. Tym razem na najwyższych stopniach podium stanęli Giancarlo Fisichella i Fernando Alonso, w sumie zdobywając 18 punktów, tak więc po zaledwie dwóch wyścigach Renault ma już 13 punktów przewagi nad Ferrari i McLarenem.

Weekend na torze Sepang był pokazem umiejętności Fisichelli, który - jeśli wszystko przebiega tak jak trzeba od pierwszych treningów do ostatniego okrążenia w wyścigu - potrafi pojechać nie gorzej od swojego partnera i zarazem aktualnego mistrza świata. Można wręcz powiedzieć, że jest to pierwsze w pełni zasłużone zwycięstwo Włocha, gdyż tym razem nie zawdzięcza go ani szczęściu na kwalifikacjach (jak miało to miejsce w zeszłym roku w Australii), ani szczęśliwemu zbiegowi okoliczności w wyścigu (przerwana po wypadku Alonso Grand Prix Brazylii w 2003 roku).

Po wywalczeniu pole position podczas sobotnich kwalifikacji, Rzymianin popisał się nienagannym startem w wyścigu, dosyć szybko wypracowując bezpieczną przewagę na kierowcą Hondy, Jensonem Buttonem (przed pierwszym postojem w boksach na 17 okrążeniu wynosiła już ona ponad sześć sekund). Po powrocie na tor Fisichella znalazł się tymczasowo za Alonso, który po rewelacyjnym starcie z siódmej pozycji przesunął się od razu na trzecie miejsce, a że miał wyraźnie większą ilość paliwa w baku od swojego partnera, pierwszy postój odbył dopiero na 26 okrążeniu. Wówczas kolejność pierwszej trójki wróciła do pierwotnego stanu, tak więc kierowców Renault ponownie rozdzielał Button.

Podczas drugiej rundy postojów powtórzył się mniej więcej podobny schemat: jako pierwszy w boksach znowu pojawił się Fisichella (38 okrążenie), a jego przewaga nad Buttonem wynosiła w tym momencie ponad 11 sekund. Tymczasem Alonso z drugim postojem zwlekał aż do 43 kółka i tym razem na tor zdołał powrócić przed Buttonem, którego w międzyczasie opóźnił jeden z dublowanych kierowców, Scott Speed (STR). Trzeba jednak przyznać, że Alonso był szybszy od kierowcy Hondy i prawdopodobnie i tak udałoby mu się go przeskoczyć w boksach. Na pozostałych okrążeniach Fisichella utrzymywał w miarę równą przewagę nad swoim partnerem (około osiem sekund), a dopiero pod sam koniec zwolnił tempo, aby nie nadwerężać zbytnio swojego silnika, z którego będzie musiał korzystać za dwa tygodnie w Australii.

Ostatecznie na mecie kierowców Renault dzieliły cztery sekundy różnicy, natomiast trzeci Button zmieścił się poniżej 10 sekund straty do zwycięzcy. Tym razem walka o czołowe lokaty nie okazała się już tak emocjonują jak w Bahrajnie i w dodatku zespół Renault pokazał, że jak na razie jest w zdecydowanie najlepszej formie. Honda nie jest jednak daleko w tyle, a zespół Ferrari po uporaniu się z wytrzymałością swojego silnika powinien znowu włączyć się do walki o czołowe miejsca. Póki Felipe Massa i Michael Schumacher musieli zadowolić się piątą i szóstą pozycją, a i tak zawdzięczali to awarii silnika w bolidzie Nicka Heidfelda (BMW Sauber) pod koniec wyścigu. Tym niemniej strategia tylko jednego postoju okazała się dosyć skuteczna dla Massy, który wystartował z końca stawki i dzięki temu zdobył pierwsze punkty dla Ferrari, pokonując przy okazji swojego partnera. Schumacher wystartował z 14 pozycji, a dwustopowa strategia w połączeniu z gorszymi osiągami bolidu 248 F1 na drugim zestawie opon zapewniła mu zarobek tylko trzech punktów. Taka jest jednak cena za wymianę silnika.

Tymczasem trzeci kierowca z Bahrajnu, Kimi Raikkonen (McLaren), jazdę zakończył już na pierwszym okrążeniu, po tym jak w tył jego bolidu uderzył Christian Klien (RBR), uszkadzając tylne zawieszenie zarówno w swoim, jak i w Fina bolidzie. Dla Raikkonena skończyło się to wypadkiem na kolejnym zakręcie, natomiast Klien dowlókł się do boksów, ale czekała go dosyć czasochłonna naprawa przedniego zawieszenia. W tej sytuacji McLaren mógł już tylko liczyć na Juana Pablo Montoyę, który podczas startu utrzymał się na piątej pozycji i chociaż po odpadnięciu z walki Marka Webbera (Williams) zdołał zyskać jedno miejsce, to jednak ze względu na łuszczenie opon do pierwszego postoju w boksach nie jechał zbyt szybko. W efekcie jego strata do Fisichelli po 16 okrążeniach wynosiła już blisko pół minuty. Po wymianie opon sytuacja uległa na tyle dużej poprawie, iż Kolumbijczyk zdołał ustanowić trzeci czas dnia, ale strata do Buttona była już nie do odrobienia i w tej sytuacji trzeba było zadowolić się pięcioma punktami. W chwili obecnej McLaren i Ferrari mają po 15 punktów, czyli o cztery więcej od Hondy.

Na siódmej pozycji finiszował Jacques Villeneuve, dla którego był to dosyć udany wyścig, zwieńczony pierwszym zarobkiem punktowym sezonu. Zespół BMW Sauber miał jednak szansę na znacznie lepszy rezultat w domowym wyścigu swojego głównego sponsora (malezyjski koncern naftowy Petronas), gdyż jeszcze do 48 okrążenia na piątej pozycji pewnie jechał Nick Heidfeld. Niestety silnik BMW V8 w bolidzie Niemca nie wytrzymał trudów drugiego wyścigu z rzędu i wyzionął ducha na kolejnym kółku. Heidfeld popisał się dzisiaj rewelacyjnym startem z jedenastej pozycji i po pierwszym okrążeniu był już szósty. Później skorzystał z kłopotów Webbera, a podczas obydwu rund postojów nie stracił ani jednej pozycji, tak więc do awarii silnika jechał znakomicie. Tymczasem Villeneuve uległ obydwu kierowcom Ferrari, gdyż utknął początkowo za wolniejszym Jarno Trullim (Toyota) i dopiero na 16 okrążeniu udało mu się wyprzedzić Włocha. Tym niemniej zdobycz dwóch punktów należy uznać za dobre osiągnięcie, a forma zaprezentowana w Malezji przez zespół Roberta Kubicy dobrze rokuje na przyszłość.

Ostatni punkt zdobył Ralf Schumacher, decydując się pomimo startu z końca stawki aż na trzy postoje w boksach. O dziwo tak agresywna strategia okazała się dosyć skuteczna, ale po części wynika to z tego, iż Toyota w Malezji okazała się znacznie bardziej konkurencyjna. Wysoka temperatura zgodnie z przewidywaniami rzeczywiście pomogła japońskiej stajni i gdyby nie fakt, że w bolid Trullego tuż po starcie uderzył Vitantonio Liuzzi (STR), w punktach na koniec wyścigu byliby zapewne obydwaj kierowcy. Niestety uszkodzony dyfuzor naruszył balans w bolidzie Trullego i Włoch nie mógł jechać tak szybko jak jego partner. W tej sytuacji dziewiąta pozycja to i tak dobry rezultat. Kolejny wyścig odbędzie się już przy znacznie mniejszej temperaturze, tak więc Toyota ma dwa tygodnie na rozwiązanie problemu z rozgrzewaniem opon.

Pierwszą dziesiątkę zamknął drugi kierowca Hondy, Rubens Barrichello, który gdyby nie 10-sekundowa kara za przekroczenie limitu prędkości w boksach (surowość kary wskazuje na to, że jechał dużo szybciej niż dozwolone 100 km/h), miałby szansę na zdobycie jednego lub dwóch punktów. Brazylijczyk ze względu na start z dosyć odległej pozycji zdecydował się na jednostopową strategię i w pewnym momencie zajmował nawet siódmą pozycję, mając realną szansę na pokonanie obydwu kierowców Toyoty, a może i nawet Villeneuve'a. Niestety szczęście jak dotąd nie sprzyja mu w nowym zespole i po dwóch wyścigach nadal ma zero punktów. Tymczasem Button był nieco zawiedziony z najniższego stopnia podium, gdyż liczył oczywiście na swoje pierwsze zwycięstwo. Na to przyjdzie mu jednak jeszcze trochę zaczekać, gdyż bolid RA106 jak na razie ustępuje zbytnio Renault R26.

Z kierowców Toro Rosso do mety dojechał tylko Vitantonio Liuzzi, który ze względu na kolizję z Trullim na pierwszym okrążeniu musiał zjechać do boksów po nowe przednie skrzydło. W efekcie po przekroczeniu linii mety na 11 pozycji Włoch miał już ponad dwa okrążenia straty do lidera. Tymczasem Scotta Speeda z walki wyeliminowała na 42 okrążeniu awaria dźwigni sprzęgła przy kierownicy, gdy jechał na 11 pozycji. Na kolejnych dwóch pozycjach uplasowali się kierowcy MF1 Racing, Christijan Albers i Tiago Monteiro, natomiast ostatni na mecie zameldował się Takuma Sato, który był swego rodzaju gwiazdą tegorocznego wyścigu na torze Sepang. Japończyk w zmodyfikowanym bolidzie Arrows z 2002 roku długo walczył z kierowcami Midland oraz Liuzzim, co należy uznać za duży sukces zespołu Super Aguri. Tym razem japońska stajnia nie miała problemów z postojami i Sato zakończył wyścig tylko z trzema okrążeniami straty do lidera. Jeśli zespół zdąży w tym sezonie ukończyć swój własny bolid, to z tak dobrym silnikiem Hondy powinien mieć szansę na dużo lepsze wyniki.

Tymczasem lista pechowców, którzy nie zdołali ukończyć Grand Prix Malezji, objęła aż ośmiu kierowców. Oprócz Raikkonena, Heidfelda i Speeda, do mety nie dojechali także kierowcy z zespołów Red Bull Racing i Williams oraz partner Sato, Yuji Ide. Klien po naprawie zawieszenia powrócił do walki na ósmym okrążeniu, jednak ostatecznie musiał zakończyć jazdę z powodu awarii układu hydraulicznego w swoim bolidzie. Podobna usterka wyeliminował także z wyścigu Coultharda i Webbera, natomiast w bolidzie Rosberga wysiadł silnik Coswortha. Zespół Williams z pewnością mógł liczyć w Malezji na kolejny podwójny zarobek punktowy, ale jak widać nie było mu to dane. Na pocieszenie w tym roku nieukończenie wyścigu nie umniejsza szans kierowców podczas kwalifikacji do następnego wyścigu.

KOMENTARZE

9
Leon
20.03.2006 07:36
Tylko ,żeby to nie były za duże rogi , bo będą zle wplywały na aerodynamikę całego pakietu .
Bosman
20.03.2006 07:24
Chyba ktoś podkupuje kierowców, żeby robili Kimiemu kuku speacjalnie :-( w zeszłym roku jak nie Sato to inny Krtikejan zajeżdzał drogę albo robił dzwona - teraz padło na Kliena - normalnie kaszanka. Ale zgadzam się z Metalpablo - pokaże jeszcze rogi wikinga :-)
Paweł
19.03.2006 09:21
Brawo, Brawo, Brawo!!! Teraz to Fisichelli będę kibicował, skoro Alonso zdradził i odchodzi z Renault.
McMarcin
19.03.2006 07:11
Brawo Fissico. Wiedziałem, że Giancarlo ma potencjał na zwycięstwa. Szkoda ,że tak późno dostał szansę na starty w czołowym zespole. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to dla Fissichelli ostatni sezon w Renault. Włoch z pewnością jeszcze nie raz w tym roku nas pozytywnie zaskoczy
Snake Plissken
19.03.2006 06:17
Nikt nie pisał jeszcze o tym, jaką wspaniałą robotę dla Alonso wykonali dzisiaj kierowcy Williamsa. Wspaniale się wzajemnie blokowal na starciei, pozwalając się mu wyprzedzić (amatorszczyzna). Gdyby nie to, Fredek musiałby trochę bardziej powalczyć. Frank chyba z nimi po wyścigu porozmawiał we właściwy sposób.
dzumen
19.03.2006 05:38
Kimas ma niesamowitego pecha. Szkoda mi go bo mial spore szanse.
gonzo67
19.03.2006 05:34
Kimas człowiek pech.
Metalpablo
19.03.2006 03:14
A moim zdaniem w tej chwili Mercedes ma chyba najlepsze silniki,chodz to oczywiscie może sie zmienic z nastepnym wyscigu.Jak dotąd nie mieli ani jednego problemu z jednostką napędową:D i tak trzymać.Brawo dla Fisicho(a wczoraj podajże w Teleexpresie gosciu powiedział ze to Fisiszo czy jakos tak,ale sie usmiałęm).Szkoda Kimasa i to bardzooo oj bardzo bardzoo,ale on pokaże rogi Wikinga:D,zobaczycie i Mentos tez:D
mkpol
19.03.2006 02:38
Zaskakuje mnie postawa Montoi. Z fajtera walczacego jak lew stał się przeciętniakiem (przynajmniej jak na jego możliwości i potencjał auta). Wielka szkoda wolałem go mimo wszystko zacierającego silnik za silnikiem, ale walczącego jakby od tego zależało jego życie. Co do samych zawodów, to niestety wszystkie zmiany jakie FIA wprowadza niewiele dają jeśli chodzi o widowiskowość spektaklu. O ile na początku wyscigu coś się jeszcze dzieje to z czasem samochody rozjeżdżają się i o walce nie ma mowy (z drobnymi wyjątkami, a i to na pozycjach 7-16 ). Mam nadzieję, że nowa krew (rosberg, speed) wniosą trochę ożywienia do wyścigów.