Norris: Byliśmy z góry skazani na porażkę w walce z Ferrari

Zdaniem Brytyjczyka, McLarenowi na Suzuce po prostu brakowało tempa.
07.04.2415:55
Maciej Wróbel
784wyświetlenia
Embed from Getty Images

Lando Norris uważa po Grand Prix Japonii, że w walce z Ferrari był z góry skazany na porażkę.

Kierowca McLarena miał za sobą udane kwalifikacje na Suzuce, w których zdołał pokonać obu kierowców Ferrari uznając jedynie wyższość duetu Red Bulla. W wyścigu, choć początkowo utrzymywał się w czołowej trójce, szybko stało się jasne, iż musiał skupić się na obronie pozycji przed kierowcami Scuderii.

Dzięki szybkiemu podcięciu Norris po pierwszej rundzie postojów w boksach znajdował się nawet przed Sergio Perezem, lecz nie miał większych szans w bezpośrednim starciu z kierowcą Red Bulla. Na późniejszym etapie rywalizacji Brytyjczyk spadł także za duet Ferrari i ostatecznie zakończył zmagania na piątym miejscu.

Po wyścigu Norris przyznał otwarcie, że Ferrari było w Japonii poza zasięgiem McLarena. Szczerze mówiąc, było tak, jak się spodziewaliśmy - powiedział 24-latek w rozmowie z Autosportem. Było ciężko już na początku, gdy próbowaliśmy naciskać, aby utrzymać się blisko szybszego samochodu, a także przed Ferrari, które także było od nas szybsze.

W ten sposób tylko zwiększyliśmy zużycie opon, co w końcu staje się w pewnym sensie spiralą. W tej walce byliśmy z góry skazani na porażkę. To nie był jednak taki zły dzień. Jesteśmy tam, gdzie w sumie się tego spodziewaliśmy - za Ferrari. Tak było jak na razie cały sezon.

Udało się nam ich prześcignąć wczoraj, gdy złożyłem kilka naprawdę mocnych kółek. Dzięki temu być może wyglądaliśmy zbyt dobrze. Dziś było to trochę jak powrót do rzeczywistości.

Ostatni postój Norrisa podczas niedzielnego wyścigu miał miejsce w tym samym momencie, co jadącego tuż przed nim realizującego taktykę jednego pit stopu Charlesa Leclerca. Wówczas kierowca McLarena zakwestionował tę decyzję zespołu przez radio, komunikując, iż liczył na późniejszy zjazd i - w konsekwencji - krótszy ostatni stint.

Myślę, że zrobiliśmy to, co wydawało się w tamtym momencie najlepszym rozwiązaniem, ale ciężko jednoznacznie stwierdzić. Być może nie spodziewaliśmy się, że Charles też wtedy zjedzie? Nie jestem pewien. Był na tyle blisko, że chce się powiedzieć «No tak, może gdybyśmy spróbowali czegoś innego, to mielibyśmy lepszą szansę».

Wydaje mi się, że skupiliśmy się na George'u, co nie wydawało mi się do końca konieczne, a ponieważ próbowaliśmy się bronić przed George'em, to zjechaliśmy w tym samym momencie, co Charles. Z pewnością mogliśmy pojechać jeszcze pięć, sześć okrążeń, tworząc sobie przestrzeń, a potem wrócić jak Carlos.

To tylko opinia, ale jest to coś, co z pewnością przedyskutujemy i przeanalizujemy - zakończył kierowca McLarena.