Podsumowanie wyścigu o Grand Prix San Marino

09.04.0000:00
Marek Roczniak
7621wyświetlenia
Michael Schumacher pierwszy raz w tym sezonie stoczył pojedynek z Miką Hakkinenem, z którego wyszedł zwycięsko. Co prawda słowo pojedynek nie jest chyba najodpowiedniejszym słowem, bo wszystko zależało tylko i wyłącznie od obranej strategii postojów, a nie od bezpośredniej walki, ale skoro nie można wygrać wyścigu w bezpośredniej walce, trzeba się uciekać do innych sposobów, a to jest mocna strona Michaele Schumachera i zespołu Ferrari. Jest to już trzecie zwycięstwo Niemca w tym sezonie i w klasyfikacji generalnej ma już 21 punktów przewagi nad następnym kierowcą.

Zespół McLaren wreszcie uporał się z wytrzymałością swoich bolidów i obaj kierowcy dojechali do końca wyścigu. Mika Hakkinen co prawda liczył na zwycięstwo, jednak druga pozycja jest lepsza niż żadna, tym bardziej, że według Fina niewiele brakowało, a tak by się właśnie stało. Na konferencji prasowej Hakkinen powiedział, że w czasie wyścigu przytrafiły mu się dwa zdarzenia, przez które stracił szansę na zwycięstwo. Pierwszym zdarzeniem było uszkodzenie podwozia spowodowane zderzeniem z niezidentyfikowanym przedmiotem, co spowodowało częściową utratę aerodynamiki, natomiast drugie zdarzenie było związane z niewyjaśnionym zgaśnięciem silnika kilka okrążeń przed drugim postojem, ale na szczęście po kilku sekundach silnik zaczął ponownie pracować i tylko dzięki temu Hakkinen dojechał w ogóle do mety.

David Coulthard większą część wyścigu spędził wpatrzony w tył bolidu Rubensa Barrichello, jednak kiedy po drugim postoju znalazł się w końcu przed Brazylijczykiem, zaczął jechać około dwie sekundy szybciej na okrążeniu. Na tym przykładzie bardzo wyraźnie widać, na czym polega problem z dzisiejszymi wyścigami Formuły Jeden - jak powiedział sam Coulthard: "aby móc kogoś tutaj bezpiecznie wyprzedzić, trzeba od niego jechać jakieś pięć sekund szybciej na okrążeniu". Nie jest to bynajmniej tylko problem toru Imola, taka sytuacja będzie się jeszcze nie jeden raz powtarzać w tym sezonie.

Rubens Barrichello przez cały weekend miał problemy ze znalezieniem właściwego ustawienia bolidu i nie był w stanie wyciągnąć z niego maksimum możliwości, zwłaszcza w czasie wyścigu. Dodatkowo miał problemy z pasami i dlatego nie był w stanie jechać tak jak Schumacher lub którykolwiek kierowca z zespołu McLaren. Po wyścigu Brazylijczyk nie ukrywał, że czwarta pozycja jest dla niego rezultatem niezadowalającym.

Jacques Villeneuve drugi raz w tym sezonie ukończył wyścig na punktowanej pozycji potwierdzając tym samym, że dobra postawa w Grand Prix Australii była nieprzypadkowa. Ricardo Zonta podobnie jak podczas poprzedniego wyścigu miał pewne problemy z bolidem, ale pomimo to zdołał ukończyć wyścig na 12 pozycji.

Mika Salo zdobywając szóstą pozycję potwierdził, że zespół Sauber ma już za sobą problemy związane z tylnymi spojlerami i znów może walczyć o punkty, podobnie jak podczas Grand Prix Australii, ale tym razem używając w pełni zgodnych z przepisami bolidów. Pedro Diniz wyścig ukończył niewiele gorzej od Fina, bo na ósmej pozycji.

Kierowcy z zespołu Jaguar wreszcie zdołali ukończyć pierwszy wyścig. Eddie Irvine był nawet bliski zdobycia pierwszego punktu dla tej stajni, jednak z niewyjaśnionych przyczyn przepuścił w czasie wyścigu Mikę Salo i to spowodowało, że wyścig ukończył na siódmej pozycji. Johnny Herbert także ukończył wyścig, ale z powodu odległej pozycji startowej obrał strategię jednego postoju, a taka strategia okazała się w tym wyścigu mało skuteczna.

Niestety żaden z kierowców z zespołu Williams nie zdołał tym razem ukończyć wyścigu, ale przynajmniej tyle dobrze, że Ralf Schumacher do momentu wycofania się z wyścigu zajmował punktowaną pozycję. W przypadku Jensona Buttona trudno cokolwiek powiedzieć o jego postawie, jako że już na początku wyścigu silnik BMW zamontowany w jego bolidzie odmówił posłuszeństwa.

Oprócz Johnny'ego Herberta jeszcze dwóch kierowców zdecydowało się tylko na jeden postój, a byli to kierowcy z zespołu Benetton Supertec. Po wyścigu zarówno Alexander Wurz jak i Giancarlo Fisichella stwierdzili, że był to raczej zły wybór, ponieważ bolidy były bardzo trudne w prowadzeniu ze względu na dużą ilość paliwa. Jedynym pocieszeniem dla Wurza był fakt, że pierwszy raz zdołał w ogóle ukończyć wyścig o Grand Prix San Marino.