F1 jakiej nie znamy - wywiad z Niki Laudą A.D. 1982
Wywiad z trzykrotnym mistrzem świata przeprowadzony przez Der Spiegel po GP Niemiec '82
24.06.0712:07
7671wyświetlenia
Czy to sport? Nie - mówi Niki Lauda.
Der Spiegel: W czasie zawodów o Grand Prix Niemiec w Hockenheim Francuz Didier Pironi strzaskał sobie obie nogi już na treningu, a pan przy szybkości 200 km na godzinę przeleciał przez pięć barier zabezpieczających i uderzając w ścianę nabawił się kontuzji ręki. Mistrz świata, Brazylijczyk Nelson Piquet, publicznie rzucił się z pięściami na innego zawodnika, Chilijczyka Eliseo Salazara, a publiczność niemiecka uznała to wszystko za bardzo zabawne. Czy to jest sport?
Niki Lauda:
Nie. Słowo sport jest tu nie na miejscu. To jest motosport. Gdy na trasę wyrusza 26 kierowców w samochodach wyścigowych, z których każdy zatankował 200 litrów paliwa, sprawa staje się niebezpieczna, gdyż każdy z nich się pali, żeby wygrać. Wynika stąd logicznie, że wypadki łączą się z wyścigami samochodowymi, jak amen z pacierzem.
To znaczy, że publiczność chce widzieć nie tylko, jak pan zwycięża, ale również jak pan się pali?
NL:
Publiczność jest bardzo różnorodna. W każdym razie zainteresowanie stale rośnie, również w Niemczech. W 1984 r. mają się tu odbyć już dwa wyścigi o Grand Prix - jeden w Hockenheim, drugi na torze Nurburgring.
Ale telewizja niemiecka nie chce już nigdy więcej transmitować wyścigów Formuły 1.
NL:
To byłaby bezczelność. Telewizja jest przedsiębiorstwem usługowym opłacanym przez klientów i powinna łaskawie nadawać to, co ludzie chcą oglądać. Jeśli ktoś nie chce patrzeć, może wyłączyć aparat. Sport motorowy interesuje znacznie większą liczbę ludzi niż pływanie czy gra w golfa, które ci z telewizji transmitują godzinami.
W tych dyscyplinach odbywa się wszystko zazwyczaj spokojniej.
NL:
Słusznie. A kryminały czy westerny? Przecież w telewizji ludzie się wzajemnie wystrzeliwują, niekiedy na zwolnionym filmie. A sprawozdania wojenne z Bejrutu, na żywo, to przecież to samo. Świat taki jest. Skąd te zahamowania w stosunku do sportu motorowego, a gdzie indziej nie? Albo wszystko, albo nic.
Czy samo dodawanie gazu wystarcza, by znaleźć się w Formule 1?
NL:
Samochód trzeba umieć prowadzić, w przeciwnym razie nie dochodzi się do Formuły 1. Ale reszta jest o wiele trudniejsza: sponsorzy, wygrane. Zwycięstwo jest ważne, ale nie zawsze ono przychodzi. Dlatego trzeba też mieć inne atrybuty, by być interesującym dla sponsora i jego reklamy.
Sponsorów chyba nie brak?
NL:
Zainteresowanie i liczba widzów rosną, a więc rośnie również zainteresowanie sponsorów.
Jakie powinien mieć właściwości kierowca Formuły 1?
NL:
Niewielki wzrost, jak u dżokeja. Wrażliwy tyłek. Właściwy samochód. Świetną formę fizyczną.
Czy granica obciążenia fizycznego kierowców została już osiągnięta?
NL:
Tak. Niekiedy bywa przekraczana. W Rio było już tak źle, że po pięciu, sześciu okrążeniach z powodu siły odśrodkowej nie byłem w stanie na zakrętach utrzymać głowy prosto. W takiej sytuacji głowa opada i ucieka w bok, zostaje w jakiś sposób dociśnięta do karoserii, obłędnie podskakuje, przez kilka sekund człowiek w ogóle nic nie widzi. Na zakręcie bywa czasem nieprzyjemnie.
Czy wszyscy kierowcy tak to odczuwają?
NL:
Tak. Dlatego niektórzy noszą specjalne kryzy albo przy pomocy gumowych linek konstruują sobie urządzenia podtrzymujące hełm. W Rio Brazylijczyk Nelson Piquet właśnie dzięki temu zdobył wielką nagrodę. Ale na podium, gdzie już nic go nie podtrzymywało, nagle zasłabł.
Czy te trudności fizyczne są przyczyną, dla której kobiety nie radzą sobie z wozami F1?
NL:
Pamiętam dwie kobiety. Nie miały dobrych samochodów, a poza tym nie były zbyt utalentowane, mam na myśli problemy z szybkością.
Czy kobiety nie byłyby cenne dla sponsorów?
NL:
Jeszcze jak! Ze względu na reklamy, prasę, wszystko. Ale nie ma kobiet w Formule 2 i 3. A tam musiałyby zaczynać, by się dalej przebić. Jedynie w rajdach samochodowych bierze udział superkobieta, Michele Mouton z Francji. Jest wprost nieprawdopodobne, jak ona to robi. Być może należałoby ją namówić, by spróbowała wozu Formuły 1.
Jak długo jeszcze zamierza pan tak krążyć w kółko?
NL:
Dopóki będzie mi to sprawiało frajdę. Termin pozostaje otwarty. Jest to decyzja czysto emocjonalna.
Czy w 2000 r. będą jeszcze wyścigi samochodowe?
NL:
Z pewnością. Auto stało się dla człowieka obiektem, dla którego traci głowę - już całkiem zwyczajne auto. A zatem zgodnie z logiką całkiem zwariowany samochód wyścigowy jest koroną wszystkich pojazdów czterokołowych, dziś, a także w przyszłości.
](Skrót "MP"; według "Forum")
KOMENTARZE